współpraca: Marcin Jewdokimow, Magdalena Żadkowska

Wszystkie fotografie w artykule pochodzą z badań nad telepracą prowadzonych przez autorów tekstu. Badani i badane otrzymali aparaty fotograficzne z fleszem, pozwalające na dokumentowanie codzienności osób telepracujących bez możliwości samodzielnej estetyzacji, jaką dają współcześnie na przykład telefony komórkowe czy same portale społecznościowe.

Współczesna praca zdominowana przez hasła elastyczności i samozatrudnienia powraca do przestrzeni prywatnej za sprawą narzędzi teleinformatycznych. Interesujące jest to, jak taka odpłatna praca zdalna wpływa na przestrzeń prywatną oraz kształtowanie praktyk życia codziennego i zawodowego we współczesnym domu. Telepraca promowana w dzisiejszej Polsce jako narzędzie zapewniające elastyczne formy zatrudnienia, zwłaszcza dla kobiet, okazuje się poważnym wyzwaniem dla telepracowników i ich rodzin. Jest też praktyką redefiniującą to, co tradycyjnie ujmujemy jako przestrzeń współczesnego domu.

Elastyczne formy zatrudnienia, a do nich bez wątpienia należy telepraca, niosą w sobie założenie o produktywnym i korzystnym wpływie swobodnego („zwinnego”) podejścia do pracy na różne aspekty życia: od organizacji czasu i przestrzeni po samą pracę jako rodzaj działalności. Elastyczność jako idea oznacza możliwość płynnego, bezproblemowego dopasowania elementów tego, co można określić mianem układu pracy, a więc rodzaju asamblażu obejmującego zarówno przestrzeń, jak i czas, zadania oraz role społeczne – wspólnie konstytuujące różne formy pracy. Elastyczność zakłada, że to podmiot (jednostka) sprawnie, sprawczo i skutecznie łączy z sobą elementy w taki sposób, aby dobrze, czyli produktywnie i efektywnie, pracować (operacyjna sprawność i skuteczność). Czy jednak rzeczywiście telepraca to swobodny, bezproblemowy i płynny proces wytwarzania „układów pracy” przez pracujący podmiot? Jaką rolę we (współ)wytwarzaniu „układu pracy” pełnią inni aktorzy społeczni (partnerzy i partnerki, dzieci oraz współpracownicy) oraz aktorzy pozaspołeczni (technologie, urządzenia i materialne zaplecze w postaci przestrzeni i układów obiektów)?

Te pytania postawiliśmy sobie w badaniach etnograficznych, w trakcie których przyglądaliśmy się przestrzeni domu poprzez z perspektywy pary[1]. Pary rearanżują przestrzeń, nawet po kilka razy dziennie, gdy naprzemiennie staje się ona raz domem, raz miejscem pracy. W rzeczywistości okazało się, że praca wkracza dziś do domu prawie w każdej sytuacji i osoby „wychodzące do pracy i z pracy” tak naprawdę nigdy do końca z niej nie wychodzą i także „przynoszą pracę do domu”. Ma to olbrzymi wpływ na negocjacje domowe. Odpłatna praca, którą wykonuje się w domu, staje się kolejnym obowiązkiem quasi-domowym, wobec którego mają być ustalone podziały, odpowiedzialności i granice. To para mieszka, pracuje, wychowuje dzieci, zajmuje się domem i odpoczywa. Jedna z osób nie może wykonywać powyższych czynności, nie wywierając jednocześnie wpływu na wykonywanie ich przez drugą osobę. Dlatego praca w domu ma tak wielkie znaczenie dla codzienności pary. W tym kontekście popularny termin „elastyczność” należałoby raczej zastąpić pojęciem wiotkość, jako tym, który – w naszej opinii – w sposób bardziej adekwatny odzwierciedla sytuację telepracowników funkcjonujących w realiach rozmycia granic między domem, a pracą  a pojęcie „zarządzanie czasem” zastąpić pojęciem orkiestracja, jako lepiej oddającym złożoność koordynowania pracy i życia prywatnego.

Konsekwencje „powrotu” pracy do domu

Oddzielenie domu i pracy w epoce przemysłowej miało ogromne znaczenie dla budowy indywidualnych i zbiorowych tożsamości. Dom w rzeczywistości przedindustrialnej był zarówno miejscem społecznej reprodukcji, jak i produkcji. Rewolucja przemysłowa doprowadziła do oddzielenia sfery prywatnej od sfery pracy, co przyniosło poważne zmiany społeczne dotyczące między innymi sfer płci społeczno-kulturowej, wypoczynku, pracy, ale i osobowości. W gospodarce industrialnej związek między czasem i przestrzenią pracy i czasem prywatnym pozostawał liniowy, sekwencyjny i chronologiczny: pracownik wychodził z domu i szedł do pracy, po czym wracał do domu. Współcześnie granice te są coraz silniej zamazane. W realiach postindustrialnych, dzięki obecności technologii we współczesnym domu, sfery te mają szansę ponownie się połączyć. W wielu prognozach, telepraca opisywana jest jako przejaw postępu oraz jako pożądana (a w każdym razie nieunikniona) forma pracy przyszłości. Gospodarstwa domowe, nasycone technologiami i urządzeniami elektronicznymi, umożliwiają współcześnie podjęcie pracy w domu, a to z kolei traktowane jest jako rozwiązanie istotnych problemów współczesnego społeczeństwa, w tym  redukcji korków w miastach, zmniejszenia zanieczyszczenia, a przede wszystkim uzyskania równowagi między życiem zawodowym a prywatnym.

 

Wyznaczanie granic

Decyzja dotycząca podjęcia pracy zarobkowej w domu oznacza, że „telepracownicy i inni członkowie rodzin mogą zostać zmuszeni do artykułowania i wprowadzania zasad i przekonań dotyczących domowego czasu i przestrzeni, które nie są potocznie wyrażane w wyraźnej i bezpośredniej formie”[2]. Konsekwencje telepracy dla relacji rodzinnych wskazują więc na paradoksalne konsekwencje powrotu pracy do domu. Z jednej strony, pracując w domu, oszczędza się czas związany na przykład z dojazdem do pracy (w Polsce szacowany średnio od godziny do dwóch godzin dziennie) i pracuje się według bardziej elastycznego harmonogramu, z drugiej strony jednak praca w domu oznacza poważne zatarcie różnic między sferami osobistą i zawodową.

Praca w domu oznacza konieczność ciągłego negocjowania granic nie tylko między światem zewnętrznym a domem, ale także, a może przede wszystkim, wewnątrz niego. Negocjowanie to sprowadza się do podziału zadań i działań (tu wprowadzane są podziały obowiązków, rozdzielane są pewne typy zadań, związanych z nieodpłatną pracą domową i opieką nad zależnymi), rozdzielenia przestrzeni i czasu niezbędnych na zadania związane z pracą odpłatną i nieodpłatną prowadzoną w domu. Badaczka zajmująca się pracą w domu – Christena Nippert-Eng, pisząc o związkach między domem i pracą, koncentruje się na granicach, które kształtują sferę praktyk społecznych: „granice, wszystkie granice, są konstruowane społecznie, są sztuczne i arbitralne. Ponad naturalnym nieporządkiem rzeczy, nakładamy granice na wszystko, w tym nasze codzienne zajęcia, miejsca i ludzi, z którymi możemy je realizować. Granice te mogą być czysto psychiczne, jak w granicach konceptualnych wyznaczonych wokół kategorii. Częściej jednak, granice skutkują fizycznymi formami, które wzmacniają i ukazują ich ważniejsze podstawy świadomościowe”[3].

Konstruowanie i funkcjonowanie codziennych praktyk związanych z pracą w domu ma poważne konsekwencje dla społecznych i symbolicznych wyobrażeń na temat domu i pracy, co ma swoje konsekwencje również w wyobrażeniu ról i relacji związanych z płcią społeczno-kulturową. W związku z tym praca może przybierać różny charakter: od zajęć, które można odczytywać jako jawny wyzysk, po mające charakter wyzwalający i wzmacniający pozycję kobiet. Odpowiednio częste przenikanie się obu światów, długie dni pracy, obecność dzieci w miejscu jej wykonywania powodują wzrost napięć związanych z prowadzeniem pracy w domu. Praca w domu oznacza nieustanne odtwarzanie i przetwarzanie wewnętrznych granic. Sposób ich kształtowania zależy od stopnia przenikania granic zarówno przez osoby, jak i przedmioty czy nasze sposoby myślenia, działania i prezentowania siebie.

Ważne jest wyznaczenie różnych rodzajów granic, jak fizycznej, polegającej na wyznaczeniu osobnego miejsca pracy, mogącej umocnić behawioralne i psychologiczne granice czy sposoby postrzegania czasu pracy i czasu prywatnego. O ile granice fizyczne są łatwe do wyznaczenia i podtrzymania (zwłaszcza w odpowiedniej wielkości mieszkaniu czy domu), o tyle te społeczne, psychologiczne i behawioralne sprawiają więcej trudności. Problemy w utrzymaniu granic wynikają między innymi z oczekiwań wobec telepracowników stawianych przez pozostałych członków rodziny, w tym przez dzieci. Rozpoznanie tych potrzeb stanowi podstawę do negocjowania granic. Pewne sytuacje i uwarunkowania powodują konflikty, a inne przyczyniają się do satysfakcjonujących rozwiązań. Kontrola nad procesem pracy, elastyczne planowanie, wsparcie rodziny i zaangażowanie innych jej członków w pracę mogą ułatwiać integrowanie świata prywatnego i świata pracy.

Granica dom–praca dla każdego przebiega gdzie indziej, zależy to od oczekiwań związanych z zawodem, organizacją pracy, grupą współpracowników i pozycją hierarchiczną wewnątrz niej, płci społeczno-kulturowej, struktury rodzinnej, płacy współmałżonka, roli w wychowania dzieci i znaczenia nieodpłatnej pracy domowej. Każdy z tych statusów społecznych uosabia historyczne, kulturowe normy dotyczące znaczenia domu i pracy. Ponadto każda osoba negocjuje te statusy w obrębie określonych warunków, trudno mówić o nich jako o jednorodnych i spójnych strategiach. Te przybierają raczej charakter zbioru praktyk służących bądź podtrzymywaniu „porządku”, gdy dąży się do wprowadzenia segregacji różnego typu, bądź też powszechnego doświadczenia nieuporządkowania obu sfer, gdy te wzajemnie i niemal niezauważalnie się przenikają bądź też wprost kolonizują się wzajemnie. Obie strategie występują jednak równolegle, a praca wykonywana w domu nigdy i nigdzie nie jest ani czystą segregacją, ani czystą integracją.

Wydaje się, że pierwszy rodzaj strategii rzeczywiście nie ogranicza się do kontrolowania przestrzeni i wspomnianych już rozmaitych granic, jednak przede wszystkim oznacza zaangażowanie w projekt własnej tożsamości. Strategia ta obejmuje działania, służące budowaniu wewnętrznego ładu i uporządkowania i nadawaniu znaczeń obu sferom życia – pracy i sferze prywatnej.

Jednocześnie istnieje także cały świat pozaludzkich aktorów, którzy zupełnie niezależnie od naszych silnych postanowień wdzierają się w światy obu sfer. I w tym przypadku możemy patrzeć na strategię integracyjną jako ten rodzaj działania, który doprowadza, zwłaszcza przy braku wspomnianego poczucia sprawstwa, do „inwazji” czy „kolonizacji” świata domu przez świat pracy i odwrotnie. Pojawienie się urządzeń, technologii i przedmiotów z jednej sfery w rzeczywistości zarezerwowanej dla tej drugiej (laptop podczas obiadu, prywatna rozmowa przez telefon komórkowy w trakcie wykonywania pracy przy biurku) pozwala doświadczyć nieporządku. Kontrola zostaje osłabiona, gdy przedmioty te przenikają niemal niezauważenie, a granice stają się zamazane. Może też zupełnie zaniknąć, gdy na przykład pozbawieni miejsca do pracy musimy organizować do w sypialni czy w kuchni.

Pomyślne wykonywanie pracy w domu, telepraca, wymaga ponownego unawykowienia i zbudowania odpowiedniej narracji o tej pracy (co można też rozumieć jako konstruowanie swojej tożsamości telepracownika) i negocjacji dotyczącej jej wykonywania. Przyjrzyjmy się tej specyficznie skonstruowanej przestrzeni. W ostatniej fazie badania  –wywiadach z parami – zapytaliśmy telepracowników, gdzie pracują i czy miejsce pracy zmieniło swoje usytuowanie w trakcie czasie projektu:

Kiedy zorganizowałem sobie tutaj ten kawałek biurka, to usiłowałem go bronić rozpaczliwie przed resztą domu. Nie jest to łatwe, bo po prostu za każdym razem trzeba było tam mocno odgruzować, żeby poznajdywać swoje notatki z dnia poprzedniego, odłożyć inne rzeczy, zabawki itp. Więc trudno to nazwać gabinetem, to jest marzenie ściętej głowy, że na takiej przestrzeni, jaką dysponujemy można mieć taką strefę, która jest zabezpieczona przed ingerencją kogokolwiek, nie wspomnę już o robiących swój bałagan kotach. (TM5)

Niekoniecznie znajduje to zrozumienie wśród innych domowników, którzy mówią, że praca jest obecna absolutnie „wszędzie”:

Praca M5 w domu mi w żaden sposób nie przeszkadzała, bez względu na to, czy siedział w tym kuchnio-salonie, czy w pokoju dziecięcym. Nie lubię, kiedy przesiaduje z laptopem w łazience, bo wtedy blokuje tę łazienkę na bardzo długo. (żona TM5)

W kurczącej się przestrzeni domu, na przykład po pojawieniu się kolejnych dzieci, zaczyna się licytacja o miejsce pracy oraz nieustanne ustalanie priorytetów dotyczących tego, co jest ważniejsze – praca czy dzieci. Okazuje się, że nie ma wcześniej ustalonego i przygotowanego specjalnego miejsca na pracę. Badani rzeczywiście zaczynają pracować wszędzie i marzą o powrocie do przestrzeni biura. Zresztą kilkoro z nich tak właśnie zdecydowało. Ci, którzy przetrwali, wydają się bardziej pilnować „nieruchomości” pracy. Na pytanie, czy kiedyś zmienili jej miejsce, odpowiadają:

Właściwie nigdy. No teraz był remont, było malowanie to siedział w kuchni za karę, ale źle się tam czuł. Źle, bo ja urzędowałam na komputerze obok i już był rozproszony. (żona TM1)

Powrót pracy do domu oznacza de facto delokalizację w odniesieniu do nowoczesnego wzoru, który – jak pokazaliśmy wyżej – oddziela przestrzeń prywatną i publiczną, domową i tę związaną z pracą. Ze względu na kulturowe oznaczenia tych przestrzeni (intymność, prywatność i kobiecość versus wspólnotowość, anonimowość, męskość) owa delokalizacja nie ma charakteru stricte przestrzennego, nie stanowi po prostu przeniesienia czynności A do miejsca B, to znaczy pracy w przestrzeń zamieszkiwania, ale oznacza zarazem ruch na mapie kulturowej. Jest to ruch łączący nowoczesne antypody, ruch, dla którego brak uprawnionej drogi (wspominaliśmy wcześniej o nieautentyczności dostępnych powszechnie społecznych reprezentacji telepracy). Telepracownik i telepracowniczka, wbrew obietnicy podróżowania na zasadach Baumanowskiego turysty (efektywność, produktywność, radość, spełnienie zawodowe), okazują się włóczęgami (zagubienie, chaos, wątpliwości), zmuszonymi samodzielnie, oddolnie wykonać trudną pracę przekształcenia delokalizacji w relokalizację. Praca w domu jest kulturowym oksymoronem, co nie znaczy, że jest niemożliwa. Oczywiście pracuje w ten sposób wiele osób.

Jak pokazują nasze badania, relokalizacja wymaga dokonania kilku przekształceń w odniesieniu do przestrzeni, z których wszystkie łączy konieczność urefleksyjnienia. Dom jest przestrzenią unawykowioną, a praktyki zamieszkiwania – zbiorem nieurefleksyjnionych czynności. Stąd urefleksyjnienie stanowi duże wyzwanie. Dotyczy ono następujących obszarów stanowiących zarazem przestrzenie konstruowania praktyki pracy w domu:

  1. granic domowych, a następnie ich renegocjacji ze współmieszkańcami;
  2. miejsca pracy, czyli rejonizacji pracy; wydzielenia miejsc, w których się pracuje, a w których jednocześnie nie obowiązują zasady życia domowego, prywatnego;
  3. czasu pracy, czyli temporalizacji pracy; wydzielenia czasu, w którym będąc w domu, pracuje się, czyli przebywa się w pracy.

Wyraźne oddzielenie obu przestrzeni jest strategią przyjmowaną przez większość badanych osób. Stanowi ona nie tylko sposób na zapewnienie sobie spokoju do pracy, ale również – w perspektywie kulturowej – sposób na utrzymanie podziału na przestrzeń domową i pracy. W przypadku, gdy warunki przestrzenne nie pozwalają na wydzielenie pomieszczenia do pracy, lub w sytuacji, gdy osoby pracujące w domu nie chcą tego zrobić, przestrzenie pracy i domu zazębiają się i przenikają, tworząc przestrzenie hybrydalne – przestrzenie praco-domu. Takim ważnym miejscem w domach badanych pozostaje na przykład sypialnia. Pokój małżeński stanowi po pierwsze całkiem nowy „wynalazek” w historii zamieszkiwania, a po drugie jest przestrzenią, która wiele mówi nam o współczesnym społeczeństwie. Spotyka się w niej bowiem po pierwsze utopia miłości romantycznej, a po drugie idea prywatnej, autonomicznej przestrzeni tylko „dla mnie” – jedna z informatorek Kaufmanna pisze: „Ja, która pracuję z domu, zmuszam się, żeby pracować przy biurku, ale cóż to za komfort, móc wysyłać maile z mojego łóżka!”[4]. Pary, które na początku związku dzielą z sobą choćby jednoosobowy, dmuchany materac, z biegiem lat  usiłują „wymościć sobie” coraz więcej przestrzeni. Wokół łóżka (mojej strony łóżka) zaczynają pojawiać się książki, tablety, laptopy, a za nimi maile, świat zewnętrzny i praca. W wypadku osób pracujących w domu pojawienie się pracy w sypialni jest szczególnie inwazyjne, gdy mieszkają z partnerem/ką, z rodziną. O ile młode osoby, niebędące w związkach przyznają się do pracowania „z łóżka” czy z „kanapy”, by, jak mówią, „zmiękczyć”, „udomowić”, „uprzyjemnić pracę”, o tyle uczestnicy badania zgodnie opowiadali o porzucaniu idei pracy „w łóżku”  jako „mało higienicznej”.

Próby zachowania tego „rejonu” jako przestrzeni stricte prywatnej są bardzo trudne. Nawet jeśli praca nie pojawia się w sypialni w trakcie dnia roboczego, albo już została z niej wyprowadzona, to pojawia się w rozmowach partnerów, co burzy intymność tego miejsca. Sypialnia jest jednak w wielu badanych przez nas sytuacjach pierwszym miejscem, gdzie ulokowano „domową stację roboczą”. Jest to o tyle zrozumiałe, że w wielu mieszkaniach to sypialnie (prócz łazienek) są jedynymi pomieszczeniami, w których znajdują się drzwi umożliwiające „odcięcie się” od świata domu. Przestrzeń sypialni wydaje się więc atrakcyjną propozycją dla nowych telepracowników. O ile jednak początki bywają obiecujące, to wraz z upływem czasu sypialnia staje się coraz mniej atrakcyjna, a nawet silnie destrukcyjną przestrzenią. Jak zaznacza jedna z badanych telepracownic, z dużym doświadczeniem w telepracy:

Na początku pracowałam 6 godzin dziennie dla organizacji pozarządowej z własnej sypialni. To było najbardziej efektywne 6 godzin w moim życiu. Ponieważ w innych pokojach było dziecko. Dlatego ograniczyłam wyjścia z pokoju do minimum. I po pół roku takiej pracy zaczęło mi brakować oglądania twarzy innych osób. Objawiało się to w ten sposób, że zaczęłam źle oceniać swoją pracę. Bo wykonywałam jakąś prace, wysyłałam ją mailem i czekałam na reakcję. I jasne jest, że nikt nie odpowiada od razu. Ale ja jakbym tego nie wiedziała. Czekałam, że ktoś mi natychmiast odpowie. Kiedy tej odpowiedzi nie było, to wyobrażałam sobie, że jest beznadziejne, że źle to oceniają, że to wspólnie krytykują, bo reszta pracowała sobie w Warszawie, w zespole. Więc dochodziło do jakichś niebezpiecznych procesów w mojej głowie. (KK1)

W podobnym sposób wygląda praca innych matek-telepracowniczkek, które (o ile tylko możliwe) starają się pracować przy stole ulokowanym w sferze dziennej domu: salonie połączonym z kuchnią, jednak te rutyny muszą ulec zmianie, gdy któreś z dzieci jest chore, albo, gdy w domu pojawiła się niania. Wtedy sypialnia pozostaje jedyną sferą, do której można się „wycofać” zyskując minimum odosobnienia niezbędnego do spokojnej pracy. Można więc powiedzieć, że sypialnia jest kluczowym rejonem, w którym ściera się mit elastycznej telepracy z mitem prywatnego domu. Praca w łóżku jest spełnieniem wymogu elastyczności – osoba pracująca w łóżku na swój sposób dokonuje silnego zanegowania granic sfery domowej i pracowej. Z jednej strony, praca w łóżku w pewnym sensie jest erotyzowana, staje się obiektem i praktyką dostarczającą przyjemności. Z drugiej, ta sytuacja uświadamia podmiotowi, że faktyczna przyjemność leży gdzie indziej, także w utrzymaniu sfery prywatności. Stąd wśród osób badanych na początku pracy w domu tendencja do pracy w łóżku – jako pełnej realizacji postulatu elastyczności, a następnie – po doświadczeniu tej sytuacji – obrona sypialni przed pracą. Praca w łóżku to dobry sposób na odczarowanie telepracy.

Pojawienie się obiektów związanych z pracą pozwala spojrzeć na kwestię przenikania granic, które jest współudziałem aktorów społecznych i pozaspołecznych. Małe obiekty i technologie, które zostały zoptymalizowane, zminiaturyzowane i są możliwie mobilne wnikają do sfery domu w sposób pozornie naturalny i bezproblemowy. Patrząc jednak na zdjęcia prezentujące świat codzienny osób telepracujących, możemy zwrócić uwagę na to, jak „porządek” i „bałagan” współwystępują w przestrzeni domu – przestrzeni, która (przynajmniej teoretycznie) stanowi jeden z nielicznych rejonów, nad którymi jednostki powinny sprawować kontrolę.

Funkcjonowanie obiektów z dwóch porządków w tych samych przestrzeniach pozwala nam w pewnej mierze zobiektywizować i scalić światy pracy i nie-pracy czy domu i nie-domu. Patrząc na to, jak obiekty te przenikają się w życiu codziennym, doświadczamy też z jednej strony autentycznej telepracy, a z drugiej jej tymczasowości. Obiekty, przenikając między sferą prywatną a zawodową, wypełniając te same stacje robocze czy zakątki domów,  pozwalają nam zobaczyć sposób, w jaki ludzie próbują zintegrować obie sfery i jak budują autentyczne doświadczenia w ramach rzeczywistości telepracownika. W tym sensie te małe obiekty i ich usytuowanie mogą wiele powiedzieć o fenomenie widoczności i niewidoczności pracy w domu: przedmioty związane z pracą kolonizują przestrzeń domu, a równocześnie – by nie zakłócać porządku prywatnego – muszą szybko „znikać” z pola widzenia, by zachować pozory prywatności i porządku przynależnego sferze domu.

 

Próby orkiestracji

Podsumowując, ulokowanie pracy w domu, czy też właściwie jej relokalizacja, powoduje, że dom przestaje być wyłącznie sferą prywatną, poświęconą spędzaniu czasu wolnego i odpoczynkowi od pracy, a staje się sferą prywatno-publiczną, pewnego rodzaju pomieszaniem porządków. Trwałość kategorii dom i praca, prywatne i publiczne, a tym samym wyzwanie, jakie stanowi dla jednostki relokalizacja, wytworzenie oksymoronicznej przestrzeni prywatno-publicznej, widać wyraźnie w wyobrażeniach osób badanych na temat ich przyszłego miejsca pracy oraz sposobach organizacji miejsca pracy, które wygląda jak biuro, jest oddzielone od przestrzeni domowej, zamykane. Relokalizacja pracy do domu pozostaje dla osób badanych czynnością niedokończoną. Nie tyle pracują oni w domu, co z przestrzeni domowej wydzielają przestrzeń pracy.

Tu wracamy do zasygnalizowanego we wstępie pojęcia orkiestracji. Nawiązując do Lefebvre’owskiej metaforyki rytmów, zamiast standaryzacji, mówimy tutaj raczej o orkiestracji, by oddać zarówno zmienną naturę harmonogramów, jak i szeroki zakres podmiotów zaangażowanych w upodabnianie ścieżek. Z jednej strony „codzienność jest jednocześnie miejscem i teatrem konfliktu między wielkimi, niezniszczalnymi rytmami a procesami narzuconymi przez społeczno-ekonomiczną organizację produkcji, konsumpcji, obiegu i środowiska”[5]. Z drugiej strony procesy zorkiestrowania tych różnych porządków, co podkreśla zwłaszcza Elizabeth Shove, są możliwe do przeprowadzenia, a „nowe elementy, czy to pomysły na życie rodzinne, technologie […], a także umiejętności, zmieniają konfigurację całości”[6].