(Meta)nowoczesna architektura rosyjskiego faszyzmu państwowego
Park Zariadie, pretensjonalny „hybrydowy park krajobrazowy” w stylu high-tech, w 2017 roku osobiście otworzył Władimir Putin. Powstał w cieniu Kremla, w miejscu zburzonego hotelu Rossija (z lat 60. XX wieku). Krytycy złośliwie nazywają park putinowskim rajem.
Zariadie przedstawiano szerokiej publiczności jako spontaniczny „prezent” Władimira Putina dla mieszkańców Moskwy. Zaprojektowało go modne nowojorskie biuro architektoniczne Diller Scofidio + Renfro (DS+R). Pozycję starchitektów zdobyło projektem parku High Line na Manhattanie – również promowanego jako podarunek władz dla obywateli, a konkretnie ówczesnego burmistrza, oligarchy i filantropa Michaela Bloomberga dla nowojorczyków.
Zariadie i High Line wyrosły z intrygujących mutacji zideologizowanych wyobrażeń o „zielonej” architekturze. Projektanci High Line opracowali przewodnią zasadę „agrotektury”. W Moskwie przerodziła się w ideę „dzikiego urbanizmu”, definiowanego jako posthumanistyczna, pozbawiona ścieżek i scenariusza symbioza między naturą i miastem.
Retoryka dzikości, wolności, spontaniczności i braku narzuconych ścieżek to oczywiście fałsz i manipulacja. Zariadie, tak jak High Line, jest przestrzenią oczyszczoną ze wszystkich niepożądanych elementów, inwigilowaną, kontrolowaną i regulowaną zarówno na poziomie przymusowego zewnętrznego nadzoru, jak i wewnętrznej dyscypliny.
W swojej niezwykle wpływowej strukturalistycznej analizie historii architektury sowieckiej kulturoznawca Władimir Papierny stosuje podział na Kulturę Jeden i Kulturę Dwa1. Pierwsza jest horyzontalna, dynamiczna, otwarta, patrzy w przyszłość. Jej emanacją był ruch awangardowy lat 20. XX wieku. Ta druga – wertykalna, zamknięta, ogarnięta obsesją na punkcie przeszłości – zmaterializowała się w realizmie socjalistycznym ery stalinowskiej od lat 30. do 50. XX wieku. Analiza Papiernego sugeruje, że Kultura Jeden i Kultura Dwa nieustannie toczą dialektyczną walkę. Choć nie można ich sobie bezpośrednio przeciwstawić, z łatwością dostrzeżemy, że w różnych okresach historycznych z reguły wyraźnie dominuje wariant jednej albo drugiej z nich. Papierny jest sceptyczny wobec szans na ukształtowanie się wcześniej czy później Kultury Trzy. W nowszych publikacjach spekuluje, że może ona przybrać formę „awangardy ekologicznej”2. Jej przykłady – mniej lub bardziej obłudne, gentryfikujące albo będące przejawem greenwashingu – mnożą się dziś na całym świecie. Temu zjawisku towarzyszą replikowane w nieskończoność formy, między innymi modne w ostatnich latach, przyspieszające wzrost cen nieruchomości hiperinflacyjne parki miejskie – inspirowane La promenadę plantée w Paryżu i High Line w Nowym Jorku – które wyrastają na opuszczonych obiektach (rzeczywiście albo pozornie) infrastrukturalnych, czy popularne apartamentowce typu „piętrowy las”, wzorowane na projektach mediolańskiego architekta i dewelopera Stefana Boeriego.
Architektura fałszywego ekologizmu i udawanego horyzontalizmu osiągnęła apogeum nie tylko w formie wertykalnych lasów i innych High Line’ów czy Zariadiów, ale i przestrzennych ekscesów wyższego poziomu. Znajdziemy wśród nich buchające dwutlenkiem węgla rajskie centrum handlowe na lotnisku w Singapurze autorstwa Moshe Safdiego czy – jeszcze gorszą – perwersyjną eko-Wieżę Tatlina, którą buduje w Wirginii naczelny światowy emitent zanieczyszczeń i pandemiczny dorobkiewicz Amazon. Chcę – za Papiernym – zasugerować, że obecnie, w naszym dzikim kapitalistycznym świecie, również mamy do czynienia z dwoma odłamami politycznej i estetycznej fałszywej świadomości. Do pierwszego pasuje nazwa Kultura Drzewa (Culture T(h)ree). To rajska kultura znormalizowanego architektonicznego greenwashingu: monstrualne zużycie zasobów pod płaszczykiem ekologii i zrównoważonego rozwoju. Drugi nazwałem Kulturą Wolności. To kultura hipercentralizacji i hierarchicznej władzy przebranej za decentralizację i oddolność. Pod maską Kultury Wolności kryje się kultura pozornego horyzontalizmu – piramid finansowych, bitcoinów i NFT. Kultura Drzewa i Kultura Wolności są ze sobą blisko spokrewnione i przecinają się na wielu płaszczyznach. Tworzą bieguny, między którymi rozciąga się mętna architektoniczno-kulturowa rzeczywistość dzikiego kapitalistycznego świata.
***
Ten tekst jest efektem wielu prób zrozumienia i nazwania nakładających się polityczno-ekonomicznych, estetycznych i ekologicznych uwarunkowań parku Zariadie i szeroko rozumianej kultury architektonicznej Rosji. Napisałem go na początku lutego 2022 roku. Jak, do diabła, to wszystko się łączy? Neguje, utrwala, zapowiada albo umacnia nową rzeczywistość i nowe przeznaczenie, którego ucieleśnieniem jest Kultura Z?
Aby zrozumieć sens estetycznych i politycznych wyróżników rosyjskiej kultury publicznej – i jej manifestacji w architekturze – a następnie połączyć je ze sobą, musimy uważnie przyjrzeć się roli, jaką odgrywa w niej rekolonialny wymiar parku Zariadie.
Dyskursy, ideologie i procesy odradzającego się imperium są obecne we florze parku, jego ofercie kulinarnej, a nawet – czy raczej zwłaszcza – w sytuacji jego pracowników.
Polityczna geometria rosyjskiej wojny rekolonialnej
Kolonialny wymiar rosyjskiej wojny w Ukrainie przejawia się w wielu kontekstach i skalach. To odśrodkowa wojna kolonialna, w której ogromne postimperialne petromocarstwo usiłuje zawłaszczyć trzydziestokrotnie mniejsze terytorium sąsiedniego kraju.
Ta wojna ma jednak również wymiar dośrodkowy: państwo rosyjskie wyciąga macki w stronę swoich wewnętrznych i zewnętrznych peryferii, aby wyrwać z nich młodych mężczyzn – kolonialnych, proletariackich poddanych naftowego postimperium – pochodzących głównie (choć nie tylko) z muzułmańskich mniejszości etnicznych, a następnie wysyła ich do Ukrainy, by tam zabijali i byli zabijani.
Rosyjska wojna – mętnie uzasadniana schizofrenicznym programem jednoczesnej „denazyfikacji” i „dekomunizacji” Ukrainy – jest manifestacją par excellence Putinowskiej patologicznej koncepcji odtworzenia postsowieckiej Rosji jako zmodernizowanego imperium: samozwańczo-reakcyjnego, neofaszystowskiego, rekolonialnego tworu, jednoczącego się pod sztandarem, na którym widnieje niczym połowa swastyki litera „Z”. Ów twór kolonizuje terytoria w obrębie własnych granic i poza nimi; z własnej i cudzej historii (średniowiecznej, imperialnej, sowieckiej) lepi skrzywioną narrację o chwale i męstwie; trollowaniem usiłuje podważyć historyczne i ideologiczne racje – czy to Ukrainy, czy „kolektywnego Zachodu”.
Dośrodkowa śmierć
3 marca 2022 roku Putin wygłosił może najdziwniejsząspośród swoich obłąkańczych przemów. Przyznającpośmiertnie tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej dagestańskiemużołnierzowi, który zginął w Ukrainie, przedstawiłsamego siebie jako suwerenną personifikacjęwewnętrznej imperialnej różnorodności Rosji, uosobieniemikrokosmosu rosyjskiej wojny kolonialnej.
Jestem etnicznym Rosjaninem – w moim drzewiegenealogicznym znajdziecie wyłącznie Iwanówi Marie. Ale widząc bohaterskie osiągnięciamłodego Nurmagomeda Gadżimagomedowa,urodzonego w Dagestanie żołnierza lakijskiegopochodzenia, chcę powiedzieć: jestem Lakiem,jestem Dagestańczykiem, Czeczeńcem, Inguszem, Rosjaninem, Tatarem, Żydem, Mordwinem,Osetyjczykiem3.
Rosyjskie kultura, architektura i przestrzeń publiczna lubują się w uproszczeniach wewnątrz imperialnej różnorodności.
Dośrodkowa flora
Dla zaprezentowania roślinnej i geologicznej różnorodności współczesnej Rosji stworzono w parku Zariadie cztery oddzielne sektory. Każdy z nich jest odzwierciedleniem (czy raczej karykaturą) jednej z czterech stref krajobrazowych: tundry, tajgi, stepu i nizinnego lasu.
Poszczególne strefy są cyklicznie zasiewane „ponad stu osiemdziesięcioma gatunkami roślin dobranych przez pracujących w parku ekspertów”. „Symbolizują naturalne bogactwo naszego kraju – od kamienistej tundry po aromatyczne dzikie trawy południoworosyjskiego stepu”4.
W parku mieści się również Florarium. Formą przypomina pomnik III Międzynarodówki. Jego spiralną klatkę schodową przystrojono donicami ze stali nierdzewnej – kwitną w nich roślinne symbole osiemdziesięciu dwóch rosyjskich regionów administracyjnych.
Na szczycie spirali, w wertykalnym zwieńczeniu ekoimperialnej narracji Florarium, stoją donice zawierające roślinne łupy: albicje, śliwy, rozmaryn, winorośl i lawendę. Gatunki te pochodzą z terytoriów Ukrainy „zaanektowanych” w 2014 roku przez rosyjskie siły zbrojne – Autonomicznej Republiki Krymu i miasta Sewastopol.
Dośrodkowe kulinaria
Zbieraczy charakter ma także sfera gastronomicznaw Zariadie. Kuchnie regionalne z całego terytoriumRosji i strefy postsowieckiej zebrane są w restauracyjnejczęści parku – Centrum Gastronomicznym Zariadie(o raczej luksusowych cenach).
Jeszcze szerszą gamę jeszcze droższych potrawkuchni postsowieckich (utrzymanych w pozaziemskiejestetyce) znajdziemy w monumentalnej, neofuturystycznejrestauracji Woschod. Jej stylistyka (niezamierzenie)przywodzi na myśl dwie tendencje dominujące w rosyjskiejsztuce współczesnej, reprezentowanej przez „lewicowe”eurazjanistyczne „neokosmiczne” prace ArsenijaŻylajewa oraz „prawicowe” eurazjanistyczne dziełabyłego nazbola Aleksieja Biełajewa-Gintowta. Wnętrzewypełniają lewitujące doniczki, czerwone goździkiw wazonach w kształcie kosmonautów, płaskorzeźby robotników i kołchoźnic (połączenie Wiery Muchineji Michała Anioła) oraz żyrandole – modele układusłonecznego. Menu restauracji inspirowane jest ideą,w myśl której „niezależnie od geopolitycznej rzeczywistościtereny byłych republik ZSRR są w naszej świadomościna zawsze związane jedną kulinarną tradycją”5.
Sowiecka nostalgia płynnie przechodzi w imperialne ciągoty: „w restauracji Woschod kuchnie narodów byłego ZSRR łączą się w jedną uniwersalną kuchnię rosyjską”. Zaniepokoiło mnie, że w menu figuruje bigos, opisany w anglojęzycznej wersji karty jako „polski gulasz myśliwski”. W wersji rosyjskiej nie ma ani słowa objaśnienia.
Restaurację (początkowo miała być Sojuzem, lecz nazwa ta, jako „zbyt sowiecka”, została oprotestowana przez miejskie władze) zaprojektowały siostry Sundukow. Wraz z Aleksandrem Rapportem, celebryckim szefem kuchni, architektki opracowały dwie główne idee projektowe: „nostalgię za przyszłością, która nie nadeszła” i „Związek Radziecki bez niedoborów”. Innymi słowy, park Zariadie prezentuje się (przynajmniej w wymiarze gastronomicznym) jednocześnie jako socjalistyczny dobrobyt finansowany ze środków prywatnych i nostalgiczna fantazja o rekolonialnej Rosji.
Dośrodkowe błogoustrojstwo
Podczas piątego Zariadiologicznego Okrągłego Stołu,w grudniu 2017 roku w moskiewskiej Triumph Gallery,Siergiej Medwiediew scharakteryzował Zariadie jakoprzedstawiciela „pełnej różnorodności wewnętrznejkolonizacji typu rosyjskiego”.
To tutaj, dodał, „wewnętrzna kolonizacja przybiera formę aktu przemocy wobec natury”. W facebookowym poście podsumowującym i rozwijającym argumenty, które wyłożył podczas dyskusji, Miedwiediew napisał:
Zariadie to przestrzeń imperialistycznej nostalgii […] zrodziła się z tego krajobrazowo-gastronomicznego farszu, z tego hybrydowego kulebiaka, kolonialnego Disneylandu, pomnikasztuczności ery postprawdy.
Prowokację Miedwiediewa oprotestował zgodny chór panelistów i uczestników wydarzenia, w tym geografka Olga Wendina, która uznała, że podobna reprezentacja Rosji w centrum stolicy jest działaniem antykolonialnym, ponieważ dzięki niemu migranci z byłych republik sowieckich mogą się poczuć jak u siebie.
Najostrzej na przywołanie kolonializmu zareagował „miejski konsultant” Grigorij Rewżyn, przez ostatnie dwie dekady czołowy rosyjski krytyk architektury. Dziś jest jednym z partnerów w prominentnej firmie KB Strelka, zajmującej się doradztwem miejskim. Strelka zatrudnia ponad trzysta osób i prowadzi, z ramienia lokalnych i regionalnych władz setek rosyjskich okręgów administracyjnych, projekty w ramach błogoustrojstwa (miejskiej rewitalizacji). Błogoustrojstwo zapoczątkowano w latach samozwańczo „modernizacyjnej” prezydentury Dmitrija Miedwiediewa. W 2010 roku nastąpiła zmiana na stanowisku mera Moskwy; rządzącego od wielu kadencji populistę Jurija Łużkowa zastąpił technokratyczny administrator Siergiej Sobianin6.
Rosnące w zawrotnym tempie wpływy KB Strelka mają ścisły związek z Zariadie. W 2013 roku przyszłe biuro consultingowe, wówczas niewielka jednostka towarzysząca edukacyjnej działalności Strelka Institute, dostało pierwsze poważne zlecenie koordynacji – z ramienia władz Moskwy – międzynarodowego konkursu architektonicznego na projekt parku.
Podczas Zariadiologicznego Okrągłego Stołu jeden z panelistów poruszył problem kolonialnego-lub-nie charakteru działań Strelki, firma powiela bowiem w innych częściach Rosji model transformacji urbanistycznej wzorowanej na Zariadie. Odpowiedź Rewżyna brzmiała następująco:
Skoro wspominasz o KB Strelka… Owszem, jesteśmy potworni, jesteśmy prawdziwą generalicją kolonialnej armii, to my podbijamy w tym momencie Rosję, rujnujemy miasta, wyzyskujemy je błogoustrojstwem. […] W efekcie działamy obecnie w połowie z 1112 rosyjskich miast. […] Pracuję tu jak Goebbels, ideolog tego kolonialnego procesu. Oczywiście martwi mnie bliska perspektywa kolonializmu, ale chciałbym kontynuować działania w tym kierunku.
Na razie zostawię te nadzwyczajne słowa – jednocześnie szczere i ironiczne – bez komentarza, ale możemy wrócić do nich później. Zmierzając ku konkluzji, chcę pochylić się nad tym, jak widmo kolonializmu ujawnia się po „drugiej stronie” fałszywej fasady Kultury Drzewa, w miasteczku pracowników parku Zariadie.
Praca dośrodkowa
Większość budowniczych Zariadie – i innych pracowników,którzy realizują błogoustrojstwo na terenie Moskwy –przybyła z dalekich zakątków Rosji i państw byłegoZwiązku Radzieckiego. Stolicę Kultury Drzewa (lub KulturyZ) budują prekariusze zatrudnieni na śmieciowychumowach7.
W miasteczku robotniczym przybysze z Uzbekistanu, Ukrainy, Kaukazu i rosyjskich prowincji grillują na prowizorycznym mangalu szaszłyki – takie same dostaniemy w Zariadie w restauracjach, w których zebrano i wymieszano różne kuchnie narodowe. Jeden z mężczyzn, elektryk z Uzbekistanu, zapewnia, że robotnicy są tu traktowani lepiej niż na innych placach budowy. „Mamy Putina za ścianą, więc nikt nie próbuje nas oszukać”. Niemniej warunki panujące w miasteczku trudno nazwać przyzwoitymi. Elektryk z Kirgistanu osiadł Moskwie dziesięć lat temu i dojeżdża do pracy z mieszkania, które wynajmuje wraz z rodziną. Zaprzecza, jakoby ktokolwiek mieszkał na placu budowy. „Słyszałem plotki, ale nie, nikt tu nie mieszka! Nie ma gdzie się umyć, nie ma warunków, każdy troszczy się o siebie. Nie ma tu kanalizacji, po wodę musimy chodzić kawał drogi, nawet ten mangal zbudowaliśmy sami”.
Pracownicy darzą sympatią swoje dzieło – Zariadie. Niektórzy mówią, że są dumni z tempa prac i z tego, że moskwiczanom podoba się park. Inżynier oświetleniowiec z Tatarstanu ustawił sobie zdjęcie dachu filharmonii jako tapetę w telefonie. Ktoś inny powiedział: „Oczywiście, że nam się podoba, przecież zbudowaliśmy to sami, własnymi rękoma. Podoba nam się to, co zrobiliśmy”. Kiedy zapytałem jednak, czy biesiadnicy zebrani wokół mangala zgodziliby się oprowadzić moich studentów po parku, zostałem wyśmiany. Brygadzista z zachodniej Rosji nie owijał w bawełnę:
Każdy student z Wyżki [Wyższej Szkoły Ekonomicznej – przyp. M.M.] ma swoje prywatne Zariadie w posiadłości tatusia na Ibizie. Lepiej by było, gdybyś przyprowadził ich tutaj i pokazał, że każdy budynek w Rosji powstaje z gówna, w którym żyją robotnicy.
Mężczyźni wokół mangala zwrócili też uwagę na etniczne zróżnicowanie ich grupy. Praktykujący muzułmanin, który przygotowywał wspólny posiłek, zapytany, czy budowniczowie Zariadie dogadują się ze sobą, odpowiedział głośno: „Jesteśmy więcej niż przyjaciółmi, staliśmy się rodziną! Są tu wszyscy, ten jest Ormianinem, ten Uzbekiem, a tamten Tatarem…”. „I wszyscy czują się częścią grupy?” – spytałem dla jasności.
Ormianin, który wraz z kolegą Uzbekiem dzielił szaszłykowe obowiązki, odpowiedział retorycznym pytaniem: „A jak myślisz? W końcu Rosja musi jakoś wstać z kolan!”.
Mój rozmówca powołał się, wyraźnie szyderczo, na polityczną metaforę identyfikowaną z rządami Putina, a zakorzenioną w hasłach wyborczych nacjonalistycznych polityków z lat 90. XX wieku.
Pracownicy Zariadie są więc w pełni świadomi wagi ich pochodzenia z niższych warstw społecznych i pozycji robotników-poddanych, którzy przyjechali z obrzeży imperium budować jego stolicę.
Oznaki faszyzmu: wojna jako struktura dominująca
Niepokoi mnie, lecz ani trochę nie dziwi, że ta samalogika kondensacji wokół centrum, która w parkuZariadie i pokrewnych mu projektach materializuje sięw formach architektonicznych, ekologicznych, kulinarnychi etnicznych, ma odbicie w imperialnej retorycerosyjskiej wojny. Jej brutalność bezpośrednio powielasymboliczną i strukturalną przemoc, która jest wpisanaw rosyjską codzienność.
W krajobrazie i programie parku Zariadie (i projektów mu pokrewnych) aż się roi od mniej lub bardziej skrywanych oznak, przejawów i procesów charakterystycznych dla faszyzmu, wojny i militarystycznych, imperialnych ciągot. Te symbole są okraszone sprzeczną symboliką i ideologicznym przekazem: sowieckim i carystycznym, ludycznym i futurystycznym, bojowym i bukolicznym – jest ich zbyt wiele, bym zdołał wymienić wszystkie.
Chcę poprzez analizy zrozumieć rzekomą „sztuczność” Zariadie (i pokrewnych projektów architektonicznych). Co owa sztuczność mówi o wernakularnych i etnograficznych teoretycznych wykładniach „rzeczywistości”? Jaką rzeczywistość maskują fałszywe fasady parku Zariadie? W moich badaniach przyjąłem, że praca jest krytyczną infrastrukturą, której wyrzekły się eskapistyczne rekreacyjne krajobrazy współczesnej Moskwy.
Niezliczone odśrodkowe/dośrodkowe procesy zachodzące w Zariadie mają źródło w podstawowym, choć porzuconym akcie gromadzenia się – tak, jak gromadzą się pracownicy z całej Rosji (i rozległych terenów strefy postsowieckiej) w tym jednym szczególnym miejscu w centrum rekolonizacyjnej metropolii8.
Po wybuchu wojny stało się jasne, że ostatnim bastionem „rzeczywistości” dzikiej, kapitalistycznej Rosji XXI wieku – rzeczywistości jednocześnie skrywanej i jaskrawo widocznej w ekoimperialistycznym zagajniku Zariadie – jest nieuchronność wojny. Nieuchronność tę uchwycili z niepokojącą, wręcz proroczą przejrzystością Tatiana Baskowska i Hans Gnida (oba nazwiska to pseudonimy) w pracy Message of the Day (Przekaz dnia), zleconej w 2018 roku przez Instytut Zariadiologii na wystawę w Moskiewskim Muzeum Architektury. Jest to cyfrowy wydruk obrazu malowanego akwarelą, parodia komputerowej wizualizacji parku opracowanej przez jego amerykańskich architektów oraz PR-owych fotografii rozpowszechnianych przez biuro mera Moskwy: roześmiane białe, heteronormatywne rodziny hasają na nich po parku.
W wizji Baskowskiej i Gnidy świetliki pawilonu mediateki Zariadie, którego pofalowany dach łączy się z przestrzenią parku, zmieniły się w rakietowe silosy. Wystające z nich falliczne pociski opatrzone są znajomymi sloganami propagandowymi: „Za Mir” (Za pokój), „Za Drużbu” (Za przyjaźń). Przywodzą na myśl nie tylko nazwę parku (Za-riadie), ale też oficjalny, militarystyczny pacyfizm ery sowieckiej i rusocentryczny internacjonalizm. Na obie postawy od pierwszych dni inwazji chętnie powołuje się rosyjska wojenna machina propagandowa. Czy to w formie mówionej, czy pisanej, ich straszliwy wydźwięk podkreślony jest występującą na początku każdego hasła literą „Z”.
Epilog: organiczne imperium kwitnącej metanowoczesności
Historyczka kultury Maria Engström przywołuje słowaneokonserwatywnego filozofa Aleksandra Sekackiego:jego zdaniem Rosji potrzeba nowej „narodowej idei”,„bardziej uwodzicielskiej, ekstrawaganckiej i estetycznejniż skromny urok zakupów”. Sekacki proponuje więcprzemianę Rosji w „organiczne imperium”, zbudowane –jak wskazuje Engström – na współczesnym odrodzeniuLeontiewowskiej koncepcji „kwitnącej złożoności”.
Organiczne państwo, jakim miała stać się Rosja, kultywuje i zachowuje różnice w ich pierwotnej formie. Zdolność wspierania harmonijnej koegzystencji ludzi o różnych narodowościach, religiach i poglądach w jednym społecznym chórze – to zasadnicze przeznaczenie Imperium. W nim każdy znajdzie własną przestrzeń – pracownicy, formacje militarne, Kozacy i postmodernistyczne typy, jak Sorokin i Pielewin [słynni rosyjscy pisarze z lat 90. XX wieku i początku XXI wieku – przyp. M.M.]9.
Przestrzenią z poprzedniej, zepsutej, postmodernistycznej epoki, w której dominował „urok zakupów”, była Maneżka. Nowi konserwatyści – pisze Engström – zdecydowanie nie są postmodernistami (w typie Sorokina i Pielewina), lecz dostarczycielami szczególnego rodzaju postsowieckiego metamodernizmu, wyrażającego nostalgię za dawnymi pewnikami, metanarracją, centralnością, monumentalnością i heroizmem dojrzałej nowoczesności (tak się składa, że to samo można powiedzieć o neokosmistach i wszelkich osobach po drugiej stronie politycznego spektrum).
Czy Zariadie nie jest więc dokładnie tym, czego pożądają konserwatywni awangardziści: organicznym imperium kwitnącej złożoności? Zielenistym miejscem harmonijnej (ale sztywno-hierarchicznej) koegzystencji ludzi (i roślin) o różnym pochodzeniu i preferencjach estetycznych, lecz grających wspólnie w jednej dzikiej urbanistycznej orkiestrze? Mniej więcej ten zarzut sformułował Siergiej Miedwiediew w trakcie cytowanej debaty Zariadiologicznej: ogród Zariadie służy ideologii eurazjanistyznej, „konstruuje dla nas postimperialną, eurazjanistyczną tożsamość”.
Konserwatyści nie zgadzają się z tym twierdzeniem. Na szóstej debacie Zariadiologicznej Rustam Rahmatullin, założyciel aktywistycznej organizacji konserwatorskiej Archnadzor (nie angażuje się otwarcie w politykę, ale jego poglądy i estetyka pokrywają się z politycznie konserwatywnymi), odrzucił Zariadie jako przykład architektonicznego „jaczestwa”, aspiracyjnej imitacji Zachodu, która zmieniła miasto w naturę, zdezurbanizowała historyczne struktury i wtrąciła się w trwającą od lat dyskusję. Rahmatullina poparł inny panelista, reżyser teatralny Eduard Bojakow, bezpośrednio związany z Nową Akademią i członkami moskiewskiej konserwatywnej awangardy: „To bardzo zachodnia postawa, w złym tego słowa znaczeniu. Podejście w stylu jaczestwa. Łamie zasady rządzące miastem i środowiskiem zurbanizowanym”.
Bojakow podkreślił również, że w idei parku właściwie nie ma nic złego (tak się składa, że Bojakow wraz z Nikitą Asadowem, synem współprojektanta Zariadie Aleksandra Asadowa, opracowuje właśnie koncepcję parku Koktebel – krymskiego anty-Zariadie). Zariadie wpisuje się w „absolutną metafizykę” trzonu dawnej Moskwy, o której Asadow senior mówił na wykładzie w trakcie festiwalu architektonicznego Zodczestwo w październiku 2017 roku, że „wertykalny akcent po jednej stronie Kremla powinien koniecznie zostać zrównoważony akcentem horyzontalnym po drugiej stronie”. Wszystkie dośrodkowe części parku, łączące elementy o różnym pochodzeniu etnicznym, o których liberał/ postmodernista Siergiej Miedwiediew pisze z pogardą „te wszystkie historie z krzakami i krajobrazami”, są – zdaniem Bojakowa – dobre. Dostrzega problem gdzie indziej – w mdłym, indywidualistycznym, zachodnim charakterze parku, w jego przeciętności. W Zariadie – jak mniemam, w przeciwieństwie do krymskiego parku Bojakowa i Asadowa – absolutnie nie mają szans rozkwitnąć nowa rosyjska ideologia państwowa, jej estetyka ani afekt.
Niestety, cud, który wydarzył się na Kremlu, nie przytrafił się tutaj. Aby było to możliwe, potrzebni są nie tylko Fioravanti [włoski architekt Kremla; aluzja do amerykańskiego biura, które zaprojektowało Zariadie – wszystkie przyp. M.M.], ale też Zoe Paleolog [bizantyjska księżniczka i żona wielkiego księcia Moskwy, Iwana III; to on na życzenie małżonki sprowadził Fioravantiego do Moskwy], która wystosowałaby dla niego zaproszenie. Ci ludzie – my po prostu nie mamy w naszym kraju takich polityków. Jasne jest, że Kapkow… [były minister kultury okręgu moskiewskiego, czasem przypisuje się mu zainicjowanie błogoustrojstwa] Dzięki Bogu, że Kapkow znacząco przekroczył swoje możliwości w Moskwie.
Zariadie jest prawie, lecz nie całkiem „organicznym imperium kwitnącej złożoności”. Gdy pewnego wieczoru latem 2018 roku spacerowałem z Marią Engström po parku, powiedziała: „To organiczne imperium ery upadku”. Z tego punktu widzenia święte centrum Moskwy ery Sobianina, które – jak to ujął kulturoznawca Anton Kalgajew podczas jednej z zariadiologicznych debat, „jest prezentem nie tylko od Putina, ale też od Ameryki”, nie tylko darem polis, ale również towarem, dziełem sztuki nie tylko Biełajewa-Gintowta, ale również Żyłajewa – próbuje zawrzeć w sobie więcej sprzeczności, niż zdoła pomieścić, więcej demoi, niż potrafi utrzymać lub udźwignąć.
Tłumaczenie z angielskiego: Natalia Raczkowska