Zabytki dają nam wiele, ale także wiele od nas wymagają. Zasada dziedzictwa kulturowego zobowiązuje do zachowania i przekazywania potomnym tego, co odziedziczyliśmy po przodkach. Nie powinniśmy przekazywać tylko tego, czego z owego dziedzictwa nie zdążyliśmy zużyć i zgubić, lecz przekazywać je w stanie niepomniejszonym, ba, zwielokrotnionym, a więc w takim, który mu przedłuży życie. Oczywiście kosztuje to niemało wysiłku i niemało pieniędzy.

Nie jest to jednak jedyna rzecz, której wymagają od nas zabytki. Pięknie to ujmuje klasyczne dzieło Aloisa Riegla Der moderne Denkmalkultus. Sein Wesen und seine Entstehung (Nowoczesny kult zabytków, jego istota i powstanie): „Człowiek współczesny […] w zabytku dostrzega część swojego własnego życia i odbiera każdą weń ingerencję niemal tak samo mocno jak ingerencję w swój własny organizm”1. Zabytki swoim dążeniem ku zanikowi przypominają nam o naszej śmiertelności, ochrona zabytków zaś o tym, że ów zanik oddala, o nadziei na nieśmiertelność. Ze świadomością śmiertelności niełatwo żyć, a strategie, które próbują to życie w ogóle umożliwić, składają się na najlepszą definicję kultury2. Nasza kultura jakiś czas temu wybrała drogę anonimizacji śmierci: moja śmiertelność jest sprawą odpowiednich specjalistów w odpowiednich instytucjach, wobec tego mnie aż tak nie dotyczy. Jedną z owych instytucji jest państwowa opieka nad zabytkami.

BOGACTWO UBOGIEJ ZIEMI
Ziemie korony czeskiej są gęsto zaludnione. Sieć osadnicza ukształtowała się na nich jeszcze za czasów Przemyślidów i Luksemburgów. Nie zdarzają się tu wielkie katastrofy przyrodnicze ani dramatyczne migracje. Usytuowanie pomiędzy zachodem a wschodem, północą a południem Europy sprawia, że od czasu do czasu owszem przechodzi tędy historia w pełnym rynsztunku, są jednak na naszym kontynencie miejsca, które zdecydowanie częściej służą jako pole bitwy. Lat, kiedy się tutaj budowało, było więcej niż tych, kiedy się burzyło. Powiem wprost: tutaj jest dużo zabytków. Bogactwo takie, że można dostać oczopląsu, ostoja narodowej i osobistej tożsamości, źródło piękna. A zarazem obciążenie, i to nie tylko finansowe. Po prostu ich dużo.

Ile znaczy owo dużo: w Republice Czeskiej jest dzisiaj około 40 000 nieruchomych zabytków kultury i mniej więcej tyle samo zabytków ruchomych, do kategorii najwyższej – narodowych zabytków kultury – należy blisko 300 obiektów, 12 zespołów i budynków zostało wpisanych na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO, a kolejnych 17 ubiega się o to, by się na tej liście znaleźć. Mamy tutaj 40 miejskich „rezerwatów zabytków” (zespołów zabytkowych), 254 zabytkowych stref miejskich, 61 wiejskich „rezerwatów zabytków”, 211 zabytkowych stref wiejskich i 19 zabytkowych stref krajobrazowych. To wszystko na 78 866 km2 powierzchni, zamieszkiwanych przez 10 553 843 osób. Przeciętnie zatem wychodzi jeden zabytek na około 2 km2 powierzchni oraz 264 mieszkańców na jeden zabytek. Liczba monumentów stale rośnie, do rejestru zgłaszane są kolejne budynki, mamy tu do czynienia z mnóstwem budynków i budyneczków, które nigdy oficjalnie nie zostaną uznane za zabytki, a jednak dla miejsca, gdzie stoją, oraz dla ludzi, którzy tam mieszkają, zabytkami są, gdyż posiadają wszelkie właściwości zabytków i pełnią wszelkie przypisane im funkcje.

DZIEJE INSTYTUCJONALNE
Instytucjonalna opieka nad zabytkami jest wyrazem zainteresowania społeczeństwa, które definiuje swoją tożsamość poprzez istnienie i strukturę państwa. Kluczowe zatem było ustanowienie w roku 1850 państwowej c.k. Centralnej Komisji do Spraw Badań i Konserwacji Zabytków (k.k. Zentral‑Kommission für Erforschung und Erhaltung der Baudenkmale). Młoda Republika Czechosłowacka odziedziczyła niewielką, za to skuteczną instytucję z ekipą wykształconych urzędników państwowych, od swojej poprzedniczki przejęła także sprawdzony system konserwatorów okręgowych. Po II wojnie światowej wraz z przejściem rozległego majątku na własność państwa zrodziła się konieczność powołania Narodowej Komisji Kultury do Spraw Państwowego Majątku Kulturowego (Národní kulturní komise pro správu státního kulturního majetku). Bezpośrednia ochrona zabytków w roku 1952 przeszła w ręce okręgowych rad narodowych, a centralizacja wiązała się połączeniem opieki nad zabytkami z ochroną przyrody, przy czym niezależnie powstał Państwowy Urząd do Spraw Rekonstrukcji Miast i Obiektów Zabytkowych i Ochrony Przyrody (Státní ústav památkové péče a ochrany přírody). Po 1958 roku najwyższą instytucją odpowiedzialną za ochronę zabytków stał się Państwowy Urząd Opieki nad Zabytkami i Ochrony Przyrody (Krajská střediska památkové péče a ochrany přírody). Do realizacji misji tegoż urzędu przy narodowych radach okręgowych powołano okręgowe ośrodki opieki nad zabytkami oraz ochrony przyrody. Kolejna reorganizacja, w 1988 roku, pozostawiła w gestii narodowych rad okręgowych tylko koncepcyjne i programowe działanie na rzecz opieki nad narodowymi zabytkami kultury, wykonanie programu powierzając gminom.

Po roku 1989 nadszedł wreszcie czas na powołanie Narodowego Urzędu Zabytków (Národní památkový ústav) z czternastoma specjalistycznymi pracowniami na terenie kraju jako instytucji naukowo‑badawczej podlegającej Ministerstwu Kultury Republiki Czeskiej. Urząd prowadzi ewidencję zabytków ruchomych i nieruchomych, gromadzi informacje o ich historii, a także ocenia plany i projekty renowacji oraz adaptacji zabytków i zespołów zabytkowych. Jest ponadto poważnym wydawcą literatury fachowej i popularnonaukowej, dba o kształcenie swoich pracowników i podejmuje działania edukacyjne skierowane do szerokiej publiczności. Odpowiada bezpośrednio za około sto zabytków udostępnionych zwiedzającym.

DZIEJE USTAWODAWCZE
Cytowana wyżej książka profesora wiedeńskiego uniwersytetu Aloisa Riegla3, w której autor przedstawił pierwszy całościowy i historycznie uzasadniony system wartości obowiązujący w nowoczesnej opiece nad zabytkami, stanowi teoretyczną podbudowę projektu ustawy o zabytkach, który Komisja Centralna (Centrální komise) stworzyła we współpracy z prawnikami. Wiele razy przedstawiany projekt nigdy jednak nie trafił pod obrady austriackiego parlamentu, a uchwalenie ustawy wyprzedził rozpad habsburskiej monarchii. Prace nad tekstem czechosłowackiej ustawy o zabytkach wznowiono dopiero dziesięć lat później, a przygotowania ugrzęzły w lawinie uwag zgłaszanych przez poszczególne ministerstwa i kolejne instytucje oraz stowarzyszenia, do zaostrzenia sporów i nieporozumień przyczyniały się między innymi trudne rozrachunki zarówno z austro‑węgierską
przeszłością, jak i z Kościołem katolickim oraz zmiany własności zabytków.

Ostatecznie pierwszą ustawę o zabytkach kultury (č. 22/1958 Sb.4) uchwalono dopiero w roku 1958, po trzydziestu latach oraz w radykalnie zmienionych warunkach społecznych. Nie była zła, wypadała nieźle nawet na tle innych krajów. Przede wszystkim swój przedmiot, zabytek, definiowała na podstawie jego cech, a nie decyzji urzędników. Oprócz tego wprowadziła możliwość ochrony zespołów osadniczych jako „rezerwatów zabytków”. Rozszerzyła ją później nowa ustawa o państwowej opiece nad zabytkami (č. 20/1987 Sb.), wprowadzając pojęcie strefy ochrony. Nowe określenie zabytku kultury oznaczało jednak krok wstecz: zabytkiem jest bowiem odtąd tylko to, co za takowe uznaje Ministerstwo Kultury.

Obecnie wracamy do sytuacji wyjściowej, a opóźnienie niebezpiecznie zbliża się do trzech dekad: od nowej zmiany ustroju w roku 1989 pracuje się nad nową ustawą o zabytkach, lecz póki co obowiązuje prawo z roku 1987 w brzmieniu, które jest wynikiem przeszło dwudziestu nowelizacji. Projekt nowej ustawy został wprawdzie zaopiniowany przez rząd, lecz trzeba będzie usunąć jeszcze wiele sprzeczności, zanim zostanie uchwalona. Oczekiwania z nią związane są tak duże, że zapewne przyniesie rozczarowanie.


DZIEJE IDEI
W swej genezie czeska opieka nad zabytkami specjalnie się nie różni od pozostałych szkół narodowych Europy kontynentalnej: romantyzm odkrył nowy stosunek do przeszłości, a ożywione zainteresowanie zabytkami przyczyniło się do budzenia świadomości narodowej. Na tym samym podłożu wyrosły potrzebne do badania kultury ojczystej dyscypliny: historia sztuki, archeologia, nauki pomocnicze historii. Literatura i malarstwo razem z nimi skonstruowały krajobraz tradycji narodowej, a razem z dziejopisarstwem zaludniły go postaciami i wydarzeniami leżącymi u podłoża narodowego mitu i narodowej historii. Mimo to nowoczesna opieka nad zabytkami rodzi się dopiero w polemice z purystycznym podejściem do zabytków.

Kiedy staramy się określić konkretny moment początku czeskiej opieki nad zabytkami, na myśl przychodzi rok 1854. Wtedy właśnie zespół archeologiczny Muzeum Narodowego w Pradze zaczął wydawać czasopismo „Památky archeologické a místopisné” (Zabytki archeologiczne i topograficzne), pierwsze czasopismo konserwatorskie w Europie Środkowej (wiedeńskie „Mitteilungen der k.k. Zentral‑Kommission für Erforschung und Erhaltung der Kunst‑ und historischen Denkmale” zaczęły się ukazywać dopiero w roku 1856). Od początku rozważano purystyczne podejście do zabytków z zachowaniem norm jednolitości i czystości stylistycznej oraz pierwotnej formy, a także z wiarą w istnienie absolutnych wartości estetycznych, którą nauka zdawała się potwierdzać. Refleksja ta jednak również od początku nie była pozbawiona elementów polemiki. Teoria Riegla w Czechach spotkała się z pełną akceptacją, podobnie jak opozycja George’a Dehia wobec puryzmu. Kluczowy był podręcznik, który w roku 1916 uczeń Riegla i jego polemiczny kontynuator Czech Max Dvořák wydał pod tytułem Katechismus der Denkmalpflege (Katechizm opieki nad zabytkami)5.

Ścisły związek między opieką nad zabytkami i historią sztuki z jednej strony a architekturą z drugiej w Czechach jest niezwykle bliski. Powinności historyka sztuki wobec opieki nad zabytkami uzyskały wymiar wręcz moralnego obowiązku. Idee Riegla i Dvořáka rozwinął jeszcze uczeń tego drugiego – Vojtěch Birnbaum. Historycy sztuki byli obecni przy narodzinach nowoczesnej architektury czeskiej, mieli znaczący wpływ na jej program i w zgodnej współpracy z architektami, z którymi łączyła ich wspólnota pokoleniowa, a niejednokrotnie także osobista przyjaźń, kładli podwaliny pod nowoczesną opiekę nad zabytkami. Można to dokładnie prześledzić na przykładzie przeszło stuletniej działalności Klubu Za starou Prahu.

Czeską opiekę nad zabytkami charakteryzuje dotkliwy brak obszernych dzieł teoretycznych. Nośnikiem teorii były tu zawsze raczej debaty, rady, zalecenia i decyzje, najwyżej krótkie artykuły i eseje polemiczne. Vojtěch Birnbaum rozwinął dzieło Aloisa Riegla i Maxa Dvořáka, ogólnej skłonności do konserwatorskiego podejścia nie wymykają się także jego późniejsze uściślenia teoretyczne. Na początku lat 40. pojawiła się natomiast koncepcja oryginału. Była ona dziełem ucznia Birnbauma Václava Wagnera.

Kiedy podejście konserwatorskie wzięło górę nad puryzmem w odniesieniu do zabytków, które uległy zmianom na przestrzeni wieków, porzucono przywiązanie do pierwotnej warstwy stylistycznej i dano pierwszeństwo równouprawnieniu wszystkich warstw, dokładnie zbadanych za pomocą metod analitycznych. W stosowaniu tych zasad prawda naukowa zderzyła się jednak z prawdą artystyczną. Ugruntowała się praktyka, na mocy której – przykładowo – na barokowej fasadzie pozostawiano prostokątne wycięcie, w którym widać było fragment renesansowego sgraffita, w innym zaś miejscu eksponowano ościeże dawno zamurowanego gotyckiego okna, wydobyte spod barokowej sztukatury i renesansowego tynku. Widz zatem mógł prześledzić stylistyczną ewolucję budynku (pod warunkiem że umiał odczytać odkryte fragmenty), zarazem jednak na skutek utraty całościowego obrazu dzieła był on pozbawiony doświadczenia estetycznego. Główna teza czeskiego strukturalizmu głosząca, że całość dzieła sztuki jest czymś więcej niż suma jego części, dostarczyła Wagnerowi argumentu do sformułowania zasad syntetycznej opieki nad zabytkami: dzieło historyczne jest w niej rozumiane jako żywy organizm, który musi zostać dokładnie zbadany, a następnie przez architekta scalony i dokończony, żeby mógł zostać przekazany potomności jako kompletne dzieło sztuki.

Teoretyczne dzieło Václava Wagnera, uwolnione od klątwy przymusowego zapomnienia rzuconej na nie po 1948 roku, nie jest jednak jedyną koncepcją, którą można przywołać jako ważniejszy rys charakteryzujący czeską opiekę nad zabytkami. Czasowe pierwszeństwo należy do idei historycznych miast i kwartałów miejskich jako dzieł sztuki oraz do opracowania programu ich ochrony. Powstanie koncepcji można śledzić od lat 70. XIX wieku, a wzmacniała się ona w miarę, jak na skutek asanacji rosło zagrożenie dla praskich miast historycznych. W reakcji na asanację właśnie w 1900 roku powstał Klub Za starou Prahu. To tutaj z pożytkiem wyartykułowano zasady ochrony wartości urbanistycznych i w rozważaniach historyków sztuki i architektów wykraczano daleko poza krąg Riegla i Dvořáka. Po wojnie, w roku 1950, trzydzieści starówek ogłoszono „rezerwatami zabytków” i w pracach nad ich renowacją kierowano się dokładnymi badaniami, uściślaniem ich metodyki oraz teoretycznymi obserwacjami, które w końcu doprowadziły do wykształcenia się całościowej koncepcji ochrony wartości urbanistycznych.

PRZYPADKOWA OPIEKA
W środowisku czeskich konserwatorów często można usłyszeć ironiczne określenie wykorzystujące fonetyczne powinowactwo między słowami pamatkova (zabytkowa) i namatkova (przypadkowa): namatkova peče (dosł. przypadkowa opieka). Dobrze oddaje ono jeden z największych problemów obecnej sytuacji: kiedy po uchwaleniu ustawy o państwowej opiece nad zabytkami w roku 1958 powstał państwowy spis nieruchomych zabytków kultury, wytworzyła się solidna podstawa rejestru zabytków. Nie był on i nie mógł być do końca reprezentatywny, odzwierciedlał bowiem ówczesny poziom wiedzy, preferencje aksjologiczne i zewnętrzne ograniczenia. Na kolejnych etapach dysproporcje naprawiano wyłącznie samowolnie, prostym wpisywaniem kolejnych zabytków. Nastała epoka przypadkowej opieki.

Opieka nad zabytkami oczywiście nie różni się od innych obszarów działalności człowieka, zatem ciągle ledwo nadąża za swoim czasem. Urzędowo uznanymi zabytkami nie stają się w pierwszej kolejności budynki wyróżniające się najwyższą wartością artystyczną, ważne dla rozwoju, miastotwórcze ani wyjątkowo piękne, lecz budynki zagrożone, którym najbardziej grozi fizyczny zanik czy zbezczeszczenie na skutek nieodpowiedniej przebudowy. Jest to właściwie przypadek szpitala polowego: o tym, kto się tam znajdzie, decyduje sytuacja na linii frontu, a nie lekarz. Jego zadanie polega tylko na rozpoznaniu, komu jest potrzebna natychmiastowa pomoc, kto jeszcze chwilę wytrzyma, a dla kogo jest już za późno. Ochrania się, co się da, nie ma czasu na systematyczne badania, porównania i oceny, na udoskonalanie narzędzi i uzgadnianie kryteriów. Niemniej czasem ogarnia nas zdziwienie: jak to możliwe, że ten wspaniały budynek znakomitego architekta jeszcze nie podlega ochronie? Powód bywa z reguły banalny: nie znalazł się dotąd w stanie zagrożenia, zatem nikt go do rejestru nie zgłosił. Propozycję wpisu może dziś w Republice Czeskiej przedstawiać każdy: instytucja, stowarzyszenie, jednostka. Rozważają ją później kompetentne instytucje, choć byłoby idealnie, gdyby inicjatywa wychodziła właśnie stamtąd, ze specjalistycznych pracowni, które umieją postrzegać zasoby zabytków całościowo i proporcjonalnie i systematycznie działać. Pozostałe propozycje byłyby zatem tylko uzupełnieniem. Poprawę już widać – system grantów umożliwił prowadzenie projektów badawczych skupiających się głównie na architekturze XIX i XX wieku. Zakres badań, a przede wszystkim opracowanie ich wyników podlegają pewnym, nie tylko ekonomicznym, ograniczeniom.

Mniej rozpowszechniony dowcip zawodowy również wykorzystuje kontrast między fonetycznym podobieństwem a semantycznym przesunięciem, tym razem słów polskich i czeskich: polski termin „ochrona zabytków” jest przekładany na czeski jako ochrana zbytků (ochrona resztek). Wraz ze stopniem zagrożenia wzrasta wartość obiektu, a przy okazji odkrywa się czasem zagrożony typ architektury. Niedawno na przykład udało się ocalić ostatnie resztki pomp benzynowych z okresu międzywojnia. Podobnie jak w ochronie przyrody, także tutaj pewne gatunki mogą zniknąć, zanim fachowcy zauważą grożące im niebezpieczeństwo albo wręcz ich istnienie.

Obecnie zagrożonym gatunkiem w Republice Czeskiej są chociażby budynki z drugiej połowy XX wieku. Wyrosło pokolenie, dla którego nie są już one tłem historii osobistej, lecz przeszły od teraźniejszości do przeszłości. Patrząc ze swojej teraźniejszości, która wydaje się bezstylowa, pokolenie to wrażliwiej odbiera charakter stylowy tej zabudowy i – wolne od emocjonalnego ciężaru historycznej transformacji – potrafi nawiązać z nią relację uczuciową, przy czym zasadniczo już dojrzało do jej naukowego poznania. Równocześnie jednak wiele charakterystycznych budynków balansuje na skraju rozpadu albo przestało się nadawać do użytku przy obecnych normach, cenach energii i wymaganiach użytkowników. Przeważnie adaptuje się je w sposób, który ostatecznie upodabnia je do współczesnych sterylnych obiektów komercyjnych. Inne zastępuje się nowymi budynkami. Odkrywaniu zatem wartości architektury lat 60., 70. i 80. towarzyszy zagrożenie: zanim nauczymy się ją chronić, może zniknąć.

STRATY: ZABYTKI, TOŻSAMOŚĆ, AUTENTYCZNOŚĆ, GODNOŚĆ
Rozpiętość pojęcia „opieka nad zabytkami” – od przepisów prawa po technologie budowlane, od teorii sztuki po właściwą historiografię fachu, od pytań filozoficznych po codzienną, de facto urzędniczą, praktykę – jest tak szeroka, że z trudem da się objąć jej rozległy obszar. Większość obywateli styka się z problemem konserwacji jedynie przy okazji procedury administracyjnej, której sensu nie rozumie. Sama opieka nad zabytkami czasem musi wziąć na siebie także obowiązki, które nie leżą w jej kompetencjach, usiłować wbrew postępującej erozji wartości i norm chronić to, co kiedyś chroniły przyrodzony szacunek i pobożność. Po wściekłej fali okradania kościołów w latach 90. przyszła nowa fala, która ogołociła wiele czeskich cmentarzy z wszelkiego dającego się spieniężyć metalu. Obecnie dyskutowane są więc zagadnienia ochrony cmentarzy i nagrobków.

Max Dvořák w swoim Katechizmie opieki nad zabytkami6 wśród czterech głównych przyczyn zagrożenia zabytków zaraz na drugim miejscu wymienia chciwość. Jej najbardziej widocznym przejawem jest dzisiaj postępowanie wielkich deweloperów, którzy zwykle skwapliwie wykorzystują istniejące w Republice Czeskiej luki prawne, małe znaczenie sfery publicznej i korupcję. I nie chodzi tylko o dosłowne znikanie zabytków, choć na przykład w obszarze architektury industrialnej straty, jakie zaszły w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, są dramatyczne. W historycznym środowisku miast – zdecydowanie przoduje tu Praga – przyjęły się rekonstrukcje polegające na tym, że pozostawia się i oprawia wyłącznie historyczną fasadę, podczas gdy wszystko, co się za nią kryje, jest wyburzane i stawiane na nowo. Czasem postępuje się w ten sposób z całymi kamienicami. Z inną formą deweloperskiej hipokryzji spotykamy się przy likwidacji kompleksów industrialnych: fabryki zrównuje się z ziemią, a teren zabudowuje domami mieszkalnymi, zachowując wśród nich jakąś mniejszą i architektonicznie atrakcyjną pozostałość dawnej tkanki, przeważnie budynek administracji, willę dyrektora czy wysoki komin. Bez pozostałych obiektów ów pojedynczy element staje się nieczytelny i traci sens, rekonstrukcja sprawia, że jego wygląd przypomina otaczające go nowe budynki, tak że przestaje być świadectwem przeszłości i rozpuszcza się w środowisku bez pamięci. Wszystko to osiąga się, rzecz jasna, za pomocą praktyk manipulacyjnych – przyciągających wizualizacji i podchwytliwych haseł; zwartą zabudowę z wysokich biurowców nazywa się „rewitalizacją zaniedbanej dzielnicy”, a sterylne podwórze „nową atrakcyjną przestrzenią publiczną”. Wystarczy proste przesunięcie wartości, a już fabryka zmieni się w brownfield – obciążenie dla ekologii i relikt socjalizmu. W takiej sytuacji jej likwidację i zastąpienie hipermarketem albo ogromnym parkingiem odpowiednio przygotowana publiczność powita z entuzjazmem.

Przekonanie, że celem opieki nad zabytkami jest ich wyglansowanie na potrzeby przemysłu turystycznego, który je następnie sprzeda w atrakcyjnym i higienicznym opakowaniu, podziela także wielu polityków. Turystyka kulturowa, u swego zarania będąca prerogatywą elit intelektualnych i artystycznych, dzisiaj celuje w masy. Panuje oczekiwanie, że występ drużyny szermierki historycznej, pokaz sokolnictwa, zwiedzanie z przewodniczką, która w historycznym kostiumie udaje panią zamku, poczęstunek w zamkowej kuchni, nocne zwiedzania czy też festiwale wszystkiego przyciągną więcej gości i wzbudzą w nich zainteresowanie samym zabytkiem. Tylko pierwszy rachunek się zgadza. Obawiam się, że dla większości zwiedzających oferowane atrakcje zabytek raczej zasłaniają, trywializują, wciągają do gładkiej eksploatacji turystycznego przemysłu, który obiecuje swoim klientom, że nowymi przeżyciami wypełni pustkę ich życia. W istocie tę ich pustkę tylko roznosi po świecie i infekuje nią wszystko, czego się dotknie. Ażeby zabytek dało się dobrze i wszędzie sprzedać, trzeba go przełożyć na język, który rozumie każdy: banalizować, trywializować, autentyczność zasłonić ikoną. Ludzie chcą zobaczyć to, co już widzieli. Oświeceniowe starania o odnowienie ludzkości za pomocą sztuki zagubiły się w meandrach komercji. Zabytki mogą nas podnieść, ale to wymaga od nas ruchu w górę, a nie ich ruchu w dół. Specjalnie zacząłem od tematu przemijania i śmiertelności. Nie można bowiem być zabytkiem bez pewnej godności. Do tego, by zabytkom zapewnić dalsze istnienie, niezbędne jest znalezienie dla nich odpowiedniej nowej funkcji tam, gdzie funkcji, do wypełnienia których zostały niegdyś postawione, już zabrakło. Czasem, ilekroć jestem zmuszony zmierzyć się z firmowymi imprezami i pokazami mody w zdekonsekrowanym klasztorze albo z loftem w byłej fabryce, przebudową starannie pozbawioną wszelkiego autentyzmu, nachodzą mnie kacerskie myśli i zastanawiam się, co jest lepsze – niegodna prostytucja czy godna śmierć.

ŚMIERĆ OPIEKI NAD ZABYTKAMI?
Zwykle wyobrażamy sobie koniec opieki nad zabytkami jako moment, w którym nie ma już czego konserwować. Tak czyniąc, dostrzegamy jednak skutek, nie przyczynę. Trzeba się raczej obawiać innego końca, kiedy nie będzie po co albo nie będzie dla kogo. Z jednej strony można dostarczyć danych z badań dowodzących, jak pozytywnie czeska publiczność odbiera polepszenie wyglądu i stanu zabytków oraz miast historycznych. Istnieje wiele inicjatyw obywatelskich mających na celu ochronę konkretnych zabytków, protestów publicznych przeciwko działaniom, które im grożą. Równocześnie zbyt często słyszymy, niejednokrotnie także z ust przedstawicieli miejskich samorządów, wypowiedzi w rodzaju: „tego pilnują konserwatorzy”, „ale konserwatorzy nie pozwolą”, także tam, gdzie argument powinien brzmieć: „Budynku nie damy wyburzyć, bo jest piękny, lubimy go i stanowi dla nas kawałek historii naszego miasta”. Przez rozwój rozumie się rozwój budowlany, a opieka nad zabytkami, zredukowana do procedury wydawania pozwoleń, jawi się jako przeszkoda hamująca postęp w taki sam sposób jak ochrona środowiska.

Kiedy nowoczesna opieka nad zabytkami rozpoczynała swoje dzieje, budynki historyczne i współczesne należały do jednego systemu językowego i w tym wspólnym języku można było wyrazić zarówno historię, jak i nowoczesność. Ruch nowej architektury postawił na negację przeszłości: dotychczasowa architektura była tylko błądzeniem, zaczynamy znowu od początku, od zera i tym razem już dobrze. Tradycyjny język architektury przestał obowiązywać, w zamian zrodził się nowy. Zapanowała atmosfera walki nowego ze starym. Materialne tło naszego życia, które w znacznej mierze tworzą także zabytki, łatwo staje się odbiciem naszych uczuć i postaw, nastrojów i ambicji. Przeciwstawienie opieki nad zabytkami współczesnej architekturze jest aż za łatwe.

Nieraz już w czeskiej architekturze odcinaliśmy się od przeszłości. Najpierw był republikański rozwód z habsburską monarchią, powojenny rozwód z kapitalizmem i polistopadowy rozwód z socjalizmem. Hasło „Stare musi ustępować nowemu” powraca w coraz to nowych odsłonach. Przeszłości jednak nie musimy tylko negować. Można ją sobie także po prostu przyswoić, zająć, uprzytomnić, rozpuszczając w teraźniejszości. I temu opieka nad zabytkami może służyć jako narzędzie. Zamiana zabytku w nowy budynek wcale nie jest rzeczą trudną, wystarczy przy rekonstrukcji zapomnieć o Rieglowskiej „wartości starości”.

Przesłanką do opieki nad zabytkami są ogólnie przyjęte odpowiedzi na dość fundamentalne pytania: Czy rzecz odziedziczona z przeszłości ma wartość dla teraźniejszości? Do kogo należy ta wartość? Czy jej zachowanie leży w interesie publicznym? Krótko mówiąc, opieka nad zabytkami nie jest możliwa bez podporządkowania interesu jednostki interesowi zbiorowemu, a zatem bez ograniczenia jej praw. Wartość kulturowa jest własnością społeczną, przeto prywatny właściciel jej nośnika nie może sobie z nim poczynać jak chce. Wiele kwestii związanych z opieką nad zabytkami w dzisiejszej Republice Czeskiej jest tylko konsekwencją problemów jej społeczeństwa ze stosunkiem sfery publicznej do sfery prywatnej, z prawami i obowiązkami wynikającymi z własności. W ostatecznym rozrachunku jest także wynikiem zmagań z własną przeszłością. Ludzie, którym lepiej się żyje bez pamięci, zabytków nie potrzebują.

TŁUMACZENIE Z CZESKIEGO: EMILIANO RANOCCHI