John Urry, omawiając metafory, którymi posługują się nauki społeczne w analizie podróżowania i mobilności, przywołuje spostrzeżenie Tima Ingolda. Brytyjski antropolog zwrócił uwagę na paradoks zawarty w sformułowaniu: „globalne zmiany środowiska”[1]. Wynika on z tego, z jednej strony, że odnosimy się do otoczenia, w którym jesteśmy w sposób fundamentalny oraz nieodłączny zanurzeni, i z tego powodu stanowimy jego integralną część. Skupiamy się na tym, co lokalne i dostępne za pomocą wszystkich naszych zmysłów – nie tylko wzrokiem, który przecież zakłada dystans i wymaga dystansu. Z drugiej strony podkreślamy to, że zjawiska dotyczą Ziemi jako całości, a przecież nikomu z nas nie jest ona dana jako jeden obiekt obserwacji: „glob nas nie otacza”. Nie widzimy go, nawet większych jego części, nie słyszymy wszystkich jego dźwięków, nie dotykamy i nie smakujemy. Nie możemy trwale oddzielić się od niego i przyglądać mu się jak każdej innej rzeczy, która pojawia się przed naszymi oczami.

Zastanówmy się, czy to określenie jest rzeczywiście tak absurdalne, jak mogłoby się wydawać. Pytanie o to, czym jest Ziemia jako rzecz, na którą możemy spojrzeć, a nie tylko środowisko naszego życia czy zbiór różnych jego elementów, jest oczywiście stosunkowo nowym zagadnieniem. Mam tutaj na myśli problem wynikający z przedstawienia naocznego, a nie wyobraźni, spekulacji, badań naukowych lub obliczeń, których historia jest bardzo długa i sięga co najmniej rozważań Pitagorasa o figurach i bryłach doskonałych, argumentacji Arystotelesa i pomiarów kąta odchylenia promieni słonecznych od pionu, które prowadził Eratostenes. Współcześnie sformułowana i powiązana z tym zagadnieniem jest ponadto analiza struktury przestrzeni kosmicznej jako miejsca ludzkich działań, w szczególności prawnych i ekonomicznych, a także ekspansji badawczej oraz gospodarczej. Są one konsekwencją doświadczenia bazującego na swoistym odwróceniu perspektyw, kiedy to teoretyczny dystans jest wynikiem oderwania i oddalenia się od powierzchni globu, terytorium, na którym dotychczas dokonywaliśmy wszystkich aktów poznawczych. Przekształcenie naszej percepcji, które rodzi wskazane pytania, ma przy tym swoje „ziemskie” źródło: załogowe loty kosmiczne osiągnęły już drugą prędkość kosmiczną. Znaleźliśmy się poza orbitą Ziemi, a fotografie dokumentujące niektóre z tych podróży stały się ważną treścią kultury i nieodwracalnie ją przeobraziły.

1. Doniosłość opisanego odwrócenia stanie się dla nas czytelna, gdy przyjrzymy się pojęciom, jakich dotychczas używaliśmy na określenie naszego otoczenia. Są to między innymi „natura”, „krajobraz” czy wspomniane już „środowisko”, a także najbardziej formalne – „przestrzeń”, przy czym każde z nich jest związane z odmiennymi interpretacjami i kontekstami. Doświadczenie obcowania z tym, co wokół nas się znajduje, było przecież zawsze kadrowane na dwa sposoby, i każdy z nich ma swoją historię. Nie jest tak, że w każdym momencie historii widzieliśmy to samo i w ten sam sposób.

Po pierwsze, zmieniała się treść naszego pola widzenia w zależności od warunków fizycznych: odległości od tego, na co patrzyliśmy, ale również naszego sposobu i prędkości poruszania się[2]. Mogliśmy mieć do czynienia z oglądem teoretycznym, kiedy staliśmy naprzeciw rzeczy, którą byliśmy zainteresowani i której przyglądaliśmy się w całości. Otoczenie było dla nas wówczas zbiorem przedmiotów, choć samo myślenie miało docierać do niezmiennych zasad ukrytych pod sferą zjawisk. Był to najstarszy europejski rodzaj poznania, związany z kontemplacyjnym stylem życia. Ponadto mogliśmy chodzić pieszo – i taki rodzaj ludzkiej mobilności został związany z ujmowaniem środowiska jako krajobrazu, co szczegółowo rozważała estetyka romantyczna. Obecnie otoczenie obserwujemy przede wszystkim w trakcie podróżowania różnymi, coraz szybszymi pojazdami: samochodem, pociągiem oraz samolotem. Odwołując się do rozważań Paula Virilia, a właściwie badań w zakresie estetyki znikania, możemy wskazać efekty piknoleptyczne takiego przyspieszenia: pojawiają się przerwy w naszej percepcji, pojedyncze przedmioty są wymazywane lub zamieniają się w linie kolorów oraz świateł.

Po drugie, opisywane doświadczenie może być w różny sposób zorganizowane w zależności od tego, co w danym momencie lub sytuacji jest dla nas integralnym przedmiotem. Możemy postrzegać „analitycznie” – pojedyncze rzeczy, albo „syntetycznie” – otoczenie w swojej pełni. Może nam się to teraz wydawać zupełnie oczywiste, jednak Georg Simmel przypomina, że starożytność i średniowiecze nie miały chociażby „wyczucia” krajobrazu[3]. Dopiero nowożytne odejście od pojmowania środowiska jako wszechogarniającego systemu powiązań i relacji, u podstaw których leżą niezmienne reguły (physis), sprawiło, że konfrontujemy się z ciągłością rzeczy i zdarzeń bez zadekretowanego z góry porządku[4]. To właśnie z tak rozumianej natury w doświadczeniu mogła się wyłaniać mniejsza całość, czyli krajobraz. Niemiecki filozof porównuje przy tym codzienny kontakt ze środowiskiem i wysublimowaną percepcję malarstwa pejzażowego, szukając podobieństw. Najważniejszym zadaniem analitycznym byłoby jednak opisanie społecznych warunków przesądzających o ich możliwości. Wówczas dostrzeglibyśmy równocześnie źródło dyskusji o jakości kompozycji krajobrazowych i społeczną praktykę ich projektowania.

Znaczenie nadawane pojęciu, którego używamy, odnosząc się do otoczenia, odzwierciedla ponadto porządek władzy. Zarządzanie nim odbywa się zawsze z hierarchicznej perspektywy lotu ptaka, ponieważ dotyczy całości terytorium, a nie poziomu wzroku użytkownika. „Wznosząc się” wyżej, możemy starać się objąć naszym spojrzeniem coraz większe obszary, a przez to konstruować nawet opisy regionów lub kontynentów. Co dokładnie mam na myśli? Michel de Certeau zestawia sposób przedstawiania miast w malarstwie średniowiecznym i renesansowym z tej właśnie perspektywy oraz doświadczenie oglądania zabudowy Manhattanu z wysokiego piętra wieżowca. Pokazuje, że u podstaw takiego ustawienia punktu widzenia tkwi fikcja, która uczytelnia złożoność miasta i unieruchamia płynność zdarzeń w postaci przejrzystego tekstu[5]. Zaznacza, że takiego zagrożenia nie niesie z sobą sprawdzanie tego, jak miasto rozumie pieszy. Nie należy zapominać jednak, że właśnie na takiej wizji oparta jest instytucjonalna mapa miasta i jego tożsamość. Jednocześnie trzeba się zgodzić, że w przypadku miast, w których żyjemy obecnie, rozbieżność pomiędzy środowiskiem miejskim opisywanym geometrycznie przez kartografię urbanistyczną a tym, jak ono jest faktycznie wykorzystywane w codziennej praktyce, jest bardzo duża. Nie znaczy to, że współczesne obszary zurbanizowane są dla nas bezkształtne i niewidoczne. Jedyne, czego potrzebujemy, to inny sposób kartowania i nowy słownik urbanistyczny. Dowiódł tego Kevin Lynch, badając metropolie za pomocą techniki map wyobrażeniowych. Rozbudowując nasz język, możemy zacząć dyskusję na temat tego, w jaki sposób chcemy przekształcać nasze otoczenie.

Każde z pojęć jest więc związane ze specyficznymi formami reprezentacji, z cyzelowaniem ich dokładności, czyli staje się jednocześnie wypowiedzią w polemice dotyczącą tego, co to znaczy wiernie przedstawiać otoczenie. Przy tym wszystkie te pojęcia są osadzone w konkretnych warunkach społecznych, które je określały lub obecnie definiują. Możemy mieć do czynienia ze żmudnymi obliczeniami fizyków i astronomów weryfikowanymi przez badania empiryczne, a następnie wizualizowanymi; z pracą geografów i kartografów, którzy przygotowują globusy, mapy o różnych treściach, układach odniesienia i odwzorowania, a obecnie również zdjęcia lotnicze i satelitarne oraz modele wirtualne, o których wierność się spierają. Ponadto strukturę tego, co znajduje się wokół nas, możemy starać się uchwycić za pomocą map mentalnych, a także malarstwa pejzażowego, które poszukuje przewodniej jakości doświadczenia estetycznego. Każda z tych reprezentacji funkcjonuje w kontekście społecznym i wpływa na naszą codzienną percepcję.

Z opisanych powyżej powodów możemy zrekonstruować dzieje procesu zapośredniczania obrazu naszego otoczenia w świadectwach kulturowych oraz skutków, jakie to rodzi. Będzie to jednocześnie historia postaw, jakie wobec naszego środowiska zajmujemy i powinności z tym związanych.


2. Czy wymienione sposoby myślenia o tym, czym jest nasze środowisko, można ułożyć w ciąg prowadzący do sformułowanych na początku zagadnień „globalnego” postrzegania Ziemi jako przedmiotu? Łatwo w ten sposób popełnić błąd ahistoryzmu, więc będzie ważne przede wszystkim to, żeby każdy termin wiązać z konkretną sytuacją historyczną i technologią, która go zrodziła.

Z tej perspektywy pierwszą próbą uchwycenia globu jako rzeczy była podróż Magellana, ponieważ naoczni świadkowie okrążyli planetę w ograniczonym czasie, zachowując ciągłość doświadczenia mimo tego, że było ono dość rozległe i różnorodne. Swoimi działaniami potwierdzili jej kulistość, co wcześniej było przedmiotem dociekań naukowych. Oczywiście usankcjonowanie wyników spekulacji zmieniło nasze rozumienie tego faktu: odkryto chociażby osobliwości w zakresie liczenia czasu.

Kolejny krok uczynił dopiero Jurij Gagarin dzięki swojej podróży kosmicznej, gdyż to on właściwie rozwinął doświadczenie towarzyszy Magellana w ramach misji załogowej Wostok 1. Znaczące zwiększenie prędkości i wzniesienie się poza atmosferę ziemską pozwoliło mu dostrzec zarys planety i jej elementów.

Należy przy tym od razu podkreślić, że omawiany lot poprzedzały badania prowadzone przez satelity ZSRR i USA, współzawodniczących w wyścigu kosmicznym po wystrzeleniu – odpowiednio – Sputnika i Explorera. Każde z urządzeń dostarczało kolejnych danych i zdjęć, które jednak stanowiły wyłącznie obserwacje naszego własnego otoczenia poprzez te specyficzne przedłużenia zmysłów. Z tego powodu wzbogacały badania, które prowadziliśmy wcześniej.

Czy podkreślanie tej różnicy jest dla nas ważne? Niekończące się spekulacje, czy podróż kosmiczna odbyła się faktycznie, wskazują, że tak. Co istotniejsze, gdyż dotykamy tu spraw zasadniczych, skontrastowanie pojęcia „podróż” (jak proponuje Urry – „podróż korporalna”) i historii podróży (a także podboju) oraz terminu „badanie” i dziejów badań wyraźnie to sygnalizuje. Obecność człowieka to przeżycie „źródłowe”, dzięki któremu możemy uwiarygodnić każde przedstawienie.

Czym zatem na tym tle była podróż Gagarina, rozpalająca wyobraźnię, ale nieudokumentowana fotografiami planety? Co się stało w trakcie niespełna dwugodzinnego lotu? Kosmonauta mógł kontemplować Ziemię, czyli przyglądać się jej uważnie z dystansu[6]. Mogło to być rozwinięcie znanej sytuacji: spojrzenia na ziemski horyzont, zarysowany tym razem z większej odległości. Horyzont widzi się jednak zawsze „z wnętrza” środowiska, które odcina nas od jego otoczenia. Glob mógł prezentować się astronaucie również jako przedmiot, którego spójność kształtowała się narracyjnie w trakcie obserwacji. Zniknęła natura – względnie nieskończony i skomplikowany układ rzeczy, a pojawiła się planeta jako coś prostego. Człowiek mógł zatem spojrzeć na nią globalnie i wypełnić percepcyjną treścią pojęcie „Ziemia”.

Dlaczego ten lot ma dla nas tak duże znaczenie? Wyścig kosmiczny wymagał podsycenia kultu Gagarina, ponieważ przechylał szalę zwycięstwa w wyścigu na stronę ZSRR. Nie była to jednak deifikacja, lecz właściwe sowieckiej propagandzie uwznioślenie everymana. Jak wielokrotnie podkreślano, w jego pochodzeniu i miejscu urodzenia nie było niczego szczególnego. Jego przeciętność była konstytutywna, zatem wszystkie jego doświadczenia były oparte na niewysublimowanej percepcji „czystego” podmiotu. Reprezentacja Ziemi pojawiła się w najbardziej pierwotnej formie tworzenia mitu – powtarzanej opowieści naocznego świadka. Dzięki temu pojęcie globu stało się dla nas zrozumiałe pomimo tego, że nie uczestniczyliśmy w tym pierwszym doświadczeniu, a ponadto nie były dostępne świadectwa fotograficzne.

Dodajmy jeszcze, że lot Gagarina – co również ma niebagatelne znaczenie – zakończył się lądowaniem na Ziemi, przy czym nie był to zwyczajny powrót do środowiska, które kosmonauta opuścił. Astronauta dotarł na powierzchnię planety, którą wcześniej obserwował z zewnątrz właśnie jako glob, czyli określony przedmiot. Dokonał tego również jako everyman, co sprawia, że i ten fakt możemy sobie wyobrazić. Pojęcie „wielkiego skoku” (giant leap), którym Neil Armstrong opisał wyjście na powierzchnię Księżyca, lepiej pasuje zatem do przywołanego zdarzenia, gdyż z punktu widzenia filozoficznego (ale niekoniecznie politycznego) jest bardziej doniosłe: dotarcie na spadochronie do Ziemi powtórnie zdefiniowało ją jako całość.


3. Kolejne misje załogowe rozszerzały doświadczenie Gagarina, a fotografie, które powstały w trakcie tych podróży kosmicznych, przekształcały nasze spojrzenie na to, co nas otacza. Można by się zastanawiać, czy nie były jedynie doskonalszymi wersjami zdjęć satelitarnych, jednak o ich znaczeniu przesądził kontekst publikacji i powszechnego udostępnienia oraz to, że stanowiły świadectwo oderwania się człowieka od znanego mu od wieków środowiska, o czym pisałem wcześniej. Po wyłączeniu się z ziemskiego otoczenia i utrwaleniu tego zdarzenia, mogliśmy zacząć myśleć o „globalnych zmianach środowiska” – i tak też się rzeczywiście stało.

Neil Maher zwraca w tym kontekście uwagę na dwa zdjęcia, z których pierwsze przedstawia wschód Ziemi, utrwalony w trakcie misji Apollo 8 w 1968 roku, a drugie – całą planetę uchwyconą w kadrze w 1972 roku (misja Apollo 17)[7]. Na pierwszej fotografii możemy zobaczyć glob z perspektywy Księżyca, przy czym jego powierzchnia zakreśla wyraźną linię horyzontu, planeta widoczna jest natomiast jedynie w połowie, gdyż jej „nocna” część – na południe od równika – pozostaje ukryta w kosmicznym mroku. Czujemy, że patrzymy na Ziemię z innego miejsca, które zasadniczo stanowi centrum, terytorium jeszcze niezdobyte, ale do tego przygotowywane.

Maher przywołuje trzy, w różny sposób z sobą powiązane, konteksty interpretacyjne: tradycję amerykańskiej fotografii natury oraz dwa pojęcia polityczne, dziewiętnastowieczne – „boskie przeznaczenie” (Manifest Destiny), oraz dwudziestowieczne – „nową granicę” (New Frontier). Wskazuje, że wykonanie dokumentacji, podobnie jak działo się to w XIX wieku, przygotowuje ekspedycję i eksplorację, które są uzasadnione, naturalne i nie podlegają negocjacjom, podobnie jak prawa USA do podboju zachodniej części kontynentu. Opierając się na przemówieniu Johna F. Kennedy’ego w Kongresie w maju 1961 roku, dowodzi ponadto, że działania te są kluczowe dla wygrania zimnej wojny i przekroczenia nowej granicy, które stanowi ważny cel polityczny jego prezydentury. Realizacją tej wizji miało być lądowanie na Księżycu przed końcem lat 60. XX wieku. Z tej perspektywy staje się jasne, że misja Apollo 8 służyła wyłącznie zmapowaniu powierzchni Księżyca i przygotowaniu lotu Apollo 11. Przesądziła o jej możliwości i pokazała, że rzeczoną granicę można faktycznie przesunąć, a jedyne, co nam pozostało, to podjęcie tego wysiłku.

Zauważmy, że w takiej sytuacji znaczenia polityczne podróży Wostok 1 i Apollo 8 są do siebie zbliżone, powrót do rozważań nad przemianą percepcji naszego otoczenia pozwala natomiast dostrzec kolejne podobieństwo. Kolorowa fotografia Ziemi kreuje nasze stereotypowe wyobrażenie o tym, jak nasza planeta wygląda: białe chmury, niebieskie oceany, brązowe kontynenty, czerń lub głęboki granat przestrzeni kosmicznej. Taki obraz utrwala każde kolejne zdjęcie, a w szczególności to, które zostało wykonane w 1972 roku, na pierwszy rzut oka różniące się od wcześniej omawianego wyłącznie szczegółami. Jakimi? Miejscem, z którego zostało wykonane, i sposobem kadrowania, których rezultatem było to, że żadnego fragmentu globu nie pokrywa cień Słońca. Możemy zatem przyjrzeć się mu w całości, a właściwie w tej części, która jest zwrócona w stronę urządzeń. W tym przypadku Księżyc ani żadne inne ciało niebieskie nie stanowi punktu odniesienia; jedynym ważnym przedmiotem jest Ziemia.

Wiemy już jednak, że zmiana punktu widzenia wiąże się z ważnymi konsekwencjami i nie jest tylko zabiegiem technicznym. Czy podobnie było w tym przypadku?

Maher przytacza historię Stewarda Branda, który już w 1966 roku zastanawiał się, „dlaczego nie widzieliśmy dotychczas zdjęcia całej Ziemi?”[8]. To proste pytanie rozwinął w wielką kampanię społeczną. Na kilku uniwersytetach rozdawał przypinki, na których zapisane było wspomniane pytanie, wysłał je ponadto przedstawicielom Kongresu, Narodów Zjednoczonych, radzieckim naukowcom, Marshallowi McLuhanowi oraz Buckminsterowi Fullerowi. Za tymi działaniami kryła się intuicja, że po publikacji rzeczonych zdjęć „nikt już nigdy nie będzie spoglądał na rzeczy w ten sam sposób”[9]. Intuicja nad wyraz trafna.

Na fotografii z 1972 roku nie widzimy już – twierdzi Maher – terytorium politycznej ekspansji, lecz „nie-amerykańską naturę”, a oprócz zarysów kontynentów i oceanów możemy rozróżnić elementy środowiska w poszczególnych częściach globu. W centrum usytuowana jest Afryka, co w ocenie Denisa Cosgrove’a zachwiało konwencjami zachodniej kartografii[10]. W ten sposób dało się jednocześnie ujmować nasze otoczenie globalnie, co według brytyjskiego geografa miało niezwykłą siłę ideologiczną (i marketingową, o czym nie należy zapominać)[11]. Odnosząc się do Ziemi jako rzeczy, której wizerunek został utrwalony na przywołanym zdjęciu, nie przeżywamy już potęgi przyrody w doświadczeniu wzniosłości, ale raczej zastanawiamy się nad jej niestabilnością. W ten sposób dostarczony zostaje impuls do rozwoju świadomości ekologicznej globalnych powiązań – kwestii bardzo abstrakcyjnej – i poczucia odpowiedzialności za stan Ziemi, czyli należących do najważniejszych od lat 70. tematów dyskusji o naszym otoczeniu. Dzieje się tak dlatego, o czym już pisałem, że nowy sposób rozumienia ewokuje nowe imperatywy.

Po pozyskaniu zdjęć, którymi był zainteresowany, Brand wydaje Katalog całej Ziemi (Whole Earth Catalog), stanowiący specyficzną mieszankę podręcznikowych i encyklopedycznych opisów, recenzji, wskazówek i porad życiowych, przygotowanych także przez samych czytelników. Swoją publikację, którą dystrybuuje w całych Stanach Zjednoczonych, ilustruje fotografią globu z 1967 roku, dostarczoną przez satelitę ATS-3, a potem zdjęciem z 1968 roku. W ten sposób – co symptomatyczne – przedstawienia, które budują obraz „globu” i globalności naszego środowiska, łączy z odpowiedzialnością za rozwój lokalny. W 1970 roku świętowany jest po raz pierwszy Dzień Ziemi, a rok później – co również warte podkreślenia – Sekretarz Generalny ONZ, przy okazji kolejnych obchodów, przyrównuje glob do statku kosmicznego, natomiast przyrodę ożywioną – do jego ładunku[12].

Ponadto świadomość wymiaru globalnego procesów przyrodniczych sprawia, że już w 1972 roku zaczęto badać stan naszej planety w niespotykanej dotychczas skali, formułując w niej również nowe hipotezy naukowe. Wówczas NASA i USGS przystąpiły do prowadzenia stałego monitoringu za pomocą zdjęć satelitarnych, dostarczanych przez urządzenia umieszczone na orbicie ziemskiej w ramach programu Landsat. Działanie to, kontynuowane do dziś, jak wskazują sami jego twórcy, zostało zainspirowane przez program księżycowy Apollo[13].

4. Powróćmy jeszcze na chwilę do odwrócenia perspektywy, o którym wspominaliśmy na początku. Dotychczas Ziemia była dla nas punktem, z którego obserwowaliśmy kosmos. Dla Gagarina i kolejnych astronautów, którzy uczestniczyli w misjach załogowych, środowiskiem stała się natomiast (przynajmniej na chwilę) sama przestrzeń kosmiczna, z której można było spojrzeć na glob w całości. Ta nowa sytuacja miała podwójne znaczenie: pierwszym było oczywiście zwrócenie uwagi na naszą planetę jako rzecz, co opisywaliśmy powyżej; drugim natomiast otwarcie i ustanowienie przestrzeni kosmicznej jako otoczenia. Przestrzeń ta była już opisana za pomocą narzędzi astronomicznych i kartograficznych, jednak były to mapy i wizualizacje danych przygotowane przez ludzi spoglądających z powierzchni globu. Uczynienie kosmosu naszym środowiskiem od razu wygenerowało zupełnie nowy problem: władzy i władania oraz ich uzasadnienia. Zwróćmy uwagę, że w kontekście interpretacji Mahera, w szczególności ideologii nowej granicy i boskiego przeznaczenia, te pytania jawią się jako nieuniknione, ale też sugerują kierunek poszukiwania sposobu interpretacji problemu.

W związku z powyższym otwieramy dyskusję o tym, czy przestrzeń kosmiczna jest pierwotnym dobrem wspólnym, czy też nie stanowi przedmiotu niczyjej własności. W jaki sposób i na jakich zasadach będzie można z jej zasobów korzystać? Kto będzie podmiotem prawa kosmicznego i kto będzie ponosił odpowiedzialność za działania w tym środowisku (na przykład za magazynowanie w nim substancji szkodliwych). Ponadto: w jaki sposób i przez kogo odpowiedzialność ta będzie egzekwowana?

Czy będzie można uczynić część tej przestrzeni swoją własnością? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, powracamy do kwestii „pierwotnego zawłaszczenia”, z którą John Locke zmagał się w trakcie analizy porządkowania Nowego Świata (według staro-światowych reguł), a także grodzenia osuszanych bagien i wspólnie użytkowanych łąk w Anglii[14]. Natrafiamy na te same problemy, z którymi mierzył się brytyjski filozof: czy takie zawłaszczenie jest kiedykolwiek prawomocne, a jeżeli tak, to na jakich warunkach? Podążając jego śladami, możemy wprowadzić klauzulę dopuszczającą zawłaszczenie pod warunkiem pozostawienia równowartościowych dóbr jako wspólnych, prowadzi nas to jednak wówczas do sprzeczności, które śledzili Robert Nozick i Gerald Cohen[15].

Wszystkie wyszczególnione tu pytania zadano, ponieważ dość szybko dostrzeżono konieczność prawnego uporządkowania przestrzeni kosmicznej. Najpierw został przygotowany szereg rezolucji; wkrótce obecność człowieka w kosmosie wymusiła przyspieszenie ustanowienia nowych regulacji. Z tego powodu w 1967 roku pojawił się nowy element prawa międzynarodowego: Układ o zasadach działalności państw w zakresie badań i użytkowania przestrzeni kosmicznej łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi. Wskazany akt prawny wyznaczył oczywiście poszczególne państwa jako podmioty odpowiedzialne za podejmowane działania i właścicieli wszystkich przedmiotów umieszczanych w tym środowisku. Ponadto ustalił, że przestrzeń kosmiczna nie podlega zawłaszczeniu w żaden sposób – ani w wyniku zagarnięcia, ani ogłoszenia suwerenności. Może być przedmiotem wyłącznie badań i użytkowania pokojowego.

Nowe pomysły na korzystanie z tej przestrzeni, takie jak komercyjna turystyka kosmiczna i kosmiczne górnictwo, powodują jednak, że przywołane regulacje musimy przemyśleć ponownie.

5. Opisana powyżej świadomość ekologiczna została ukształtowana przez przywołane fotografie satelitarne, a następnie rozwinięta przez różne procesy społeczne i ekonomiczne oraz interpretacje kulturowe. W mojej ocenie zasadniczym źródłem jej siły pozostało jednak przekonanie o tym, że wszystkie wymienione zdjęcia poświadczają „źródłowe” doświadczenie związane z obecnością człowieka w kosmosie, który z tej perspektywy uczynił planetę przedmiotem swojej kontemplacji i uwiarygodnił wszystkie reprezentacje. Z tego powodu sformułowanie „globalne zmiany środowiska” przestało być zabarwione absurdem.

Zestawienie sposobów opisywania otoczenia z jego wnętrza oraz od zewnątrz pokazuje ponadto, że mają one podobną strukturę, a w szczególności podobnie metaforyczny charakter. „Lokalny” kontakt z tym, co się wokół nas znajduje, jest przefiltrowany przez wyobrażenie definiujące, czym to środowisko jest jako przedmiot doświadczenia. Nie możemy zatem stwierdzić, że docieramy do tego, co nie jest zapośredniczone. „Globalne” spojrzenie na Ziemię opieramy z kolei na „odroczonej” percepcji, ugruntowanej na wspomnianych zdjęciach satelitarnych. A jednak od momentu, gdy staliśmy się codziennymi użytkownikami przedstawień globu w postaci portali mapowych z geokodowanymi informacjami, które możemy zestawiać w dowolnej skali, w sposób nieodwracalny przebudowaliśmy naszą percepcję.