Jeśli wypadek albo choroba nie zmiecie mnie przedwcześnie z planszy, za kilkanaście lat dołączę do grona seniorów. Powiększa się ono z roku na rok. Demografowie przewidują, że w 2045 roku polskie społeczeństwo w 40 procentach będzie się składało z emerytów. Podobne szacunki dotyczą wielu krajów europejskich i najbogatszych gospodarek Azji. Wydział ds. Ludności Organizacji Narodów Zjednoczonych prognozuje, że do połowy tego wieku na świecie będzie żyć 1,6 miliarda ludzi w wieku powyżej sześćdziesięciu pięciu lat.

Czy nasze mieszkania, miasta, wsie, instytucje publiczne, systemy transportu i opieki medycznej są przygotowane na zjawisko określane w języku ekonomii cokolwiek niepokojącą frazą silver tsunami? A może na problem należy spojrzeć z innej perspektywy? Może właśnie narastająca konieczność przystosowania polityk społecznych i przestrzeni codziennego funkcjonowania do potrzeb ludzi starych sprawi, że koniec końców wszystkim będzie żyło się lepiej? „Marzy mi się polityka społeczna, w której potrzeby nie mają wieku, płci ani narodowości. Ograniczenia związane z niepełnosprawnością mogą dotknąć każdego, niezależnie od wieku, wózki są nie tylko inwalidzkie, samotność dręczy też dzieci” – pisze w tym numerze Anna Miodyńska. Jej zdaniem wszystko, co bezpieczne, godne i wygodne, a także inkluzywne, miasta będą zawdzięczać ludziom starym, o ile zostaną zrealizowane wytyczne z różnych przewodników spod znaku Age-Friendly City. Łukasz Pancewicz w rozważaniach o starzejących się miejskich populacjach przywołuje słowa kanadyjskiego urbanisty Guillerma Penalosy: „w mieście komfortowym dla osiemdziesięciolatka dobrze będzie się czuł także ośmiolatek”.

Realizacja dobrze pojętej polityki wspólnotowej – opartej na międzypokoleniowej solidarności i sprawnych instytucjach – wymaga skonfrontowania się na poziomie społecznym z nieuchronnością procesów wiążących się z przywilejem długiego życia. „Ważnymi elementami codzienności starszych kobiet – pisze Magdalena Zych – są zdrowe kolana i biodra. Katalog chorób jest obszerny, ale to właśnie unieruchomienie postrzegamy jako sedno zależności powodującej utratę cennej autonomii”. Marcel Andino Velez przywołuje podszytą czarnym humorem, stworzoną przez gerontologów klasyfikację etapów starości: go-go, slow-go i no-go. „Nie czarujmy się, no-go jest równoznaczne z TYM. TO, czyli rozpad status quo. Początek końca. Kończy się życie, choć wydawało się trwać niezmiennie, w wiecznej teraźniejszości”. No-go dopadnie cię, choćbyś nie wiem jak dbała o dobrostan flory jelitowej i utrzymanie masy mięśniowej – ironizuje głos w mojej głowie, kiedy pocę się na treningu. Cieszę się dobrą formą moich rodziców, dziarskich siedemdziesięciolatków, w popłochu odpędzam myśli o „jedynych możliwych” decyzjach, które może trzeba będzie podjąć w przyszłości. W tym wydaniu „Autoportretu” publikujemy też fragment książki Didiera Eribona o matce oddanej do domu opieki. Serce rozdziera mi fragment: „Fatum starzenia […] było skondensowane w tej fatalnej chwili podjęcia nieuchronnej decyzji i narzucało się nam, narzucało się jej, bezlitośnie zmiatając jej pragnienia, chęci i wszelką możliwość buntu czy działania”. To o nas.

Marta Karpińska