Od 24 lutego wpatruję się w mapy i śledzę linie frontów. W Ukrainie trwa wojna. Wstrzymujemy oddech i z niepokojem śledzimy ruchy wojsk. Cieszą nas dotychczas obojętne doniesienia o rasputicy, odwilży, która może zatrzymać ciężkie wozy zbrojne agresora, czy informacje o siarczystych mrozach na wschodzie, bo dokuczają rosyjskim żołnierzom i uszczuplają ich zasoby paliwa. Na morzach Azowskim i Czarnym sztorm nie pozwolił okrętom wypłynąć z portów i zaatakować Odessy.
Nagle wszyscy mówimy o rosyjskim gazie i rynkach paliw, o globalnym rozkładzie wzajemnych zależności. Ukryte w rurociągach przepływy paliwa ujrzały światło dzienne jako część dziennikarskich analiz i dyplomatycznych presji. Wszystko się zmieniło, choć wiele korporacji i państw mimo pozornych gestów kontynuuje business as usual.
Z tematem architektury mikroklimatów przyszli do nas Aleksandra Kędziorek i Centrala: Malgorzata Kuciewicz, Simone De Iacobis jeszcze w innym świecie. Chcieliśmy wspólnie przyjrzeć się architekturze zanurzonej w środowisku i klimacie – tradycyjnej i współczesnej.
W kontekście trwającej katastrofy klimatycznej i jeszcze większej niepewności „analogowa”, niepodłączona do prądu architektura zyskuje na znaczeniu, staje się wręcz moralnym imperatywem. Lektura eseju Daniela Barbera uświadamia, że przez ostatnie sześćdziesiąt–siedemdziesiąt lat o kształcie globalnej architektury decydował komfort kreowany przez klimatyzatory i wentylatory (czyli pośrednio paliwa kopalne). Formy stylu międzynarodowego nie mają znaczenia, cała dyskusja postmodernistyczna tylko przykrywa – jak podwieszany sufit – sieć instalacji oplatających współczesne budynki. Parę lat temu Maciej Miłobędzki postawił na naszych łamach diagnozę, że dzisiejsze biurowce są jak pacjenci na OIOM-ie.
Czas najwyższy odłączyć je od prądu, wrócić do technik chłodzenia i ogrzewania niezależnych od energii pochodzącej z paliw. Okazuje się, że taką wiedzą już dysponujemy – zgromadzili ją nie tylko twórcy architektury wernakularnej, lecz również najwięksi moderniści. Poruszanie przegrodami i łamaczami światła składało się na codzienną choreografię budynków Le Corbusiera, Richarda Neutry czy Josepa Lluísa Serta przed powszechnym zastosowaniem klimatyzacji. Philippe Rahm wykorzystuje konwekcję na równi z tradycyjnymi środkami architektonicznym.
15 marca ogłoszono, że Nagrodę Pritzkera otrzymał Diébédo Francis Kéré. W okolicznościowym filmie laureat mówi: „Architektura jest przede wszystkim służbą ludzkości […]. Jeśli budujesz w regionie o gorącym klimacie, a to właśnie robię, w pierwszej kolejności muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, jak sprawić, żeby budynek dobrze funkcjonował bez sztucznego systemu chłodzącego”.
Wypieraliśmy świadomość, że takie budynki powinny powstawać także u nas, delegowaliśmy je do biednego globalnego Południa. Teraz słowa Kérégo musimy przyłożyć także do klimatów dotychczas uważanych za umiarkowane. One się zmieniają, lecz przede wszystkim czas dostrzec nierówności w dystrybucji komfortu i koszty środowiskowe tak kształtowanego budownictwa. Stąd radykalny postulat tego numeru: odłączmy architekturę od prądu! Przywróćmy ją lokalnym warunkom klimatycznym, światłu, kierunkom wiatrów, chłodzącej wodzie. Nie zamykajmy się szczelnie w naszych pudełkach. Architekci mogą być pionierami tej zmiany, jak twierdzi Daniel Barber. Wystarczy, że tego zapragną.
Miejmy nadzieję, że wojna niedługo się skończy, a na mapach będziemy śledzić tylko (?) fronty atmosferyczne.