Najlepiej zacząć podejście od północnej strony, by idąc po skarpie warszawskiej, minąć granicę pomiędzy jej stokiem naturalnym a sztucznym, nakreślonym przez twórców kompleksu klubu sportowego Warszawianka. Jeżeli minęło wystarczająco dużo czasu od biletowanej imprezy, przejście w łatanej siatce znów będzie otwarte. Niszcząc ogrodzenie, okoliczni mieszkańcy upominają się o dostęp do jednego z najlepszych punktów widokowych stolicy.
Należy uważnie przyjrzeć się kształtowi skarpy widocznemu mimo chaszczy rosnących po obu stronach siatki. Jego naturalna pochyłość jest nieregularna, podatna na powstawanie osuwisk i rozcięcia erozyjne po ulewach – woda żłobi i rozmywa ją nieprzerwanie od wycofania się lądolodu. Część skarpy usypana w latach 50. – dzięki wykalkulowanemu modelunkowi i odprowadzającym wodę duktom – zachowuje do dziś gładki profil. Idąc wzdłuż jej krawędzi, dotrzemy na szczyt sztucznego wzniesienia, w samo serce założenia, w którym kiedyś harmonizowały z sobą pejzaż, wydarzenia sportowe i sztuka. Rozległy widok ze szczytu pagórka obrazuje dzisiejszy brak równowagi.
Po prawej widać nieckę, w której znajduje się wciąż używany kort główny. Wybrana z niej ziemia posłużyła do usypania wzgórza osłaniającego kort od wiatru – to na nim właśnie stoimy. Po lewej, na wypoziomowanym podskarpiu widzimy zespół kortów treningowych, kiedyś zacienianych przez rzędy topól kolumnowych – do dziś przetrwało zaledwie kilka drzew.
Przed nami zarys otwartego stadionu wbudowanego w stok pagórka. Przestrzeń jego dawnej murawy wypełniają dziś małe wygrodzone boiska. Otwarte trybuny stadionu, których tłem był pejzaż, miały wymiar greckiego teatru, sytuującego ludzi na tle przyrody. Widownię wbudowaną w stok skarpy skrywa gąszcz krzewów – wiatropylnych samosiejek, dowodzących, że wiatru od rzeki nic nie blokuje. W przeszłości chłodził on stadionowe tłumy.
W ciągu trzech ostatnich dekad założenie, którego świetność przypadła na połowę lat 70. i było codziennie odwiedzane przez kilka tysięcy warszawiaków, przekształciło się w pejzaż przywołujący ryciny Piranesiego: „pełne błota ugory i porośnięte chwastami resztki”1. Przestrzeń pomiędzy wygrodzonymi używanymi fragmentami kompleksu zarasta od lat 90. Trzeba wiedzieć, gdzie patrzeć, by dostrzec skryte wśród roślin materialne pozostałości projektu Warszawianki. W zieleni da się wyłowić wzrokiem charakterystyczne mury oporowe tworzące tarasy na skarpie. Pomagają one ocenić skalę wielkoprzestrzennego założenia wpisanego w pejzaż doliny Wisły.
Całość kompozycji skryta jest w zieleni. Jednak to właśnie dzięki obserwacji bujnej roślinności można prześledzić bieg wody i zrozumieć, jak tarasy, nasypy oraz niecki Warszawianki kierują nią po skarpie. Unerwienie terenu wodą jest istotą tej „wieloelementowej, wyrozumowanej rzeźby, zaprzęgającej siły przyrody, osadzonej na wielkiej pamięci Ziemi”2. Ruch wody nie był tu uwięziony: stał się komponentem założenia architektonicznego. Teren Warszawianki wciąż jest intensywnie nawodniony, o czym świadczy bujność zieleni, chociaż wiele kanałów zostało już zablokowanych, co prowadzi do powolnej destrukcji założenia.
Pracę wody najlepiej widać zimą – gdy mróz pozwala obserwować sople. To one podpowiadają, którędy woda spływa, które z murów oporowych wciąż są przesiąkliwe. Mury oporowe wzniesiono z układanych na zaczepy betonowych, modularnych prefabrykatów, z których każdy ujmuje ukośny usyp ziemi. Częścią powstałych w ten sposób ażurowych struktur są niewielkie betonowe ramy rozprowadzające siłę naporu całej skarpy na wiele mikroskarp. Ażurowe konstrukcje odpierają napór stoku i jak łańcuch usztywniają się w miejscu dodatkowego nacisku. Nie wstrzymują cyrkulacji wody, ruchu zwierząt, a zbroją tylko układ ziemny miejsca. Mury oporowe zostały zaprojektowane jako ustrój techniczno-biologiczny. Na usypującej się wewnątrz każdego modułu ziemi dobrano mchy i porosty, by ich korzenie przeciwstawiały się naciskom i zapobiegały przesypywaniu gleby. O zieleń tę nie zadbano, a moduły, w których grunt zaczynał się przesypywać zatkano cementem. Przesztywnione w ten sposób układy zamieniły uwięzioną wodę w niszczycielską siłę, która rozsadziła beton, a destrukcji dopełniły korzenie roślin wyrosłych w uszkodzonych miejscach. Tam, gdzie ustrój działa poprawnie, możemy zimą obserwować drobne gęste sople rosnące na betonowym reliefie.
Woda deszczowa i ta wysiąkająca z murów zbierana jest przez dukty obiegające ziemne formy. Gdyby wejść w zarośla u podnóża pagórka, można zobaczyć rowy precyzyjnie wyłożone kamiennym łupniem – zapewne dzieło jakiegoś przedwojennego brukarza. W sąsiedztwie wody ujętej w dukty roślinność jest jeszcze bujniejsza. Śledząc linie krzewów spływające po stoku, towarzyszące alejkom spacerowym i biegowym, schodzimy na podskarpie. Gdy zbliżamy się do miejsca, w którym rowy powinny zbiec się u dołu, zauważamy, że coś nie zgadza się w profilu terenu: grunt rozmięka, a po deszczu zalega błoto. Stoimy nad zasypanym stawem. Dawniej wiatr z podskarpia rozpylał wodę ze zbiornika – w postaci mżawki wirowała ona nad boiskami ćwiczebnymi. Staw był ważną składową systemu tworzącego naturalną wentylację zespołu, kształtowaną przez układy brył budowlanych i ziemnych, wykorzystanie różnic terenowych, kierunków wiatrów i hydrografię. Dziś w jego miejscu znajduje się boisko do wynajęcia.
W czasach świetności Warszawianki woda była elementem wyznaczającym bieg wydarzeń, kierowała przepływem ludzi, tworząc optymalny mikroklimat dla uprawiania różnych dyscyplin sportowych. Współgrała z grawitacją w podtrzymywaniu konstrukcji terenu, nie tylko w wymiarze pojedynczego modułu muru oporowego, ale także w skali obejmującej sąsiednie parki, łącznie z nieco dalej położonymi Łazienkami Królewskimi. Woda spływająca z Warszawianki, cisnąca się pod boiskiem w miejscu zasypanego stawu wciąż odpływa kanałem systemu retencji skarpy warszawskiej rozpiętym pomiędzy Królikarnią a Łazienkami i dalej do Wisły.
Zasypany staw nie jest największą stratą. Na horyzoncie widzimy zabudowę powstałą na miejscu zespołu dawnych otwartych basenów. Cieszyły się one ogromną popularnością, latem frekwencja czterokrotnie przekraczała planowaną przepustowość kąpielisk 3. Ludzie mogli się opalać na trawiastych stopniach tarasowo zagłębiających się w ziemię. „Taką kompozycję podyktowało nam słońce, które chcieliśmy złapać i wiatry, przed którymi chcieliśmy uchronić plażowiczów”, mówili autorzy 4. Nieckom basenów towarzyszyły pluskowiska dla najmłodszych. Było to wyjątkowe rozwiązanie – po deszczu po pochyłej powierzchni placyku woda spływała do zagłębień w kształcie podków, tworząc kałuże, które dzieci mogły do woli rozchlapywać. Towarzyszyły temu rzeźbiarskie formy do zabawy – grajobrazy 5. Na miejscu kąpielisk w 1999 roku stanął niebieski budynek Parku Wodnego, projektu Pawła Tiepłowa z firmy Elimp Sp. z o.o., oraz anonimowy apartamentowiec pomalowany na zielono. Architektura ta w żaden sposób nie próbuje nawiązać estetycznego i kompozycyjnego dialogu z zespołem Warszawianki. Chyba że za taką próbę należy potraktować kolory nowych inwestycji.
Mocno zniekształcony jest też pawilon sportowy przy głównym korcie, tworzący wraz z wejściowymi schodami i wolnos tojącą ścianą na afisze rzeźbiarską kompozycję. Na bocznej ścianie pawilonu była umieszczona niewielka kabina dla sędziów. Wyniki rozgrywek przekazywano z niej pracownikowi obsługującemu pobliską, osadzoną na zboczu sztucznego pagórka konstrukcję, na której wywieszano wyniki meczów – przypominała betonowy totem z otworami. Plansze pojawiające się w otworach totemu widoczne były i z kortu, i ze stadionu. Przedłużenie tej kompozycji stanowiła prosta alejka poprowadzona wzdłuż murów treningowych służących tenisistom aż do przejścia w położonym w dolnej części założenia podłużnym budynku mieszczącym szatnie. Pierwotnie rowy wodne – rozdzielające poszczególne strefy założenia i otaczające teren Warszawianki – funkcjonowały jak fosy, a wszystkie budynki kompleksu były bramami: łączyły poziomy, zazębiały swoją architekturą przestrzenie zamknięte (strefy biletowane) i te dostępne dla wszystkich. Parkany na Warszawiance były zbędne.
Brama od strony południowej przechodziła w kładkę (dziś urwaną) łączącą kiedyś poszczególne poziomy dawnych kąpielisk. Inny mostek, kiedyś rozpięty nad wjazdem na stadion, został wysadzony w powietrze. Nie mieściły się pod nim ciężarówki wiozące elementy scenografii do filmu Quo vadis (2001), który kręcono na murawie stadionu. Równie brutalnie przekształcono pawilony. Ich pierwotny wygląd możemy odtworzyć dzięki wcześniej powstałym produkcjom: filmowi Paragon gola czy serialowi Zmiennicy 6. Dolny prostopadłościenny pawilon został częściowo rozebrany, w miejscu dawnych publicznych szatni mieści się teraz siedziba Centrum Tenisa, Golfa i Futbolu przekryta czerwonym dworkowym dachem. Górny pawilon oklejono przysadzistymi bryłami, likwidując przejście bramne, niszcząc kabinę sędziowską i mur oporowy. W podobnym duchu proponowała przekształcić pawilon Autorska Pracownia Kuryłowicz & Associates, przygotowując projekt, który został zaprezentowany w czerwcu 2003 roku w Galerii Jednego Projektu Muzeum Architektury we Wrocławiu 7.
Po betonowym totemie pozostał na zboczu pagórka zaledwie fundament. Stoi jeszcze pylon zegarowy przy stadionie, choć jego mechanizm ukradli złomiarze. Brak także innych rzeźbiarskich znaczników czasu: rozstawionych regularnie słupków – ich rytm pozwalał utrzymywać tempo liczącym je biegaczom. Zastawiały jednak samochodom dojazd do rozerwanej dynamitem korony stadionu. Dziś możemy się natknąć na rozrzucone na terenie Warszawianki słupki lub odliczać otwory w asfalcie pozostałe po ich usunięciu. Warszawianka funkcjonowała nie tylko jako miejsce organizacji oficjalnych wydarzeń sportowych; była również areną miejskiej, codziennej rekreacji o raczej greckim wymiarze: dostępnego powszechnie treningu ciała opartego na ruchu naturalnym, działaniu czasu i grawitacji. To właśnie postawienie w okresie transformacji na sport komercyjny w miejsce oddolnej aktywności doprowadziło do podziału i częściowego wyprzedania terenu Warszawianki. Zamiast całościowego dbania o kompleks sportowo-rekreacyjny – spójny, wielofunkcyjny, przystosowany do funkcjonowania zgodnie z rytmem pór roku, skupiono się na pojedynczych obiektach, które dawały szansę szybkiego zysku. Mimo to Warszawianka wciąż jest miejscem wyjątkowym, o wielkim potencjale realizacji ważnych celów z zakresu polityki zdrowotnej i społecznej.
Przyroda nie tylko pomogła odczytać po latach projekt Warszawianki, przetrzymując jego istotę w pamięci krajobrazu. Przyczyniła się też do zainicjowania prawnej ochrony założenia. By chronić faunę, która zasiedliła fragment Warszawianki, utworzono na terenie kompleksu użytki ekologiczne: jeden imienia znanego przyrodnika, Czesława Łaszczka, drugi – olimpijczyka Janusza Kusocińskiego. Drobne zwierzęta powstrzymały więc zmiany na obszarze mniej więcej hektara (takie jak komercyjna rozbudowa głównego pawilonu), a 17 kwietnia 2018 roku ochroną został objęty cały teren kompleksu sportowego Warszawianka – wpisano go do Gminnej Ewidencji Zabytków.
Ranga projektu pozwala postrzegać jego wymiar kulturowy w relacji do odbudowanego Starego Miasta. Skarpa Warszawska w ciągu wieków była zabudowywana ważnymi gmachami: powstały tu rezydencje królewskie, parlament, muzea i instytucje kultury. Starówka i Warszawianka budowane były w tym samym czasie, na podobnych obszarach. Jedna świadczy o czynie odbudowy historycznego dziedzictwa, druga może wspomagać odbudowę relacji ludzi i przyrody. Odwiedzanie Warszawianki pozwala rozszerzać nasze rozumienie architektury zawierającej procesy przyrodnicze na skalę planetarną – w której to architektura stanowi część wielkoskalowych procesów przyrodniczych.