Esej Modernizm i kolonializm Hilde Heynen – opublikowany przez nas w numerze Mity modernizmu1 – ma moc przewartościowania utartych poglądów. Zdarzają się takie teksty. Heynen zwraca uwagę na związek ikon nowoczesności z ekspansją kolonialną, przywołuje podszyty rasizmem darwinizm społeczny Adolfa Loosa oraz podejrzaną moralnie – i poddaną postkolonialnej krytyce – fascynację Zachodu sztuką podbijanych plemion. Admiratorzy artefaktów pochodzących z kolonialnej grabieży, prezentując je w nowoczesnych muzeach w oprawie wysterylizowanej ze znaczeń towarzyszących pierwotnie tym dziełom, wzięli udział w zagładzie rzeczy (i pamięci o ich twórcach), które tak podziwiali. Wyjęte z kontekstu – pisze Heynen – stają się jedynie przedmiotami estetycznymi. Znika historia ich powstania, często dramatyczna i naznaczona przemocą. Myślę, że tunelowe – bo skupione jedynie na odbiorze estetycznym – widzenie wciąż dotyczy także dziedzictwa architektury modernizmu. Świadczą o tym chociażby niezliczone profile w mediach społecznościowych prezentujące tysiące przykładów lepiej lub gorzej zachowanych modernistycznych struktur ze wszystkich części świata. W instagramowym feedzie słabo sprzedają się refleksje nad odsetkiem budynków powstałych w wyniku – albo w sprzeciwie wobec – kolonialnej polityki któregoś z nowoczesnych imperiów.
Międzynarodowe studia postkolonialne gruntownie przeanalizowały związki pomiędzy zachodnim, oświeceniowym projektem nowoczesności i praktyką kolonializmu. Czy musiało jednak dojść do pełnoskalowej wojny w bezpośrednim sąsiedztwie Unii Europejskiej, żeby we współczesnej świadomości części Europejczyków, głównie tych ze wschodu, uprawomocniła się myśl, że putinowska Rosja od dziesięcioleci działa w militarystycznej logice kolonialnego petroimperium? Bolesne otrzeźwienie dotyczy też naszej redakcji: gdyby Putin 24 lutego 2022 roku nie rozpoczął kolejnej fazy wojny w Ukrainie, w tym numerze „Autoportretu” z pewnością nie zamieścilibyśmy tak wielu tekstów analizujących rolę Rosji jako brutalnego kolonizatora.
Hilde Heynen postuluje, że trzeba dopuścić możliwość uwolnienia ideałów modernizmu rozumianych jako przynależne wyłącznie Zachodowi społeczne emancypacja i postęp. Ta propozycja znajduje już zastosowanie choćby we współczesnych badaniach nad dziedzictwem modernizmu krajów byłego bloku wschodniego. Wyłania się z nich zróżnicowana opowieść o miastach, wspólnotach obywatelskich i instytucjach, sieciach ekspertów, których działania miały na celu rzeczywistą poprawę warunków życia milionów ludzi w kontekście politycznej zależności od władzy w Moskwie i w ramach odgórnie narzucanej przez ZSRR (i często brutalnie wprowadzanej) modernizacji. Te badania rozsadzają narrację o imperium podporządkowującym sobie każdy aspekt rzeczywistości.
„Pozbądźmy się tradycyjnego wyobrażenia ofiary jako nieszczęsnego, biernego terytorium, okupowanego obiektu, bezosobowej substancji” – napisała Jewgienija Gubkina kilka tygodni po rosyjskiej agresji na jej kraj. Esej, który publikujemy w tym numerze „Autoportretu”, zakończyła słowami: „Mogą zniszczyć nasze miasta, ale nigdy nie zniszczą nas”.