Kilkanaście lat temu zaczęłam fotografować nowe zjawiska w polskiej pop kulturze – masowe castingi do programów telewizyjnych, występy cheerleaderek na stadionach sportowych, publiczne poszukiwania top‑modelek. Coś się zmieniało. Rzeczywistość, która za moich czasów szkolnych i studenckich prawie nie istniała, rosła, wciągała (także mnie) i stawała się coraz bardziej dostępna. Aurę tajemnicy i nieokreślonego zachwytu wokół kilku pięknych dziewcząt w szkole („wiesz, że ona jest modelką?”) zastąpiło obcesowe stwierdzenie „Tak, jestem miss regionu, wybrano mnie modelką roku, występuję w tym programie telewizyjnym – to ja. Podziwiajcie mnie”.
Coś się zmieniało na moich oczach. W telewizyjnych show zaczęli brać udział „przeciętni ludzie”, którzy nagle wyskakiwali z grupy przeciętnych na pierwsze strony kolorowych magazynów. Wygląd zaczął się naprawdę liczyć. A jeszcze ważniejszy stał się publiczny występ i obecność w mediach – przedmiot zazdrości i plotek tych, którym się to nie udało. Skromny świat naszych rodziców, pokoleń schowanych za żelazną kurtyną przestał wystarczać, globalne perspektywy telewizji, mody i różnie rozumianej sławy stały się naprawdę kuszące.
Postanowiłam zrobić poważny cykl dokumentalny o tych zjawiskach, o masach dziewcząt odpowiadających na zew telewizji i kolorowych magazynów i dążących do kolorowej doskonałości w Europie Środkowo‑Wschodniej, bo po latach siermię żnej rzeczywistości tęsknoty za życiem w blasku piękna i sławy, były naprawdę silne – i fotogeniczne. Weszłam w uniwersalny świat dążenia do doskonałości i okazało się, że bardzo mi on odpowiada.
Słyszałam często od moich bohaterów, że chcą się sprawdzić. Zobaczyć, ile są warci, czy ktoś ich zauważy. Najlepiej, żeby tak się stało, bo to prestiż i lepszy start w życiu. Nagroda – korona, dyplom, tytuł – stają się miernikiem naszej wartości. Im więcej, tym lepiej, życiorys pełen tytułów dobrze się prezentuje. W powietrzu wisi pytanie‑oskarżenie tak skonstruowanego świata, ale tak naprawdę nie wiem, czy to źle, że takie są prawidła gry. Dla mnie są trochę męczące, ale nie słyszałam, żeby któraś z dziewczyn stojących po lepszej stronie chciała z tego zrezygnować. Scena jest sceną, niezależnie od wszystkiego. Nic dziwnego, że na wybiegu trzeba stanąć – nawet jeśli tylko raz w życiu.