Branża budowlana, jak każda aktywność produkcyjna człowieka, odpowiada za emisje gazów cieplarnianych. Część źródeł ma związek z użytkowaniem obiektów, wiele innych kryje się w strukturze. Na każdym elemencie konstrukcyjnym ciąży koszt energetyczny. Zmniejszenie wpływu budownictwa na klimat wymaga zatem przemyślenia, czy zawsze potrzebujemy nowych obiektów. Może czasem warto ponownie wykorzystać te już istniejące? Szczególnie godna uwagi jest architektura doby modernizmu, bazująca na konstrukcjach betonowych i żelbetowych. Władze i decydenci nadal jednak często tkwią w uporze.
(Nie)budowanie w dobie katastrofy klimatycznej
Według danych European Environment Agency branża budowlana wyprodukowała w 2021 roku w Unii Europejskiej 35 procent emisji związanych ze zużyciem energii1. Dotychczas największym winowajcą było użytkowanie i utrzymanie budynków – energia zużyta do ogrzewania lub chłodzenia oraz zasilenia wyposażenia obiektów. Działania podejmowane dla zredukowania wpływu na klimat skupiały się zatem na efektywności energetycznej. W praktyce architekci biedzili się nad poprawą parametrów izolacyjności przegród, skuteczności i wydajności systemów ogrzewania, nad wdrożeniem rozwiązań i lepszymi możliwościami sterowania nimi. Nowe systemy zasilające w budynkach zużywają mniej energii lub pozwalają ją odzyskać. Działania przyniosły rezultat: w latach 2005–2021 emisje spowodowane użytkowaniem budynków spadły w UE o 31 procent. Trend daje się zaobserwować globalnie, jako że również na skalę globalną branża budowlana adoptuje standardy techniczne efektywności energetycznej, stopniowej poprawie ulega stan budynków, upowszechniają się technologie i wiedza.
Jednocześnie najnowszy główny raport ONZ dotyczący globalnych emisji związanych z branżą budowlaną – 2022 Global Status Report for Buildings and Construction – wskazuje na stały wzrost emisji gazów cieplarnianych2. Po pandemii, w 2021 roku, osiągnęliśmy niechlubny rekord: globalnie wyemitowaliśmy ponad dziesięć gigaton dwutlenku węgla, o 5 procent więcej niż w poprzedzającym roku. Przyczynę łatwo znaleźć: globalnie budujemy coraz więcej, a wraz z rosnącym wolumenem budynków rosną emisje związane z energią uwięzioną w konstrukcjach. Za emisje wbudowane (ang. embodied carbon) odpowiadają zarówno elementy konstrukcyjne, jak i spalanie paliw przy produkcji każdego elementu, transporcie, montażu, a docelowo także utylizacji. Emisje wbudowane odpowiadają za niemal 50 procent śladu węglowego budynków – szacunki IPCC wskazują, że 24 procent z globalnych emisji gazów cieplarnianych powstaje w trakcie procesu budowy, a 18 procent – przy produkcji materiałów budowlanych, głównie stali i betonu3. Wartość ta przez wiele lat umykała monitorowaniu emisji z budynków, choć „cykl życia budynku” funkcjonuje w dyskursie związanym z budownictwem ekologicznym. Pomysł monitorowania wbudowanego kosztu energetycznego dotyczył potrzeby planowania każdego etapu konstrukcyjnego – od narodzin do śmierci technicznej – pod kątem minimalizacji wpływu na środowisko.
Rozważania nad obiegiem materiałów dotyczą przede wszystkim ograniczenia zużycia zasobów w produkcji materiałów i zmniejszania wolumenu odpadów nierecyklingowanych. Podwaliny dla idei gospodarki obiegu zamkniętego, czyli takiego, w którym materiały budowlane „cyrkulują” w stałym obiegu życia budynków, stworzył dwadzieścia lat temu Bill Donough4. W myśl jego koncepcji materiały konstrukcyjne powinny krążyć w stałym cyklu „od kołyski do kołyski” – w idealnym świecie recykling materiałów porozbiórkowych zasilałby nową budowę. Koncepcja „od kołyski do kołyski” nie odnosi się bezpośrednio do problematyki emisji wbudowanych, choć może się przyczyniać do ich redukcji. Krokiem na rzecz zinwentaryzowania i wychwycenia luki informacyjnej dotyczącej emisji wbudowanych byłaby kalkulacja dla całego cyklu życia budynku, wprowadzana wraz z nowelizacją dyrektyw europejskich dotyczących efektywności energetycznej. Już teraz w kilku krajach europejskich, między innymi we Francji, w Danii i Królestwie Niderlandów, dąży się do się redukcji całościowego kosztu energetycznego budynku.
Budowanie w sam raz, czyli zasada dostateczności
O paradoksie wzrostu emisji przy poprawie efektywności pisze Yamina Saheb z Uniwersytetu w Lozannie, jedna z głównych autorek raportów IPCC dotyczących mitygacji zmian klimatu5. Saheb proponuje, by w kształtowaniu budynków kierować się zasadą dostateczności (ang. sufficiency). W jej myśl polityka i praktyka projektowe dążyłyby do likwidacji nadmiarowego zapotrzebowania na materiały, gdyż łączy się ono ze zużyciem energii i zasobów naturalnych, a potrzeby i dobrostan należy realizować w granicach możliwości planetarnych i przy zachowaniu sprawiedliwości społecznej6. Wdrożenie tej zasady powinno wyprzedzać i uzupełniać już wdrażane polityki efektywności energetycznej w budynkach.
Idea dostateczności jest bliska koncepcjom ekonomii obwarzanka Kate Raworth7. Saheb określiła limity zużycia zasobów: dolny stanowi minimum konieczne do zapewnienia potrzeby bazowej, na przykład zamieszkania, górny to limity planetarne związane z ograniczaniem nadmiarowego korzystania ze środowiska. W praktyce zasada ta sprawdzi się w wielu obszarach. W planowaniu miast odnosi się do lepszego wykorzystania przestrzeni zurbanizowanej, w gospodarce nieruchomościami – do wykorzystania istniejącego zasobu, niebudowania nadmiarowych powierzchni budynków, do ulg podatkowych dla posiadaczy ograniczonego zasobu nieruchomości (albo opodatkowania dodatkowych nieruchomości), stałej poprawy efektywności wyposażenia budynków. W odniesieniu do wykorzystania materiałów w budownictwie zasada dostateczności wplata pomysły związane z gospodarką cyrkularną, gdyż promuje ponowne wykorzystywanie materiałów albo wręcz ograniczenie powstawania nowych konstrukcji8. Testy nowych materiałów lub nowych sposobów używania materiałów prowadzone przez znanych inwestorów i architektów, owocują eksperymentalnymi budynkami, na przykład z kamiennym „egzoszkieletem” (londyński 15 Clerkenwell Close, projekt: Amin Taha, 2017). Kamienia nie trzeba produkować, wystarczy go wydobyć, obrobić i przetransportować na budowę. Zużycie energii wbudowanej spada9.
W dużych miastach zostało już niewiele „łatwych” działek – dużych, wygodnych do zagospodarowania, na których mogłaby powstać zabudowa na surowym korzeniu. Kurczenie się zasobu też ma szansę przyczynić się do zmian w nastawieniu inwestorów do istniejącej zabudowy, tym bardziej że koszty rozbiórki, utylizacji i składowania gruzu rosną. Wraz z nimi wzrasta popyt na usługi konsultingowo-projektowe polegające na ocenie i planowaniu bardziej opłacalnego sposobu użytkowania nieruchomości. W Polsce są jeszcze mało popularne, ale powszechne na przykład w Szwajcarii, gdzie nowych budynków powstaje stosunkowo niewiele.
Na razie przekucie pomysłów na konkretne działania związane z operacjonalizacją koncepcji dostateczności jest pieśnią przyszłości, i to obwarowaną wieloma wyzwaniami. Zliczanie kosztu węglowego nie oznacza od razu podjęcia działań na rzecz redukcji emisji, o ile nie idą za tym rozwiązania prawne. Dopiero trwają prace badawcze, które mają na celu oszacowanie energochłonności poszczególnych etapów życia budynku i uproszczenia procesu budowlanego. By oszacować emisję i koszty środowiskowe budowy/wyburzeń, trzeba dokonać wnikliwej analizy etapów życia budynku i szczegółowo zinwentaryzować emisje powiązane z tymi etapami i wykonywanymi w nich czynnościami10. Bez wiedzy, procedur i gotowości branży budowlanej to skomplikowane działanie nie wejdzie do standardowej praktyki.
Adaptacja starachowickiego szpitala – niezrealizowany projekt
Wciąż trwa faza testowania, eksperymentów i działań pilotażowych, które pozwolą na stworzenie procedur oceny emisji w całości cyklu życia budynku. Problemy nie ograniczają się do wyzwań technicznych; równie istotne jest przekonanie decydentów, inwestorów i mieszkańców do wykorzystywania istniejącego zasobu i ograniczenia nowych inwestycji. Niezwykle ważną rolę będzie tu odgrywać strona publiczna, ze względów wizerunkowych związanych z dawaniem przykładu poprzez realizowanie inwestycji publicznych. Niebagatelne znaczenie ma też dostępność środków, które pozwalają na wdrażanie nowych praktyk bez nadmiernego ryzyka biznesowego.
Spór między potrzebami realizacji polityki miejskiej a ideami ochrony klimatu wynikł w trakcie prac nad projektem studyjnym adaptacji budynku starego szpitala w Starachowicach. Jest to o tyle ciekawe doświadczenie dla samorządu i projektantów, że z problemem mierzyło się małe miasto, a w procesie projektowym zastosowano próbę oszacowania kosztu klimatycznego i wyliczenia emisji wbudowanych dla każdej z opcji: zachowania albo zburzenia obiektu. Opracowanie wykonane w fazie przedprojektowej realizowała pracownia A2P2 Architecture & Planning, współprowadzona przez autorów tego tekstu, przy wsparciu merytorycznym ze strony mamArchtiekci i zespołu branżowego11.
Zlecono nam przeanalizowanie możliwości adaptacji albo wyburzenia zespołu starego szpitala. Budynek o powierzchni ponad siedmiu tysięcy metrów kwadratowych został zaprojektowany przed II wojną światową i uzyskał wówczas pozwolenie na budowę, ale został zrealizowany w 1953 roku, jako element zaplecza dla Centralnego Okręgu Przemysłowego. Był wówczas najnowocześniejszym obiektem tego typu na Kielecczyźnie oraz ikoną modernizmu. Budynek na planie litery H obsadzono zielenią, do dziś przetrwał piękny starodrzew. Przez pięćdziesiąt lat mieścił się tam główny szpital miejski, dopiero w 2008 roku rozpoczęto przenoszenie oddziałów szpitalnych do nowego budynku. Stary opustoszał, od 2009 roku nie znalazł najemcy. W 2017 roku został wpisany do wojewódzkiej ewidencji zabytków. W 2021 roku władze miasta nabyły prawie 3,5 hektara terenu wraz z pustostanem. Zamierzały zbudować tam nowe osiedle mieszkalnictwa komunalnego. W 2022 roku gmina dostała grant ze środków norweskich i zleciła przeprowadzenie warsztatów charette, by wypracować koncepcję nowego osiedla.
Los budynku był wtedy niepewny, władze gminy miały ochotę go wyburzyć i komunikowały zamiar inwestowania w mieszkalnictwo. Argumentowały swoje plany ogromnymi kosztami utrzymania i brakiem pomysłu na adaptację. Wojewódzki konserwator zabytków przychylił się do tych planów i w 2022 roku wydał zgodę na wykreślenie obiektu z ewidencji; zarazem zgłosił konieczność udokumentowania obiektu przed wyburzeniem. Pomysł zrealizowania konkursu SARP-u na nowy zespół spotkał się z silnym oporem środowisk związanych z ochroną dziedzictwa i kultury Starachowic. Władze miasta zdecydowały się uruchomić proces partycypacyjny. Dyskusje o przyszłości szpitala toczyły się już wcześniej, głównie na profilu społecznościowym Marka Materka, prezydenta miasta. Dyskutanci dzielili się na zwolenników adaptacji i entuzjastów szybkiego wyburzenia.
Ważnym architektonicznym głosem w sprawie był dyplom magistra Kacpra Kępińskiego Kwartał wielopokoleniowy, zrealizowany w 2017 roku na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Głównym, rewolucyjnym założeniem pracy było pokazanie, że adaptacja budynku szpitalnego jest możliwa. Kępiński zaproponował zespół mieszkań z usługami społecznymi dla osób z różnych pokoleń. Adaptacja była zarazem działaniem konserwatorskim, bo pozwalała zachować dziedzictwo modernizmu. Scenariusz ten omawiano na warsztatach charette. W 2019 roku, w ramach przygotowania nieruchomości do sprzedaży, wykonano analizy stanu technicznego obiektu. Wynikało z nich, że główne elementy żelbetowej konstrukcji są w dobrym stanie technicznym i mają wysoką nośność, a adaptacja jest możliwa.
Proces partycypacyjny dotyczący szpitala trwał od stycznia do marca 2023 roku, wcześniej zespół projektowy zakończył prace przygotowawcze, między innymi zinwentaryzowano drzewostan. W dwóch rundach spotkań z urzędnikami i mieszkańcami projektanci wypracowywali alternatywne rozwiązania dotyczące adaptacji, częściowej adaptacji, odbudowy na śladzie budynku albo wyburzenia obiektu. W ramach równoległych prac studialnych zespół A2P2 wraz urzędnikami identyfikował potrzeby użytkowników i klientów mieszkań TBS, a docelowo inwestora zespołu, oraz możliwości architektoniczne. Warianty zabudowy wyłonione w procesie tworzenia koncepcji kształtowały się w zbliżony sposób pod względem możliwej do uzyskania powierzchni zabudowy i liczby mieszkań. W zaadaptowanym szpitalu zmieściłoby się około dwustu mieszkań (trzysta, gdyby istniejący obiekt próbowano odbudować w pierwotnym obrysie) i od czterystu do ośmiuset metrów kwadratowych usług społecznych. Adaptacja istniejącego budynku oznaczała także zachowanie starodrzewu. Koszty adaptacji i wyburzenia były podobne, w 2023 roku szacowano je odpowiednio na czterdzieści sześć milionów i czterdzieści dwa miliony złotych. Przy adaptacji odpadały koszty realizacji konstrukcji (około 30 procent kosztów budynku), przy wyburzeniach dochodziły koszty utylizacji odpadów. Po zaostrzeniu norm dotyczących traktowania odpadów gruz budowlany trzeba poddawać utylizacji w przygotowanych do tego zakładach. Realizacja budynku w formule adaptacji byłaby możliwa przy wykorzystaniu montażu finansowego ze środków publicznych: kredytu BGK, Rządowego Funduszu Rozwoju Mieszkalnictwa, Funduszu Dopłat i wkładów własnych.
Nowatorskim posunięciem było wykonanie analiz śladu węglowego związanego z wyburzeniem budynku. Zadania podjęła się firma Little Greenfinity. Jako że pracowała na etapie przedprojektowym, zastosowała metodę analiz porównawczych. Do wywiezienia materiałów po rozbiórce szpitala – potężnego budynku o żelbetowej konstrukcji – trzeba by zrealizować 1,2 tysiąca kursów ciężarówek o ładowności dwudziestu pięciu ton. Różnica w emisjach między zaadaptowaniem pustostanu a budową nowych obiektów o tym samym programie mieszkaniowym wyniosła 1775 ton dwutlenku węgla na niekorzyść drugiej opcji. Tyle wyemitowałoby 13,5 tysiąca samolotów pasażerskich na trasie Warszawa–Paryż w przeliczeniu na jednego pasażera albo produkcja 550 aut osobowych. Do kosztów węglowych należało dodać konsekwencje związane z wycinką znacznej części drzewostanu – ponad 209 drzew, o łącznej powierzchni koron prawie 6 tysięcy metrów kwadratowych.
Proces posuwał się opornie, gdyż większość zespołu urzędowego, poza architektem miasta Maciejem Bednarczykiem, była sceptycznie nastawiona do idei adaptacji i miała wiele obaw związanych z inwestycją. Lokalny TBS dotychczas realizował mniejsze, nowe i proste obiekty. Próby wcześniejszych adaptacji budynków na cele najmu spotykały się z mieszanym odbiorem. Na ich ocenę wpływał także charakter lokalnej zabudowy – w Starachowicach jest niewiele inwestycji deweloperskich, dominuje zabudowa jednorodzinna. Adaptacja byłaby dużym, złożonym i kosztownym przedsięwzięciem. Krytykowały ją także lokalne środowiska seniorów, nienawykłe do przedsięwzięć substandardowych. W trakcie konsultacji padały stwierdzenia, że „nowe to nowe”, a mieszkanie w zaadaptowanym budynku będzie czymś gorszym. Do głosu dochodził także strach przed zamieszkaniem w dawnym szpitalu. Nieliczne grono obrońców adaptacji zwracało uwagę na architektoniczne walory budynku i zanikanie historii Starachowic oraz szerzej – modernizmu. Nie wszyscy mieli też negatywne wspomnienia związane ze starym szpitalem. W nim urodziła się znaczna grupa obecnych mieszkańców miasta, wielu znało dawnych lekarzy i personel.
Ostatecznie do głosu doszła polityka. Prezydent miasta nie dał się przekonać do pomysłu adaptacji. W lokalnej „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł dotyczący apelu miejscowego środowiska architektów12. Zaraz po tym na facebookowym profilu prezydenta Materka pojawił się kolejny wpis z prośbą o komentarze dotyczące pozostawienia bądź wyburzenia obiektu, z przywołanym tekstem prasowym. Utożsamienie pomysłów innych niż budowa osiedla z krytyką działania ekipy zarządzającej Starachowicami poskutkowało szybką mobilizacją zwolenników idei wyburzenia szpitala jako jedynej możliwej opcji dla realizacji nowego osiedla. Zamknęło to dyskusję o jakichkolwiek innych alternatywach. Tuż po zakończeniu warsztatów charette władze rozpisały przetarg na przygotowanie dokumentacji wyburzeniowej.
Adaptacja ratusza w Bergen – przyszłość już tu jest
Kazus starachowicki pokazuje, że instytucje publiczne potrzebują silnego wsparcia (wiedzy, kompetencji, ludzi, zaplecza politycznego, ewentualnie przychylności rządzących), aby próbować realizować złożone projekty adaptacji obiektów. W teorii stary szpital był idealnym obiektem dla wdrożenia idei dostateczności. Małe samorządy radzą sobie z podobnymi wyzwaniami, na przykład w Oławie TBS Kamienna Góra zrealizował projekty adaptacji zabytkowych obiektów. W Starachowicach zabrakło politycznej odwagi, decyzję podjęto także pod wpływem realnych obaw urzędników o ryzyko projektu, nie wysłuchano głosów osób popierających zachowanie budynku. Koszty klimatyczne i argumenty związane z zatrzymaniem emisji wbudowanych nie wpłynęły na ostateczne rozpatrzenie sprawy. Z takimi dylematami będą się mierzyć także inne samorządy, skonfrontowane ze skutkami wdrożenia unijnej polityki „Fit for 55”, która zakłada dążenie do neutralności klimatycznej.
Walka o stary szpital jest o tyle ciekawa, że starachowiccy urzędnicy w ramach programu wymiany polsko-norweskiej uczestniczyli w wizytach studyjnych w Bergen, mieście partnerskim. W trakcie wizyty (wzmianka o niej pojawiła się na stronie urzędu) poświęconej ekologii zaprezentowano projekt adaptacji modernistycznego ratusza13. Brutalistyczny obiekt zaprojektował norweski architekt Erling Viksjø, znany między innymi z projektu budynków rządowych w Oslo zrealizowanych w 1974 roku. Piętnastokondygnacyjna betonowa szafa biurowca dominuje nad kameralnym krajobrazem miasta. W 2012 roku kontrole techniczne wykryły korozję zbrojenia wywołaną pęknięciami w warstwie betonu, infiltracją wody i pękaniem fasady. W 2019 roku budynek przeszedł gruntowny remont, w 2022 roku został ponownie oddany do użytku. O remoncie zadecydowały także inne czynniki: konieczność usunięcia azbestu, znaczne zapóźnienia w remontowaniu i utrzymaniu wyposażenia technicznego oraz problemy z klimatyzacją – typowe bolączki architektury późnego modernizmu.
Norwegowie przeanalizowali konsekwencje wyburzenia i adaptacji obiektu. Wzięli pod uwagę między innymi rachunek ekonomiczny. Wyburzenie obiektu kosztowałoby ponad 920 milionów koron norweskich i niosłoby ze sobą znaczący koszt środowiskowy związany z utylizacją gruzu. Początkowo renowację wyceniono na ponad 540 milionów koron, ostateczne rachunek wzrósł o ponad 77,8 miliona koron, lecz cykl życia budynku wydłużono o ponad pięćdziesiąt lat. Håkon Pettersen, radny do spraw finansów, w wywiadach z prasą twierdził, że decyzja o przyszłym losie budynku powinna wynikać z oceny technicznej, a nie ze względów politycznych. W wyremontowanym budynku zmieniono układ wewnętrzny, wprowadzono nowoczesne przestrzenie typu open space. Dzisiaj mieszkańców miasta wita nowoczesna i funkcjonalna strefa recepcyjna, inspirowana architekturą lat sześćdziesiątych (wraca ona do łask).
W Norwegii panuje jednak inna kultura polityczna. Obywatele mają zaufanie do instytucji publicznych, rozliczają rządzących z efektywności działań, obowiązuje tam zasada „długiego trwania”, czyli spojrzenie wielokadencyjne. Norweskie samorządy dysponują wielokrotnie wyższymi środkami, więc ich wydawanie jest obarczone mniejszym ryzykiem.
Biskupin – nadzieja na nowe rozdanie
W Polsce, zwłaszcza w środowisku projektantów z młodszego pokolenia, pojawiają się już zapowiedzi nowego podejścia do ponownego użytkowania istniejących obiektów. W listopadzie 2023 roku rozstrzygnięto konkurs na koncepcję pawilonu ekspozycyjnego w Biskupinie. Zamawiającemu zależało, aby obiekt w rezerwacie archeologicznym, pośród rekonstrukcji osad z różnych okresów przeszłości, był kolejnym śladem działalności budowlanej człowieka, odpowiadał na aktualne wyzwania klimatyczne, interpretował idee lokalności i zrównoważonego rozwoju. Dopuszczono możliwość pozostawienia części istniejącego pawilonu z lat 70. XX wieku, lecz nie był to warunek konieczny. Zasady te wypracowano wspólnie z organizatorem i zapisano w warunkach konkursowych – czyli zamawiający budynek był gotowy na wdrożenie takich rozwiązań.
We wszystkich nagrodzonych koncepcjach autorstwa młodych pracowni zachowano przynajmniej główną konstrukcję budynku. Pierwszą nagrodę otrzymała propozycja wrocławskiej pracowni Prolog „Zastane zasoby”, najbardziej radykalna. Zwycięzcy założyli cyrkularność materiałów na poziomie wykorzystania gruzu z rozbiórki części istniejącego pawilonu nienadającej się do adaptacji oraz ponowne wykorzystanie rozdrobnionej strzechy w brązowym dachu14.
Przyszłość, której nie trzeba budować – rzecz o trwałości budynków oraz wyzwaniach przyszłości
W dyskusji o zachowywaniu obiektów ze względu na energię wbudowaną na razie prym wiodą naukowcy, architekci prekursorzy i środowiskowi lobbyści. W Unii Europejskiej działania testowe i badawcze często poprzedzają znaczącą zmianę systemową. Każde rozwiązanie zbliżające nas do osiągnięcia neutralności klimatycznej i zatrzymania zmian klimatycznych da się wdrożyć przy planowaniu inwestycji, zamawianiu usług projektowych i wykonawczych, przed podjęciem decyzji o najmie obiektu. Za chwilę każdy decydent oraz jego ekipa projektowa i techniczna będą myśleli cyklem życia budynku i kalkulowali, ile dwutlenku węgla „zamrozić” w ścianach i konstrukcji przy adaptowaniu obiektu na nowe funkcje.
Wdrożenie analizy życia budynków pod kątem ich emisyjności nie jest w Unii Europejskiej wyłącznie działaniem teoretycznym ani eksperymentem. Do myślenia cyklem życia budynku zachęca przede wszystkim wprowadzany system taksonomii UE, część Zielonego Ładu. W dużym skrócie: w taksonomii zidentyfikowano działania biznesowe, które prowadzą do redukcji szkód dla klimatu i środowiska, a przez to kwalifikują się do korzystnego finansowania ze środków UE. Wprowadzanie taksonomii wiąże się z obowiązkiem raportowania do inwestorów i władz działań na rzecz redukcji emisji dwutlenku węgla15. Ostatecznym celem działań związanych z inwestowaniem w technologie niskoemisyjne jest wdrażanie rozwiązań zawartych w Paryskich porozumieniach klimatycznych, czyli redukcja wpływu na zmiany klimatu. Mechanizmy finansowania zakładają nie tylko pomoc unijną udzielaną krajom członkowskim, ale też zwrot części środków. Dla budynków taksonomia UE określa parametry efektywności energetycznej i minimalizacji zapotrzebowania na energię pierwotną, a także potencjał wpływu cyklu życiowego budynku na klimat. Wymogi taksonomii UE dotyczą inwestycji powyżej pięciu tysięcy metrów kwadratowych.
W historii starego szpitala zaskakuje, że mimo możliwości posiłkowania się obszerną wiedzą z zagranicy oraz wsparcia krajowych ekspertów władze Starachowic nie podjęły próby ratowania budynku i nie przygotowały się na nieodległą przyszłość. Regulacje dotyczące taksonomii UE przyjęto w 2020 roku, ich wdrożenie nastąpiło w 2022 roku. Pozornie „łatwa” i politycznie wygodna decyzja o budowie nowego osiedla kosztem zabytkowego budynku i wycinki starodrzewu – niegdyś oczywista ścieżka – już za chwilę okaże się krótkowzroczna i problematyczna z punktu widzenia przyszłych możliwości rozwoju, finansowania i odpowiedzialności wobec planety.