To się kiedyś już zdarzyło i ciekawe, że powraca niemal sto lat później, w tym samym kraju. Romans sztuki z polityką przy udziale społeczeństwa. Cała trójka, jak wtedy, rzuca się w wir naprawy systemu.
Partycypacja to dziś słowo wytrych w dysputach o najnowszej sztuce rosyjskiej, przy czym rozumie się ją przede wszystkim jako działania artystyczne zmierzające w kierunku zmiany ustrojowej i społecznej, angażujące uwagę lub aktywność innych ludzi. Jak mało gdzie, działania te balansują na ledwo uchwytnym styku z polityką. Obserwujemy wręcz modę na rosyjską sztukę zaangażowaną zarówno w granicach Rosji, jak i poza nimi. Cały świat wstawiał się za siedzącą w więzieniu Vojną, podobnie jak teraz – za Pussy Riot; cała Warszawa była na wystawie młodej buntowniczej sztuki Angry Birds (na boku pozostawiam rozważania o rdzennej rosyjskości wystawiających tam artystów), a w Moskwie ruszył nawet 8 kwietnia 1. Festiwal Obywatelskiej Twórczej Aktywności Social Art Fest pozocione. Rosyjska sztuka zaangażowana płynie wraz z polityczną falą i teraz właśnie błyszczy: to pięć minut jej sławy. I świetnie, że błyszczy, na pewno zasłużyła sobie na to w ciągu wielu lat borykania się z wymiarem sprawiedliwości, życia w skrajnej biedzie (jak Aleksandr Rossihin z grupy Bombiły, który mieszkał w samochodzie), narażania się na zaczepki ze strony stróżów prawa na ulicach i w domach.
W Rosji doświadczenie artystycznego aktywizmu jest stosunkowo młode i w zasadzie dopiero się kształtuje: pierwsze jego jaskółki pojawiły się w latach 90. (na przykład słynna akcja Barykada: surrealna artystyczna demonstracja w pobliżu Kremla), lecz nie wyszły poza rezerwat sztuki. Być może było za wcześnie, by trafić z przekazem do publiki, a być może autorom bardziej zależało na osobistej psychoterapii (mówiono o egzystencjalnym wymiarze czysto artystycznego gestu) niż na przetarciu oczu współobywatelom. W sztuce lat 90. rekompensowano sobie to, czego nie można było odnaleźć w polityce. Tamte działania nie odegrały więc szczególnej roli w kształtowaniu modelu myślenia współczesnego Rosjanina en général oraz w zachęcaniu go do aktywności na rzecz społeczeństwa, choć na pewno skutecznie zaraziły artystyczne środowisko takim akcjonizmem, który porusza się po krawędzi polityki.
Dzisiaj zjawisko akcjonizmu zostało wchłonięte przez artywizm (artystyczny aktywizm), który z zasady jest obliczony na angażowanie widza. Działania artystów aktywistów o dosłownie kilka milimetrów wyprzedziły na osi czasu głośne polityczne mityngi na placu Błotnym czy placu Puszkina. Nadużyciem byłoby twierdzić, że je wywołały, warto jednak kiedyś przeanalizować, czy w jakiś sposób nie wzmocniły wiary rosyjskiej inteligencji (a któż inny jest odbiorcą sztuki w Rosji, jeśli nie ona – poza oligarchią oczywiście), że (zgodnie z artystycznym credo Antona Nikolaeva z grupy Bombiły) „można wszystko”, niezależnie od narzucanych przez system ograniczeń.
Akcje aktywizmu artystycznego w Rosji w latach dwutysięcznych są w większości bardziej radykalne niż akcjonizm lat 90. Są znakiem, że społeczeństwo doszło do skraju wytrzymałości w tzw. ruskim ekstremie – życiu na granicy hulanki i walki o podstawowe wolności. Zwracał na to uwagę już ponad rok temu krytyk i kurator sztuki Andrej Erofeev (ten sam, który po zorganizowaniu wspólnie z Jurijem Samodurovem wystawy Zakazana sztuka – 2006 padł ofiarą nagonki za rzekomą obrazę uczuć religijnych). Zyskują rozgłos, bo wyrażają frustracje dużej (liberalnej, prodemokratycznej?) części społeczeństwa. Na tych emocjach także… grają.
Mechanizm jest prosty: artyści mają w zasięgu dającą błyskawiczny rezultat broń (i jednocześnie narzędzie), czyli internet (jedyną póki co przestrzeń swobodnej wypowiedzi w Rosji) oraz inne media. Akcje artystów aktywistów wzbudzają w sieci piętrowe dyskusje, dokumentujące je fotografie krążą między blogami i na forach. Poprzez internet można zwołać ludzi w miejsce akcji, w przestrzeni wirtualnej można też stać się jej aktywnym uczestnikiem lub komentatorem (na przykład podpisując się pod listem w obronie Pussy Riot lub głosując na najlepszą pracę w którymś z kuratorskich projektów). Dzięki mediom i internetowi sztuka może wywierać całkiem widoczny wpływ na społeczeństwo – jak sprawa „punk-modlitwy” Pussy Riot, która, rozdmuchana przez media, doprowadziła do publicznej dyskusji o dwulicowości rosyjskiej Cerkwi i jej uwikłaniu w układ z władzą i biznesem.
Akcje artywistów zyskują tak dużą popularność, ponieważ oni sami o to dbają. Już temat główny, a więc polityka i społeczeństwo, skupia uwagę. Można je powiązać z innym nośnym wątkiem (seks, religia…) i przygotować się do akcji profesjonalnie – w grupach (nie wszystkich) działają lub współpracują z artywistami ludzie zajmujący się PR, powiązani z mediami lub mający autorytet w przestrzeni internetu. Przykładem tego jest choćby współpraca Vojny z Aleksejem Plutserem-Sarno, autorem poczytnego bloga.
Zdaje się, że w pewnych kręgach w dobrym tonie jest też być artystycznym rewolucjonistą, na co wskazywałyby wzrost zainteresowania na przykład sztuką graffiti, liczba i popularność stron internetowych poświęconych artystycznej partyzantce czy wydarzenia w rodzaju festiwalu sztuki zaangażowanej. Ta moda może być efektem, ale i narzędziem manipulacji. Strategie i poetyki działań rosyjskich artywistów różnią się oczywiście między sobą w szczegółach, cały czas jednak pozostajemy w strefie „rewolucji”, operującej silnymi emocjami.
W tym porządku mieści się działalność grupy Vojna, która praktykuje radykalny, straceńczy, „indywidualny heroizm” o charakterze jednoznacznie politycznym. To charyzmatyczna miejska guerilla, obliczona – jak każde działanie w przestrzeni publicznej – na reakcję widzów, lecz nieangażująca ich w sam zaczyn dzieła. Postronny obserwator może jedynie i aż wyrazić swoje zdanie lub rzucić się spontanicznie na pomoc „ofiarom” Vojny, na przykład w takich momentach, jak zorganizowana w 2011 roku akcja Całuj glinę, gdy w dniu oficjalnej zmiany nazwy „milicja” na „policja” przedstawiciele grupy znienacka całowali przygodnie spotkane milicjantki. Grupę założyli w roku 2007 Natalja Sokol, NadeŽda Tolokonnikova, Oleg Vorotnikov i Piotr Verzilov przy wsparciu Olega Kulika i w międzyczasie urosła ona już w zasadzie do rangi ruchu: jeśli wierzyć internetowi, partycypuje w nim około sześćdziesięciu osób ze świata sztuki, kultury i mediów.
Grupa Bombiły (przyjaciele i motywatorzy działań Vojny) miesza w swoich działaniach osobliwie pojmowaną rekonstrukcję historyczną z montypythonowskim humorem (naruszając społeczne tabu seksu i religii). Pomysły swoich publicznych akcji czerpie ponoć z rozmów z podwożonymi stopem, anonimowymi osobami (czyniąc je tym samym nieświadomymi autorami sztuki). O ile Vojna nie istnieje bez pożyczonej od Bombił strategii politycznej draki, o tyle Bombiły potrafią działać w sposób niemal magiczny, jak to było w przypadku apotropaicznej akcji Biała linia: obwiedziono wówczas Moskwę, z doraźną pomocą przechodniów (i przy współudziale Vojny), linią narysowaną białą kredą wzdłuż ulicy Sadovoe Kolco, w celu oddzielenia świata zewnętrznego od gniazda zła mieszczącego się w centrum stolicy. Zaangażowanie postronnych osób jest w tych akcjach sporadyczne i spontaniczne, Bombiły misjonarsko działają sami.
Obok tych dwóch grup, lecz ciągle w obszarze rewolucji – tym razem pokojowo-humorystycznej – sytuuje się przedsięwzięcie Monstracija, które błyskawicznie rozprzestrzenia się w Rosji i miastach dawnego Sojuzu, od Petersburga do Odessy. Jej inicjator, nowosybirski artysta aktywista Artem Loskutov, chciał poprzez wybór nazwy podkreślić pozytywną atmosferę akcji. Przedrostek „de” kojarzy mu się z negacją, działaniem niszczącym (jak w słowie dekonstrukcja). Monstracija to tymczasem nieagresywny coroczny miejski happening przybierający formę radosnego, absurdalnego masowego pochodu. Aby wziąć w nim udział, należy przynieść własne hasło-transparent, które służy do wyrażenia siebie i do komunikacji z widzami. W pierwszej Monstraciji w Nowosybirsku w 2004 roku przeszło ulicami osiemdziesiąt osób, w 2011 – już cztery tysiące. Akcja wykorzystuje strategię flash mobów: zwołuje się ludzi w konkretne miejsce o określonym czasie (najczęściej 1 maja – to komentarz do dzisiejszej irracjonalności pochodów pierwszomajowych) za pośrednictwem portali społecznościowych czy SMS-ów, po czym z miejsca tego wyrusza korowód. Monstracija z założenia jest apolityczna. Być może dlatego przyciąga tłumy: uczestnicy mają możliwość odreagowania napięcia i zaznaczenia swojej obecności w sposób niepowodujący negatywnych konsekwencji. Podobnie jak w przypadku Barykady, organy władzy i porządku nie wiedzą, jak reagować na zjawisko, w którym wykorzystuje się język spoza politycznego słownika.
Stosunkowo łatwo w sprzyjających okolicznościach polityczno-społecznych podsycić u ludzi skrajne emocje i samemu wyjść na ulicę lub wezwać do tego innych. Rewolucja jest jednak środkiem doraźnym i jednorazowym. Może wstrząsnąć uczestnikiem lub widzem, ale czy da mu narzędzia do pogłębienia refleksji i realnej zmiany? Czy jest propozycją działania bardziej stabilnego i konsekwentnego?
Być może alternatywą są działania edukacyjne. 15 marca rozpoczął się w Moskwie ciekawy projekt Pedagogičeskaja poema, który opiera się na zasadach pracy organicznej i przypomina nieco niektóre działania petersburskiej formacji Čto Delat? (od 2003 roku realizuje ona strategię aktywizmu społecznego przenikającego się ze sztuką i teorią polityczną). Jego rozpoczęcie tylko przypadkiem zbiegło się w czasie z przebudzeniem poczucia odpowiedzialności społecznej w Rosji, projekt przygotowywano bowiem od dawna. Kuratorami są historyk aktywista Ilja Boudraitskis oraz Arsenij Žiljaev (lewicowiec, którego dotychczasowe kuratorskie i artystyczne poszukiwania wpisują się między innymi w jeszcze jeden nabierający rozpędu dyskurs sztuki w Rosji, podejmując temat pracy). Z ich spotkania powstało coś na kształt szkoły artystycznej eksploracji historii. W pomieszczeniach muzeum „Presnja” (w dzielnicy o tej samej nazwie, gdzie toczyły się jedne z najkrwawszych walk rewolucji 1905 roku) do jesieni 2012 roku będą odbywały się wykłady, warsztaty, zajęcia z artystami, historykami i teoretykami kultury. Kuratorzy, choć sami mają lewicowe przekonania, odżegnują się od tak jednoznacznego politycznie kojarzenia ich projektu. Deklarują, że interesuje ich historia jako taka oraz jej różne aspekty (także historie osobiste), a linia rewolucji jest ciekawa o tyle, o ile bada się sztukę z punktu widzenia jej funkcji jako konstruktorki życia. Inspirują się sowieckim pedagogiem, autorem powieści Pedagogičeskaja poema, Antonem Makarenką, który usiłował przywrócić społeczeństwu dzieci ulicy. Nie znaczy to, że mają oni ambicje kreowania „nowego człowieka”, tak jak chciał to robić Makarenko. Wierzą, że uda im się poprzez ten projekt wypełnić lukę edukacyjną z przedmiotów „historia” i „sztuka”, pokazać społeczeństwu, jak można aktywnie uczestniczyć w badaniu historii po to, by wykorzystywać jej doświadczenia, a na ich przykładzie uczyć „masowego demokratycznego uczestnictwa w życiu kraju”.
Na razie, zgodnie z przewidywaniami, w projekcie uczestniczą studenci historii sztuki, kierunków humanistycznych i artystycznych, a ich aktywność z pewnością wskazuje na niedosyt tego rodzaju edukacji w Rosji (wydatki na edukację są coraz mniejsze, szkół nie przybywa).
Na rezultaty trzeba będzie poczekać do jesieni (wtedy ma zostać kolektywnie wykreowana instalacja artystyczna w przestrzeni muzeum). Ważniejsza od efektu materialnego jest jednak szansa na wspólne wypracowanie krytycznego języka, którym będzie można opisać i przeanalizować zarówno historię, jak i współczesność.
Pedagogičeskaja poema, z całym swoim idealizmem, to przede wszystkim kropla w morzu. Porównując dziesiątki innych działań sztuki zaangażowanej w Rosji, można dostrzec, że dysproporcja między „rewolucją” a „edukacją” wygląda podobnie. Uderzające jest jeszcze jedno: z pewnością nie można w prosty sposób porównywać dzisiejszego zaangażowania artystów rosyjskich w politykę z przypadkiem dwudziestowiecznej awangardy, jak uważa bowiem wielu rosyjskich krytyków, zaangażowani artyści nie pełnią dzisiaj funkcji budowniczych życia (bo nie stoją po stronie systemu). Nie znaczy to, że tego by nie chcieli. Wszystkie opisane wyżej działania realizuje się nie tylko po to, aby zaspokoić potrzebę własnej ekspresji: mają one wypowiedziany lub utajony, lecz konkretny cel – chcą obudzić i zmotywować społeczeństwo, a więc także oddziałać sztuką na życie. Dwie cechy łączą jeszcze współczesnych rosyjskich artywistów z awangardą. Po pierwsze, trudno nie zauważyć w wielu ich działaniach silnie lewicowego nastawienia (może z wyjątkiem Monstraciji i Bombił). Po drugie, dzisiejsi artyści – zwłaszcza ci, którzy dopuszczają się akcjonizmu – wyraźnie poprzez niego agitują, tyle tylko, że tym razem stają nie po stronie mainstreamu, lecz opozycji.
Rosyjscy artyści zaangażowani reprezentują model artysty wizjonera i krytyka, który jest dla władzy najczęściej niewygodny (stąd też dotychczasowe prześladowania co bardziej krytycznych artystów i kuratorów w Rosji – klasyczne już przykłady Avdeja Ter-Ogan’jana, Mavromatiego czy wspomnianych Erofeeva i Vojny). Daleka jestem od pochopnych sądów, jednak rosyjskiej politycznej opozycji wyraziste i często desperackie działania artystów zaangażowanych wydają się przydatne, bo legitymizują jej działania. Jaką rolę odgrywają tu artyści? Cyników? Klownów? Nieświadomych ofiar? Czy zaangażowanych działaczy?