Marta Karpińska rozmawia z Michałem Wiśniewskim

Marta Karpińska: W ubiegłym roku miałam przyjemność obejrzeć wystawę Wczasy. Krajobrazy wypoczynku, prezentowaną w Muzeum Architektury we Wrocławiu. Pozwalała zapoznać się z różnorodnością nowoczesnych form rodzimej architektury rekreacyjnej rozwijanych w XX i XXI wieku. Trochę zainspirowana tym pokazem, chciałabym porozmawiać o kontekście polskiej architektury wypoczynku i rekreacji na przestrzeni mniej więcej ostatniego stulecia – od okresu poprzedzającego odzyskanie przez Polskę niepodległości, poprzez II RP, PRL, po transformację ustrojową. Zdaję sobie sprawę, że decydujemy się na karkołomną przejażdżkę. Trudno będzie w rozmowie odnieść się do wszystkich zagadnień, spróbujmy jednak zmapować najważniejsze idee, polityki i zjawiska ekonomiczne, które kształtowały architekturę polskich hoteli, uzdrowisk, ośrodków wczasowych, przestrzenie masowej rekreacji. Mam nadzieję, że uda nam się także wskazać, do jakiego stopnia te formy oraz związane z nimi praktyki społeczne były odbiciem wzorców i zjawisk globalnych, a do jakiego wynikały z lokalnych uwarunkowań. Ustalmy może najpierw, od kiedy możemy mówić o początkach nowoczesnej polskiej architektury rekreacyjnej

Michał Wiśniewski: Pod koniec XIX wieku pojawiła się w życiu europejskiego mieszczaństwa, także na ziemiach polskich, potrzeba podróżowania do „wód”, czyli miejscowości uzdrowiskowych. Wiązała się z powszechnym wówczas w Europie poczuciem, że życie w mieście szkodzi zdrowiu. Zmorą tych czasów były groźne choroby: gruźlica i kolejne epidemie cholery, nawiedzające gęsto zaludnione ośrodki miejskie.
MK: Ofiarom epidemii cholery zawdzięczamy dobrodziejstwo infrastruktury wodno-kanalizacyjnej, dla nas dziś oczywistą.

Kuracjusze w Krynicy, początek XX wieku
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

MW: Zanim pojawiły się warunki umożliwiające uzdrowienie miast, gwałtownie rozrastających się w wyniku rewolucji przemysłowej, ich bogatsi mieszkańcy uciekali do modnych kurortów. Europejska arystokracja od stuleci praktykowała leczniczą rekreację, ale dopiero w XIX wieku tego typu wyjazdy rozpowszechniły się wśród bogatszego mieszczaństwa. Wakacje w kurortach były również wyznacznikiem statusu – wypadało pokazywać się w tych miejscach i chwalić wrażeniami w towarzystwie. Rangę ważnego ośrodka uzdrowiskowego zyskała wówczas Krynica, z centralnie położonym neorenesansowym domem zdrojowym projektu Jana Zawiejskiego i Juliana Niedzielskiego. Wyposażyli budynek w luksusową restaurację, salę balową, pomieszczenia hotelowe o wysokim standardzie, część gmachu pełniła funkcje lecznicze albo, z perspektywy dzisiejszej wiedzy medycznej, paralecznicze. W pobliżu w połowie XIX wieku wzniesiono Łazienki Mineralne, ich projekt opracował Feliks Księżarski. Po szerokim deptaku między budynkami spacerowali kuracjusze, popijając wodę mineralną. Wyznacznikiem standardów funkcjonalnych i architektonicznych dla europejskich miejscowości uzdrowiskowych była w tym czasie Szwajcaria.

MK: Kiedy pojawiła się idea wypoczynku niekoniecznie związanego z leczeniem takich czy innych dolegliwości? Dokąd wyprawiało się modne towarzystwo na początku XX wieku? W jakich przestrzeniach wypoczywało? W pierwszym odruchu na myśl przyszły mi góralskie chaty Zakopanego i zainspirowane nimi narodziny „stylu zakopiańskiego”.

MW: W 1890 roku w Zakopanem mieszkało zaledwie 2,4 tysiąca osób. Punktem zwrotnym dla rozwoju podgórskiej wsi było podłączenie do infrastruktury kolejowej. Notabene i do Krynicy, i do Zakopanego kolej dotarła około 1910 roku. Transport kolejowy będzie miał fundamentalne znaczenie dla popularyzacji obu kurortów. Wcześniej trzeba było sobie zadać sporo trudu, żeby dojechać do stolicy Tatr. W miarę przyzwoite drogi kończyły się w Nowym Targu, potem na chętnych do kontemplowania z bliska górskich krajobrazów czekała jeszcze niewygodna podróż furmanką. W Zakopanem nie istniała wtedy żadna infrastruktura turystyczna. W XIX wieku pod Tatry ciągnęli pionierzy szukający Świętego Graala polskości; od czasów Piasta Oracza trwała jakoby w Zakopanem w nienaruszonej, krystalicznej postaci. W 1860 roku w Warszawie planowano obchody rocznicy narodzin państwa polskiego oraz intronizacji Ziemowita, syna Piasta. Do uroczystości ostatecznie nie doszło, ale powstało wiele publikacji. W jednej z nich opisano wnętrze podhalańskiego domu jako królewskiej komnaty legendarnego „Zimowita”. Już wówczas pojawiła się narracja sugerująca, że oto mamy do czynienia z wzorcami prapolskiej architektury, a zamieszkiwali ją ponoć protoplaści Piastów. Pionierami turystki w Zakopanem byli XX-wieczni piewcy tego mitu. Stanisław Witkiewicz, twórca stylu zakopiańskiego, nie był nawet związany z Galicją. Jego biografia wskazuje na korzenie rumuńsko-litewskie, większość życia spędził w Warszawie.

Otwock, pensjonat Abrama Gurewicza w „stylu nadświdrzańskim” wybudowany w latach 1906–1921
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Oczywiście na poszukiwanie narodowych korzeni w górach nałożyły się prądy ogólnoeuropejskie, wywodzące się z romantyzmu. Opiewały majestat górskich krajobrazów lub eskapizm, chęć oderwania się od miejskiej cywilizacji. Witkiewicz o górach pisał i je malował, wreszcie w latach 90. XIX wieku razem z miejscowymi budarzami zaczął projektować i realizować wille w Zakopanem, pierwowzory tatrzańskich pensjonatów. W 1892 roku powstała Willa Koliba, obecna siedziba Muzeum Stylu Zakopiańskiego, a pięć lat później słynny Dom pod Jedlami. Inwestorem tego drugiego był Jan Gwalbert Pawlikowski, taternik, ekonomista, polityk, współtwórca zalążka przyszłej Narodowej Demokracji. Zakopiańskie wille Witkiewicza powstawały równolegle z kiełkowaniem nowoczesnych ruchów politycznych w Polsce.

Dom pod Jedlami na Kozińcu w Zakopanem, proj. Stanisław Witkiewicz, 1897
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

MK: Jednocześnie pod koniec XIX wieku wokół Warszawy rozwijała się architektura letniskowa w „stylu nadświdrzańskim”, powszechnie znanymjako „świdermajer”. Tę nazwę spopularyzował Konstanty Ildefons Gałczyński w wierszu Wyprawa do Świdra.

MW: W rozwoju strefy rekreacyjnej wokół Warszawy znowu rolę odegrała kolej. Wzdłuż linii kolejowej do Otwocka zaczęły wyrastać miejscowości letniskowe: Międzylesie, Józefów, Świder, Falenica. Fenomenem jest architektura podwarszawskich letnisk inspirowana szwajcarskimi pensjonatami górskimi. W Warszawie czasów Lalki Bolesława Prusa mieszkało czterysta tysięcy ludzi, a na początku XX wieku było ich już ponad siedemset tysięcy. W szybko rozrastającym się mieście kwitły handel i przemysł, napływali do niego robotnicy, licznie osiadali tu urzędnicy i kupcy. Populację miasta w 40 procentach budowali Żydzi, mieszkała tu także mniejszość rosyjska. Cała ta stołeczna mieszanka wypoczywała w przestrzeniach „świdermajerów”

MK: Pod względem architektonicznym sięgnięto po wzorce globalne, bo szwajcarskie pensjonaty rozpropagowała wystawa światowa w Wiedniu w 1873 roku. Czy w Zakopanem Witkiewicz i jego naśladowcy stworzyli kolaż wzorów szwajcarskich z motywami lokalnymi?

MW: Stanisław Witkiewicz i jego współpracownik Jan Koszczyc Witkiewicz dążyli do zdefiniowania podstawowych cech architektury Podhala. Silnie podkreślali jej wyjątkowość, działali z lokalnymi rzemieślnikami. Problem się pojawiał, gdy formy wiejskiego domku albo pasterskiego szałasu trzeba było przełożyć na dużo większy budynek pensjonatu. W takiej sytuacji łączono popularne rozwiązania górskiej architektury uzdrowiskowej z lokalną dekoracją i technikami budowy. Jeżeli pojawiały się elementy podpatrzone w architekturze szwajcarskich pensjonatów, to zapośredniczone i prezentowane nie wprost. Dużo więcej Szwajcarii odnajdziemy w Krynicy i innych uzdrowiskach, które zdążyły się rozwinąć przed sukcesem Zakopanego.

Sanatorium Akademickie w Zakopanem
proj. Józef Gałęzowski, 1934
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

MK: Zarówno uzdrowiska, jak i pensjonaty były dostępne raczej dla bogatszych warstw społeczeństwa. Jakie przestrzenie wypoczynku mieli do dyspozycji jeszcze przed I wojną światową ci, którzy nie mogli sobie pozwolić na dłuższy rekreacyjny wyjazd z miasta?

MW: W polskich miastach pojawili się propagatorzy nowoczesnego wychowania sportowego zainspirowani rozwiązaniami z zagranicy. Jednym z nich jest Henryk Jordan, lekarz i społecznik. W latach 70. XIX wieku wrócił ze Stanów Zjednoczonych, podpatrzone tam wzorce infrastruktury sportowej i rekreacyjnej przeniósł na rodzimy grunt. Współtworzył Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Małopolsce – organizację pionierską dla wychowania fizycznego w naszej części Europy, rozwijającą się od końca XIX wieku w Galicji, a także na obecnych terenach Czech, Słowacji i Ukrainy. W Krakowie przy ulicy Piłsudskiego przetrwała dawna sala sportowa Sokoła, z 1889 roku. Zaprojektowali ją Tadeusz Talowski i Karol Knaus. Z inicjatywy Jordana powstał przy krakowskich Błoniach pierwszy w Europie publiczny ogród zabaw i gier ruchowych dla dzieci, wzorowany na parkach amerykańskich. Do dziś jest jedną z najpopularniejszych przestrzeni rekreacyjnych w Krakowie. Nosi imię swojego założyciela, w PRL-u również place zabaw były powszechnie nazywane ogródkami jordanowskimi. To w dzisiejszym parku Jordana na początku XX wieku rozgrywano pierwsze mecze piłkarskie, brały w nich udział świeżo powołane do życia krakowskie drużyny futbolowe: Wisła i Cracovia powstały w 1906 roku, Makkabi Kraków – trzy lata później. Wokół klubów organizowały się środowiska robotnicze. Jordan postulował, by wychowanie sportowe łączyć z edukacją patriotyczną, w parku stanęły więc pomniki postaci zasłużonych w historii Polski. Kolaż wychowania fizycznego i patriotycznego połączony z działaniami paramilitarnymi wchodził także w skład etosu „Sokoła” – w hasłach tej organizacji przebijały się idee panslawistyczne, współcześnie raczej niepokojące.

Turyści na Kasprowym Wierchu, 1970
Fot. Grażyna Rutkowska/Narodowe Archiwum Cyfrowe

MK: Do krzepkich młodzieńców maszerujących równym krokiem zniechęciły nas nowoczesne totalitaryzmy, warto jednak pamiętać, że idee propagujące rozwój człowieka poprzez poprawę jego stanu fizycznego wywodzą się z pozytywistycznej, opartej na naukach przyrodniczych wierze w postęp społeczny. Te dziewiętnastowieczne koncepcje wciąż rezonowały u progu odzyskania przez nasz kraj niepodległości w 1918 roku. Jak aspiracje zbudowania zdrowego, nowoczesnego społeczeństwa miały się do realiów porozbiorowej Polski w kontekście architektury rekreacyjnej?

MW: W II RP idea wypoczynku uległa egalitaryzacji, oczywiście w ograniczonym zakresie. Wciąż nie mieliśmy do czynienia z masowością rekreacji, ale w góry, opiewane przez artystów, docierali kolejni reprezentanci modernizującego się polskiego społeczeństwa: harcerze, studenci, nawet dzieci, przywożone na łono natury przez różne organizacje społeczne. W tym czasie upowszechniło się wyrażenie „kolonie letnie”, synonim młodzieżowego wypoczynku. Działania społecznikowskie związane z rekreacją na różnych poziomach wspierało państwo, w tym wojsko. Pamiętajmy, że międzywojenna Polska była krajem silnie zmilitaryzowanym. Na początku lat 30. w Otwocku powstało Wojskowe Sanatorium Przeciwgruźlicze – jeden z najciekawszych pod względem architektonicznym przykładów inwestycji uzdrowiskowych sponsorowanych przez armię. Zaprojektował je w stylu funkcjonalistycznym Edgar Norwerth. Wojsko miało nieruchomości w popularnych kurortach, na przykład w 1928 roku kupiło sanatorium Dłuskich w Zakopanem. W 1935 roku nad jeziorem Białym nieopodal Włodawy wzniesiono Yacht Club dla oficerów, modernistyczny budynek projektu Juliusza Nagórskiego.

Sanatorium Wiktor w Żegiestowie,
proj. Jan Bagieński, Zbigniew Wardzała, 1934–1936
Fot. Wojskowa Agencja Fotograficzna/ Narodowe Archiwum Cyfrowe

W 1922 roku sejm przyjął ustawę o uzdrowiskach. Umożliwiała budowę tego typu ośrodków z całą potrzebną im infrastrukturą – od gmachów szpitalnych po rozwiązania planistyczne regulujące dostęp do leczniczych źródeł. Na tej fali nastąpił rozwój Krynicy, czego symbolem są spektakularne budynki uzdrowiskowe: sanatorium Lwigród, według projektu Eugeniusza Czerwińskiego, zbudowane z inicjatywy lwowskiego Zakładu Pensyjnego Urzędników Prywatnych, oraz Nowy Dom Zdrojowy, według projektu Witolda Minkiewicza, jedna z największych tego typu inwestycji w II RP, z końca lat 30. Największą metamorfozę przeszło Zakopane: w latach poprzedzających wybuch I wojny światowej miało cztery tysiące mieszkańców, rocznie przyjeżdżało tu około dziesięciu tysięcy turystów. Po 1918 roku liczba odwiedzających stolicę Tatr wzrosła sześciokrotnie, otwierano więc kolejne hotele i pensjonaty. Józef Gałęzowski pod koniec lat 20. zaprojektował na Gubałówce Akademickie Sanatorium Przeciwgruźlicze. Nowoczesny gmach z werandami do leżakowania symbolizował siłę i możliwości odrodzonego państwa. Sanatorium w Istebnej projektu Jadwigi Dobrzyńskiej i Zbigniewa Łobody, z 1939 roku, było wzorcową placówką leczniczo-wychowawczą dla dzieci. Swoją drogą w ówczesnej debacie publicznej mocno podkreślano konieczność poprawy zdrowia dzieci, wywożenia ich za miasto, a przy okazji poznawania kraju. Do tego w latach 30. rozwijano plany budowy nowych sanatoriów w pasie południowym – od Wisły i Istebnej do Truskawca i Zaleszczyk. Między najważniejszymi kurortami powstały nowe połączenia kolejowe.

MK: Czy Zakopane już w II RP było pełnoprawną „zimową stolicą Polski”?

MW: W latach 30. powstały w Zakopanem wyciągi i skocznia narciarska z prawdziwego zdarzenia. Polska i Czechosłowacja konkurowały o to, który kraj wybuduje większą kolejkę linową. Czesi i Słowacy szarpnęli się na obiekt w Tatrzańskiej Łomnicy, a po drugiej stronie granicy Polacy zbudowali kolejki linowe na Kasprowy Wierch i Gubałówkę. W przedwojennym Ministerstwie Komunikacji zrodził się pomysł szybkiego połączenia kolejowego Warszawy z Zakopanem. W 1937 roku otwarto tory od Tunelu do Krakowa, co bardzo przyspieszyło podróż ze stolicy pod Wawel. Kraków miał już w tym czasie luksusowe połączenie z Zakopanem i Krynicą, w postaci Luxtorpedy. Za tymi inwestycjami stał wiceminister komunikacji, pułkownik Aleksander Bobkowski, prywatnie zięć prezydenta Ignacego Mościckiego. Był zapalonym narciarzem i odegrał fundamentalną rolę w popularyzowaniu tej dyscypliny sportu w naszym kraju. Infrastrukturalnym rozmachem Polska dokonała prawdziwego skoku w nowoczesność, który przejawił się choćby w podłączaniu podgórskich obszarów do sieci energetycznej. Postęp technologiczny przełożył się na formy budynków. Architektura Zakopanego świadczy o gwałtownych przemianach zachodzących w tym czasie: Jan Koszczyc Witkiewicz jeszcze u progu lat 20. zaprojektował dziecięce sanatorium przeciwgruźlicze Uniwersytetu Jagiellońskiego – obiekt nowoczesny, ale utrzymany w estetyce stylu zakopiańskiego. Sanatorium Gałęzowskiego ma już rys modernistyczny, ale wciąż z pewnymi odniesieniami do historyzmu. W latach 30. pojawiało się coraz więcej nowoczesnego języka architektonicznego: żelbetowe konstrukcje, płaskie dachy, tarasy, przeszklenia. Dobrym przykładem tego zjawiska jest otwarty w 1931 roku hotel Palace, według projektu Franciszka i Leona Kopkowiczów, biały modernistyczny budynek z werandą dla kuracjuszy na ostatnim piętrze, przykryty płaskim dachem. W trakcie wojny zamieniono go na siedzibę Gestapo. Impuls do skoku w nowoczesność dały również infrastruktura sportowa i transportowe połączenie Zakopanego z resztą kraju. Dziś pod Tatry prowadzi samochodowa trasa E7 – często zakorkowana Zakopianka to istotny odcinek tej trasy.

Sanatorium wojskowe w Otwocku, proj. Edgar Norwerth, 1933–1935
Fot. Wojskowa Agencja Fotograficzna/ Narodowe Archiwum Cyfrowe

MK: Jak wyglądały sport i rekreacja w innych ośrodkach II RP?

MW: Miejskie samorządy inwestowały w rozmaite obiekty sportowe. W Kielcach w latach 30. powstał Stadion Leśny – kompleks parkowy wyposażony w infrastrukturę sportową: stadion lekkoatletyczny, basen, tereny jeździeckie. W 1917 roku władze Krakowa kupiły Las Wolski i wdrażały ambitny program jego zagospodarowania. Zorganizowany tu ogród zoologiczny. Współcześnie idea zoo trąci anachronizmem, ale sto lat temu posiadanie słonia świadczyło o wysokich aspiracjach włodarzy miasta. W pobliżu powstał stok narciarski, mieszkańcy Krakowa szusowali po nim jeszcze po II wojnie światowej. W latach 30. w sąsiedztwie Błoń zrealizowano kompleks sportowy z odkrytymi basenami i stadionem miejskim. W polskich miastach inwestowała też YMCA. Miała odziały w Łodzi, Warszawie i Krakowie, zbudowała w tych miastach baseny i boiska do koszykówki. W Krakowie jej krytą pływalnię ufundował przemysłowiec z Cleveland Serreno Fenn, a w 1937 roku odwiedził ją były prezydent Stanów Zjednoczonych Herbert Clark Hoover.

MK: Jak wyglądała klasowość wypoczynku w okresie międzywojennym?

MW: Głównymi użytkownikami sporej części infrastruktury rekreacyjnej i sanatoryjnej byli pracownicy państwa: urzędnicy i wojskowi. W armii tradycja korzystania z własnych ośrodków wczasowych przetrwa do czasów generała Jaruzelskiego. Wojsko było państwem w państwie, jednym z najważniejszych inwestorów w II RP. Modernistyczne ośrodki uzdrowiskowe fundowała też polska kolej, w latach 30. zrealizowała Kolejowy Dom Uzdrowiskowy w Makowie Podhalańskim i Zakład Leczniczo-Wychowawczy Rodziny Kolejowej w Rabce-Zdroju. Środowisko ziemiańskie chętnie jeździło do Szczawnicy, wówczas prywatnego kurortu. W polskich miastach pojawiły się ogródki działkowe, europejski fenomen. Ernst May zaprojektował we Frankfurcie na Menem wzorcowe osiedle robotnicze, którego ważną częścią są ogrody działkowe z altanami. W Polsce za organizacją miejskiego ogrodnictwa często stały środowiska spółdzielcze albo związane z Polską Partią Socjalistyczną. Ogrody działkowe powstawały dla zaspokojenia potrzeb niższych warstw urzędniczych i inteligenckich, ale także klasy robotniczej. Służyły rekreacji i zarazem dostarczały świeżej żywności, istotnie wspierały ekonomicznie mniej zamożne rodziny. W latach 30. urządzono ogród działkowy na krakowskim Prądniku, na wałach dawnego fortu z czasów zaboru austriackiego. Po wojnie fort wyburzono, a teren przekształcono w park imienia Stanisława Wyspiańskiego.

Sanatorium Bałtyk w Kołobrzegu, proj. Edmund Goldzamt, Halina Gurianowa, 1964
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

MK: Odrodzona Polska miała też dostęp do morza.

MW: Na mocy traktatu wersalskiego Polska otrzymała niewielki fragment Pomorza, ale swoją obecność nad Bałtykiem starała się zaznaczyć przede wszystkim budową miasta i portu w Gdyni. Spółka Towarzystwa Kąpieli Morskich pod koniec lat 20. zbudowała tam Dom Zdrojowy, niestety brudne plaże i zapach ropy ciągnący z portu mocno ograniczały możliwości rozwoju Gdyni jako miejscowości rekreacyjnej. Przemysłowy charakter miasta wymusił zmianę funkcji tego obiektu – otwarto w nim hotel dla członków załóg statków wpływających do Gdyni. W granicach II RP znalazły się Chałupy, Władysławowo, Jastarnia, ale były to wówczas niewielkie wioski, bez zaplecza hotelowego i odpowiedniej infrastruktury. Cała inwestycyjna para poszła w Gdynię. Polacy masowo ruszą nad morze dopiero po II wojnie światowej.

MK: Po koszmarze wojny reżim komunistyczny obiecywał zbudować nową Polskę. Konstytucja z 1952 roku głosi, że Polska Rzeczypospolita Ludowa jest republiką ludu pracującego, a jej obywatele mają prawo do wypoczynku. W 1949 roku powołano Fundusz Wczasów Pracowniczych – instytucję, której zadaniem będzie organizowanie wakacji szerokim rzeszom społeczeństwa. Co ważnego działo się pod względem architektury rekreacyjnej w pierwszym okresie PRL-u?

MW: Przywołam słowa Stanisława Sobolskiego z jego artykuł Perspektywy rozwoju uzdrowisk i związane z nimi problemy urbanistyczno-architektoniczne, opublikowanego w 1963 roku na łamach „Architektury”. Zaczął go stwierdzeniem: „W pierwszych latach powojennych nie mogło być mowy o nowym budownictwie uzdrowiskowym w zniszczonej Polsce, gdyż na skutek dotkliwego braku lekarzy i pielęgniarek nawet istniejące urządzenia nie mogły być w pełni wykorzystane”[1]. Dobrze oddał dramatyzm sytuacji powojennej – trzeba było się zająć odbudową Warszawy, Gdańska, Wrocławia, inwestycje w ośrodki wczasowe i uzdrowiskowe musiały poczekać. W 1945 roku w granicach Polski znalazły się za to terytoria poniemieckie, między innymi kilkaset kilometrów wybrzeża Bałtyku i Mazury.

MK: Kilkanaście lat później nowe obszary – jak wcześniej góry – wejdą do popkultury zasilającej zbiorowe tęsknoty. Morza szum, ptaków śpiew Czerwonych Gitar będzie nucić cała Polska. Kalina Jędrusik wylansuje przebój Na całych jeziorach ty, do słów Agnieszki Osieckiej, a do którego teledysk został zrealizowany na Mazurach. Akcja Noża w wodzie Romana Polańskiego, z 1961 roku, rozgrywa się na żaglówce w mazurskim pejzażu.

MW: Melchior Wańkowicz jeździł na Mazury jeszcze przed wojną, już wtedy żaglówka pojawiła się jako motyw w polskiej kulturze, ale dopiero PRL nadał Mazurom znaczenie dla polskiego społeczeństwa porównywalne z rangą Tatr na przełomie XIX i XX wieku.

MK: Jakąś rolę w budowaniu tego znaczenia mogła odegrać państwowa pompa towarzysząca obchodom bitwy pod Grunwaldem. Jej pięćset pięćdziesiątą rocznicę rząd Władysława Gomułki hucznie celebrował w malowniczej scenerii mazurskich pagórków. Jak nowa władza odnosiła się do potrzeb społecznych w zakresie wypoczynku po 1956 roku?

 MW: Gomułka potrzebował nowej umowy społecznej, która legitymizowałaby jego władzę po okresie stalinizmu. W ramach nowego otwarcia ruszyły liczne inwestycje w infrastrukturę wypoczynkową. Już pod koniec lat 50. zaczęły powstawać nowe schroniska wysokogórskie. Założone w 1950 roku Polskie Towarzystwo Krajoznawczo-Turystyczne promowało szlaki w Tatrach i Beskidach, przez całe lata 60. budowano tam nową infrastrukturę obsługującą ruch turystyczny na górskich trasach. Na początku tej dekady został stworzony i uporządkowany słownik pojęć związanych z przestrzeniami rekreacji: dom turysty, domek turystyczny, hotel dzienny, camping, kolej linowa, dom wycieczkowy, motel, ośrodek wypoczynkowy, schronisko, schronisko szkolne…[2] Tymi frazami posługujemy się do dzisiaj, ale do polszczyzny zostały wprowadzone lub rozpropagowane w zbiorowej świadomości zaledwie kilka dekad temu. W rozwoju idei aktywnego wypoczynku miało udział harcerstwo. Stało się wówczas ruchem masowym, z nowym zadaniem: uczyć obywateli PRL-u potrzeby kontaktu z naturą od najmłodszych lat. Wykształcała się moda na piesze wędrówki, szlaki turystyczne pokryły całą mapę Polski.

MK: Po 1956 roku architektki i architekci porzucali socrealizm na rzecz eksperymentów z rozwiązaniami architektonicznymi i technologicznymi w duchu socmodernizmu. Spektakularną przemianę przeszedł Edmund Goldzamt, architekt i teoretyk, propagator socrealizmu. W 1964 roku wraz z Heleną Gurianową zrealizował modernistyczne Sanatorium Uzdrowiskowe Bałtyk w Kołobrzegu, jeden z najciekawszych polskich hoteli z okresu socmodernizmu. Notabene powstał na miejscu sanatorium Strandschloß, zniszczonego w trakcie działań wojennych. W których projektach z lat 60. najbardziej wyraziście ziściły się modernistyczne aspiracje państwa i środowiska architektonicznego?

MW: Okres poodwilżowy wiąże się z boomem inwestycyjnym, choć trzeba pamiętać, że wiele budynków rozpoczętych w erze Gomułki zostanie oddanych do użytku dopiero w latach 70. PRL miał ambicje, ale i ograniczenia. Projekty rzadko kiedy realizowano w ciągu roku, dwóch lat, częściej realizacja zastygała z powodu jakichś braków i niedokończony obiekt straszył w stanie półsurowym dekadę albo dwie. Niemniej każdy duży zakład pracy i każda centrala branżowa starały się wybudować ośrodek wczasowy dla swoich pracowników, najlepiej w górach albo nad morzem. Cała sieć obiektów uzdrowiskowo-wypoczynkowych powstała w miejscowościach Beskidu Śląskiego: Wiśle, Szczyrku i Ustroniu, głównie z myślą o leczeniu i rekreacji pracowników przemysłu Górnego Śląska. Najbardziej ikoniczną architekturę – kompleks budynków, właściwie dzielnicę dla kilku tysięcy kuracjuszy – zyskało Ustronie. Słynne piramidy zaprojektował zespół pod przewodnictwem Henryka Buszki, Aleksandra Franty i Tadeusza Szewczyka.

Kolonie dla dzieci na Mazurach, 1950
Fot. Wojskowa Agencja Fotograficzna/ Narodowe Archiwum Cyfrowe

Impuls do eksperymentów architektonicznych dały również Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym FIS (Fédération Internationale de Ski) w 1962 roku, zorganizowane w Zakopanem. W latach 1957–1960 powstał tam Centralny Ośrodek Sportowy: hotel, pływalnia, hala sportowa. Na czele zespołu projektowego stali Andrzej Skoczek, Bogumił Zaufal i Stanisław Karpiel. Fenomen popularności skoków narciarskich w Polsce zaczął się na długo przed osiągnięciami Adama Małysza i innych zawodników. Mamy długą tradycję inwestowania w obiekty sportowe dla tej dyscypliny. Zainicjował ją Aleksander Bobkowski, on też stał za organizacją pod Tatrami zawodów FIS w 1939 roku. To w związku z nimi uruchomiono kolejki linowe – jedną na Kasprowy Wierch, drugą na Gubałówkę. To były już drugie zawody tej rangi w Zakopanem, pierwsze zorganizowano dziesięć lat wcześniej. W 1962 roku impreza FIS odbyła się w Zakopanem po raz trzeci. Przy okazji mistrzostw powstało kilka restauracji, dworzec autobusowy, infrastruktura do obsługi ruchu turystycznego, ale także rządowy ośrodek wczasowy – to przed nim wykonano słynne zdjęcie małżeństwa Jaruzelskich, na którym generał pozuje w góralskim sweterku.

W 1957 roku ogłoszono konkurs na nowoczesne schronisko nad Morskim Okiem. Nowy obiekt wprawdzie nie powstał, ale przegląd projektów konkursowych pokazuje śmiałość wizji architektonicznych tego czasu i potrzebę stworzenia supernowoczesnych struktur, jakich świat nie widział. Można je podsumować hasłem „baza na księżycu”. Echem tych poszukiwań jest zrealizowany na początku lat 70., przypominający kosmiczne spodki budynek obserwatorium meteorologicznego na Śnieżce. Witold Lipiński zaczął go projektować pod koniec lat 60. Architekci próbowali wówczas przekraczać granice niemożliwego. Grupa architektoniczna Stavoprojekt VAL z Czechosłowacji wyszła z koncepcją Heliopolis, miasta olimpijskiego zaplanowanego na przełomie lat 60. i 70. na wysokości dwóch tysięcy metrów w Tatrach Wysokich. Nadała mu formę pierścienia o średnicy ponad kilometra i wysokości sześćdziesięciu pięter. Heliopolis było żartem, utopijnym eksperymentem myślowym, który jednak odzwierciedlał ducha czasów – ery technologicznego optymizmu i lotów w kosmos.

MK: Z tym optymizmem wiążą się często pycha i gigantomania: latamy na Księżyc, jesteśmy bogami, więc co tam, zbudujmy sobie w cennym obszarze przyrodniczym wielki hotel.

MW: Tak postępowano po obu stronach żelaznej kurtyny. Na pograniczu Francji, Włoch i Szwajcarii powstały monstrualnych rozmiarów obiekty hotelowe na szczytach gór, często związane z organizacją masowych imprez sportowych.

MK: Jaki wpływ na architekturę wypoczynku miała epoka Gierka? W tej dekadzie kiełkowała klasa średnia, która dwadzieścia lat później będzie budować w Polsce kapitalizm. Wraz ze stosunkowo wzrastającą zamożnością społeczeństwa i rozwojem motoryzacji – na skalę ówczesnych możliwości państwa polskiego – na popularności zyskały indywidualne formy wypoczynku. To w latach 70. jak grzyby po deszczu wyrastały prefabrykowane domy drewniane, alternatywa dla tych, którzy nie mieli ochoty uczestniczyć we wczasach kolektywnych.

MW: Ta typologia pojawiła się już wcześniej. W wydaniu „Architektury i Budownictwa” z końca lat 30. znalazłem artykuł o drewnianej daczy Tadeusza i Anny Ptaszyckich – przyszłych architektów Nowej Huty[3]. Widać w niej inspiracje rekreacyjną architekturą skandynawską. W wydaniu „Architektury” z 1961 roku znajdziemy przegląd różnych typów indywidualnych domków wczasowych. Są to bardzo proste konstrukcje z desek, płyty paździerzowej lub dykty[4]. Tomasz Mańkowski w 1957 roku obronił pracę doktorską na temat prefabrykowanych domów jednorodzinnych. Jeden z jego projektów zrealizowano w Czeladzi, planowano budowę całego osiedla domów modułowych z odpadów drzewnych. Legenda rodzinna głosi, że wkrótce po obronie Mańkowskiego dom się rozpadł i na tym zakończyła się alternatywna historia budownictwa mieszkaniowego w Polsce. Moim zdaniem projekt Mańkowskiego miał cechy modelowego domku wczasowego.

Pod koniec lat 50. nad brzegami rzek i jezior powstawały pierwsze ośrodki wczasowe, często w formie skupisk drewnianych domków. W latach 70. w kategorii „dom letniskowy” królował domek Brda z drewnianych prefabrykatów, o charakterystycznym, trójkątnym przekroju. Można go było postawić na własnej działce i delektować się w wolnym czasie prywatną przestrzenią.

Przy okazji rozwoju motoryzacji warto wspomnieć o Polskim Związku Motorowym. Zawdzięczamy mu kolejną kategorię architektury związanej z rekreacją – motele. W motelu pod Wrocławiem kręcono sceny do Wielkiego Szu, filmu kryminalnego z 1982 roku. Przez kilka dekad wjeżdżających do Krakowa od zachodu witał budynek motelu Krak, potem wyburzony. PZM organizował krajoznawcze imprezy rajdowe. W 1975 roku Sobiesław Zasada pojechał fiatem 126p na rajd Monte Carlo i po tym wyczynie został bohaterem mas. Wyznaczył trend: co bardziej zaradni Polacy pakowali swoje maluchy po dach i wyruszali całymi rodzinami na wakacje do Bułgarii. Plażowanie w Złotych Piaskach albo Burgos wzbogaciło socjalistyczny luksus o nowy wymiar.

MK: Luksus w PRL-u kojarzy się również z gmachami modernistycznych, często wielokondygnacyjnych hoteli. Przywołuje się je jako symbol gierkowskiej prosperity.

MW: Nowoczesne hotele powstawały już za rządów Gomułki. Warszawski hotel Forum pojawił się w debacie o rozwoju stolicy w latach 60., choć został zrealizowany dopiero w latach 70.

MK: To prawda. Hotel Cracovia projektu Witolda Cęckiewicza – modelowy przykład poodwilżowej nowoczesności w Krakowie – oddano do użytku w połowie lat 60. Krakowskie mieszczaństwo mogło sobie pozwolić w tym czasie na dewolaja z frytkami w hotelowej restauracji, ale to za czasów Gierka przestrzenie hoteli zyskały status wysp luksusu niedostępnych dla zwykłego Kowalskiego.

MW: Emblematyczny pod tym względem jest pięciogwiazdkowy hotel Victoria w Warszawie, zbudowany w latach 1973–1976 według projektu Zbigniewa Pawelskiego z zespołem. Z przestrzeni Victorii korzystały całe wycieczki zakładowe, z reguły pracownicy zarządów różnych przedsiębiorstw. Weekend w Victorii z kolacją w hotelowej restauracji i striptizem do kotleta były znamionami ówczesnego high life’u. Pamiętajmy, że hotelarstwo często funkcjonowało i wciąż funkcjonuje w szarej strefie. Współcześnie zglobalizowana turystyka i wielkie sieci hotelowe wymuszają rozmaitość korporacyjnych mechanizmów mających na celu ukrócenie takich czy innych nielegalnych praktyk, ale w systemie ekonomicznym PRL-u w hotelach kwitły szemrane interesy i czarny rynek. Znalazły tam idealne warunki. Dostęp do dewizowych gości wabił cinkciarzy i sutenerów. Personel hotelowy często pracował dla Służby Bezpieczeństwa, zbierał haki na gości i bywalców.

Po 1975 roku, na skutek podziału administracyjnego kraju na czterdzieści dziewięć województw, wielkie hotele powstawały w każdym nowym mieście wojewódzkim. Trzeba było zorganizować nowe instytucje na tym szczeblu: urząd władz lokalnych, siedzibę partii, szpital, dworzec i oczywiście hotel podkreślający świeżo nabyty status administracyjny miasta.

MK: W moim rodzinnym Wałbrzychu, swego czasu stolicy województwa, gierkowski modernizm zmaterializował się w hotelu Sudety, dziś zrujnowanym. Kiedyś nocowały tu gwiazdy estrady, między innymi Maryla Rodowicz. W hotelach odbywały się prestiżowe imprezy dla lokalnych elit, ich atmosferę świetnie oddaje film Feliksa Falka Wodzirej z 1978 roku.

MW: Co ciekawe, w najbardziej luksusowych hotelach wykorzystywano zachodnie technologie i know-how. Budowę Victorii nadzorowali szwedzcy inżynierowie, całą infrastrukturę hotelowych wind i basenów również ściągnięto ze Skandynawii, w Polsce nie produkowano tak nowoczesnych urządzeń. Hotel Kasprowy w Zakopanem – kolejny symbol luksusu czasów Gierka – wznieśli pracownicy z byłej Jugosławii pod nadzorem swoich krajan. Swoją drogą Jugosławia, oprócz Bułgarii, była wtedy dla Polaków stosunkowo najłatwiej dostępnym celem wakacyjnych wyjazdów zagranicznych.

MK: W PRL-u wakacje za granicą często wiązały się z wymianą handlową. Fiaty 126p lub przyczepy kempingowe obywateli jechały wyładowane towarami, w miejscu docelowym wymienianymi na inne towary albo twardą walutę. Fenomen socjalistycznych workations z pewnością wart jest głębszych studiów. Potem nadszedł kryzys lat 80.

MW: Wraz z kryzysową dekadą skończyły się spektakularne inwestycje w ośrodki wczasowe, z ich często kosmiczną formą architektoniczną. Na przykład Międzyzakładowy Ośrodek Sanatoryjno-Wypoczynkowy „Włókniarz” w Dźwirzynie, z połowy lat 70., wkomponowany w leśny krajobraz, składał się z zespołu budynków, w tym kilku czteropiętrowych pawilonów na rzucie okręgu.

MK: W latach 80. kosmiczne formy przejęła architektura sakralna.

MW: Architektura rekreacyjna uległa prywatyzacji. W krajobrazie Podhala pojawiły się wielokondygnacyjne domy finansowane przez górali, którzy dewizy zarobione na budowach Chicago lub Nowego Jorku inwestowali w nieruchomości w swoich rodzinnych stronach. Kuriozalne formy „podhalańskich wieżowców” wynikają z połączenia typowego domu kostki, dopuszczalnej w warunkach PRL-u typologii domu jednorodzinnego, z kilkoma dodatkowymi kondygnacjami o dziwnych proporcjach – nadbudowy znamionują dosyć swobodną interpretację ówczesnego prawa budowalnego. Podobnie rozbudowywali swoje domy mieszkańcy nadmorskich miejscowości – w Jastrzębiej Górze, Łebie i wielu innych pączkowały kolejne rodzinne biznesy oparte na wynajmie w sezonie letnim. Cokolwiek o nich powiemy, są to solidne struktury, polski klimat zmusza do kończenia inwestycji. Na południu Europy, choćby na Bałkanach, krajobrazową zmorą są pręty zbrojeniowe sterczące z górnych kondygnacji budynków. Ich właściciele często latami zwlekają z rozbudową w oczekiwaniu na lepszą koniunkturę lub uciekają przed płaceniem podatku od nieruchomości.

MK: Postępująca prywatyzacja usług wypoczynkowych w najbardziej kryzysowej dekadzie PRL-u zapowiada tendencje, które nastąpią po 1989 roku – społeczne i przestrzenne modele rekreacji zdominuje wolny rynek.

MW: Społeczeństwo, któremu w poprzednich dekadach autorytarna władza często odmawiała zgody na wyjazd za granicę, chciało poznawać świat. W pierwszych latach po przełomie ustrojowym Polacy masowo zapisywali się na kilkudniowe wypady do największych stolic europejskich: Wiednia, Paryża, Berlina. Wycieczki oferowali prywatni operatorzy. Z katalogów biur podroży z końca lat 90. wynika, że wśród beneficjentów przemian transformacyjnych wielką popularnością cieszyły się wczasy w Tunezji i Egipcie. W 1997 Edyta Górniak na łamach „Vivy” pochwaliła się swoim domem wakacyjnym w Portugalii. W pierwszej dekadzie III RP urlop all incusive nad Morzem Śródziemnym postrzegano jako synonim sukcesu życiowego.

MK: Gdzie spędzali wolny czas rodacy, którzy nie wyciągnęli złotego losu w transformacyjnej loterii?

MW: Mieli do dyspozycji ersatze dalekich wypraw. W 1989 roku w Rabce powstał lunapark Alibaba, a chwilę potem Polska jak długa i szeroka zaczęła się pokrywać jego klonami. Na rodzimą infrastrukturę wakacyjną tamtych czasów składały się dmuchane zamki, zjeżdżalnie i inne sprzęty służące rozrywce sprowadzane z Zachodu. Oczywiście galopowała prywatyzacja przestrzeni – w popularniejszych miejscowościach wypoczynkowych trwał boom budowalny, choć z przewagą większych pensjonatów nad gigantycznymi hotelami. Zmianę przyniosła akcesja Polski do Unii Europejskiej, pojawiły się większe pieniądze i międzynarodowe usieciowienie. Na polski rynek wkroczyły choćby wielkie francuskie korporacje hotelowe ze swoim know-how, wyznaczały standardy przestrzenne i usługowe: wszystkie te mdłe tapety, ciężkie zasłony, muzyczka w windzie, ale i wygodne łóżka, czysta pościel oraz różnorodny bufet śniadaniowy w cenie noclegu. Polskim fenomenem są inwestycje rodzimych przedsiębiorców w dinoparki – ich prawdziwy wysyp pojawił się w latach 2000. Wciąż nie rozgryzłem, z czego wynika popularność w naszym kraju parków rozrywki, których głównym motywem tematycznym są prehistoryczne gady. Film Jurrasic Park miał premierę w 1993 roku i pewnie jakoś się zapisał w zbiorowej wyobraźni. Czasem lokalizacja dinoparku ma związek z pobliskim stanowiskiem archeologicznym. Pierwszy w Polsce park tematyczny poświęcony dinozaurom powstał w Bałtowie, krótko po odkryciach szczątków paleontologicznych w okolicy. Fascynuje mnie historia parków Zatorland i Energylandia pod Zatorem. Wszystko zaczęło się od grupy lokalnych biznesmenów, którzy w 2008 roku zainwestowali w ruchomą atrapę dinozaura. W ciągu kilkunastu lat z jednego osobnika zrobiło się całe stado, a Zator wyrósł na jeden z największych ośrodków tego typu rekreacji w Europie. Obok dinozaurów w Zatorlandzie powstały też Park Mitologii, Park Świętego Mikołaja, Park Bajek i Stworzeń Wodnych oraz Park Owadów, a po drugiej stronie miejscowości uruchomiono Energylandię, największy w tej części Europy park rollercoasterów.

MK: Przedszkolaki często przeżywają fascynację dinozaurami. Rodziny z dziećmi są ważną grupą docelową dla branży rozrywkowej. Pod tym względem Polska raczej nie różni się od reszty świata. Czym polskie dinoparki odstają od Legolandu, Disneylandu?

MW: Tym, że tego typu inwestycje w Polsce są oparte na rodzimym kapitale i lokalnych pomysłach. Nie mamy tutaj do czynienia z międzynarodową franczyzą i przeszczepianiem gotowych formatów. Owszem, w 1996 roku podjęto próby stworzenia filii Disneylandu na warszawskim Bemowie – pieniądze zamierzał jakoby wyłożyć ktoś z otoczenia Michela Jacksona – ale spełzły na niczym. To była raczej szemrana sprawa, bardzo w klimacie pierwszego dziesięciolecia III RP, ale fakt, że już na początku transformacji pojawił się pomysł stworzenia wielkiego parku rozrywki, pokazuje, w którą stronę poszybowały aspiracje społeczne w kwestii spędzania wolnego czasu.
MK: Co jest wspólną cechą współczesnej rekreacji? Jej masowość? Niby żyjemy w etosie indywidualizmu, pod presją pielęgnowania własnej wyjątkowości, a koniec końców kisimy się kolektywnie w korkach na A1 w drodze do Władysławowa i w terminalach tanich linii lotniczych, przeciskamy przez dziki tłum w Wenecji. Z roku na rok robi się tylko coraz goręcej.

MW: W latach 90. na lotnisku w Balicach rocznie lądowało dwieście tysięcy pasażerów, dziś krakowski dworzec lotniczy obsługuje dziewięć milionów osób rocznie. Te liczby pokazują skalę naszego włączenia się w globalną turystykę. W okresie Gierka po Polsce jeździł milion samochodów, pod koniec PRL-u było ich ponad pięć milionów, dzisiaj posiadamy dwadzieścia pięć milionów samochodów. Jesteśmy jednym z najbardziej zmotoryzowanych społeczeństw w Europie. W Pobierowie powstaje właśnie hotel dla trzech tysięcy gości. Żyjemy w schizofrenicznej kulturze: na poważnym portalu informacyjnym sąsiadują reklamy biur podróży oferujących wakacje po drugiej stronie globu i alarmistyczny artykuł o katastrofie klimatycznej. MK: Zaczęliśmy rozmowę od bogatych mieszczan uciekających z uprzemysławianych miast. Dziś mieszczanie są wypychani ze śródmiejskich dzielnic najbardziej atrakcyjnych ośrodków turystycznych. Za tym zjawiskiem stoi najem krótkoterminowy, nakierowany na turystów z całego świata. Moglibyśmy jeszcze długo dobijać się kolejnymi przygnębiającymi konstatacjami, lepiej spróbujmy się zastanowić, co dobrego zostało nam po XX wieku w dziedzinie rekreacji i wypoczynku i jak mądrze wykorzystać ten zasób. Przed chwilą narzekaliśmy na masowość, ale mimo wszystko uważam egalitaryzację wypoczynku za wspaniałe dziedzictwo nowoczesności. Dziś pracownikom etatowym nikt już nie odmawia prawa do wakacji, wolnych weekendów, regeneracji. Kibicuję współczesnemu buntowi przeciwko kulturze zapierdolu, której etosem byliśmy w Polsce karmieni wyjątkowo intensywnie po 1989 roku. W tym numerze „Autoportretu” Maciej Wojdak zauważa, że powoli nam się przejadają wszystkie te oferty all inclusive i last minute. Masowa turystyka, podobnie jak ubrania z sieciówek, trąci obciachem, a młodsze pokolenie docenia ośrodki wczasowe z PRL-u, bo nie były budowane dla zysku, naprawdę służyły wypoczynkowi. Co ty byś wskazał?

MW: Intryguje mnie miejskie ogrodnictwo. Dzisiaj w wielu miastach powstają między blokami ogrody społeczne. Czasami wystarczy zapał kilku osób, aby zmienić otoczenie, a przy okazji czerpać z tego satysfakcję i aktywnie wypoczywać. Ciekawy jest też powrót do ogrodów działkowych. W latach 90. i 2000. uznano je za anachronizm, kilkukrotnie próbowano zlikwidować. Potem zaczęliśmy odkrywać te miejsca na nowo, zwłaszcza w pandemii. Ponownie rozbrzmiewa hymn Polskiego Związku Działkowców: „Wiwat Zielona Rzeczpospolita!”.