Magdalena Petryna rozmawia z Tomaszem Samojlikiem
Magdalena Petryna: Zacznę od pytania, które może wydać się naiwne, ale wynika stąd, że zajmując się lasem, często poruszamy się w świecie własnych wyobrażeń, a mamy ograniczony dostęp do lasu jako takiego. Czym dla pana jest las?
Tomasz Samojlik: Muszę się zastanowić, bo oczywiście kusi mnie, żeby przytoczyć jakąś definicję, ale domyślam się, że nie w tym rzecz. Najbliżej tego, co osobiście odczuwam jako las, będzie złożony system, w którym decydującą rolę odgrywają drzewa i cała skomplikowana struktura powiązanej z nimi roślinności. Jako naukowiec oczywiście muszę wspomnieć, że z prawdziwym lasem mamy do czynienia dopiero wtedy, kiedy funkcjonuje w nim – w sposób zrównoważony i długotrwały – cały zespół zwierząt i roślin, powiązanych miliardem nierozpoznanych przez nas wzajemnych połączeń i zależności. Do tego mnóstwo komponentów historycznych i kulturowych… Dużo tego, jak na obiekt potocznie nazywany terenem porośniętym drzewami. Taki „las” to właściwie plantacja. Adam Wajrak walczy, żebyśmy odeszli od automatycznego postrzegania jako lasu każdego terenu zadrzewionego. Bo trzeba czegoś więcej, żeby mówić o prawdziwym lesie.
W mojej pracy naukowej zajmuję się badaniami historyczno-przyrodniczymi. Z ich punktu widzenia włączenie perspektywy ludzkiej do rozważań o lesie ma zasadnicze znaczenie. Lasem jest coś, co od dawna zakorzeniło się w ludzkiej świadomości jako las, zwłaszcza specyficzny typ lasu – puszcza. A już Puszcza Białowieska to w ogóle ewenement.
MP: Użył pan sformułowania „prawdziwy las”. Mówi się też o lesie naturalnym, przeciwieństwie plantacji. Czy istnieje coś takiego jak las naturalny?
Tak, jak najbardziej. Trwają dyskusje, co możemy nazwać lasem naturalnym, dziewiczym, pierwotnym. Nie zgadzam się z przekonaniem, że na Ziemi nie zostało nic pierwotnego.
MP: Uprzedził pan moje następne pytanie: czy las pierwotny jeszcze gdzieś istnieje?
TS: Naturalny jest las, który wyrósł albo odnowił się bez udziału człowieka – nie został zaplanowany ani posadzony. Człowiek ingeruje w proces wzrastania takich lasów w minimalnym stopniu albo w ogóle się nie wtrąca. Przetrwało ich na szczęście sporo, Puszcza Białowieska to tylko jeden z przykładów. Na znacznie większej liczbie obszarów aktywność człowieka, nawet mocno destrukcyjna, ustała jakiś czas temu i las naturalny albo już się tam pojawił, albo pojawia się na naszych oczach. Problem w tym, że trzeba trochę więcej czasu niż perspektywa jednego pokolenia, żeby definitywnie uznać dany las za naturalny.
MP: Gdzie w Polsce, poza Puszczą, szukać takich lasów? W górach?
TS: Wszędzie tam, gdzie z jakiegoś powodu ustaje aktywne zarządzanie lasami i one sobie powoli dziczeją. Obfitują w martwe drzewa, odnawiają się bez planu i schematu. Z punktu widzenia laika wyglądają brzydko, zwłaszcza dla osób, które mają wdrukowaną wizję lasu jako malowniczego terenu przypominającego park ze starymi dębami bądź sosnami. Las naturalny zupełnie nie przystaje do takich wizji. Konkurują w nim, walczą o światło i przetrwanie gatunki uznawane za brzydkie, nieprzydatne, prawie że leśne chwasty. Najciekawsze jest to, że prawdopodobnie taki sam proces zapoczątkował powstanie wszystkich europejskich lasów.
MP: O jakiej skali czasowej mówimy?
TS: Zależy od lasu. Las typowo iglasty w pełni odnawia się stosunkowo szybko, w ciągu wieku. Na drugim końcu tej skali są lasy typowo liściaste, zwłaszcza z dominującą rolą dębu, których pełne odnowienie to minimum trzy stulecia.
MP: Jak ma się do niego las pierwotny?
TS: Trwa dyskusja, co możemy nazwać lasem pierwotnym i czy w ogóle coś takiego istnieje. Dominująca koncepcja głosi, że nie, bo na miano lasu pierwotnego zasługuje tylko taki bez widocznej ingerencji człowieka, a w absolutnie każdym zakątku Ziemi, również w lasach równikowych, ingerencja człowieka jest widoczna praktycznie na każdym kroku.
W niedawno wydanej książce razem ze współautorami argumentuję jednak, że obecne podejście do definiowania lasu pierwotnego jest z gruntu fałszywe i skażone technicznym, zerojedynkowym podejściem[1]. Staraliśmy się prześledzić ewolucję pojęcia „las pierwotny”, czyli dotrzeć do momentu w historii nauki, w którym się wykluło. Następnie przeanalizowaliśmy, jak się zmieniało, zwłaszcza w kontekście poznawania lasów litewskich, długo pozostających poza obszarem zainteresowania europejskiej nauki. W największym skrócie: okazało się, że pojęcie „las pierwotny” powstało poza kręgami osób zajmujących się lasami. Stworzyli je filozofowie. Początkowo myśl francuska, dla której las pierwotny był idealnym miejscem do rozwoju zgodnie z ideami Rousseau i kolejnych myślicieli. Równolegle ta myśl narodziła się w filozofii niemieckiej, z zupełnie innych pobudek. Tam las pierwotny był odpowiedzią na dążenia rodzącego się narodu niemieckiego, potrzebującego kolebki, miejsca, w którym „wykuwała” się wyjątkowość tego narodu. Proszę zauważyć, że obie koncepcje nie miały nic wspólnego z prawdziwym lasem.
MP: Cały czas jesteśmy w lesie wyobrażonym…
TS: Bo rzeczywiście były to wyimaginowane twory. Ciekawa rzecz stała się w XVIII wieku, kiedy zachodnia nauka zetknęła się z lasami litewskimi. Szlaki przetarł Jean-Emmanuel Gilibert, zaproszony przez Stanisława Augusta Poniatowskiego do Grodna, aby tam założyć szkołę lekarską i zapoczątkować badania naukowe nad florą i fauną lasów litewskich. Gilibert zainteresował się Puszczą Białowieską i to on po raz pierwszy użył określenia las pierwotny do opisu Puszczy. Zauważył, że człowiek żyje w niej od setek lat, a mimo to Puszcza przetrwała w stanie częściowo dzikim, zupełnie niecywilizowanym, właśnie takim, jakim go sobie wymyślił Rousseau. Później podobną myśl wyraził przedstawiciel niemieckiego leśnictwa Julius Brincken. Wizytował Puszczę Białowieską niespełna pół wieku po Gilibercie i był zdumiony, że taki las uchował się w Europie. Pisał to z wyrzutem: dlaczego człowiek jeszcze go nie uporządkował? Stąd może wynikała jego ocena lokalnych społeczności – nazywał je nieokrzesanymi dzikusami.
MP: Dotarliśmy zatem do realnego lasu pierwotnego.
TS: Wtórnie odkryto miejsce, które pasowało do definicji. W naszej książce wnioskujemy, żeby przeprowadzić proces odwrotny: funkcjonującą i dominującą definicję złagodzić i przyjrzeć się, jak dwieście lat temu na zetknięcie z Puszczą Białowieską reagowali naturaliści, badacze i podróżnicy. Co charakterystyczne, nazywali ją pierwotną, a jednocześnie doskonale wiedzieli, że człowiek działał w niej od setek lat. Wszędzie wydeptał, wybrane drzewa zmodyfikował kulturowo, czyli wykorzystał je w taki sposób, że przetrwały, ale noszą ślady aktywności człowieka. Człowiek wszędzie tu zostawił ślady, co nie przeszkadzało w uznawaniu Puszczy za pierwotną.
Jej trwanie napawa mnie nadzieją. Zmiana definicji, rozciągnięcie parasola pierwotności na połacie nieco większe niż serce Puszczy Białowieskiej, ma też wymiar praktyczny. Może dzięki zmianie paradygmatu udałoby się objąć ściślejszą ochroną więcej lasów, które potrzebują tylko czasu, by faktycznie dojść do naturalności, zasłużyć sobie na miano pierwotnych według tej dawnej definicji.
MP: Do wątku wyobrażeń jeszcze wrócimy, na razie zatrzymajmy się przy definicjach. Jak w ogóle można zbadać tak złożony system jak las?
TS: Skomplikowany system bada się za pomocą skomplikowanego zestawu metod. I w dodatku z perspektywy różnych dyscyplin. Nie wystarczy, tak jak dwieście lat temu, być naturalistą, czyli specjalistą od wszelkiego stworzenia. Gilibert badał wszystko: roślinność, glebę, zwierzęta. Dziś omnibusów jest mniej, bo dyscypliny znacząco się wyspecjalizowały. Dzięki temu jednak zdobywana przez nas wiedza jest bardziej precyzyjna i oferuje możliwość spojrzenia na różne wymiary życia lasu i szukania powiązań między nimi.
Moją rolą jako historyka przyrody jest scalanie podejścia wielu dyscyplin i zapraszanie do współpracy różnych specjalistów, uczenie się od nich i jednocześnie próby znalezienia łącznika między różnymi typami badań.
Historia przyrodnicza lasów szuka odpowiedzi na pytanie, jak lasy zmieniały się w przeszłości. Szczególnie interesuje mnie wpływ człowieka na przemiany lasów. W kontekście Puszczy Białowieskiej jeszcze ciekawsze jest pytanie, jak to się stało, że Puszcza przetrwała do naszych czasów? To przecież ewenement w skali europejskiej. Puszcza ma dwanaście tysięcy lat. człowiek obecny był w niej od tysięcy lat, a mimo wszystko nigdy jej nie zniszczył. Praktycznie wszystkie lasy europejskie „zaliczyły” w holocenie etap zupełnego wylesienia, destrukcji, czasami wręcz zamiany środowiska leśnego na sztuczne – przetrwały w nich ślady starożytnego osadnictwa rzymskiego, całe systemy osad, dróg, pól. Na tym polega wyjątkowość Puszczy Białowieskiej – rośnie nieprzerwanie od dwunastu tysięcy lat.
MP: Skąd wiemy, co się działo na danym terenie kilkaset lat wcześniej?
TS: Dane pozyskujemy za pomocą wielu metod, od wykopalisk archeologicznych, przez pracę w archiwach z dawnymi dokumentami, po nowoczesne skanowanie laserowe (tzw. LIDAR). Polega to na tym, że wysyłane z samolotu wiązki lasera odbijają się od podłoża i wracają do aparatury, tworząc niezwykle szczegółową mapę ukształtowania terenu. Co więcej, sprytne algorytmy pozwalają „odsiać” całą warstwę roślinności, produkując obraz wyłącznie dna lasu. Do tej pory terenowe badania historyczne w lasach, zwłaszcza najcenniejszych, w rezerwatach i parkach narodowych, polegały na chodzeniu po lesie i szukaniu śladów obecności człowieka. W Puszczy Białowieskiej nie mamy prawa ani sumienia, by jakkolwiek rozgrzebywać ziemię, więc ograniczaliśmy się do miejsc, w których ziemia została naturalnie odsłonięta, na przykład kretowisk czy wywróconych drzew. Tam sprawdzaliśmy, czy nie wyłoniły się skorupy garnków bądź inne artefakty. Teraz dostajemy cyfrową mapę ukształtowania terenu. Idealnie widać na niej wszelkie ślady ingerencji człowieka, nawet malutkie kopce, dołki, nie mówiąc już o rozbudowanych strukturach, jak drogi czy systemy pól. Dzięki tym badaniom z jednej strony wiemy, że Puszcza Białowieska różni się od lasów zachodniej Europy. Tam lasy skrywają świadectwa dawnego odlesienia, skomplikowany palimpsest osad, dróg, pól i innych struktur z różnych epok. U nas jest tego bardzo, bardzo mało. Z drugiej strony wiemy, że człowiek korzystał z Puszczy „od zawsze”.
MP: Czy wiemy, w jaki sposób?
TS: Puszcza służyła różnym kulturom, które zamieszkiwały w tych okolicach. Dokładniejsze dane archeologiczne i historyczne obejmują jedynie ostatnie dwa tysiące lat. Co w tym czasie robił tu człowiek? Uprawiał zboża na niewielkich polach, hodował zwierzęta, tyczył drogi, dzisiaj porośnięte naturalną puszczą, od wieków zapomniane. Puszcza pełniła poza tym ważną funkcję – sepulkralną, czyli była cmentarzyskiem. Przetrwały również pozostałości rozsianych po całym lesie osad. Z badań archeologicznych wiemy, że nie utrzymywały się dłużej niż sto, maksymalnie dwieście lat. Z jakiegoś powodu ludzie, którzy osiedlali się w puszczy, wcześniej czy później z niej odchodzili czy wymierali i zostawiali po sobie pustkę osadniczą, a puszcza perfekcyjnie się dzięki temu regenerowała.
Nowoczesne badania uświadomiły nam też skalę niegdysiejszego wpływu człowieka na puszczę. „Osada w Puszczy Białowieskiej” brzmi jak Mirmiłowo z komiksów o Kajku i Kokoszu czy osada Gala Asteriksa, a więc całkiem spora, trwała struktura. A w rzeczywistości? Było to dosłownie kilka ziemianek czy półziemianek, zamieszkałych przez jedną, dwie rodziny – przez stulecie albo niewiele dłużej.
MP: Jakie informacje inne dziedziny dodają do mapy cyfrowej?
TS: Badania archeologiczne przynoszą informacje o aktywności człowieka, ale też odsłaniają pozostałości zwierząt, szczątki roślin, a nawet mikrocząstki węgla drzewnego. Te ostatnie mogą potwierdzać, że w konkretnym okresie człowiek intensywnie korzystał z ognia. Niezwykle istotne są badania archiwalne. Dla mnie może najistotniejsze, bo pozwoliły odtworzyć cały wachlarz sposobów użytkowania Puszczy Białowieskiej. Korzystałem też z pomocy palinologów.
MP: Wyjaśnijmy, czym jest palinologia.
TS: Badaniom palinologicznym poddaje się głównie torfowiska, które są naturalnymi archiwami przyrodniczymi. Rok po roku, cierpliwie, o ile człowiek albo jakaś katastrofa przyrodnicza im nie przeszkodzi, zbierają informacje na temat tego, co rośnie i pyli w ich otoczeniu . Specjaliści potrafią określić, co rosło w danym miejscu z dokładnością do dziesięciolecia i stworzyć niejako historię roślinności na danym terenie. W torfowiskach gromadzą się też mikrocząstki węgla drzewnego, zatem na podstawie badań palinologicznych możemy precyzyjnie wskazać, w którym okresie pojawił się człowiek, bo w naszej strefie klimatycznej zwykle to on wzniecał ogień w lesie. Torfowisko zbiera też rozmaite żyjątka, na przykład ślimaki, same w sobie fantastyczne jako źródło informacji na temat tego, jak przyroda zmieniała się w ciągu ostatnich stuleci czy tysiącleci.
Właśnie badania palinologiczne dostarczyły głównych dowodów na to, że Puszcza Białowieska ma dwanaście tysięcy lat i że w tym czasie nie została ani razu zniszczona.
Wspomnę o jeszcze jednej metodzie badania przeszłości lasu – badaniach historii pożarów w lesie. Torfowiska są genialnym archiwum przyrodniczym, a poszczególne drzewa – archiwum informacji o wydarzeniach ogniowych. Szczególnie wiele informacji przechowują sosny, gatunek wyjątkowo ognioodporny. Potrafią przetrwać całkiem spory pożar, ale każdy taki kataklizm pozostawia ślad, bliznę ogniową. Badając zarówno sosny rosnące dzisiaj, jak i pniaki sosen wyciętych nawet dwieście lat temu, specjaliści potrafią wskazać na słojach danej sosny konkretny moment, kiedy to drzewo doświadczyło pożaru. Widać w tym miejscu przepiękną, zalaną żywicą bliznę.
W Puszczy Białowieskiej odkryliśmy ciekawą zależność między obecnością człowieka a częstotliwością niewielkich obszarowo i niezbyt intensywnych pożarów. Puszcza Białowieska w przeszłości paliła się regularnie. Najprawdopodobniej pożary na małą skalę wywoływał i kontrolował człowiek, z korzyścią dla siebie. Zajmowali się tym między innymi bartnicy, czyli przodkowie dzisiejszych pszczelarzy. Ogień chronił drzewa bartne przed konkurencją szybko rosnących gatunków, na przykład brzóz. Po pożarze szybko odnawiała się roślinność miododajna na dnie lasu. Jednocześnie częste niewielkie pożary kontrolowane przez człowieka zapobiegały gromadzeniu się materiału, na którym później mógł wybuchnąć pożar niekontrolowany i wielkoskalowy.
MP: Poruszył pan już wiele wątków i podał rozmaite informacje, a cały czas rozmawiamy tylko o badaniu historii…
TS: Bo to temat-rzeka. W Instytucie Biologii Ssaków PAN z kolei moje koleżanki i kolegów interesują inne rodzaje badań – ekologia i genetyka ssaków, interakcje między zwierzętami, naturalne procesy w Puszczy Białowieskiej.
Cały czas podkreślam, że Puszcza Białowieska jest ewenementem. Wspomniane procesy naturalne, które przetrwały w niej do dzisiaj, są najlepszym tego dowodem. Na przykład cykle lat nasiennych drzew liściastych, które pociągają za sobą masowe zwiększenie populacji gryzoni, a to z kolei skutkuje masowym zwiększeniem populacji drapieżników. Tego typu cykle funkcjonowały prawdopodobnie w całym pierwotnym europejskim lesie, ale dzisiaj w pełni można je obserwować zaledwie w kilku miejscach, najpełniej w Puszczy Białowieskiej. Gdzie indziej po tym pulsie lasu pozostało odległe echo, a u nas nadal jest wyczuwalny, trwa nieprzerwanie.
MP: Czy możemy zatem powiedzieć, że puszcza podlega samoregulacji? To kolejna kwestia związana z lasem naturalnym: las radzi sobie sam czy potrzebuje wsparcia, kiedy ludzka ingerencja w jego funkcjonowanie jest zbyt duża?
TS: Każdy las sobie poradzi. Z punktu widzenia czysto biologicznego czy ekologicznego nie jesteśmy potrzebni żadnemu lasowi. To przyroda jest potrzebna nam. Musimy działać tylko wówczas, gdy mamy wizję lasu i chcemy ją osiągnąć. Na przykład zamarzy się nam Puszcza Białowieska w postaci szumiącego boru z nielicznymi fragmentami lasu liściastego, w którym będą dominowały dęby. Samoregulacja Puszczy Białowieskiej nie doprowadzi do realizacji tego projektu. Nasze wyobrażenie nie ma wiele, a może nic wspólnego z prawdziwymi reakcjami organizmu, którym jest las, na zmieniające się warunki. Zmieniają się ze względów naturalnych, ale też przez nasz niechlubny, a kolosalny wpływ.
Nikt nie ma wątpliwości, że Puszcza Białowieska się zmienia. Chyba jeszcze nie potrafimy powiedzieć, w jakim kierunku te zmiany nas zaprowadzą. Raczej nie w tym, na którym zapewne zależy leśnikom, bo naturalne procesy nie powodują zwiększenia udziału gatunków istotnych gospodarczo. Przy czym znowu: z ekologicznego i biologicznego punktu widzenia nie ma czegoś takiego jak gatunki istotne gospodarczo. Jest tylko puszcza i jej przetrwanie. O nią jestem absolutnie spokojny. Z nami czy bez, puszcza będzie trwać w takiej czy innej formie.
Wygłaszam piękne idee, a padło konkretne pytanie, czy puszcza się samoreguluje. Wszystko wskazuje na to, że tak. Mimo stu lat znaczącej ingerencji człowieka w ekosystemy puszczańskie nie udało się przerwać ani zauważalnie zaburzyć ciągłości ekologicznej. To znaczy, że obszary puszczy, które są lasem naturalnym – odnawiają się bez ingerencji człowieka, mają duży udział martwego drewna, rosną w nich gatunki charakterystyczne dla lasu nienaruszonego – nadal są ze sobą połączone i jest ich dużo, co w efekcie rozciąga samoregulację na całą puszczę. Mimo że są w niej miejsca absolutnie do lasu pierwotnego niepodobne – wycięte, zasadzone, zaprojektowane przez człowieka. To daje nadzieję, że pozostawiona sama sobie puszcza dojdzie do pierwotności jako całość.
MP: W cykle leśne – a rozumiem, że współtworzą system samoregulacji – włączone są również zwierzęta. Samoregulacja nie ogranicza się do warstwy roślinnej.
TS: Oczywiście, że nie. Związek owocowania drzew z liczebnością populacji gryzoni i drapieżników jest zaledwie jednym z bardziej spektakularnych przykładów. Najprawdopodobniej tego typu mechanizmów istnieje więcej, niż potrafimy sobie wyobrazić, a na pewno więcej, niż potrafimy uchwycić naszymi metodami badawczymi. Właśnie te cykle przepięknie ukazują skomplikowaną siatkę powiązań między różnymi rodzajami puszczańskiego życia, że się tak górnolotnie wyrażę, które jeszcze pięćdziesiąt czy sto lat temu uznalibyśmy za całkowicie rozłączne. Co mają wspólnego dęby z myszarką leśną? Więcej: co średnie i duże drapieżniki mają wspólnego z drzewami? Wydaje się, że nic. Poszukiwaliśmy odpowiedzi na pytanie, jak odnawia się las, jak rośnie bez ingerencji człowieka. Co wpływa na to, że dany gatunek zdołał przetrwać w puszczy i osiągnąć dojrzałość? Dlaczego dany dąb wyrósł i tak pięknie nad nami góruje, a jakaś sosenka nie da rady wyrosnąć w tych samych warunkach? Oczywistą odpowiedzią była presja zwierząt roślinożernych, ale raptem w toku myślowym pojawiły się drapieżniki. Okazało się, że to one mogą mieć decydujący wpływ na to, którym drzewom udaje się wyrosnąć, a które zostaną zgryzione. To świeże, nadal ekscytujące odkrycie pokazujące, że obecność drapieżników pomaga w regeneracji lasu, bo umożliwia przetrwanie i wyrośnięcie drzewom, które w innych okolicznościach zostałyby zgryzione przez ssaki kopytne. Powstała koncepcja krajobrazu strachu, czyli miejsc w puszczy, gdzie obecność drapieżników sprawia, że roślinożercy mniej czasu poświęcają na zjadanie drzew, a więcej na czujność, pozostawanie w trybie obserwacji.
MP: To odkrycie dodatkowo podkreśla znaczenie drapieżników. Często postrzegamy je jako agresywne i problematyczne, bo przykładamy do ich funkcjonowania ludzkie kategorie.
TS: Podobnie część ludzi niektóre gatunki drzew uznaje za niepożyteczne, niepożądane. Przypisywanie ludzkiej perspektywy do mechanizmów przyrodniczych jest z natury błędne. Na naszych oczach odbywa się nagonka na drapieżniki, na wilki. Dobitnie świadczy o tym, że mało rozumiemy jako społeczeństwo. Łatwo zaburzyć perspektywę oglądu sytuacji przez odwoływanie się do pojęć czysto ludzkich: obawy o dobytek, o swoje zwierzęta. Zapominamy, że to nie drapieżniki wchodzą na nasz teren, tylko że my im ten teren zabraliśmy i zasadniczo one są cały czas u siebie, od tysięcy lat, a my jesteśmy elementem obcym.
MP: Wilki są też dobrym przykładem projektowania na przyrodę naszych wyobrażeń oderwanych od rzeczywistości. Wydaje mi się, że wiedza, którą przyniosły obserwacje życia wilków, przedostaje się do szerszej świadomości. Wiemy już na przykład, że samce alfa nie walczą o przywództwo watahy (kruszy się opowieść o agresywności), tylko że wilki żyją w grupach rodzinnych.
TS: Przykładanie ludzkiej miary do zachowań zwierząt zawsze prowadzi w ślepą uliczkę. Nie jestem bez winy jako pisarz dziecięcy, aczkolwiek staram się zachować zdrowy balans między próbą wytłumaczenia dzieciom skomplikowanego procesu a chęcią przedstawienia ciekawej fabuły.
Nowe odkrycia dotyczące wilków i generalnie problem agresji w środowisku naturalnym zasługują na osobną rozmowę. W badaniach powszechnie wykorzystuje się obecnie fotopułapki. Są doskonałym źródłem obserwacji zachowań różnych gatunków. Interakcje pokazują nam, że my jeszcze cały czas – mówię też o sobie, biologu– posługujemy się utartymi schematami myślowymi. Jeżeli na nagraniu z fotopułapki spotykają się drapieżca i ofiara, spodziewamy się krwawej jatki. A wielokrotnie nic się nie dzieje. Nie istnieją agresywne zwierzęta. Są zwierzęta, które chcą zaspokoić głód albo się obronić, albo spełnić jakąś inną potrzebę, ściśle określoną przez mechanizmy funkcjonowania danego gatunku – i osobnicze, i w ekosystemie. Przypinamy zwierzętom łatki i oczekujemy konkretnych zachowań. Nagrania z fotopułapek przepięknie zaprzeczają naszym oczekiwaniom rodem z horroru. Pokazują, że przyroda jest o wiele bardziej skomplikowana i tajemnicza, niż sądzimy, a przez to ciekawa. Nadal warta badania.
MP: Drapieżniki, a może szerzej: duże zwierzęta, często przysłaniają nam – metaforycznie – bogactwo leśnego świata zwierzęcego.
TS: Najbardziej spektakularne gatunki od zawsze przyciągały największą uwagę. Należały wręcz do grupy animalia superiora, czyli najbardziej dostojnych zwierząt, głównego obiektu królewskich łowów w Puszczy Białowieskiej. Wiązało się to z ich szczególną ochroną.
Żubr jest ostatnim przedstawicielem megafauny i bez wątpienia gatunkiem ikonicznym. Jeleń, łoś, sarna, dzik, wilk, ryś skupiają pewnie 90 procent zainteresowania ludzi dziką polską przyrodą. Dodajmy niedźwiedzia i na południu Polski mamy komplet animalia superiora. A co z borsukiem? Co z banalnym, wydawałoby się, lisem? Co z mnóstwem gryzoni, które budują niesamowicie skomplikowaną sieć korytarzy pod korzeniami drzew? Gdybyśmy chcieli opisać choć dziesięć pomijanych gatunków, zajęłoby to nam dużo czasu…
MP: Wybierzmy jeden.
TS: Popełniłbym duże faux pas, gdybym na pierwszym miejscu nie umieścił ryjówek. Ryjówka widnieje w logo Instytutu Biologii Ssaków PAN. Badania nad ryjówkami doprowadziły do powstania naszej placówki i chyba największego w jej dziejach odkrycia, znanego jako zjawisko Dehnela (profesor August Dehnel był założycielem Instytutu). Ryjówki zafascynowały mnie do tego stopnia, że poświęciłem im serię komiksów znaną pod nazwą saga o ryjówce (cztery tomy, Ryjówka przeznaczenia, Norka zagłądy, Powrót rzęsorka i Zguba zębiełków). To fantasy w świecie ryjówek, rzęsorków i zębiełków. Robimy sobie wielką krzywdę, nie poświęcając większej uwagi tym maluszkom, najmniejszym ssakom w Europie. Ryjówka malutka, czyli najmniejszy przedstawiciel rodziny ryjówkowatych, waży około czterech gramów. Zmieściłaby się na łyżeczce do herbaty. Należy do czołówki najstarszych ewolucyjnie gatunków ssaków, wielokrotnie starszych od nas. Może dlatego badania nad ryjówkami przynoszą tyle zadziwiających rezultatów. Przede wszystkim, mimo pozornego podobieństwa do małych gryzoni, te drobinki nie mają z nimi nic wspólnego. Są głównie owadożerne, mięsożerne. Czasami uzupełniają dietę owocami czy innym pokarmem roślinnym, ale zasadniczo żywią się mięsem i muszą praktycznie non stop polować ze względu na szybki metabolizm. To ich druga fantastyczna cecha. W zasadzie ryjówka żyje na ciągłym głodzie i w ciągu dnia musi zjeść średnio tyle, ile waży. Zjawisko Dehnela jest związane właśnie z tempem metabolizmu i dietą ryjówki. Łatwo sobie wyobrazić, że skoro ryjówka musi kilkanaście, kilkadziesiąt razy dziennie zapolować na ofiary swojego kalibru, czyli głównie bezkręgowce, owady, dżdżownice, ślimaki, ma ogromny problem ze zdobyciem pokarmu w okresie, kiedy jej ofiary ukrywają się pod ziemią, aby przetrwać zimę.
MP: Jaką ma strategię?
TS: Profesor Dehnel odkrył, że ryjówki, a w zasadzie cała rodzina ryjówkowatych, jesienią się zmniejszają. Fizycznie, łącznie ze szkieletem i organami wewnętrznymi, w tym mózgiem, co drastycznie obniża zapotrzebowanie ryjówki na energię. Dzięki temu ryjówka ma szansę przy zmniejszonej podaży pokarmu przetrwać najtrudniejszy okres. Wiosną zaczyna się odwrotność tego procesu, a więc odtwarzanie połączeń kostnych i odrastanie organów wewnętrznych (również odtwarzanie tkanki mózgowej). To coś fascynującego i do dzisiaj jest przedmiotem badań naukowych. Wyobraźmy sobie, że poznamy mechanizmy rządzące odtwarzaniem tkanki mózgowej – zyskalibyśmy niezwykły potencjał do zastosowania także w medycynie.
O ryjówkach można opowiadać praktycznie bez końca. Mają specyficzną strukturę społeczną, są nieufnymi samotnikami, za to osobliwie opiekują się młodymi. Polecam ćwiczenie na wyobraźnię: jakie to niesamowite, że w jednym odcisku racic żubra – gatunku, który jak czarna dziura ściąga większość uwagi poświęconej zwierzętom Puszczy Białowieskiej – zmieści się cała rodzina ryjówek, tak fenomenalnych zwierząt.
MP: Wróćmy do człowieka. Wspominał pan o osadach w puszczy. W jakim stopniu ta wczesna obecność człowieka była współistnieniem, a w jakim – eksploatacją? Czy obecność człowieka w lesie jest równoznaczna z eksploatacją?
TS: Wcześniejsza obecność absolutnie nie była eksploatacją. Puszczę Białowieską zaczęliśmy eksploatować dopiero około stu lat temu, a w innych lasach ten proceder trwa od kilku stuleci.
Skupmy się na Puszczy – w pewnym uproszczeniu można stwierdzić, że obecność człowieka na tym obszarze jest równie stara jak sama Puszcza. Kolejne fale osadników, które do Puszczy przybywały – zamieszkiwały w niej, chowały swoich zmarłych – dosyć harmonijnie z Puszczą współżyły. Funkcjonowały niewielkie osady i łowiectwo, od starożytności były małe pola uprawne. Niektóre kultury osiągnęły taki poziom zaawansowania, że już dwa tysiące lat temu zbierały rudę darniową, przetapiały ją w prymitywnych piecach dymarkach na żelazo i wykuwały sobie podstawowe narzędzia. Oczywiście od starożytności drewno wykorzystywano na rozmaite sposoby: nie tylko jako budulec i surowiec energetyczny, ale też do produkcji węgla drzewnego, smoły, dziegciu itp. W czasach nowożytnych, kiedy znano już bardziej zaawansowane metody wykorzystywania leśnych zasobów, puszczy nadal udawało się uniknąć losu innych, doszczętnie zniszczonych lasów. Trochę jej się poszczęściło, trzeba przyznać, bo już za czasów Jagiełły zyskała status królewskiego łowiska, a więc miejsca traktowanego szczególnie, zarezerwowanego na potrzeby królewskich polowań. Mimo tego nie była rezerwatem z zakazem wstępu.
MP: Król nie zakazywał wstępu?
TS: Wręcz przeciwnie. Zakaz i tak wcześniej czy później zostałby złamany. Władcy na bazie specjalnych uprawnień, praw wchodowych, pozwalali na wstęp do puszczy i jej użytkowanie, z wyłączeniem dwóch sposobów: wycinania drzew i polowania na zwierzęta.
Ówczesne wykorzystanie puszczy moim zdaniem doskonale pokazuje, jak zmieniło się nasze podejście do lasu i do tego, co rozumiemy jako jego produkt. Sądzę, że dzisiaj na pytanie, co pozyskujemy z lasu, 90 procent osób odpowie, że drewno. Wracamy do definicji lasu, który w wielu przypadkach jest plantacją drzew i zbiera się na niej drewno.
Czterysta, trzysta, ba – dwieście lat temu w Puszczy Białowieskiej przede wszystkim koszono łąki. Najpowszechniejszym sposobem użytkowania terenów puszczańskich była produkcja siana. Aż trudno uwierzyć. Na drugim miejscu plasowało się bartnictwo, produkcja miodu i wosku, również rozpowszechnione, chociaż zajmowała się nim wąska grupa ludzi. Bartnicy tworzyli zamkniętą kastę, przekazywali sobie tajniki rzemiosła z pokolenia na pokolenie. Miejsce trzecie – łowienie ryb – z jednej strony pokazuje, że dawny system rzek był mocniej rozbudowany, a z drugiej strony musiały one być o wiele bardziej zarybione niż dzisiaj. Niemniej to zadziwiające, że czterysta lat temu ludność wywoziła z puszczy siano, miód i ryby. Na podium nie załapały się wypas krów w puszczy, a kolejne miejsce zajmowało zbieranie chrustu, grzybów i owoców leśnych.
MP: Drewno nie było podstawowym materiałem pozyskiwanym w lesie.
TS: Otóż to, a my zupełnie o tym zapomnieliśmy. Warto jak najszerzej przypominać, że las bardzo długo nie był źródłem drewna. Drewno było produktem pobocznym. Z pełną odpowiedzialnością możemy powiedzieć, że eksploatacja drewna w Puszczy Białowieskiej na przemysłową skalę rozpoczęła się ledwie sto lat temu.
Wiek XIX, okres władania carskiego, bywa nazywany okresem eksploatacji. W wielu przewodnikach możemy przeczytać, że wówczas puszczę uregulowano, zaczęto sadzić drzewa i mocno w nią ingerować. Przy bliższym spojrzeniu na ten temat podczas przygotowywania habilitacji stwierdziłem ze zdziwieniem, że była to tylko rosyjska propaganda sukcesu. Głosiła: „nareszcie cywilizujemy puszczę”. Mimo wielkich planów, ogromnych starań i dużych nakładów przez cały XIX wiek nie udało się w puszczy wprowadzić racjonalnej gospodarki leśnej, z kilku względów. Przede wszystkim zaważyła na tym obecność żubra: nie można puszczy ciąć, bo jest ostatnim miejscem, gdzie żyje to wspaniałe zwierzę. O dziwo, ten argument dwieście lat temu zadziałał.
MP: Czytałam, że ogromna wycinka zaczęła się w czasie I wojny światowej. TS: To był dokładnie ten moment. Rok 1915, a więc nieco ponad sto lat temu. Niemniej to zaledwie sto lat z dwunastu tysięcy. Tylko moment w czasie. Stale podkreślam, że mówimy o ostatnich dwóch, trzech pokoleniach, które pamiętają tę eksploatację. Wcześniej były tych pokoleń setki. Żyły w puszczy i dzięki niej, a jednocześnie pozostawiały ją w niezmienionej kondycji. Ciekawe, w jakim stanie pozostawi ją obecne pokolenie?