ilustracja: Jakub Woynarowski
Jeśli chodzi o Zamek Kafki, a zatem obraz Zamku u Kafki, istnieje częsta pokusa prowadząca do powszechnego i rozpowszechnionego nieporozumienia.
Mowa o wielkiej i zresztą zrozumiałej chęci doszukiwania się prototypu obrazu nie tylko Zamku z powieści Kafki, lecz obiegowej metafory Kafkowskiego Zamku w Zamku Praskim (Prager Burg). Przyczyny rzeczonej pokusy są aż nadto oczywiste: mamy bowiem skłonność do utożsamiania topografii z topologią. Prażanin Kafka, który na dodatek właśnie pod Zamkiem wynajmował mieszkania, by w nich tworzyć, codziennie mógł patrzeć, jak Zamek nad miastem góruje i panuje – dlatego nie mógł rzekomo inaczej o nim pisać.
Na tym niewielkim przykładzie widzimy częściowe podłoże innej wielkiej i błędnej pokusy – ustawicznego i powszechnego porównywania Kafki z Schulzem. Pomijając zasadniczą strukturalną odmienność ich poetyk, Praga dla Kafki w żaden sposób nie była tym samym, czym Drohobycz dla Schulza – precyzyjnie wyznaczonym i określonym modelem jego kosmosu.
Ba, więcej – dużo trudniej nie dostrzegać w Praskim Zamku czegoś zupełnie innego, przeciwnego symbolu: miasto, mieszkaniec, mieszczanin, mieszczaństwo 1. Burg – Bürger – Bürgerschaft – Bürgertum. To nie pozorna semantyczna bliskość słów Burg i Berg jest decydująca, lecz owa okoliczność, że dzięki usytuowaniu Burg na wzgórzu, pagórku lub innym wzniesieniu można sobie wyobrazić zaistnienie zgromadzenia mieszkańców, które opierając się na pierwotnej prostopadłej wzniesienia, nabiera sensu w emancypacji od tejże prostopadłej i we własnym stopniowym poziomym dialogu, nieraz już w opozycji do Burg.
Natomiast das Schloss u Kafki nawet nie stoi przy mieście, a co dopiero w środku miasta. Jest usytuowany nieopodal wsi i z dzisiejszego punktu widzenia ujawnia w ten sposób swoją strukturalną archaiczność, a także jawną i potencjalną archaiczność globalnej wioski.
Praobrazu Schloss należy szukać nie w topografii, a tym bardziej nie w toponimii, lecz w topologii; nie tyle w architekturze, ile w mowie, w strukturach mowy; nie tyle w otwartej przestrzeni, ile w jej scentralizowanym projektowaniu, planowaniu, strukturyzowaniu: przy całej oczywistości stwierdzenia, że Schloss jest zamknięty (geschlossen), pozostaje także niedostępny (verschlossen) oraz zaszyfrowany (verschlüsselt). Verschlüsselung wszystkich przekazów, rozporządzeń i wskazówek, które wychodzą z tego miejsca, prowadzi do Verschlüsseltheit jako podstawowego trybu i podstawowego paradoksu tego modelu: asertywność nakazów dziwnym sposobem ściśle wiąże się bowiem z ich niejednoznacznością, despotyczny duktus – z mglistością interpretacji. W asertywności i dyskursie tkwi zapowiedź sedna dyktatur totalitarnych: nie tylko w możliwości, lecz wręcz w strukturalnej konieczności rozbieżności lektur.
Decyzji (Beschlüsse) Schloss w zasadzie nie można erschliessen, wyciągać z nich wniosków na użytek zdrowego obywatelskiego, mieszczańskiego rozumu; one są jeszcze bardziej verschlüsselt. Nie da się też zrozumieć założenia, uzasadnienia tego, z czego nie da się wyciągać wniosków, nie można dokonać ostatecznego wyboru (Entschluss) ani poznać klucza do niego (Schlüssel). Tam, gdzie uzasadnienia są w zasadzie niedostępne i niewytłumaczalne, pojawia się miejsce dla wyobcowania – kluczowego pojęcia (Schlüsselkonzept) XIX i XX wieku, od Marksa, poprzez Freuda i Heideggera, i dalej do Lacana, Foucaulta i Žižka. Das Schloss nie ma miejsca: ów brak miejsca nazywa się dystopią. Zamek w swojej istocie jest nie-miejscem (Unort), pomimo wyra źnej, zawartej w nazwisku właściciela (hrabiego Westwesta) wskazówki na zachodnią proweniencję tej antyutopii. Westwest znaczy bowiem tyle, ile najzachodniejszy Zachód – kwintesencja Zachodu.
Schloss to zapowiedź, a teraz już i ucieleśnienie geschlossene Gesellschaft, będącej antypodami Popperowskiej offene Gesellschaft, która ukształtowała się właśnie na skutek emancypacji Bürger od Burg i założenia społeczeństwa obywatelskiego – Bürgergesellschaft.
Od Schloss nie jest możliwa żadna emancypacja. On jest przeciwieństwem pojęcia emancypacji, a także uniemożliwia jakąkolwiek partycypację – po prostu jej nie przewiduje.
Zamek nie musi być nawet w żaden sposób widzialny, widoczny. Już od pierwszej sceny jest otoczony mgłą i ciemnością, jest „pozorną pustką”. Nie jest też ani wielki, ani okazały. Wręcz przeciwnie: jest zbieraniną ubogich budynków, z jedną tylko wieżą o niejasnym przeznaczeniu, wokół której bezustannie krążą zgraje czarnych kruków. Jest przeciętny, i na tym polega główna jego charakterystyka. Jest banalnością zła samą w sobie. Nie jest ani latarnią, ani punktem orientacyjnym. Nie góruje nad miejscowością, chociaż wznosi się na wzgórzu. Jego samowystarczalność polega właśnie na tym, że po prostu jest.
Z punktu widzenia architektonicznego Zamek jest amorficzny, niewyraźny, nieładny. On nawet nie ma ambicji bycia ładnym, imponującym, przekonującym. Jemu nie potrzeba ani zamiłowania, ani lubowania, ani zachwytu, ani czci, ani podziwu. Nie wymaga poważania, pochwały, szacunku, idealizacji. On jest – by tak rzec – całkowicie wolny od takich pokus, a zatem też od tego rodzaju pragnień. Wszystko, czego mu trzeba, to pokora, strach i niezrozumiałość (Unerschließbarkeit). Pokora i strach biorą się właśnie z jego nieprzeniknioności. Z lepkiego, paralitycznego połączenia ohydy, przeciętności i nikczemno ści.