ILUSTRACJE: Daniel Gutowski

Sędziowie zbyt często przyznawali rację argumentom bogatych, których prawnicy są świetnie wyszkoleni w podążaniu za literą prawa przy jednoczesnym robieniu wszystkiego, co w ich mocy, by zbezcześcić jego ducha. 

Panama Papers, 2016 

Pojęcie „nieformalność”, bez względu na to, czy używamy go, by opisać targ w Lagos, na którym sprzedaje się podrabiane dresy, czy dyskretny networking biznesu i polityki na polu golfowym, zawsze odnosi się do konkretnych układów ludzi i rzeczy. Z kolei ideał praworządności legitymizuje się za pomocą założonej depersonalizacji, zgodnie z deklaracją „rządów prawa, a nie ludzi”. W rzeczywistości jednak każde rządy prawa opierają się na wzajemnych relacjach praw i prawników. 

Postrzeganie nieformalności jest zróżnicowane ze względu na stratyfikację społeczną. Podczas gdy „nieformalność słabych” jest często potępiana, „nieformalność silnych” pozostaje raczej niedostrzegana, a nawet legitymizowana poprzez różnego rodzaju państwowe programy „wybielania” szarych stref 1. Nawet jednak w domenie „nieformalności silnych” nieformalność produkowana przez system prawa ma szczególny charakter. Sądownicza nieformalność jest nie tyle legitymizowana przez prawo, ile ukryta w procesie legitymizacji. W społeczeństwach aspirujących do bycia demokratycznymi system sądowniczy jest zazwyczaj wyposażony w pewnego rodzaju normatywną legitymizację na poziomie meta 2. Ta legitymizacja poprzedza, a jednocześnie zawiera w sobie pojedyncze prawne rozstrzygnięcia. Inżynieria prawna polega na sklejaniu formalnych tekstów prawa z ich nieformalnymi interpretacjami – rezultat jest jednak przedstawiany jako czysto formalny. 

W tym artykule przyglądam się specyficznemu rodzajowi wyroków sądowych, które, choć z oficjalnego punktu widzenia całkowicie legalne, są powszechnie postrzegane jako niepraworządne, a nawet uważane za przykłady legalnej korupcji. Rozdźwięk pomiędzy formalną legitymizacją prawa a „nieformalnością silnych” staje się w nich wyraźnie widoczny. Pozwala mi to ujawnić nieformalną stronę prawniczego ciągu technologicznego i postawić dwie tezy. 

Po pierwsze, nieformalność w reżimach sądowniczych mieści się w procesie wielokrotnej interpretacji, niezbędnej dla tworzenia relacji pomiędzy literą prawa, duchem prawa i rzeczywistości pozaprawnej. Po drugie, w związku z tym legalna korupcja jest zapośredniczona przez niejednoznaczność procesu prawnej interpretacji – przechwytuje go dla własnych korzyści poprzez coś, co nazywam prawniko-rządnością (rules-lawyering) 3. Jest to rodzaj celowo błędnej interpretacji, która pozoruje zgodność z literą prawa, a jednocześnie lekceważy ducha prawa lub wyraźnie kwestionuje zewnętrzną rzeczywistość. Moje badania procesów sądowych związanych z reprywatyzacją w Warszawie pozwalają na odróżnienie trzech konkretnych mechanizmów prawniko-rządności: zawłaszczenia, redefinicji, prania oszustw. W świetle ostatnich wydarzeń przyglądam się również zainicjowanemu w 2017 roku przez polski rząd i trwającemu jeszcze procesowi prawnej delegalizacji korupcji związanej z „biznesem reprywatyzacyjnym”. To wstępne prześledzenie procesu „wyjęcia prawa spod prawa” pozwala mi na szersze rozważania o roli nieformalności w sferze państwa i prawa. 

SZARA STREFA WŁADZY: ETYKA TŁUMACZEŃ PRAWNYCH 

Zrozumienie źródeł i charakteru sądowej nieformalności wymaga uwzględnienia tego, że system prawny rozwija się zarówno poprzez wpływy, jakie wywiera na niego zewnętrzna rzeczywistość polityczna, jak i poprzez samoreprodukcję. Ten pierwszy przypadek to choćby uchwalanie nowych praw czy rozwiązywanie pojawiających się konfliktów. Ten drugi to tworzenie i odtwarzanie kolejnych prawnych interpretacji i praktyk sądowych. W związku z tym relacja między reżimem prawnym a rzeczywistością polityczną jest zawsze dynamiczna i zależy od wielu aktów translacji 4. 

Po pierwsze, zapisy prawa są tworzone poza systemem prawnym, w sferze polityki. Litera prawa, czyli jego konkretne tekstowe sfomułowania, tworzona jest w akcie językowego tłumaczenia ogólnej intencji za nią stojącej, tradycyjnie nazywanej duchem prawa. Duch prawa niesie ze sobą „społeczne i etyczne wartości, które litera prawa albo odzwierciedla, albo usiłuje określić” 5, co odróżnia go od dosłownego brzmienia tejże litery 6. Duch prawa kształtuje się intersubiektywnie w sferze publicznej i jako taki nie musi zależeć od partykularnych intencji konkretnych prawodawców. Może się także z czasem zmienić. Ze względu na tę dynamiczną, polityczną i intersubiektywną naturę duch prawa nigdy nie może zostać całkowicie sformalizowany. Tak jak w przypadku każdego innego tłumaczenia, litera prawa jest tylko przybliżeniem jego ducha. 

Po drugie, aby rozstrzygać konflikty, trzeba poddać je interpretacji w kontekście istniejącego prawa. Ta interpretacja jest zawsze przynajmniej do pewnego stopnia „błędnym odczytaniem” rzeczywistości, stworzeniem „prawnej fikcji”, która redukuje złożoność konfliktu, by umożliwić wydanie wyroku 7. Z tej perspektywy każda sprawa sądowa to proces tłumaczenia realnych konfliktów na literę prawa, przy normatywnej intencji rozwiązania sporu zgodnie z duchem prawa. 

Sądowa nieformalność jest ulokowana i negocjowana właśnie w tych wielokrotnych aktach tłumaczenia. Jak wskazuje James Boyd White, prawne interpretacje „przenoszą tłumacza w sferę pośredniczenia pomiędzy językiem i ludźmi” 8. Ta sfera jest zarazem szarą strefą, w której prawnicy rywalizują o to, by ich interpretacja została uznana przez sędziego, sprawującego funkcję suwerena systemu, znajdując się jednocześnie w jego ramach i poza nim 9. W szarej strefie ulokowany jest etyczny wymiar systemu prawnego, pozwalający zarówno na czarną przemoc prawa, opisaną przez Waltera Benjamina 10 i Jacques’a Derridę 11, jak i podtrzymujący jego emancypacyjny potencjał. Prawnicy i sędziowie poprzez swoje tłumaczenia nie tylko mediują pomiędzy państwem a społeczeństwem, ale także dzierżą specjalny rodzaj władzy. Jak pokazuje przykład warszawskiej reprywatyzacji, niektóre obowiązki – na przykład podejmowanie pewnych decyzji politycznych – mogą zostać przejęte przez system sądowniczy. W konsekwencji zaniedbań legislatury system sądowniczy przysposobił sobie konflikt związany z restytucją mienia 12. Jednocześnie chociaż to parlament wytwarza nowe przepisy prawa, to sądy mają suwerenną moc decydowania o ich niekonstytucyjności, a nawet o nieprawomocności całego rządu. Dlatego w założeniu w systemach demokratycznych praktyka prawnych tłumaczeń „wymaga wirtuozerii […], która ma charakter nie tylko intelektualny, ale także etyczny”13. Innymi słowy, wymaga gotowości do działania wiernego zarówno tekstowi, jak i duchowi prawa, w imię idei sprawiedliwości. Może to oznaczać uwzględnienie argumentów, które nie są ściśle skodyfikowane w tekście prawa. 

Jednocześnie ten etyczny wymiar postępowań sądowych pozostaje ukryty w sytuacji, w której prawnicy-tłumacze przyjmują autorytatywną pozycję wykluczającą szerszą publiczność z procesów negocjowania prawnych znaczeń. Czas i przestrzeń rozprawy w sali sądowej są oddzielone od rzeczywistego czasu i przestrzeni 14. Ponadto profesjonalny, wysoce nieprzystępny język uniemożliwia publiczności pełny dostęp do prawniczych tłumaczeń. W ten sposób nawet najbardziej idiosynkratyczne elementy języka prawniczego zyskują normatywne potwierdzenie jako część mowy autorytatywnej. 

LEGALNA KORUPCJA: PRAWNIKO-RZĄDNOŚĆ I NAGA LEGALNOŚĆ 

Pojęcie legalnej korupcji odnosi się do takiej sytuacji, w której legitymizacja procesu sądowego – choć oficjalnie podtrzymywana przez system – jest symbolicznie delegitymizowana przez społeczeństwo ze względu na sprzeczność ze zdroworozsądkową ideą sprawiedliwości. W niektórych tradycjach takie społeczne poczucie sprawiedliwości nazywa się sprawiedliwością fundamentalną albo materialną. Jako że legalność jest definiowana na poziomie politycznym, w otwarcie autorytarnych reżimach elity mogą chronić swoje korupcyjne zachowania poprzez manipulację istniejącym porządkiem prawnym lub zbudowanie go od nowa 15. Za to w społeczeństwach demokratycznych legalna korupcja pojawia się głównie w ramach istniejącego reżimu prawnego i wykorzystuje translacyjne niejasności. Każde prawo jest do pewnego stopnia niejasne i zależy od mediacji interpretacyjnej czy perswazyjnej 16. W niektórych przypadkach prawodawcy aktywnie poszukują jednak możliwości zwiększenia niejasności przepisów, zapewniając w ten sposób większe pole manewru dla późniejszych niejawnych ustaleń. James Holston twierdzi, że dysfunkcjonalność prawa w Brazylii nie jest wynikiem „niekompetencji albo korupcji” 17, lecz musiała być w nie z rozmysłem wpisana od początku. Podobne przypadki opisują badacze analizujący regulacje planowania przestrzennego w Indiach, Chinach czy Turcji. Jak zaś pokazuje Salo V. Coslovsky, lokalna biurokracja wdrażająca regulacje może wykorzystywać tego rodzaju prawną niejednoznaczność, aby faworyzować określone interesy czy cele polityczne 18. 

Mechanizmy podtrzymujące legalną korupcję stają się oczywiście znacznie bardziej zaawansowane retorycznie, gdy to sądy decydują o interpretacji niejasnych tekstów prawnych. Sądowe mechanizmy legalnej korupcji opierają się zasadniczo na retorycznym podobieństwie, które pozoruje podążanie za duchem prawa, intencjonalnie go przy tym omijając. Przypomina to strajk włoski, który polega na wykonywaniu wszystkich czynności w ścisłej zgodzie z regulacjami przy jednoczesnym zawieszeniu wszelkich nieformalnych ułatwień i wytworzonych w praktyce rozwiązań, co oczywiście uniemożliwia pracę. W angielskim systemie prawnym ten rodzaj strajku został kiedyś opisany jako „definiowanie reguł w sposób, w jaki żaden rozsądny człowiek by ich nie zdefiniował, a następnie ich ścisłe trzymanie się” 19. Strajk włoski otwarcie karykaturuje reguły po to, by zakwestionować rację danego porządku pracy. Tymczasem legalna korupcja usiłuje pozostać niezauważona, w ten sposób zachowując legitymizację. Legalna korupcja polega na wytworzeniu niezgodnej z duchem prawa, ale retorycznie zaawansowanej argumentacji, która umożliwia przypieczętowanie danych rozstrzygnięć literą prawa. 

Aby lepiej opisać mechanizm legalnej korupcji, posłużę się pojęciem prawniko-rządności (rules-lawyering), obecnym w społecznościach graczy RPG. Opisuje ono legalistyczną postawę części uczestników, którzy w rządzonym regułami świecie gry usiłują zdobyć przewagę, obsesyjnie podążając za ich spisaną treścią, czyli „literą prawa” danej gry. Wypacza to ducha gry i „psuje” ją dla innych graczy. Legalna korupcja wykorzystuje podobną prawniko-rządność, by wytworzyć celowo błędne tłumaczenia, już to przez wypaczenie ducha prawa, już to przez znaczne zniekształcenie rzeczywistości pozasądowej. W ten sposób prawniko-rządność splata legalność i nieformalność – wykrzywia formalne reguły poprzez aktywne nieposłuszeństwo wobec reguł nieformalnych i domyślnych albo lekceważy zdroworozsądkową wiedzę. Pozostając zatem całkowicie legalna z formalnego punktu widzenia, prawniko-rządność odsłania różnicę pomiędzy tym, co nazywam nagą legalnością, a społecznie zakorzenionymi rządami prawa. 

PRAWNIKO-RZĄDNOŚĆ W WARSZAWIE: PRZYWŁASZCZENIE, REDEFINICJA I PRANIE OSZUSTW 

Do czasu pierwszych aresztowań ludzi podejrzewanych o „korupcję reprywatyzacyjną”, które nastąpiły w Warszawie na początku 2017 roku, zainicjowany we wczesnych latach 90. sądowy sposób reprywatyzacji cieszył się legitymizacją państwa opartą na idei historycznej sprawiedliwości. Ta legitymizacja, połączona z neoliberalnym pojęciem „świętej własności prywatnej”, była podtrzymywana przez kolejne rządy, chociaż społeczne poparcie dla reprywatyzacji systematycznie malało 20. Media głównego nurtu opisywały reprywatyzację jako „dziką”, „drapieżną” czy „korupcyjną”, na długo zanim rząd Prawa i Sprawiedliwości zdecydował się zakwestionować jej legalność (zresztą wielu członków tej partii wcześniej publicznie popierało reprywatyzację). Wszystkie najbardziej rażące przypadki oszustw reprywatyzacyjnych zostały ujawnione nie przez polityków i prokuraturę, lecz przez dziennikarzy śledczych oraz miejskich aktywistów. 

Korupcja reprywatyzacyjna pozostawała przez długi czas zarazem oczywista i legalna. Charakterystycznym przykładem jest tu wypowiedź byłego dyrektora stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami, obecnie uważanego za jednego z głównych winowajców w korupcyjnym „biznesie reprywatyzacyjnym”, który w udzielonym w 2014 roku wywiadzie otwarcie przyznawał, że najatrakcyjniejsze działki w centrum miasta są „przywracane” nie prawowitym właścicielom lub ich spadkobiercom, lecz biznesmenom, którzy specjalizują się w uzyskiwaniu decyzji zwrotowych 21. 

Sądowy ciąg technologiczny reprywatyzacji wykształcony pomiędzy 1990 a 2016 rokiem przyjął zaawansowaną formę pierwotnej akumulacji kapitału 22. „Biznes reprywatyzacyjny” został uruchomiony, a potem wzmocniony przez sądową prawniko-rządność. Poniżej opisuję trzy konkretne mechanizmy, jakie były stosowane w tym celu: sądowe przywłaszczenie, redefinicję i pranie oszustw. 

Po pierwsze, cały proces reprywatyzacji, który rozwinął się w Polsce między 1989 a 2016 rokiem, bazował na sądowym przywłaszczeniu litery prawa kosztem jego ducha. Inaczej niż w większości krajów postsocjalistycznych, Polska nie przyjęła specjalnej ustawy, która uporządkowałaby kwestie przywracania mienia. Dopiero w 2016 roku – po wybuchu tak zwanej afery reprywatyzacyjnej – za pomocą Ustawy z dnia 25 czerwca 2015 roku o zmianie ustawy o gospodarce nieruchomościami, czyli „małej ustawy reprywatyzacyjnej”, częściowo ograniczono najbardziej rażące sposoby reprywatyzacji. Do tej pory nie powstała jednak żadna ustawa, która kompleksowo rozwiązywałaby specyficzny problem przywracania mienia po okresie socjalizmu. Z formalnego punktu widzenia reprywatyzacja w ogóle nie powinna była się więc rozpocząć. 

Jednak sądy i urzędnicy miejscy rozmyślnie zdecydowali się ominąć proces legislacyjny i zaczęli używać niezwiązanych z reprywatyzacją zapisów prawa, aby rozpatrywać poszczególne przypadki roszczeń reprywatyzacyjnych. Najbardziej kontrowersyjne było podparcie się dekretem o własności i użytkowaniu gruntów z 1945 roku (zwanym dekretem warszawskim), który uczyniono głównym dokumentem regulującym proces restytucji własności, co stało w wyraźnej sprzeczności z intencjami, jakie mu przyświecały. Socjalistyczny rząd przyjął wszak dekret po to, by znacjonalizować stołeczne grunty i umożliwić powojenną odbudowę miasta, którego 67 procent leżało w gruzach 23. 

Dekret warszawski nie mógł przewidzieć i regulować handlu roszczeniami, gdyż nie mógł przewidzieć transformacji ustrojowej, która dokona się pół wieku później. Zawiera on jednak pewien niejasno sformułowany ustęp, który umożliwił pozostającym przy życiu właścicielom w ciągu kilku miesięcy od ogłoszenia dekretu złożenie wniosku o przywrócenie prawa własności do nieruchomości. Po 1990 roku ustęp ten został zreinterpretowany przez sądy i stał się narzędziem prawnym wspierającym restytucję mienia. W ten sposób dekret wywłaszczeniowy ogłoszony w celu odbudowy stolicy stał się głównym instrumentem prawnym spekulacyjnej reprywatyzacji. Ścisła interpretacja litery dekretu warszawskiego w kontrze do jego ducha umożliwiła ominięcie parlamentarnego konfliktu i wydawanie uznaniowych decyzji o postsocjalistycznym zwrocie mienia, które zadecydowały o politycznym przebiegu reprywatyzacji. Miało to ogromne konsekwencje zarówno dla budżetu Warszawy, jak i budżetu państwa. Reprywatyzacja w sądach okazała się znacząco droższa niż reprywatyzacja przewidziana w którymkolwiek z proponowanych projektów ustaw. 

Po drugie, aby ułatwić procesy sądowe związane z reprywatyzacją, sędziowie i prawnicy ad hoc wytwarzali prawnicze definicje zjawisk i procesów zachodzących w rzeczywistości pozaprawniczej. Choć definicje te powstawały w trakcie formalnych procesów sądowych, nigdy nie zostały oficjalnie skodyfikowane ani zaprezentowane szerszej publiczności. Były mediacją pomiędzy spisanymi prawami a rzeczywistością miejskiego konfliktu o własność, i jako takie utrzymywały nieformalny status prowizorycznych translacji sądowych. Z tego powodu mogły być używane do przesłonięcia arbitralnych decyzji mających wpływ na rozstrzygnięcia spraw. 

Przykładem niech będzie tu ważna, a jednocześnie nieformalna definicja „domu jednorodzinnego”, na którą natknęłam się, analizując akta sądowe dotyczące finansowej rekompensaty za socjalistyczne wywłaszczenie. Jak już wspomniałam, ze względu na brak całościowej ustawy sędziowie musieli używać istniejących ram prawnych do procedowania spraw reprywatyzacyjnych. W tym przypadku sąd posłużył się pochodzącą z 1958 roku ustawą o zasadach i trybie wywłaszczania nieruchomości. Ustanawiała ona rekompensatę dla właścicieli, którzy utracili gospodarstwo rolne, dom jednorodzinny lub działkę przeznaczoną do użytku dla jednej rodziny. Domyślnym celem tego prawa było rozróżnienie pomiędzy nieruchomościami służącymi indywidualnym potrzebom właścicieli i ich rodzin a nieruchomościami wielorodzinnymi przynoszącymi zysk z wynajmu. Właśnie to rozróżnienie zostało skutecznie zatarte przez nieformalną sądową definicję „domu jednorodzinnego”. Stało się to podczas procedowania sprawy dotyczącej czteropiętrowego budynku o powierzchni około 1182 metrów kwadratowych, pokrywającego około 70 procent działki, czyli typowej przedwojennej kamienicy czynszowej. Początkowo powodom nie przyznano finansowego zadośćuczynienia, gdyż budynek nie został zaklasyfikowany jako jednorodzinny. Podczas apelacji prawnicy reprezentujący właścicieli roszczeń argumentowali jednak, że wobec braku legalnie wiążącej i obowiązującej definicji „dom jednorodzinny” powinien być rozumiany jako „budynek zaspokajający potrzeby mieszkaniowe jednej rodziny, bez ograniczeń powierzchni czy liczby pomieszczeń”. Definicja ta, umożliwiająca określenie kamienicy mianem domu jednorodzinnego (o ile rodzina deklaruje, że ma duże potrzeby), nigdy nie została formalnie skodyfikowana i upubliczniona. Jednocześnie Sąd Najwyższy zaakceptował ją jako element postępowania. W rezultacie wzrosła liczba wypłat rekompensacyjnych, za które odpowiadała gmina 24. 

Trzecim, być może najpowszechniejszym mechanizmem legalnej korupcji jest pranie oszustw, proces analogiczny do prania brudnych pieniędzy. Ta metoda pozwala na legalizację nielegalnego majątku poprzez przepuszczenie go przez ciąg legalnych transakcji, które zacierają początkowe bezprawne nabycie. Nawet jeśli pierwsza transakcja jest nielegalna, każda kolejna wymaga ponownego dokonania retranslacji realnych sytuacji na język prawa, czego rezultatem jest stopniowe „wybielenie” statusu prawnego. Za przykład może tu posłużyć sprawa dwóch budynków przy ulicy Tykocińskiej. Decyzja zwrotowa została wydana w 2001 roku na podstawie pisemnego testamentu, w którym właścicielka budynków Florentyna Krzeszewska przyznała je swojemu kuzynowi Mirosławowi K. Decyzja ta zadziwiła lokatorów, którzy znali Krzeszewską osobiście, gdyż mieszkała w jednym z tych budynków aż do śmierci. Sąsiedzi nie mogli uwierzyć, że zostawiła wszystko nieznanemu im kuzynowi, który nigdy jej nie odwiedzał. Po uzyskaniu praw do budynków rzekomy spadkobierca zaczął podnosić czynsz w kamienicach, aby pozbyć się ich mieszkańców. Skontaktowali się z siostrzenicą zmarłej właścicielki, która – jak się okazało – miała prawdziwy testament, przeznaczający cały majątek na cele kościelne. 

W tej sytuacji mieszkańcy zawiadomili prokuraturę i rozpoczęli sądową walkę o odebranie kamienic fałszerzowi testamentu. Chociaż w 2007 roku został on prawomocnie skazany za fałszerstwo, wcześniej sprzedał kamienicę swojej córce, która z kolei szybko odsprzedała ją deweloperowi. Ponieważ deweloper oświadczył, że nie wiedział o fałszerstwie, mógł być prawnie uznany za „kupca w dobrej wierze”. W konsekwencji pozostał właścicielem nieruchomości i pozbył się dotychczasowych mieszkańców, podwyższając im czynsz. 

DELEGALIZOWANIE LEGALNEJ KORUPCJI: REKONFIGURACJA UKŁADU PRAWNEGO 

W momencie, gdy powstaje ten tekst, wciąż nie jest jasne, jak (i czy) zakończy się historia warszawskiej reprywatyzacji. Pomiędzy lutym a majem 2017 roku kilkunastu prawników i biznesmenów reprywatyzacyjnych (niektórzy z nich również są prawnikami) zostało aresztowanych – postawiono im zarzut korupcji. W czerwcu tego samego roku odbyło się pierwsze posiedzenie specjalnej sejmowej komisji do spraw reprywatyzacji. Toczący się proces delegalizacji legalnej korupcji nie może być jeszcze poddany całościowej ocenie. Ale spoglądając na jego dynamiczny przebieg, możemy zrozumieć związek między nieformalnością, prawem i państwem. 

Delegalizacja legalnej korupcji wymaga suwerena. Chociaż niektóre oszustwa reprywatyzacyjne zostały symbolicznie zdelegitymizowane dzięki działaniom aktywistów i dziennikarzy, tylko formalna władza może doprowadzić do ich delegalizacji. 

Jak pokazuje przykład „papierów panamskich”, jest też jasne, że normatywna delegalizacja, w której to obywatele są suwerenem, nie gwarantuje, że nastąpią jakiekolwiek konsekwencje prawne. Mówiąc inaczej, oburzenie społeczne jest nieformalnym sposobem rządzenia, który tylko w wyjątkowych i rzadkich przypadkach, takich jak rewolucje, może się sformalizować jako legalna władza. Chociaż proces legitymizacji procesów zachodzących w systemie państwowym jest zazwyczaj negocjowany z wieloma aktorami, legalność prawa zależy głównie od aparatu państwowego, przynajmniej w tym zakresie, w jakim aparat ten utrzymuje monopol na przemoc. Z tego powodu niektórym rządom udaje się ignorować wyroki międzynarodowych trybunałów, choćby tylko przez jakiś czas. 

Pomimo potencjalnej możliwości delegalizowania dotychczas legalnych zachowań żaden suweren nie zdoła całkowicie usunąć warstwy nieformalności zawartej w każdych rządach prawa. Wręcz przeciwnie: akt delegalizacji korupcji natychmiast staje się elementem nowego patchworku formalności i nieformalności. Przykładem na to jest sposób, w jaki „afera reprywatyzacyjna” w Warszawie jest używana jako środek w walce z politycznymi oponentami. W trakcie dotychczasowych posiedzeń komisja reprywatyzacyjna skupiała się głównie na indywidualnych aktorach, a nie na szerszym politycznym pytaniu o legalność reprywatyzacji oraz strukturalne warunki, które w ogóle umożliwiły oszustwa. Co więcej, afera reprywatyzacyjna była również używana jako narzędzie retoryczne legitymizujące rządowe działania zmierzające do ograniczenia niezależności sądów. 

KODA: RÓWNOWAŻENIE SĄDOWEJ NIEFORMALNOŚCI 

Normatywne pojęcie rządów prawa jest rzadko kwestionowanym probierzem demokratyzacji. Jednocześnie wysokie wskaźniki korupcji odbierane są zazwyczaj jako sygnał „niedorosłości” systemu demokratycznego. Proces transformacji w Polsce oraz akces do Unii Europejskiej miały na celu między innymi symboliczne podniesienie rangi Polski poprzez włączenie jej do państw „globalnej północy”. Oficjalne raporty dotyczące korupcji potwierdzają typową narrację dewelopmentalistyczną, w ramach której młode polskie państwo stopniowo „zyskuje wydolność” po tranzycji – to znaczy staje się bardziej sformalizowane, a mniej nieformalne i skorumpowane. Tę narrację można jednak łatwo zakwestionować, jeśli weźmie się pod uwagę, że tego rodzaju publikacje raportują zazwyczaj tę korupcję, która jest oficjalnie uznawana za nielegalną w danym państwie. Obraz ten staje się ponadto bardziej skomplikowany w globalnym ujęciu – według raportu Transparency International kraje uznawane za wolne od korupcji swoje korupcyjne praktyki często realizują za granicą 25. 

ŹRÓDŁO: WIKIMEDIA COMMONS CC BY-SA 4.0

Zakończę ten artykuł sformułowaniem hipotezy o szerszym zasięgu, która może posłużyć jako punkt wyjścia do dalszych badań. Być może w krajach o znikomych wskaźnikach korupcji elity są bardziej skłonne albo do przenoszenia korupcyjnych praktyk za granicę, albo mają bardziej wydajne narzędzia do legalizacji korupcji. Na przykład proces prywatyzacji należących do państwa przedsiębiorstw w Polsce w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku zapisał się w historii kilkoma skandalami korupcyjnymi. Dwie dekady później oszustwa reprywatyzacyjne zostały w zasadzie wybielone i uznane za legalne przez rozmaite sposoby tworzenia prawniko-rządności. Dopiero po nagłośnieniu legalnej korupcji przez aktywistów i dziennikarzy państwo zdecydowało się na jej delegalizację. Co charakterystyczne, ze względu na to, że obecny rząd, który delegalizuje tę korupcję, sam otwarcie manipuluje prawem, Polska coraz częściej postrzegana jest jako państwo bliskie utraty „demokratycznego” statusu. Nie bierze się pod uwagę, że poprzednie rządy również naginały prawo, choć bardziej subtelnymi metodami. 

Prawniko-rządności nie da się całkowicie wyeliminować z żadnego istniejącego praworządnego reżimu bez jednoczesnego uszkodzenia całości systemu sądowego. Duch prawa z natury nie może być sformalizowany. Jak jednak pokazują moje badania, prawniko-rządność kwitnie zwłaszcza dzięki ideologicznemu przedstawieniu rządów prawa jako zdepersonalizowanych, formalnych i obiektywnych, co uniemożliwia ich kontrolę z zewnątrz. Omawiając odkrycie układów legalnej i nielegalnej korupcji o zasięgu globalnym, sygnalista, który ujawnił „papiery panamskie” (2016), stwierdził, że „nie powinno się już pozwalać prawnikom, by samodzielnie regulowali własne zachowania”26. Aby móc poważnie potraktować demokratyczną ideę rządów prawa, musimy doprowadzić do jej ponownej polityzacji, a także spluralizować nasze postrzeganie rządów prawa. 

Tłumaczenie z angielskiego: Karol Kurnicki