Zakończenie I wojny światowej miało liczne następstwa polityczne, gospodarcze, także społeczne i obyczajowe. Konsekwencją wyznaczenia nowych granic państw były między innymi migracje, te zaś wywołały potrzebę budownictwa społecznego. Z frontów wielkiej wojny nie wróciło ponad dziesięć milionów żołnierzy, a dwa razy tyle wróciło okaleczonych. Kondycję ludności pogarszały bieda, niedożywienie i choroby zakaźne, wśród nich największe żniwo zbierała gruźlica.

Kobiety zostały same w domach i musiały wziąć na swoje barki utrzymanie siebie oraz dzieci. Długie suknie i gorsety już w czasie wojny nie sprawdzały się jako funkcjonalne elementy garderoby. Po wojnie nie było miejsca na powrót starych trendów. W żurnalach pojawiły się krótsze suknie, mniejsze kapelusze i lżejsze fryzury; lansowano zdrowy styl życia, kąpiele morskie i słoneczne, sport. Po uzyskaniu praw wyborczych i wolnego wstępu na uczelnie kobiety zaczęły masowo uczestniczyć w sporcie. Istniejąca infrastruktura nie była na to przygotowana.

Zmiany obyczajowe nałożyły się na potrzeby państw osłabionych działaniami wojennymi. Zwłaszcza na bytach nowo powstałych ciążył obowiązek stworzenia silnego społeczeństwa, które w razie kolejnego konfliktu zbrojnego będzie można wystawić do obrony. Potrzebni byli więc silni i zdrowi ludzie. W poprawie stanu zdrowia społeczeństwa pomagały najnowsze odkrycia naukowe i osiągnięcia medycyny. Bardzo ważną rolę ogrywały sport i rekreacja. Dewiza „w zdrowym ciele zdrowy duch” nabrała znaczenia politycznego. Ośmio, dziewięciogodzinny dzień pracy sprawił, że wykształciła się kultura czasu wolnego, w tym aktywności sportowe, rekreacyjne, kulturalne, hobbystyczne i rozrywkowe robotników, urzędników, nauczycieli. Powstawały czytelnie ludowe, koła śpiewacze, kluby sportowe. Zawodowe i rekreacyjne aktywności kobiet wymusiły na dostarczycielach produkcji przemysłowej, usług i prasy dostrzeżenie tej grupy społecznej.

Po wielkiej wojnie na mapy świata wróciła Polska. W 1918 roku jej infrastruktura sportowa pozostawiała wiele do życzenia, zarówno pod kątem ilościowym, jak i jakościowym. Stan ten wynikał z działań wojennych, a także z mizernych inwestycji, zwłaszcza na dawnych ziemiach zaboru rosyjskiego. Przed wojną obiekty sportowe powstawały głównie z inicjatywy klubów i organizacji sportowych (jedną z najważniejszych, bo zrzeszającą największą liczbę członków, było Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”). W 1922 roku w Polsce działał zaledwie jeden kryty obiekt pływacki – basen kąpielowy w Łaźni Miejskiej w Katowicach.

Plan pływalni, proj. Czesław Kłoś, Źródło ilustracji: Budowa terenów i urządzeń sportowych,
red. W. Osmolski, H. Jeziorowski, Warszawa 1928, s. 275/domena publiczna

W okresie międzywojennym zapanował swoisty boom sportowy. Największą popularność zyskały te dyscypliny, których uprawianie nie wymagało wielkich nakładów inwestycyjnych ani dużych obiektów. Szybko rozwijały się więc piłka nożna, lekkoatletyka i boks. Pływano sezonowo w lokalnych akwenach, wystarczyło skonstruować drewniane pomosty i wieże do skoków. Na popularności zyskiwały kolarstwo i sporty motorowe, tenis ziemny i żeglarstwo. Potrzeby społeczne wymusiły budowę odpowiedniej infrastruktury, pozwalającej zarówno na uprawianie sportu, jak i bierne uczestnictwo w nim. Popularność amatorskiej aktywności fizycznej przełożyła się na kibicowanie lokalnej drużynie i ulubionym sportowcom.

Potrzeby były ogromne, a problemy nie mniejsze. Nie istniały wytyczne do projektowania, brakowało doświadczonych projektantów; aby na własne oczy zobaczyć zrealizowane obiekty z wielu dyscyplin sportowych, trzeba było pofatygować się za granicę. Niektóre budynki nadawały się tylko do treningów, a do rozgrywania zawodów były nieprzydatne: basen w Katowicach miał za krótką nieckę, z niewymiarowych sal gimnastycznych tamtejszego Miejskiego Ośrodka Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego pożytek na zawodach mieli jedynie bokserzy.

Nowe państwo postanowiło wyjść naprzeciw potrzebom. Od 1927 roku popularyzacją i organizacją życia sportowego kierował specjalnie w tym celu powołany Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Opracowywał plany i przepisy dotyczące wznoszenia obiektów sportowych, konsultował projekty architektoniczne i dotował inwestycje. Rok po powołaniu wydał podręcznik do projektowania Budowa terenów i urządzeń sportowych[1] – pierwszą polską książkę omawiającą rozwiązania projektowe dla poszczególnych dyscyplin sportu. Znalazły w niej odbicie ówczesne tendencje społeczne, pozwala ona też zrekonstruować obraz myślenia o kulturze fizycznej, sporcie i rekreacji.

Autorzy podręcznika każde zagadnienie zaprezentowali od ogółu do szczegółu. Podali odpowiednie wymiary bieżni, boisk, torów kolarskich i motocyklowych, załączyli plany terenów sportowych, przedstawili przykładowe budynki z rzutami i przekrojami, schroniska górskie, skocznie narciarskie, przystanie wioślarskie, ujeżdżalnie, różnego rodzaju strzelnice, a także sprzęt sportowy do wyposażenia sal gimnastycznych i do zabawy, nawet drobne rozwiązania, jak rynny przelewowe dla basenów czy sposoby montażu chorągiewek na boisku. Książka bardzo przydała się architektom i budowniczym, którzy dopiero uczyli się projektować obiekty sportowe. Dziś nazwalibyśmy ją Neufertem dla sportu.

Krynica, skocznia narciarska
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Specyfikę pierwszych lat istnienia powojennej Polski oddaje niezmiernie interesujący wątek tej publikacji – baseny. Rozpoczyna go wgląd w historię – od obiektów antycznych po niemieckie baseny z końca XIX wieku. Te ostatnie miały oddzielne niecki dla kobiet i mężczyzn, z dodatkową „męską” niecką drugiej klasy dla mniej zamożnych użytkowników. Przykładowe dwa projekty opracowano z myślą o mieście średniej wielkości, bez wskazania konkretnej lokalizacji. Czesław Kłoś, autor obu projektów, nie przewidział miejsca na oddzielne przebieralnie i natryski dla każdej z płci. W pierwszym wykorzystał rozwiązanie znane jeszcze z końca XIX wieku: amatorzy pływania zostawiali odzież w kabinach przebieralni. Odpadała konieczność budowy przechowalni odzieży lub szafek na ubrania, ale kosztem wielkiej liczby kabin, bo jedna osoba blokowała jedną kabinę przez cały czas korzystania z basenu. Drugi obiekt zaproponowany przez Kłosia był wielofunkcyjny, obok basenu kąpielowego miał kawiarnię i kręgielnię (projektant opatrzył ją adnotacją, że łatwo to wnętrze przerobić na strzelnicę dla broni małokalibrowej). Także tutaj nie przewidziano osobnych przebieralni i natrysków dla każdej płci, zamiast tego proponowano naprzemienne korzystanie z obiektu przez kobiety i mężczyzn. Chociaż pod koniec lat 20. XX wieku pomysł ten jawił się jako archaizm, w dodatku nieekonomiczny, nie należy pochopnie oskarżać projektanta o przeoczenie. Niewykluczone, że zwłaszcza pierwszy projekt pomyślano wyłącznie dla wojska.

Obiekty cywilne nie miały alternatywy: musiały odpowiedzieć na wzrost damskiego zainteresowania pływaniem. Jedna z opcji zakładała osobne niecki dla każdej płci, z osobnymi wejściami i szatniami. Takie rozwiązanie, znane głównie z realizacji dziewiętnastowiecznych, zastosowano jeszcze w 1924 roku u sąsiadów z zachodu, w ówczesnym Ratiborze, było ono jednak drogie zarówno w budowie, jak i utrzymaniu. Najprościej było podzielić godziny otwarcia pomiędzy kobiety i mężczyzn. Stopniowo wprowadzano kąpiele koedukacyjne. Nie wszędzie dało się pójść tą drogą ze względu na układ szatni, dlatego pojawiła się konieczność projektowania obiektów wyposażonych w dwa zespoły szatni z natryskami. Niekiedy do poszczególnych części prowadziły osobne wejścia, z towarzyszącymi im osobnymi kasami. Tak było na przykład na basenie w parku kąpielowym w Ustroniu i basenie solankowym w Ciechocinku. Obie inwestycje państwo zrealizowało w ramach zwiększania dostępności sanatoriów i szpitali uzdrowiskowych. Rozbudowę miejscowości uzdrowiskowych traktowano jak przyczynek do polepszenia stanu zdrowia społeczeństwa. Podobna idea przyświecała rozbudowie infrastruktury turystycznej w miejscowościach górskich; zwiększający się ruch turystyczny i popularność sportów zimowych jedynie dopingowały decydentów.

Krynica, skocznia narciarska
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wytyczanie tras zjazdowych, budowa torów saneczkowych, skoczni narciarskich, wyciągów i kolejek górskich… – projektantom przyszło się zmierzyć z mnóstwem nowatorskich zadań. Autorzy Budowy terenów… szeroko omówili projektowanie schronisk górskich i skoczni narciarskich, pobieżnie torów saneczkowych i bobslejowych. Kapitan Roman Loteczka, autor rozdziału o skoczniach, zaprezentował sposoby obliczeń wymiarów i krzywizn różnego rodzaju rozbiegów i zeskoków. Według jego projektu powstała skocznia narciarska w Krynicy. W momencie oddania do użytku była największym tego typu obiektem w kraju.

Mimo braków wynikających z niewielkich doświadczeń krajowych Budowa terenów… znacząco wpłynęła na rozwój projektowania dla najmłodszych. Zaprezentowano w niej kilka przykładów ogrodów jordanowskich i przykłady urządzeń zabawowych, omówiono ogrody dla dzieci. Wanda Prażmowska, autorka rozdziału i kierowniczka Referatu Wychowania Kobiet i Dzieci w Urzędzie Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego, przytoczyła wyniki badań prowadzonych w Niemczech: naukowcy wykazali, że dzieci uczestniczące w grach i zabawach na świeżym powietrzu opuszczają znacznie mniej zajęć szkolnych z powodu choroby niż ich rówieśnicy, którzy rzadko wychodzą na zewnątrz. W okresie międzywojennym dzieci zostały pełnoprawnymi użytkownikami miasta i architektury. Z myślą o nich projektowano szkoły, przedszkola, sanatoria, na ich miarę powstawały zjeżdżalnie, przeplotnie, równoważnie, huśtawki i karuzele.

Prażmowska była wielką zwolenniczką i propagatorką ogrodów jordanowskich. W wydaniu międzywojennym pełniły funkcję świetlicy, miejsca, gdzie dzieci spędzały czas pod okiem opiekunów i służby medycznej. Rozwijały się tam fizycznie i uczyły obcowania z przyrodą, a przy okazji przechodziły przysposobienie obronne oraz edukację patriotyczno-historyczną i higieniczno-medyczną. Uczestniczyły między innymi w zajęciach sprawnościowych i z łucznictwa oraz prelekcjach historycznych. Teren – zwykle duży ogród z niewielkim pawilonem – był wyposażony w urządzenia sportowe (tory przeszkód, drabinki, boiska sportowe, bieżnie, skocznie), urządzenia zabawowe i rekreacyjne (huśtawki, piaskownice), rabaty kwiatowe i warzywne, górki saneczkowe, a niekiedy też niewielkie amfiteatry, brodziki i zwierzyńce. Prażmowska, podobnie jak inna propagatorka ogrodów jordanowskich, Helena Śliwowska, była harcmistrzynią, nic więc dziwnego, że program edukacyjny tych zieleńców zawierał wiele elementów zbieżnych z ideami i zasadami harcerskimi.

Kraków, kibice na stadionie Wisły
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Władza zdawała sobie sprawę, że zachętami, popularyzacją lub nawet realizowaniem i dotowaniem inwestycji wiele nie zdziała. By zobligować miasta i gminy do inwestowania w sport i rekreację, potrzebne były rozwiązania prawne. Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego angażował się zatem nie tylko na polu popularyzacji kultury fizycznej. Jego terenowi przedstawiciele występowali pod skrzydłami wojewódzkich, powiatowych i miejskich Komitetów Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego. Od 1933 roku urząd ten obowiązkowo opiniował każdą inwestycję sportową; chodziło o wyeliminowanie błędów projektowych. Rok później zaczęły obowiązywać Normy zasadnicze urządzeń sportowych w Polsce – uszczegółowienie przepisów wynikających z prawa budowlanego, ono zaś wskazywało obowiązki gmin w zakresie planowania przestrzennego. Normy szczegółowo określały minimalną powierzchnię urządzeń sportowych w przeliczeniu na jednego mieszkańca danego miasta. Przepisy precyzowały również, jakie obiekty sportowe powinny się znajdować w poszczególnych miejscowościach, na przykład miastom do dwudziestu pięciu tysięcy mieszkańców zalecano ogród jordanowski, boiska sportowe dla młodzieży szkolnej, pozaszkolnej i dla osób starszych, pływalnię letnią, salę gimnastyczną i strzelnicę. Większe miasta musiały zainwestować jeszcze w pływalnie zimowe i hale sportowe. Powierzchnię tych obiektów wyliczało się w odniesieniu do jednego mieszkańca: urzędnicy uznali, że potrzeby dwudziestotysięcznej populacji zaspokoi 7–10 boisk, o łącznej powierzchni 48 tysięcy metrów kwadratowych. Do tych wartości wliczało się wyłącznie płytę boiska, bez szatni i trybun, w pływalniach tylko powierzchnię lustra wody, a w salach gimnastycznych – powierzchnię podłogi treningowej.

Przepisy wskazywały także największy dopuszczalny promień zasięgu obiektu sportowego. Dla pływalni, sal gimnastycznych i strzelnic został określony na 1,5 tysiąca metrów. Oznaczało to, że jeden z tych obiektów sportowych każdy mieszkaniec danego miasta powinien mieć w zasięgu piętnastominutowego spaceru. Miasto piętnastominutowe promowano już w okresie międzywojennym, ba, było wymagane literą prawa!

Władze rozumiały też znaczenie terenów zielonych w miastach. Nie odkryły nic nowego, raczej uregulowały prawnie konieczność wprowadzania zieleni. Do kategorii urządzeń wypoczynkowych wpisano promenady, skwery, aleje, pasy wysadzane drzewami, parki i ogrody. Na każdego mieszkańca zalecono trzy metry kwadratowe takich powierzchni. Osobno należało wyliczyć minimalną powierzchnię lasów, upraw i ogrodów działkowych. Niektórzy współcześni planiści uronią łzę z tęsknoty za tamtymi przepisami.

Międzywojenne zmiany społeczne i obyczajowe, moda na wysportowaną sylwetkę oraz kultura czasu wolnego skonfrontowały projektantów z pionierskimi zadaniami. Popularność sportu amatorskiego sprawiła, że skokowo wzrastało zapotrzebowanie na infrastrukturę. W ciągu dekady od zakończenia wojny wypracowano nowe wytyczne i przepisy projektowe, wybudowano rozmaite obiekty o różnym przeznaczeniu. Dostrzeżono szerokie spektrum uczestników tego procesu, w tym dzieci, kobiety i osoby niezamożne. W Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie (jego siedzibę budowano od 1928 roku) już na etapie projektowania uwzględniono kobiety jako przyszłą kadrę nauczycielską i trenerską, dlatego przewidziano miejsca dla studentek: dla kobiet przyjmowanych w progi instytutu wybudowano akademik i salę gimnastyczną. W ciągu dwóch dekad międzywojennych społeczeństwo polskie zyskało powszechny dostęp do sportu i rekreacji. „Nie było [możliwe – przyp. A.S.], żeby jakieś dziecko w rodzinie nie brało czynnego udziału w jakiejś dyscyplinie, a we wszystkich sportach przynajmniej pośredniego udziału”[2] – wspominał Saul Goldmann, pływak klubu Hakoah z Bielska. Masowy udział społeczeństwa w sporcie zmienił Polaków, ale przede wszystkim zmienił polskie miasta i kurorty. Wykształcił także ruch kibiców i wielbicieli. Sportowcy bywali celebrytami na miarę śpiewaków operowych i aktorek, ich fotografie pojawiały się na pierwszych stronach gazet. Popularne wówczas określenie: „Kto najlepiej Polskę sławi: Jan Kiepura pyskiem, Konopacka dyskiem?”, znakomicie oddaje sławę sportsmenki po zdobyciu przez nią złotego medalu na olimpiadzie w Amsterdamie w 1928 roku.

Po międzywojniu dostaliśmy w spadku też bijatyki kibiców. Rosnąca popularność piłki nożnej przełożyła się na zwiększające się rzesze kibiców. Swoje drużyny wystawiali Polacy, Niemcy, Żydzi i robotnicy wszelkich narodowości zrzeszeni w klubach sportowych. Rozgrywki, zwłaszcza pierwszoligowe, obfitowały w okazje do manifestacji poglądów i przekonań, o boiskowe konflikty na tle narodowościowym, religijnym i politycznym nie było więc trudno. Na spotkaniach drużyn polskich i żydowskich trybuny stadionów były zapełnione do ostatniego miejsca, co cieszyło właścicieli drużyn i zarządców klubów.

Sport i rekreacja w II RP nie zaistniałyby w pełni bez Bałtyku. Międzywojenna Polska dysponowała stu czterdziestoma kilometrami linii brzegowej i skrzętnie ją wykorzystywała do organizacji letniego wypoczynku. Na wczasy nad morzem, wielce popularne, turystów warszawskich i śląskich aż do Helu dowoziły pociągi. Kąpiele morskie ujędrniały i hartowały ciało, a dzięki kąpielom słonecznym wyglądało na zdrowe. Opalone i wysportowane ciało było znakiem rozpoznawczym nowoczesnego człowieka. Popularność nadmorskich miejscowości podbijała swoją obecnością głowa państwa – w Juracie willę miał sam prezydent Mościcki. W okolicy należało po prostu bywać.

Jurata, Ignacy Mościcki na plaży
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Po I wojnie światowej sport i rekreacja na stałe weszły do życia społecznego. Panowało przekonanie, że „wychowanie fizyczne wzmaga odporność organizmu człowieka na wszelkie niedomagania, jest doskonałym motorem wzmożenia zdolności produkcyjnej jednostki, jest czynnikiem budzącym «radość życia», usprawniającym organizm ludzki tak pod względem fizycznym jak i moralnym. Przez podniesienie zdolności produkcyjnej jednostki stwarza się wielki wysiłek zbiorowy całego społeczeństwa, dążącego do rozwoju życia społecznego i gospodarczego”[3]. W propagandzie młodego państwa wychowanie fizyczne traktowano jako ważny czynnik podnoszący potencjał obronności kraju. Sprawny i zwinny obywatel miał być dobrym żołnierzem. Z bronią nauczył się obchodzić na miejskiej strzelnicy, posłuszeństwo i patriotyzm przyswoił sobie w ogrodzie jordanowskim i harcerstwie. Wydatkami poniesionymi na kulturę fizyczną i przysposobienie wojskowe państwo ubezpieczało się na wypadek konfliktu zbrojnego. W 1939 roku nawet najbardziej wysportowany człowiek okazał się bezsilny wobec pojazdów pancernych, czołgów i bomb. Wróg boleśnie zweryfikował ambicje i aspiracje młodego państwa oraz wiarę w propagandę. Zmiany obyczajowe, które nastąpiły w okresie międzywojennym, przełożyły się na wiele dziedzin życia społecznego, a w efekcie też na projektowanie każdego rodzaju: architektoniczne, graficzne, użytkowe. Nowoczesny człowiek międzywojnia korzystał z sieci energetycznej, radia, kinematografii, przeglądał modowe żurnale, jeździł na rowerze, śpiewał, grał w piłkę nożną, pływał i jeździł na nartach. On i jego nowoczesne państwo nie mogli się obyć bez sportu i rekreacji bo „sport w życiu nowoczesnego społeczeństwa to potrzeba obyczajowa, a zarazem czynnik kultury demokratycznej”[4]. Trudno o zdrowszą modę niż moda na ruch.