Prace nad Nową nadzieją, bieżącym numerem “Autoportretu”, zaczynaliśmy w innej rzeczywistości, przed wybuchem pandemii COVID-19. Ostatnie zeszłoroczne wydanie naszego kwartalnika – Architektura a katastrofa klimatu, 2019 nr 4 (67) – wysyłaliśmy do druku przekonani, że nasz świat nie zatrzyma się dobrowolnie w pędzie nieuchronnie prowadzącym do zderzenia ze ścianą, niszczycielskimi skutkami rozchwiania przez ludzkość systemów podtrzymujących życie na Ziemi. Postanowiliśmy więc poszukać czegoś, co daje nadzieję: przestrzennych działań, strategii czy rozwiązań projektowych możliwych do zastosowania w warunkach wciąż obowiązującego – choć w ewidentny sposób destrukcyjnego dla klimatu – dyktatu ciągłego wzrostu gospodarczego. Uznaliśmy, że nadzieja jest konieczna, by stworzyć przestrzeń dla wyobraźni. Deficyt perspektywicznego myślenia skutkuje pogrążaniem się współczesnych społeczeństw w samobójczym marazmie. Slavoj Žižek powiedział, że ludziom łatwiej przychodzi wizualizować sobie apokalipsę niż koniec kapitalizmu. Cóż, pierwsze miesiące tego roku przyniosły jedno i drugie: katastrofalną pandemię oraz narastające przeświadczenie, że nasz dotychczasowy świat właśnie się skończył.
Zdajemy sobie sprawę, że tytuł Nowa nadzieja brzmi co najmniej ironicznie czy wręcz bezdusznie w sytuacji, gdzie kraje najbardziej dotknięte szalejącą zarazą są zmuszone adaptować obiekty sportowe na prowizoryczne kostnice. Niektóre teksty powstałe parę tygodni temu czyta się jak raport z odległej przeszłości. Zuzanna Kasperczyk pisze w tym numerze o buncie młodego pokolenia – w ubiegłym roku zorganizowało ono na całym świecie największe w historii masowe protesty przeciw politykom ignorującym zagrożenie klimatyczne. Przebywanie w tłumie jest dziś, pod koniec marca 2020 roku, czymś niewyobrażalnym. Mnożą się jedynie spekulacje, jak długo potrwa globalne zamknięcie społeczeństw i gospodarek; nikt do końca nie wie, kiedy będziemy mogli wyjść z domu, a wielotysięczne zgromadzenia kojarzą się z bombami biologicznymi zagrażającymi bytowi nawet najbogatszych państw. Niemniej wiele z kwestii przedstawianych w tym numerze wręcz zyskuje na znaczeniu. Omawiane w tekstach zaproszonych przez nas autorów i autorek eksperymentalne propozycje projektowe testowane w niewielkiej skali bądź jedynie teoretyzowane mogą okazać się gotowymi do wdrożenia rozwiązaniami w pokryzysowej przyszłości. Niepokojąco zyskał na aktualności tytuł tekstu Elke Krasny i Angeliki Fitz Dlaczego terapia musi być intensywna – manifestu głoszącego, że tylko architektura i urbanistyka oparte na fundamencie troski i opieki, uznające współzależność gospodarki i ekosystemów, mogą przyczynić się do naprawy środowisk, w których żyją i będą żyć ludzie.
Paradoksalnie, zupełnie niespodziewana, podszyta obawą i przygnębieniem nadzieja tkwi w niewiadomej przyszłości. Jeszcze parę tygodni temu mieliśmy pewność – a przynajmniej miała ją druzgocąca większość naukowców – że jeśli się nie zatrzymamy (a nic nie wskazywało, że jesteśmy na to gotowi), nie zdołamy zapanować nad skalą katastrofy klimatycznej. Świat nauki przestrzegał też od wielu lat przed grożącą nam pandemią. Zmiany klimatu ułatwiają namnażanie się patogenów, a globalizacja umożliwia ich błyskawiczne rozprzestrzenianie. Dziś naukowe przewidywania stały się rzeczywistością, a my tkwimy oszołomieni w przymusowym bezruchu. Wiemy z historii, że pandemie zmieniały bieg dziejów. Jaki świat wyłoni się z obecnej?