O segregacji przestrzennej w największej stolicy Skandynawii

Terminu utsatt område – obszar wrażliwy/narażony – szwedzka policja używa w odniesieniu do osiedli o niskim statusie społeczno-ekonomicznym. Na codzienne funkcjonowanie lokalnej społeczności wpływają tam działalność przestępcza, na przykład zastraszanie mieszkańców, przemoc dotykająca osób postronnych, sprzedaż narkotyków w miejscach publicznych. Oprócz „obszarów wrażliwych” wyróżnia się „obszary ryzyka” (z prognozowanym pogorszeniem jakości życia i poziomu bezpieczeństwa) oraz „obszary wyjątkowo wrażliwe” (podległe równoległym strukturom władzy, narażone na ekstremizmy religijne lub polityczne)1.

*

– Najlepiej by wam było przy zielonej linii metra. Nie szukajcie mieszkań na końcach niebieskiej i czerwonej. To niebezpieczne okolice, sporo migrantów – radzi mi na Messengerze Maria, tłumaczka urodzona w stolicy.

Jest lipiec 2017 roku, wkrótce przeprowadzę się do Sztokholmu.

No-go zones? Wybacz, ale nie wiem, co masz na myśli. W Sztokholmie nie ma takich miejsc. – Susanne, szwedzka architektka krajobrazu, jest szczerze zdziwiona moją opowieścią o wizerunku jej miasta w polskich mediach, zwłaszcza prawicowych. | Södermalm, hipsterska wyspa w centrum, luty 2018

– Na pewno dobrze trafiłyśmy? To ma być ta niebezpieczna dzielnica? Może szwedzka policja powinna sobie zrobić wycieczkę do naszych barrios? – Catalina, studentka architektury z Chile, rozgląda się z niedowierzaniem. Jest piątkowe popołudnie i między schludnymi fasadami bloków z wielkiej płyty unosi się zapach rozpałki. Grupa niebiałych mężczyzn przygotowuje grilla, dwie kobiety w hidżabach pchają wózki przez zielony dziedziniec. | Norsborg, dzielnica wyjątkowo wrażliwa, czerwiec 2019

– Wybraliśmy Tenstę, bo było najtaniej. To przyjemne, zielone osiedle. Tylko jest dużo policji, więc pewnie nie brakuje problemów. W przeciwnym razie nie przyjeżdżaliby tak często. – Jest październik 2019 roku, Stina dwa lata wcześniej przeprowadziła się do Sztokholmu z północy kraju. | Tensta, dzielnica wyjątkowo wrażliwa, październik 2019

W maju 2024 roku Tensta wciąż ma lokalnych patriotów.

– Tensta to najlepsze osiedle! Mam nadzieję tu się zestarzeć. Wykupiłem nawet miejsce na lokalnym cmentarzu – ekscytuje się Guleed, szwedzki urzędnik z rodziny somalijskich migrantów.

*

Jest czerwiec, słońce zajdzie kilka minut po dwudziestej drugiej. Jadę rowerem z Södermalm. Mijam bary z piwem rzemieślniczym, sklepiki z odzieżą retro i kieszonkowe galerie sztuki. Przecinam zaśmiecony, śmierdzący tłuszczem z grilla plac Obywatela. Pedałuję z mostu na sercokształtną wysepkę Starego Miasta, turyści kupują tam pamiątki z Pippi Pończoszanką. Patrzę na promy po wschodniej stronie śluzy i wyspę Djurgården – na niegdysiejszych królewskich terenach łowieckich są dziś skansen, muzeum zespołu ABBA i pachnące popcornem wesołe miasteczko. Zataczam pętlę wokół ekskluzywnej dzielnicy Östermalm. Na trawniku pod Biblioteką Królewską piknikowicze wznoszą toasty winem musującym. Słońce opada geometrycznymi połaciami na fasady kamienic opustoszałego Vasastan, różowe niebo odbija się w szprosowanych oknach. Na wyspę Kungsholmen wjeżdżam zapatrzona w masywną wieżę ratusza. Wzdłuż Norr Mälarstrand kołyszą się zacumowane motorówki. Z pawilonu na wodzie dobiega klubowa muzyka, na kortach przy promenadzie tłuką się piłeczki do padla. W parku Rålambshov zebrał się chyba cały spragniony lata Sztokholm. Trudno o skrawek wolnej przestrzeni, w powietrzu unoszą się zapach grilla i śmiechy. Ludzie w lnianych kostiumach sączą piwka i grają w bule. Z mostu, pod którym skejci rozbijają się na deskorolkach, dostrzegam plamki ludzików na skałach Kristineberg. Opalają się, wskakują do wody, pływają podtapiani przez ciężką falę z motorówki. Mijam drewniane wille ze szwedzkiej pocztówki. Wilgoć ciągnie znad jeziora. W końcu dotarłam do pachnącej sosnami i bzem Brommy, do domu.

Na osiedlu Rosengård w Malmö wychowywał się najsłynniejszy szwedzki piłkarz, Zlatan Ibrahimović
Fot. Jan Wańczyk

ARCHIPELAG SZTOKHOLM

Segregacja przestrzenna zachodzi zawsze w relacji między przynajmniej dwoma obszarami. Nadreprezentacja określonej grupy społecznej na danym osiedlu jest możliwa do wykrycia tylko przez porównanie go z innym. Segregacja społeczno-ekonomiczna przejawia się w nierównym dostępie do mieszkań, miejsc pracy i szkół. Mogą jej towarzyszyć segregacja demograficzna (wiek, płeć, typ gospodarstwa domowego) oraz etniczna (pochodzenie, narodowość, religia).

Kiedy opowiadam o Sztokholmie takim, jaki znam, do pewnego stopnia powielam jego typowe doświadczanie. Z Barometru Segregacji stworzonego przez Boverket2 dowiaduję się, że większość mieszkańców stolicy mieszka, pracuje i odpoczywa w takiej samej jak ja lub podobnej przestrzeni. Od siedmiu lat wynajmuję mieszkanie w dzielnicy Bromma, na osiedlu Åkeslund, zaklasyfikowanym w pięciostopniowej skali Barometru jako typ czwarty, czyli „obszar o dobrych warunkach społeczno-ekonomicznych”. Na osiedlach typu czwartego mieszka 56,7 procent sztokholmczyków. W dodatku Åkeslund otaczają osiedla o „bardzo dobrych warunkach społeczno-ekonomicznych”, przypisane do typu piątego, zamieszkanego przez 16,1 procent populacji miasta.

Segregacja jest zjawiskiem emblematycznym dla megalopolis – te gigantyczne skupiska ludzi słyną z nierówności. Pisałam o niej w kontekście Kairu i São Paulo. Zazwyczaj wyobrażamy ją sobie pod postacią pojedynczych, ekskluzywnych osiedli otoczonych morzem lichej zabudowy najuboższych. Sztokholm jest odwrotnością tego schematu przestrzennego. Niemal trzy czwarte osób zamieszkuje obszary dobre i bardzo dobre, a tylko 12 procent te zmagające się z wyzwaniami społeczno-ekonomicznymi (typ pierwszy i drugi)3. Jak doszło do tego, że w samym sercu Szwecji, słynącej z egalitaryzmu i wysokiego standardu życia, wyłoniły się wysepki naznaczone piętnem niedostatku i problemów?

Wyjątkowy charakter stolicy tym bardziej kusi, by poszukać odpowiedzi. Sztokholm jest bogaty i drogi, ale zarazem zaskakująco prowincjonalny. Od innych większych ośrodków miejskich dzielą go setki kilometrów (od Göteborga – czterysta osiemdziesiąt; od Malmö – sześćset). Wyrósł na obszarze poszatkowanym tysiącem wysp jednego z największych archipelagów Bałtyku. Niezwykłe posadowienie w topografii zatok, jezior i lasów daje wrażeniem małomiasteczkowości, chociaż populacja regionu metropolitalnego zbliżona jest pod względem liczebności do warszawskiej, w dodatku rośnie niemal najszybciej w Europie4. Bez big city vibe Sztokholm uchodzi za mało spektakularny, a w odwiecznej rywalizacji z Kopenhagą wypada schludnie i nudno. Nie doświadczymy tu ostentacyjnego przepychu europejskich starówek ani rozmachu współczesnych założeń architektonicznych. Urok Sztokholmu docenia się przede wszystkim w codzienności – w równościowym dostępie do lasów, jezior, transportu publicznego, wysokiej jakości usług, zdrowej kultury pracy. W spokojnym centrum miasta lub sennej atmosferze zielonych przedmieść trudno sobie w ogóle wyobrazić owiane złowieszczą aurą utsatta områder.

Segregacja wynika z czynników strukturalnych oraz indywidualnych preferencji. W pierwszej grupie najsilniej działają segmentacja rynku mieszkaniowego i nierówności w dochodach. Segregacja w mieście się pogłębia, jeśli na różnych obszarach dominują określone typy zabudowy. Na przykład na osiedlach typu piątego okalających Åkeslund występują prawie wyłącznie tradycyjne drewniane wille, własność osób zamożnych. Sytuacja finansowa determinuje możliwość wyboru zarówno lokalizacji, jak i sposobu zaspokojenia potrzeby mieszkaniowej (własność, wynajem). Indywidualne preferencje są jednak niemal równie istotne co niedociągnięcia systemowe i planistyczne, zwłaszcza jeśli dobrze się zarabia. Majętni mogą sobie pozwolić na omijanie określonych obszarów i wybieranie tych, które najlepiej spełniają oczekiwania potencjalnego lokatora dotyczące zasobu mieszkaniowego, miejsc pracy, dostępności szkół, usług, środków transportu, rekreacji. Z raportu Boverket wynika, że wraz z zarobkami rośnie też skłonność do izolacji5. Dane statystyczne potwierdzają kuriozalny przypadek Lidingö. Mieszkańcy tej zamożnej wyspy nie chcieli, by doprowadzić do niej linię metra, przy sporych inwestycjach infrastrukturalnych szwedzki rząd wymaga bowiem budowy w ich okolicach nowych mieszkań. Pomysł dogęszczenia wyspy zabudową wielorodzinną upadł pod protestami lokalnej społeczności. Mimo słabych połączeń z centrum miasta broniła porządku willowej enklawy6.

Autorzy raportu Boverket podkreślają, że segregacja mieszkaniowa w Szwecji pogłębia się od lat 90. XX wieku. Trend wynika ze wzrostu nierówności, a także zmiany składu populacji kraju na bardziej zróżnicowaną etnicznie. Wykazali związek między nieszwedzkim pochodzeniem a niższymi dochodami7. Nie sprzyja on integracji, ponieważ mieszkańcy obszarów charakteryzujących się poważnymi wyzwaniami mają mniejsze szanse na znalezienie zatrudnienia i wyższe zarobki. Rzadziej kończą szkołę podstawową z pozytywnymi wynikami, rzadziej też kontynuują naukę na poziomie średnim i wyższym. Jakość ich życia codziennego dodatkowo pogarszają częstsze niż w wyżej sklasyfikowanych dzielnicach akty przemocy, związane na przykład z działalnością gangów narkotykowych. Wśród niezamożnej, czasem również wyobcowanej młodzieży gangom łatwiej zwerbować „płotki”. Zdarzają się przypadki otwartego handlu narkotykami w miejscach publicznych, chociaż nabywcy zazwyczaj mieszkają w zamożnych częściach miasta8.

Osiedlowe centrum kultury w Tenście, sztokholmskiej dzielnicy zamieszkanej w 60% przez osoby nieszwedzkiego pochodzenia
Fot. Jan Wańczyk

Mimo wzmożenia antymigracyjnych narracji wokół utsatta områder badacze i decydenci nie zdołali rozstrzygnąć, czy segregacja ma charakter społeczno-ekonomiczny, etniczny, czy może wynika z obu przyczyn9. Debaty nie ułatwia zalecany na poziomie administracyjnym daltonizm rasowy, ponieważ wyłącza z niej rasę i etniczność jako czynniki determinujące miejsce jednostki w społeczeństwie. Współczesna Szwecja próbuje odciąć się od niechlubnej przeszłości eksperymentowania z eugeniką i przymusowymi sterylizacjami. Krytycy takiej polityki zarzucają jej, że zarówno na poziomie indywidualnym, jak i statystycznym wymazuje doświadczenie bycia danego koloru skóry i pochodzenie10. W oficjalnych ewidencjach używa się wyłącznie dwóch kategorii: statusu obywatelstwa (szwedzkie obywatelstwo ma 92 procent spośród 10,5 miliona mieszkańców kraju) oraz kraju pochodzenia (20,6 procent mieszkańców, w tym ja, urodziło się poza Szwecją, polskie korzenie ma 1 procent; w Szwecji urodzili się oboje rodzice 65 procent jej mieszkańców; 7,8 procent populacji ma przynajmniej jednego rodzica urodzonego w Szwecji)11. Za granicą urodziło się 34,9 procent obecnych mieszkańców Sztokholmu12. Najmniej jest takich osób w śródmieściu, najwięcej – w dzielnicach mierzących się z wyzwaniami społeczno-ekonomicznymi: w Rinkeby aż 80 procent mieszkańców ma pochodzenie inne niż szwedzkie (w tym obywatele Szwecji mający dwojga rodziców urodzonych za granicą), w Tensta nieco ponad 60 procent, a w śródmiejskim Södermalm – 15 procent13.

W debacie publicznej zamiast pojęcia rasy coraz częściej pojawia się termin „rasizacja”. Kryje się za nim dopisywanie wyobrażonych konotacji dotyczących kultury, religii lub wartości kojarzonych z kolorem skóry. O „rdzennej szwedzkości” zaświadcza białość – kategoria, która w wieloetnicznym społeczeństwie zwyczajnie nie działa. Zakłada, że i ja, i wielu innych Polaków, którzy w Szwecji przebywamy w zamierzeniu tymczasowo i dawno odpuściliśmy naukę języka, przynależymy do szwedzkiego społeczeństwa w większym stopniu niż urodzona i wychowywana w Sztokholmie osoba czarna.

„Powinniśmy zburzyć te dzielnice i wymyślić od nowa, żeby odpowiadały standardom współczesnego społeczeństwa” – zaproponował w 2018 roku Jimmie Åkesson14, lider Szwedzkich Demokratów. Ta skrajnie prawicowa partia zdobyła w 2022 roku siedemdziesiąt trzy mandaty do parlamentu (spośród trzystu czterdziestu dziewięciu). W wypowiedzi Åkessona pobrzmiewa niechęć zarówno do mieszkańców problematycznych osiedli, jak i do tamtejszych urbanistyki, architektury i krajobrazu. Częściowo z powodu nadwyżki mieszkań powstających w ramach słynnego Programu Miliona Mieszkań (zbiegła się w czasie z pierwszą falą zarobkowej migracji na początku lat 70.) większość osiedli wrażliwych to modernistyczne założenia z wielkiej płyty, usytuowane w znacznej odległości od centrum (chociaż często dobrze z nim skomunikowane). Ich złą sławę podsumowuje badaczka modernizmu Jennifer Mack: „To, co budowano jako modernistyczne miasto przyszłości, dzisiaj uznaje się za przedmieście bez przyszłości”15.

Niepożądane wyspy archipelagu Sztokholm jak w soczewce skupiają kilka niezwykle złożonych zagadnień: polityki mieszkaniowej jako odpowiedzialności państwa opiekuńczego, w kontekście zapobiegania segregacji i w odniesieniu do największego szwedzkiego osiągnięcia w tym zakresie, czyli Programu Miliona Mieszkań; krytyki modernizmu i wynikłych z niej współczesnych przesłanek planistycznych i architektonicznych; integracji w wieloetnicznym, postrasowym (jak samo się określa) społeczeństwie.

*

W cieniu lipowego zagajnika stoi kobieta w czarnej sukience, w hidżabie. Z bloku wybiega dziewczynka, z piskiem wskakuje na huśtawkę. Kobieta pomaga dziecku się rozhuśtać. Dziewczynka papla do mamy po szwedzku. Majowe słońce rzeźbi strużki cienia w żłobieniach wielkiej płyty. Wiatr wypycha z okien wzorzyste zasłony, kontrastujące z regularnym porządkiem podziałów elewacji, łopocze połami kolorowego parasola na jednym z balkonów. Osiedle od południa flankuje niska, dwu- i trzypiętrowa zabudowa; w jego centrum sięga sześciu kondygnacji. Kieszonkowe połacie sosnowego lasu, parki z placami zabaw i boiskami, zielone dziedzińce i ogródki szatkują zgeometryzowany układ osiedla. Szpalery drzew i krzewów podkreślają ortogonalną siatkę ulic, której podporządkowane są modernistyczne bloki.

Na targu przy stacji Tensta panuje ruch. Kobiety przy fontannie rozmawiają po arabsku. Sprzedawcy zachwalają warzywa w okazyjnych cenach, bliskowschodnie przysmaki, okazałe nacie kolendry i mięty. Od kiedy poznałam to osiedle w 2019 roku, przyjeżdżam tu czasami po przyprawy, tahinę lub suszony bób. Zawsze odnoszę wrażenie, że przekroczyłam granice innego świata. Krajobraz i architektura są znajome, ale ludzie różnią się od tych w mojej dzielnicy. Jestem przyzwyczajona do Sztokholmu homogenicznego pod względem nie tylko koloru skóry, ale także języka, zachowania, a nawet ubioru. Na co dzień nie doświadczam tutejszej różnorodności.

Dzisiaj w Tensta konsthall, osiedlowym centrum kultury, odbywa się projekcja filmu dokumentalnego Om alla bara drar (Jeśli wszyscy po prostu odejdą)16. Jego bohaterka, Nazira, pochodzi z Uzbekistanu; pięć lat temu razem z mężem i dwoma synami zamieszkała w Tenście. Rodzina szybko zadomowiła się na osiedlu. Zgodnie z fantazją Naziry urządzili mieszkanie w stylu bizantyjskim. Nawiązali bliskie relacje z sąsiadami, regularnie się odwiedzają i wspierają w codziennych obowiązkach. Chętnie korzystają z przestrzeni zielonych, placów zabaw i miejsc do grillowania. Niestety, pewnego wieczoru na parkingu dochodzi do sprzeczki o miejsce postojowe z nieznajomym nastolatkiem. Chłopak wyciąga broń i celuje w męża Naziry na oczach jej i dzieci. Nikomu nic się nie stało, ale rodzina jest przerażona. Nazira dzwoni na policję, przy okazji informuje funkcjonariuszy o podejrzanej grupie, która od jakiegoś czasu handluje narkotykami w popularnym miejscu do grillowania. W słuchawce słychać głos policjantki: oznajmia, że na tym osiedlu młodzież z bronią to powszechny problem i chociaż funkcjonariuszce jest przykro, nic nie poradzi. Nazira przywiązała się do Tensty, waha się przez wiele miesięcy, ale w końcu pod naciskiem męża i dzieci przystaje na sprzedaż mieszkania i przeprowadzkę.

Na projekcji filmu i w trakcie rozmowy z jego twórczyniami, w tym Nazirą, obecni są mieszkańcy Tensty. Podnosi się wiele głosów krytyki. Niektórzy zarzucają Nazirze, że chociaż narracja podąża śladem jej osobistych rozterek, film rości sobie prawo do reprezentowania odczuć wszystkich mieszkańców osiedla. „Już tytuł sugeruje, że chcielibyśmy odejść, a to nieprawda. Dzisiaj zebraliśmy się tutaj, ponieważ zależy nam na naszej dzielnicy” – komentuje jeden z widzów, Guleed Mohamad. Dodaje, że osiedle wyróżniają nie tylko przyjazna sąsiedzka atmosfera i dostęp do różnorodnych produktów; zaangażowani mieszkańcy są gotowi podejmować inicjatywy i działania na rzecz społeczności. Codzienność przedstawiona w filmie sprowadza się do poczucia zagrożenia – taki obraz dzielnicy jest niepełny, w dodatku pogłębia jej stygmatyzację. Niezadowolenie zebranych jest tym bardziej zrozumiałe, że następnego dnia film będzie wyświetlony w szwedzkim parlamencie. Większość posłów, podobnie jak mieszkańców Sztokholmu, nigdy nie odwiedziła Tensty, chociaż podróż metrem z centrum trwa dwadzieścia pięć minut. Zastanawiam się, jak odebrałabym historię Naziry, gdybym nigdy wcześniej nie była w Tenście. Czy ośmieliłabym się przyjeżdżać tu rowerem na zakupy, studencki projekt badawczy lub projekcję filmu?

Park Tenstadalen projektu Nivå Landskapsarkitektur to przykład rewitalizacji modernistycznego krajobrazu. Osiedle Tensta w Sztokholmie
Fot. Jan Wańczyk

WYSPY MILIONA MIESZKAŃ

Rewizję negatywnego stosunku do wielkiej płyty17 jako zjawiska w historii architektury proponują chilijscy architekci Pedro Alonso i Hugo Palmarola, kuratorzy wystawy Monolith Controversies, w 2014 roku nagrodzonej Srebrnym Lwem na Biennale w Wenecji. Od tamtego czasu przedstawiają prefabrykację jako technologię, dzięki której możliwa była realizacja idei dostępnego mieszkalnictwa dla wszystkich. Z czasem poszerzyli kontekst badań o Program Miliona Mieszkań i w 20219 toku zaprezentowali w sztokholmskim ArkDes wystawę Flying Panels. W towarzyszącej jej publikacji podkreślili, że wielka płyta jest „ponadczasowa”, „operuje środkami wyrazu zredukowanymi do minimum”; rzuciła wyzwanie status quo, stała się architektonicznym odpowiednikiem Czarnego kwadratu na białym tle Malewicza18. W przygotowanie wystawy od strony merytorycznej zaangażowani byli badacze szwedzkiego budownictwa wielkopłytowego, między innymi Erik Stenberg, Erik Sigge, José Hernández i Helena Westerlind. Wszyscy oni od lat przekonują, że bez wielkiej płyty nie udałoby się spełnić postulatów o egalitarnym dostępie do jakościowego mieszkalnictwa.

Program Miliona Mieszkań rozpoczął się w 1965 roku z inicjatywy socjaldemokratycznego rządu, w odpowiedzi na postępującą urbanizację kraju oraz konieczność podniesienia standardu mieszkaniowego. Postanowiono wybudować milion mieszkań w ciągu dziesięciu lat, co było ambitnym założeniem, gdyż istniejący zasób wynosił wtedy trzy miliony. Plan budowy stu tysięcy mieszkań rocznie udało się zrealizować dzięki hojnym kredytom udzielanym przez państwo, uprzemysłowionemu procesowi budowy i architekturze prefabrykowanej. Na ulotce z 1967 roku dźwig podpisany jako „społeczny” (social lyftkran) podnosi wielką płytę, a zarazem – symbolicznie – poziom życia całego społeczeństwa. W warstwie ideowej Program Miliona Mieszkań był jednym z fundamentalnych projektów szwedzkiego państwa opiekuńczego.

Masowe budownictwo podobnie postrzegano po obu stronach żelaznej kurtyny, lecz z perspektywy czasu szwedzkie realizacje wypadają znacznie lepiej od swoich odpowiedników w innych krajach, także zachodnioeuropejskich19. Może dlatego, że w Szwecji nigdy nie traktowano ich jak zasobu tanich mieszkań socjalnych, wznoszono je z ambicją stworzenia środowiska mieszkaniowego adekwatnego do potrzeb nowoczesnego społeczeństwa. Budowały je w porozumieniu z państwem gminne spółdzielnie mieszkaniowe, swój udział mieli też prywatni deweloperzy. Domy stawiano z materiałów wysokiej jakości, więc są wytrzymałe; ich składowe nadają się też do demontażu i ponownego wykorzystania20. Przy opracowywaniu rzutów typowych dla systemów prefabrykowanych korzystano z analiz dokonywanych przez szwedzkich modernistów od lat 50., wnioski zawarto w podręczniku God Bostad (Dobre mieszkanie) z 1954 roku. W publikacji zebrano standardowe wymiary pokoi, kuchni i łazienek oraz normatywne parametry mebli i wyposażenia, od szaf i schowków, przez kredensy i blaty, po szuflady z przegródkami na sztućce21.

Krytycy typizacji zarzucają architektom tamtego okresu brak zainteresowania rzeczywistymi pragnieniami mieszkańców i pychę, przejawiającą się w przekonaniu, że ludzkie życie można domknąć w pudełkach o zracjonalizowanej kubaturze. Kiedy jednak w 2019 roku, w ramach studenckiego projektu badawczego, przeprowadzałam rozmowy z mieszkańcami prefabrykowanych bloków Tensty, zgodnie chwalili przestronne metraże, logiczny układ pomieszczeń i dobre naświetlenie. W przeciwieństwie do polskich systemów, o odgórnie narzuconych i patologicznie ciasnych powierzchniach, szwedzkie M2, M3, M4 miały od czterdziestu do stu metrów kwadratowych (liczebnie przeważały większe mieszkania) i były projektowane z myślą o potrzebach rodziny nuklearnej. Dzięki temu łatwo poddają się adaptacji, a w dobie kryzysu mieszkaniowego są coraz bardziej pożądane na rynku nieruchomości. W dodatku na osiedlach modernistycznych bloki są zanurzone w zieleni, między budynkami zachowano spore odległości, nie brakuje centrów usługowych, przestronnych parków, placów zabaw. Zabudowa podąża zwykle za czytelnym, choć powtarzalnym wzorem geometrycznym. Bloki stoją równolegle, punktowo albo wokół dziedzińców w kształcie szerokich liter U i L. W pierwszych latach programu osiedla poddawano ostrej krytyce ze względu na brak zieleni i wyrównaną pod przejazd dźwigów topografię (prasa publikowała zdjęcia dzieci bawiących się w błocie), ale od tego czasu minęło ponad pięćdziesiąt lat zazieleniania i na różne sposoby poprawiono jakość przestrzeni wspólnych.

Słuszna wydaje się za to krytyka rozdziału ciągów komunikacyjnych i umacniająca go topografia. Odizolowanie jezdni samochodowych utrudnia przemieszczanie się po osiedlu pieszym i rowerzystom, bo nie mogą go przeciąć w dowolnym punkcie. Mostki i tunele zaprojektowane dla ludzkiego bezpieczeństwa budzą wręcz przeciwne odczucia. Tunele potrafią być naprawdę nieprzyjemnymi zakamarkami, a z mostków nieraz spadł na policyjne radiowozy grad kamieni. Na osiedlu Gottsunda w Uppsali modernistyczny schemat komunikacyjny chroniący dzieci przed wpadnięciem pod koła samochodów wykorzystali do swoich celów członkowie gangu narkotykowego – blokowali policji wjazd w głąb dzielnicy.

Słabą stroną dzielnic wybudowanych w rekordowych latach jest też lokalizacja na obrzeżach, szczególnie uciążliwa, jeśli nie dojeżdża tam metro. Fisksätrę dzieli od centrum 14,5 kilometra, dojazd z przesiadką na autobus trwa od 30 do 50 minut. Do dzielnicy Norsborg, położonej 20 kilometrów od głównej stacji, jedzie się metrem 43 minuty. Hjulsta, jeden przystanek za Tenstą i ostatni na niebieskiej linii metra, wybudowano w odległości 16,5 kilometra od centrum (29 minut jazdy). Metro doprowadzano stopniowo na przełomie lat 70. i 80., pierwsi mieszkańcy nie mieli szans skorzystać z tego dobrodziejstwa, co również dało asumpt do krytyki programu.

Zwracając uwagę na urbanistyczno-architektoniczne zalety modernistycznych osiedli, nie próbuję sugerować, że te miejsca są pozbawione problemów. Czym innym jest jednak ich rozpoznanie, a czym innym arbitralna demonizacja. Niestety, pielęgnowane od lat 70. skojarzenia utrzymują się nawet w warstwie językowej. Ich trwałość zauważyli Thomas Hall i Sonja Vidén z Uniwersytetu Sztokholmskiego. Określenie „zbudowane w ramach Programu Milion” zawiera oprócz czasu powstania całą gamę pejoratywnych konotacji: monotonię w skali urbanistycznej; masową architekturę z wielkiej płyty; peryferyjną lokalizację i utrudniony dojazd22; a coraz częściej także problemy społeczne i nieszwedzkie pochodzenie mieszkańców.

W ogólnym potępieniu niefrasobliwie miksuje się rozbieżne wątki. Domniemane fiasko przestrzeni i architektury sprzężone jest z trudnościami społeczno-ekonomicznymi, jakby jedne linearnie wynikały z drugich, i na odwrót – jakby dało się rozwiązać wszystkie problemy przez odpowiednie kształtowanie środowiska zbudowanego. Na urzędnikach i projektantach odpowiedzialnych za podniesienie jakości życia na osiedlach Programu Miliona Mieszkań ogromną presję wywierają politycy, którzy źródeł wszelkich problemów upatrują w „brzydocie”. Jennifer Mack zbadała odczucia mieszkańców i odkryła, że nie podzielają negatywnych opinii na temat osiedlowej morfologii. Przeciwnie, doceniają i uczynili swoimi modernistyczne krajobrazy, niektórzy mają do nich sentyment. Dlatego Mack uważa, że współcześnie projektowane tam place zabaw i parki powstają nie tylko dla obecnych mieszkańców, ale również jako zachęta dla przedstawicieli białej klasy średniej, czyli pierwotnej grupy docelowej osiedli23.

Uwikłanie estetycznych przekonań w polityczną narrację pobrzmiewa w powracającej tęsknocie, by zacząć od nowa. W miasteczku Helsingborg rozpoczęto rozbiórkę części modernistycznego osiedla Drottninghög. Inwestor obiecuje poszerzenie oferty mieszkaniowej przez wzniesienie tradycyjnej zabudowy kwartałowej. Pär Gustavsson, deweloper spółdzielni odpowiedzialnej za projekt, tłumaczy w filmiku promocyjnym, że celem inwestycji jest „wymazanie złej reputacji osiedla”24.

Przypadek Drottninghög nie jest odosobniony. Na szczęście szwedzki rząd na razie nie naśladuje duńskich socjaldemokratów: w imię społecznej integracji zarządzili oni sporo rozbiórek wieloetnicznych dzielnic modernistycznych25. Powszechne jednak jest w Szwecji przekonanie, że problemy i złą reputację osiedli rozwiąże wprowadzanie elementów mixed city (po szwedzku blandad stad). Przez cztery lata pracy w biurze urbanistycznym wielokrotnie miałam do czynienia z projektami dogęszczania osiedli Programu Miliona Mieszkań. Oprócz zwiększenia puli mieszkań celem tych inwestycji było przekształcenie istniejącej kompozycji przestrzennej. Dopełniającą architekturę projektowano w taki sposób, aby wyznaczyć nowe krawędzie urbanistyczne, najczęściej z podwyższonymi, aktywnymi parterami (jak w sztokholmskiej Fisksätrze i Lorensborgu w Malmö). Aby kontrastowała z istniejącymi blokami, nie mogła sprawiać wrażenia zbyt zwartej ani przytłaczającej. Przy podobnej kubaturze da się osiągnąć stosowny efekt przez wprowadzenie podziałów imitujących rozbicie bryły, stosowanie różnych materiałów lub przynajmniej odcieni tynku. Dlatego pluralizm architektonicznych środków wyrazu jest dosłownie fasadowy. Zróżnicowanie liczby pięter poszczególnych segmentów skutkuje schodkowanym zygzakiem zamiast ciągłą linią pierzei. W Gottsundzie oprócz nowego osiedla powstanie szeroka aleja w nurcie Nowego Urbanizmu, z klasycznymi szpalerami drzew, linią tramwajową i ścieżkami rowerowymi, z obu stron domknięta zabudową kwartałową.

Na osiedlach Programu Miliona Mieszkań nie brakuje rozległych parkingów i infrastruktury, którą można by lepiej zagospodarować. Przełamanie homogeniczności nową zabudową, jako część procesu nawarstwiania się kolejnych wątków miastotwórczych, wydaje się słuszne. Takie zmiany osadzają istniejące osiedle w czasie, nadają miejscu głębię trwania w historii, wciąż pisanej. Powstaje ceniony przestrzenny wielogłos, chociaż oczywiście każdy przypadek trzeba rozpatrywać osobno, uważając, by nie zaprzepaścić unikalnych jakości osiedlowych modernizmu. Bez ich rozpoznania dążenie do różnorodności popada czasami w antymodernistyczny fetysz.

Wielkopłytowa architektura w systemie S-66 Ohlsson & Skarne na osiedlu Tensta w Sztokholmie
Fot. Jan Wańczyk

Mixed city czerpie z krytyki modernizmu, od klasycznych tekstów Jane Jacobs, przez intuicyjne przepisy Jana Gehla na dobre miasto oraz Nowy Urbanizm, po najnowsze wyobrażenia o atrakcyjnej miejskości, na przykład koncepcję soft city Davida Sima.Zdominowało głównonurtowy dyskurs o rozwoju miast i zawładnęło wyobraźnią projektantów i decydentów. Zostało wpisane jako cel w dokumencie RUFS 2050, zawierającym planowany rozwój regionu metropolitalnego Sztokholmu, a także w planie miasta uchwalonym w marcu 2018 roku. Obejmuje całą gamę postulatów. W skali urbanistycznej najważniejsze jest odejście od modelu rozdziału funkcjonalnego i komunikacyjnego oraz zwrot w stronę tradycji miast europejskich, gdzie funkcje, ciągi komunikacyjne i ich użytkownicy się przecinają. W warstwie architektury stawia na różnorodność form i materiałów, w niektórych przypadkach (między innymi na osiedlu Norra Djurgårdsstaden w Sztokholmie) doprowadzoną do skrajności. W kontekście oferty mieszkaniowej ma przeciwdziałać segregacji przez zapewnienie dostępu do różnych typologii i cen, a także sposobów zaspokajania potrzeby mieszkaniowej (własnościowe, wynajmowane). Do stworzenia niesegregowanego rynku mieszkaniowego konieczna jest równomierna dystrybucja tych wariantów w mieście, co ułatwi pozyskiwanie mieszkań przez osoby gorzej sytuowane. Dla wzmożenia pozytywnego efektu proponuje się taki miks już na poziomie pojedynczego budynku: z góry określony procent mieszkań przeznacza się na wynajem lub włącza do zasobów komunalnych.

Jak każda popularna koncepcja, również pojęcie mixed city zrobiło się niebezpiecznie elastyczne w użyciu i wzbudza kontrowersje. Przyglądam się prominentnym inwestycjom, na przykład Norra Djurgårdsstaden, o architekturze zróżnicowanej pod względem formy i typologii zamieszkiwania, ale już niekoniecznie ceny i dostępności, i zastanawiam się, w jakim stopniu dążenie do mixed city odpowiada na problem segregacji, a w jakim zaspokaja aspiracje wyższej klasy średniej związane z wyobrażoną miejskością. Szczególny niepokój wzbudza posługiwanie się tym terminem dla uzasadnienia rozbiórki istniejącej zabudowy (przypadek Helsingborga). Autorzy publikacji Bygger vi en blandad stad? (Czy żyjemy w mixed city?) słusznie pytają: na jakiej podstawie determinujemy, że czegoś brakuje, i kto o tym decyduje? Co, jeśli dodanie nowych elementów, uznanych za brakujące, odbywa się kosztem tego, co już istnieje?26 Te obawy są szczególnie uzasadnione w kontekście okrytych złą sławą osiedli Programu Miliona Mieszkań.

Autorzy Bygger vi en blandad stad? przeanalizowali projekty mieszkaniowe, które w 2017 roku otrzymały pozwolenie na budowę. W dziewięciu na dziesięć przypadków nowe budownictwo nie zmniejszyło zjawiska segregacji w regionie metropolitalnym Sztokholmu. Aż 63 procent mieszkań powstało na obszarach zamieszkanych przez klasę średnią, gdzie średni roczny przychód wynosi 200–400 tysięcy koron szwedzkich rocznie, a 23 procent na osiedlach wyższej klasy średniej (400–600 tysięcy koron szwedzkich rocznie). Zaledwie 9 procent mieszkań zbudowano w najbiedniejszych obszarach (do 200 tysięcy koron szwedzkich rocznie), a mniej niż 1 procent w najbogatszych enklawach (600 tysięcy – 834 tysiące koron szwedzkich rocznie). W większości przypadków nowa zabudowa nie urozmaiciła już istniejącej ani pod względem sposobu pozyskiwania (najem, komunalne, własnościowe), ani typologicznie. Zaobserwowano jedynie spadek liczby mieszkań na wynajem względem własnościowych w niektórych obszarach (na przykład w Alby-Fittja z 69 procent do 67 procent w ciągu roku). Wydaje się, że wynikł nie tyle z miksowania, ile ze stopniowego odwrotu od pewnej formy zaspokajania potrzeby mieszkaniowej, niestety tej bardziej dostępnej. W konkluzjach autorów czytamy, że mixed city posłużyło za pretekst do budowania dalej i więcej, przy jednoczesnym omijaniu najbardziej segregowanych obszarów regionu: najbogatszych, najbiedniejszych, tradycyjnie nuklearnych i najstarszych27.

W tej sytuacji nie dziwi, że nowo przyjezdni często sami wybierają „imigranckie” dzielnice. Osobiście pogłębiają w ten sposób zjawisko segregacji. Kuszą ich niższe koszty mieszkania, dostępność produktów z krajów pochodzenia, obecność krewnych lub znajomych oraz łatwość w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi, w podobnym położeniu i zwykle bardziej otwartymi niż rodowici Szwedzi. Magdalena Andersson z partii socjaldemokratów, w latach 2021–2022 premierka Szwecji, powiedziała w wywiadzie dla Dagens Nyheter: „W Szwecji nie chcemy chinatowns, Małych Włoch, somalijskich miasteczek ani żadnych innych enklaw etnicznych. Powinniśmy tworzyć społeczeństwo, w którym mimo różnic w pochodzeniu, kulturze i zarobkach ludzie żyją razem i mają okazję się spotkać”28. Mieszkaniec Tensty Guleed Mohamad skomentował: „Mamy tu kilkadziesiąt różnych narodowości, takie małe ONZ. Jestem Szwedem, ale moi rodzice pochodzą z Somalii. W Tenście byłem na mongolskim weselu, irackim konkursie piosenki, moi przyjaciele są z Afganistanu, a sąsiedzi z Polski. Jeśli ktoś zarzuca nam brak różnorodności, sugeruje, że na osiedlu brakuje białych Szwedów”. Trafna uwaga. W 2022 roku Anders Ygeman, minister do spraw integracji i imigracji, socjaldemokrata, stwierdził, że powinno się prowadzić szczegółowe dane na temat przynależności etnicznej na obszarach wrażliwych. Nie wykluczył też wymogu ograniczania liczby osób o nieszwedzkim pochodzeniu29.

Może czas odwrócić perspektywę. Zamiast skupiać się na strukturze etnicznej pojedynczych wysp, należy przyjrzeć się całemu archipelagowi i szukać rozwiązań, które uczyniłyby mieszkanie w różnych dzielnicach bardziej dostępnym. Nawet osobom o stosunkowo dobrych zarobkach niełatwo znaleźć lokum w Sztokholmie. Stolica, podobnie zresztą jak cały kraj, od lat mierzy się z kryzysem mieszkaniowym o charakterze ilościowym30. Autorzy raportu Boverket obliczyli, że aby zaspokoić rosnące zapotrzebowanie, w kraju powinno się budować sześćdziesiąt cztery tysiące mieszkań rocznie, a powstaje zaledwie jedna trzecia wymaganej liczby – pięć razy mniej niż w rekordowych latach Programu Miliona Mieszkań. Z najgłębszym deficytem zmagają się duże ośrodki miejskie. Miasto Sztokholm wyznaczyło sobie cel: wybudować sto czterdzieści tysięcy mieszkań w latach 2010–2035. Do 2022 roku rozpoczęto budowę prawie połowy, część oddano do użytku31. Liczby to jednak nie wszystko. W 2024 roku dwadzieścia jeden z dwudziestu sześciu gmin regionu metropolitalnego Sztokholmu zgłasza ogromne zapotrzebowanie na mieszkania dostępne cenowo. Rozwiązanie problemu uniemożliwiają: niewystarczające możliwości finansowe, wieloletnie kolejki do instytucjonalnie wynajmowanych mieszkań, a na niektórych obszarach także brak pożądanych typologii.

Instytucje państwa opiekuńczego nie zapewniają wysokiej jakości edukacji na obszarach wrażliwych, co przekłada się na gorszą pozycję ich mieszkańców na rynku pracy i niższe zarobki. Zaskakuje bezradność służb porządkowych, zwłaszcza w walce z gangami narkotykowymi, od 2023 roku skonfliktowanymi. Właściwie na terenie całego miasta rośnie liczba postronnych ofiar śmiertelnych. Dziwi również hipokryzja Szwedów, szczególnie w kwestii marihuany: jej legalizacja uderzyłaby w dochody gangów i ich możliwości operacyjne.

Posługiwanie się w publicznych dyskusjach etykietą „no-go zone” zaciemnia rzeczywisty obraz sytuacji i dowodzi, że ci, którzy ją przyklejają do konkretnych dzielnic, zatracili wyczucie proporcji. O opinię poprosiłam Erika Stenberga. Przez dziesięć lat mieszkał w Tenście. „W debacie poświęconej osiedlom z wielkiej płyty od lat żongluje się różnymi lękami i określeniami” – wyjaśnił. „Przewrotnie nazywam je go-go zones, mówię: go, go, idźcie tam, sami zobaczcie! Staram się przekonać mieszkańców miasta, że zamiast snuć podejrzenia, obwiniać architekturę i jej mieszkańców, powinni się tam po prostu wybrać, a nawet przeprowadzić. W tym dostrzegam szansę na zahamowanie pogłębiającej się segregacji. Tensta i inne osiedla modernistyczne oferują jakościową przestrzeń między budynkami, wytrzymałą architekturę i funkcjonalne mieszkania, a lokalne społeczności wykazują się niezwykłą witalnością”.

Mapując doświadczenia mieszkańców osiedli Programu Miliona Mieszkań, Jennifer Mack nazwała je niemożliwym sentymentem – naprawdę jest odczuwany, chociaż wielu osobom postronnym wydaje się to niemożliwe. Wychowałam się na polskim osiedlu modernistycznym. Czuję do niego ogromną nostalgię. Gdy wezmę ją na warsztat, potrafię z niej odsączyć racjonalne argumenty przemawiające za jego obiektywnymi walorami. Łatwiej mi je sformułować, od kiedy obserwuję miejsca charakteryzujące się wielkimi nierównościami społecznymi. Po projekcji filmu Om alla bara drar usłyszałam podziękowanie, że przyszłam, chociaż nie mieszkam w Tenście i problem mnie nie dotyczy. Wieloetniczne społeczeństwo w takim czy innym kształcie czeka także Polskę. Wzajemne ścierania się i dopuszczanie innego przy zachowaniu własnego systemu wartości zapewni wyłącznie spotkanie. Go, go!