Pod koniec kwietnia 2024 roku Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy opublikowało raport dotyczący ukraińskich zabytków zniszczonych i uszkodzonych w wyniku rosyjskiej agresji w ciągu ostatnich dwudziestu sześciu miesięcy1. Wynika z niego, że w rezultacie działań zbrojnych ucierpiały aż 1062 obiekty dziedzictwa kulturowego, w tym 123 zabytki o znaczeniu ogólnonarodowym i 864 o znaczeniu miejscowym. Najwięcej szkód odnotowano w graniczącym z Rosją obwodzie charkowskim, który jako pierwszy został zaatakowany przez wojska agresora – 299, następnie w obwodach: chersońskim – 144, donieckim – 125, odeskim – 115, czernihowskim – 71 oraz w kijowskim i samym Kijowie – 69; na tle pozostałych obwodów, stosunkowo niedużych zniszczeń doznał obwód lwowski i sam Lwów – 36. W sumie w różnym stopniu ucierpiało 18 z 24 obwodów Ukrainy.
Uszkodzenia zabytków stanowią jedynie niewielką część ogółu zniszczonych budynków mieszkalnych i infrastruktury Ukrainy, ale budzą duże zainteresowanie wspólnoty międzynarodowej. Już w pierwszych dniach wojny polskie instytucje publiczne, pozarządowe i osoby prywatne uruchomiły szeroko zakrojone działania na rzecz wsparcia ratowania dziedzictwa kulturowego Ukrainy. Doradczyni mera Lwowa ds. ochrony zabytków Lilia Onyszczenko-Szweć wspomina, że służby konserwatorskie w Ukrainie były zupełnie nieprzygotowane do pełnoskalowej inwazji rosyjskiej. „Wojna wisiała wprawdzie w powietrzu, ale my nie mieliśmy w związku z tym żadnego planu. Po 24 lutego ze sklepów natychmiast zniknęły materiały budowlane, które moglibyśmy wykorzystać do zabezpieczenia lwowskich zabytków – mówi Onyszczenko-Szweć. – Na szczęście szybko odezwali się do nas nasi koledzy z Polski, z którymi od lat pracowaliśmy w ramach programu Wspólne Dziedzictwo”2.
W początkowym okresie współpraca polskich i ukraińskich konserwatorów miała bardzo spontaniczny charakter, mimo to z samej tylko Warszawy w pierwszych tygodniach po eskalacji wysłano ponad pięćset koców gaśniczych, tkaniny niepalne, taśmy mocujące, płyty OSB, agregaty prądotwórcze oraz niemal dwa tysiące gaśnic. Dzięki materiałom nadesłanym z Polski zabezpieczone zostały zabytki we Lwowie, a nadmiar worków na piasek wykorzystano do ochrony obiektów w Charkowie. „Od zaprzyjaźnionych konserwatorów z Polski otrzymaliśmy wtedy dwa wagony niezbędnych materiałów. To była wzruszająca pomoc. ” – wspomina Onyszczenko-Szweć.
W związku z pełnoskalową inwazją rosyjską, większość prac konserwatorskich we Lwowie została przerwana. Zaniechano między innymi dalszych robót przy konserwacji jednej z drewnianych cerkwi w obwodzie lwowskim. Zdjęta w 2021 roku z kopuły kaplicy Boimów wapienna rzeźba Chrystusa Frasobliwego z 1610 roku miała zostać poddana konserwacji w lokalnej pracowni, pod okiem specjalistów z Ukrainy i Polski. Prace finansowane przez polskie ministerstwo kultury miały zostać wykonane przy użyciu lasera, niestety urządzenie nie mogło wjechać do Ukrainy, ponieważ nikt nie chciał go ubezpieczyć. Wobec tego to siedemnastowieczna rzeźba odbyła podróż do Polski. Po konserwacji w pracowni w Ożarowie Mazowieckim była prezentowana w warszawskiej galerii Okno na Kulturę. Obecnie znajduje się we Lwowie.
Wywóz zabytków ruchomych poza granice kraju był jednym z podstawowych działań podjętych przez lwowski urząd konserwatorski. Wiele z nich zdeponowano jednak na miejscu. Zdemontowano między innymi składający się z ponad dwustu pięćdziesięciu elementów drewniany ołtarz: Golgotę z dziedzińca katedry ormiańskiej. „Przetrwał dwie wojny światowe i okres sowiecki, więc nie chcieliśmy, żeby został zniszczony teraz”– podsumowuje Onyszczenko-Szweć. Obiekty z kamienia – rzeźby stojące na rynku czy wokół katedry – zostały owinięte wełną mineralną. Zbudowano wokół nich specjalne klatki zabezpieczające przed falą uderzeniową. „Konsultowaliśmy to z konserwatorami z Polski i Chorwacji, którzy mają w tym doświadczenie. Jeden z nich był w Syrii tuż po wojnie i widział tam rozbite falą uderzeniową antyczne rzeźby. Jeżeli pocisk trafi bezpośrednio w rzeźbę, to i tak nic jej nie uratuje, ale jeśli spadnie w pobliżu, to klatka ochroni rzeźbę przed falą uderzeniową. W ten sam sposób osłoniliśmy Kolumnę Mickiewicza – na co środki dostaliśmy od strony polskiej”.
Do prac zabezpieczających lwowskie zabytki architektury włączyli się mieszkańcy. Na ogłoszenie w tej sprawie, umieszczone przez urząd konserwatorski na Facebooku, odpowiedziało więcej osób, niż było potrzebnych rąk do pracy. W kolejnym ogłoszeniu zaproszono już tylko wolontariuszy z własnymi narzędziami, co umożliwiło wyłonienie fachowców od prac budowlanych i montażowych. Jedną z pierwszych osób z Polski, które zdecydowały się wrócić do pracy w Ukrainie po pełnoskalowej inwazji rosyjskiej, była konserwatorka zabytków Anna Kudzia. Jej pracownia znajduje się na obrzeżach Lwowa. To tutaj od 2022 roku oprócz konserwacji rzeźb i nagrobków, odbywa się kompletowanie apteczek dla Lwowskiego Ochotniczego Batalionu Medycznego. „Zaczęliśmy wysyłać apteczki, bo z naszego zespołu konserwatorskiego dwie osoby są ratownikami medycznymi, jedna zaś służy w piechocie” – mówiła latem 2022 roku Kudzia3.
Część zespołu Anny Kudzi, która nie trafiła do wojska, starała się kontynuować prace w terenie, między innymi na cmentarzach Łyczakowskim i Janowskim, ale sporą trudnością okazały się alarmy zmuszające konserwatorów do częstego schodzenia z rusztowań. „Na samym początku było to bardzo trudne, ponieważ wszystko odbywało się w tak dużym stresie, że sami nie wiedzieliśmy, co robić, i zabezpieczaliśmy obiekty wszystkim, co mieliśmy” – wspomina Kudzia.„W dodatku nie wiedzieliśmy, czy robimy to na dwa tygodnie czy na dwa lata – potwierdza Onyszczenko-Szweć. – Na rzeźby wokół katedry, które niedawno wróciły z konserwacji z pracowni Ani, założyliśmy początkowo wełnę mineralną, ale kamień musi oddychać, więc po jakimś czasie zdjęliśmy wełnę i założyliśmy specjalną tkaninę przepuszczającą parę”.
Zmiany w podejściu do zabezpieczania zabytków we Lwowie były rezultatem konsultacji, które lwowscy konserwatorzy odbywali z partnerami w Polsce. W działania na rzecz ukraińskiego dziedzictwa kulturowego jako jeden z pierwszych włączył się Stołeczny Konserwator Zabytków, Michał Krasucki. To z jego inicjatywy powstał w Warszawie Dom Odbudowy Ukrainy. „Przyszedł czas na kolejny poziom wsparcia” – napisał w czerwcu 2022 roku w komunikacie prasowym prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Dom Odbudowy Ukrainy to polsko-ukraiński think tank, w ramach którego od niemal dwóch lat spotykają się samorządy obu krajów, aby dyskutować bieżące potrzeby Ukrainy. „Rozmawiamy z ukraińskimi samorządowcami, pytamy o potrzeby i sposoby współpracy”4 – mówi Krasucki.
W cyklicznych zdalnych konsultacjach uczestniczą konserwatorzy z Charkowa, Chortycy, Czerniowców, Czernichowa, Dniepru, Kijowa, Lwowa, Łucka, Sum i Zaporoża. Z polskiej strony w spotkaniach Domu Odbudowy Ukrainy oprócz stołecznego konserwatora zabytków biorą udział także samorządowi konserwatorzy miejscy, między innymi z Będzina, Krakowa, Lublina, Łodzi, Olsztyna, Poznania, Raciborza, Rudy Śląskiej, Rzeszowa, Sopotu, Szczecina, Torunia i Żor. Stałymi uczestnikami spotkań są także przedstawiciele Polish Support Center for Culture in Ukraine – zespołu powołanego przez Narodowy Instytut Dziedzictwa. Wiodące tematy spotkań to zabezpieczenie, inwentaryzacja i powojenna odbudowa zabytków Ukrainy. W roku 2023 odbyło się czterdzieści takich spotkań.
„Dobrze, że istnieje takie szybkie połączenie i są osoby, które mogą coś nam poradzić – mówi Onyszczenko-Szweć. – Tym bardziej, że zmieniają się nasze potrzeby. Odkąd celem ataków stała się infrastruktura energetyczna, naszym głównym problemem są przerwy w dostawach prądu, które bardzo źle wpływają na zbiory muzealne”. W ramach działań Domu Odbudowy Ukrainy dostarczono już 62 generatory i 22 przenośne stacje ładowania dla 56 organizacji w 19 miastach Ukrainy. Całkowita wartość przekazanego sprzętu to niemal pół miliona złotych5. Lwów stał się centrum logistycznym, z którego potrzebne materiały i sprzęt jadą do Kijowa, Charkowa, Chersonia i innych miast Ukrainy wschodniej lub południowej.
Jednym z ważniejszych działań Domu Odbudowy Ukrainy było wspólne przygotowanie wniosków o wpis na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO historycznych centr Odessy i Czernichowa oraz układu urbanistycznego placu Swobody w Charkowie (wraz z Dzierżpromem, czyli pierwszym wieżowcem w ZSRR, wybudowanym w 1928 roku w stylu konstruktywizmu). W 2023 roku udało się doprowadzić do wpisania na listę tylko Odessę, co jednak nie wpłynęło na zmniejszenie intensywności rosyjskich bombardowań. 29 kwietnia 2024 roku rosyjska rakieta trafiła w należący do uniwersytetu Pałac Studentów, zabijając pięć osób i raniąc trzydzieści dwie. Zabytkowy obiekt został doszczętnie zniszczony. Mimo to Lilia Onyszczenko-Szweć uważa, że wpisy obiektów w Ukrainie na listę zagrożonego Światowego Dziedzictwa UNESCO mają sens. W 2023 roku znalazły się na niej, oprócz historycznego centrum Odessy, także historyczne centra Kijowa i Lwowa. „W razie ich zniszczenia można będzie dochodzić od Rosji zadośćuczynienia osobną ścieżką. To paradoks, że w związku z wojną zainteresowały się nami międzynarodowe instytucje, które dziś silnie nas wspierają” – mówi Onyszczenko-Szweć.
Potwierdza to Taras Woźniak, dyrektor generalny Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego we Lwowie, który jest także dyrektorem generalnym Muzeum Sztuki w Symferopolu. „Na terytoriach okupowanych już teraz kompletujemy dokumentację do przyszłych pozwów”6 – mówi Woźniak, który reprezentował już Ukrainę w sporze o znajdujące się w Holandii zabytki scytyjskie pochodzące z muzeów na okupowanym Krymie. 26 października 2021 roku sąd apelacyjny w Amsterdamie wydał decyzję o zwrocie Ukrainie wartych dziesięć milionów euro eksponatów. Trwa postępowanie odwoławcze na wniosek rosyjski. „Pracujemy nad tym, aby na stronach internetowych ministerstwa kultury pojawiła się lista utraconych dzieł, których poszukuje państwo ukraińskie. Zachęcamy muzea na całym świecie, aby nie utrzymywały stosunków z placówkami, o których wiadomo, że przechowują dzieła skradzione Ukrainie” – mówi Woźniak.
W czerwcu 2023 roku burmistrz Lwowa Andrij Sadowy zaproponował UNESCO utworzenie we Lwowie nowej placówki obejmującej swoim działaniem Europę Wschodnią. Trwają prace remontowe w budynku, w którym w latach trzydziestych XX wieku mieściła się stacja nadawcza lwowskiej rozgłośni Polskiego Radia, a który wkrótce stanie się siedzibą nowej organizacji pod nazwą Lviv Culture Hub7. Aleksandra Sosnowska, konsultantka UNESCO do spraw utworzenia tej placówki, mówi, że będzie się ona zajmować przede wszystkim kształceniem i podnoszeniem kompetencji osób zajmujących się dziedzictwem w Ukrainie oraz opieką nad zabytkami w czasie wojny. To szczególnie ważne, ponieważ Lwów stał się centrum ratunkowym dla muzeów ze wschodu kraju. „Przyjeżdżają tu całe kolekcje, a wraz z nimi dyrektorzy muzeów, które przestały istnieć” – potwierdza Woźniak.
Podczas gdy muzea w Mariupolu, Melitpolu czy Chersoniu zostały rozgrabione z udziałem państwa rosyjskiego, muzea w centralnej Ukrainie ewakuowały swoje zbiory na zachód kraju lub ukryły je na miejscu. Lilia Onyszczenko-Szweć jest w stałym kontakcie z dyrektorką muzeum regionalnego w Ochtyrce, w obwodzie sumskim. Rosjanie zniszczyli miasto przy użyciu bomb termobarycznych już w pierwszych dniach inwazji8. „To jest małe miasteczko, czterdzieści kilometrów od granicy, i małe muzeum dokumentujące życie codzienne w regionie. Udało im się uratować całość zbiorów” – cieszy się Onyszczenko-Szweć.
Znacznie mniej szczęścia miały zbiory Muzeum Sztuki w Chersoniu. Kolekcję tej placówki spakowano do przewiezienia na czas remontu budynku. Niestety tuż przed relokacją zbiorów do miasta wkroczyły wojska rosyjskie, które wywiozły wszystko na Krym. „Nasza lwowska galeria nie jest aż tak zagrożona, ale stałe ekspozycje zostały przeniesione do magazynów i piwnic, również z dala od Lwowa – mówi Taras Woźniak. – Najcenniejsze rzeczy oddaliśmy na długotrwałe ekspozycje zagraniczne w Polsce, na Litwie i we Włoszech. Można je dziś oglądać w Zamku Królewskim na Wawelu, Zamku Królewskim w Warszawie, Muzeum Narodowym w Poznaniu czy w Litewskim Narodowym Muzeum Sztuki w Wilnie”. Efektem takiego depozytu była między innymi spektakularna wystawa lwowskiej rzeźby rokokowej (w szczególności prac Johanna Georga Pinsela), prezentowana latem ubiegłego roku w Zamku Królewskim na Wawelu.
Lwowska Narodowa Galeria Sztuki im. Borysa Woźnickiego we Lwowie obejmuje dwadzieścia placówek – pałaców i zamków z odrębnymi ekspozycjami. Przemieszenie wszystkich prac z ekspozycji stałych do magazynów trwało niemal pół roku.„Następnie przywróciliśmy funkcjonowanie placówek. W miejscu, gdzie eksponowaliśmy dotąd arcydzieła dawnych mistrzów, prezentujemy obecnie współczesnych twórców” – mówi Woźniak. Prawie wszystkie lwowskie muzea są ponownie otwarte, choć nie wszystkie w pełnym wymiarze. Co ciekawe, ze względu na przemieszczenie ludności wewnątrz kraju, liczba zwiedzających wzrosła do poziomu nienotowanego przed eskalacją. Nowi mieszkańcy Lwowa chętnie zwiedzają lokalne muzea, szczególnie w weekendy, co przekłada się także na wyniki finansowe. „Wojna zmieniła wiele w myśleniu Ukraińców o ich kulturze i dziedzictwie Ukrainy. Ponadto, wraz z artystami, którzy wyjeżdżają do Europy, nasza sztuka zaczyna być rozpoznawana i doceniana za granicą” – potwierdza Onyszczenko-Szweć.
W trzecim roku pełnoskalowej wojny w Ukrainie, wraz z powracającym zagrożeniem utraty większych obszarów terytorium na wschodzie kraju, coraz istotniejsza staje się kwestia dokumentacji stanu obecnego. Skanowanie 3D zabytków architektonicznych oraz digitalizację archiwów uruchomiono już przed eskalacją, ale w wielu miejscach przerwała je rosyjska ofensywa. „W Czerniowcach jest uniwersytet wpisany na listę UNESCO – mówi Onyszczenko-Szweć. – Obecnie trwa digitalizacja jego archiwum. Początkowo nie było w Ukrainie firm, które chciałyby się tego podjąć, ale teraz już jeżdżą i to robią. My też skanujemy swoje archiwa we Lwowie. Pomógł nam w tym bardzo fundusz ALIPH [działający na rzecz dziedzictwa kulturowego w rejonach zagrożonych konfliktem – uzup. red.], od którego otrzymaliśmy duży skaner”.
Monitorowaniem zniszczeń wojennych w terenie zajmuje się Wasyl Rożko, założyciel organizacji HeMo – Ukrainian Heritage Monitoring Lab. W podkijowskiej Borodziance, gdzie rosyjski ostrzał rakietowy przetrwał słynny kogut z majoliki wasylowskiej9, Rożko wykonał przy użyciu drona dokumentację całego zniszczonego kwartału budynków. Powstały w ten sposób model 3D będzie towarzyszył ocalałej figurce na ekspozycji w muzeum. Tworzenie modeli 3D za pomocą skanowania laserowego nie jest jednak głównym zadaniem organizacji.„Naszym celem jest zbudowanie nowego systemu monitorowania stanu dziedzictwa kulturowego Ukrainy: zasobów muzealnych i rzeczywistego stanu zabytków we wszystkich regionach kraju – mówi Rożko. – Dotąd udało nam się udokumentować mniej więcej osiemset obiektów”10.
Jedno z majowych spotkań Domu Odbudowy Ukrainy poświęcone było dekomunizacji, czyli procesowi, który Polska ma już w zasadzie za sobą. Zachodnia Ukraina w dużym stopniu także, ale we wschodniej części kraju jest to bieżący problem. „Czy niektóre miejsca pamięci związane z okresem sowieckim powinniśmy teraz usunąć? Czy nie będziemy tego potem żałować? – zastanawia się Onyszczenko-Szweć. – Nasi koledzy z Polski, między innymi z Warszawy, opowiadali nam o swoich doświadczeniach w tym zakresie”. To bardzo ważna rozmowa, ponieważ dzisiejsze nastroje antyrosyjskie, najzupełniej zrozumiałe, prowadzą do usuwania z przestrzeni publicznej w Ukrainie wszystkiego, co związane z rosyjską dominacją w tym regionie. Taki los spotkał odeskie pomniki Katarzyny II i Wiktora Suworowa.
Najważniejszym rezultatem współpracy polskich i ukraińskich konserwatorów zabytków jest stworzenie sieci kontaktów i wypracowanie klarownych rekomendacji do wykorzystania w przyszłości przy odbudowie ukraińskich miast. Zwiastunem tego procesu ma być wystawa plenerowa zatytułowana Miasta-feniksy, przygotowana przez Stołecznego Konserwatora Zabytków i Zakład Narodowy im. Ossolińskich. Ekspozycja prezentująca przykłady powojennej odbudowy europejskich miast, a także istniejące przykłady odbudowy, które w różnym stopniu już mają miejsce w Ukrainie, pokazywana była najpierw we Lwowie, następnie w Kijowie, a teraz w Czernihowie. „W pełni wierzymy w proces odbudowy ukraińskich miast po wojnie” – podsumowuje Michał Krasucki. Jak się wydaje, do końca wojny w Ukrainie jest jeszcze daleko. Najbardziej optymistyczne scenariusze mówią co najwyżej o zamrożeniu konfliktu w przyszłym roku, większość analityków jest zaś zdania, że wojna – w takiej czy innej formie – będzie trwać przez kolejnych kilka lat. Pytany o sytuację w Charkowie, Krasucki mówi, że odbudowa sprowadza się tam obecnie do doraźnych napraw – przede wszystkim budynków mieszkalnych. „Nikt tam poważnych prób remontowych na razie nie podejmuje” – dodaje. Trudno się dziwić, skoro znajdujące się tuż przy granicy z Rosją drugie największe miasto w Ukrainie jest atakowane niemal codziennie. 23 maja w miasto uderzyło dziewięć rakiet S-300. Wśród celów była jedna z największych drukarni w kraju. Zginęło siedmioro pracowników. Spłonęło pięćdziesiąt tysięcy książek. Ukraina coraz lepiej adaptuje się do trwającej rzeczywistości wojennej. Na bazie wiedzy i dzięki środkom z zagranicy wyrastają tam kolejne inicjatywy mające na celu dokumentację strat wojennych i analizę sposobów prowadzenia docelowej odbudowy. „Jeśli chodzi o polską stronę, to obserwujemy znaczne zmniejszenie aktywności społecznej – mówi Michał Krasucki. – Obecnie stawiamy na systemową wymianę doświadczeń dla jak najlepszego ulokowania środków w przyszłości”. Oby tylko Ukrainie nie zabrakło sił do walki.