Termin „krajobraz” ma wiele znaczeń w kontekście miejskim. Sposoby używania tego pojęcia w odniesieniu do rozwoju tkanki miejskiej różnią się w zależności od przyjmowanych kryteriów: środowiskowych, normatywnych, ekonomicznych i społecznych. W etymologicznym odniesieniu do widzenia pojęcie krajobrazu sugeruje związek z przestrzenią oparty raczej na pozycji widza niż na sprawczości. Aspiracja do kontroli nad tym, co można zobaczyć, utorowała drogę do polityki miejskiej – nadzorującej zachowanie historycznego dziedzictwa, ochronę sylwety miasta oraz wielu innych obszarów. Pomimo domyślnej bierności widza przekształcanie współczesnych krajobrazów miejskich znalazło się w centrum uwagi wielu skonfliktowanych podmiotów. W niniejszym artykule przyjrzę się czterem sposobom, za pomocą których w ciągu ostatniego dziesięciolecia różne pojęcia miejskiego „krajobrazu” były wykorzystywane w debatach na temat rozwoju tkanki miejskiej Budapesztu.
1. KRAJOBRAZ JAKO FORMA
W pierwszych latach XXI wieku problemy krajobrazu i ochrony dziedzictwa architektonicznego Budapesztu były podnoszone w związku z debatami na temat wieżowców i wyburzeń w dzielnicach położonych w centrum stolicy Węgier. W roku 2002 pierwszy postkomunistyczny naczelny architekt miasta, István Schneller, zainicjował wprowadzenie ograniczeń wysokości zabudowy w celu ochrony historycznej sylwety miasta. Limity te, ustanowione w celu zachowania miejskiego krajobrazu zdominowanego przez wzgórza Budy i wieże kościołów, wyznaczono na poziomie 30 metrów dla budynków wznoszonych w obrębie trzeciej obwodnicy oraz 55 metrów dla obiektów na terenach położonych poza nią. Regulacja ta zamroziła listę najwyższych budynków miasta, pozostawiając na jej czele gmach parlamentu (zbudowany w 1903 roku) oraz bazylikę św. Stefana (1905). Schneller sprawował urząd do 2006 roku, a wraz z jego rezygnacją na nowo rozpoczęły się spekulacje na temat powrotu możliwości budowania drapaczy chmur w Budapeszcie – możliwości, która szybko wyparowała wraz z nadejściem kryzysu gospodarczego w 2008 roku. Schneller, który był często krytykowany za swoją reakcyjność i romantyzm, opisywał limity wysokości jako narzędzie ochrony tkanki budowlanej historycznego krajobrazu Budapesztu:
Tradycyjne europejskie miasto nie potrzebuje substytutów, ponieważ zawiera w sobie wszystko, co wielkoskalowe budynki mogą wytworzyć w sztuczny sposób. Centralne obszary Budapesztu cechują się jedną z najbardziej eklektycznych tkanek budowlanych w Europie. Niemożliwe jest budowanie tutaj wysokościowców bez naruszania tej tkanki – niemożliwe i niepotrzebne.
Ochrona historycznego krajobrazu miejskiego była powracającym argumentem w pierwszych latach XXI wieku, dziedzictwo zaś stało się główną kategorią debat politycznych na temat rozwoju miasta. Krajobraz Budapesztu widziany od strony Dunaju został nominowany do Listy Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO w 1987 roku jako pierwszy taki obszar na Węgrzech. W związku z tym zrozumiała wydaje się konsternacja, jaką w 2003 roku wywołało ogłoszenie przez prezydenta miasta rozbudowy na brzegu rzeki drogi szybkiego ruchu, którą uznano za niezbędną do powstania nowej oczyszczalni ścieków na południu miasta i ułatwienia ruchu samochodowego bez zmniejszania przepustowości dróg. Decyzja ta spotkała się z wielkim niezadowoleniem, ponieważ czteropasmowa droga doprowadziłaby do całkowitej izolacji Dunaju od miasta.
Jesienią 2003 roku Budapeszteńska Fundacja Światowego Dziedzictwa (BVA) zwróciła się do centrali UNESCO w Paryżu z listem-skargą na planowane inwestycje. Protest BVA skupił się na rozbudowie drogi szybkiego ruchu, która w rozumieniu Fundacji prowadziła do zmiany „scenerii” światowego dziedzictwa. W odpowiedzi na apel Budapeszt odwiedzili eksperci UNESCO i sformułowali zalecenia, w których wprost wypowiadali się przeciwko rozbudowie drogi i optowali za zachowaniem nabrzeży na wyłączny użytek ruchu pieszego. Propozycja ta nie miała, rzecz jasna, mocy prawnej, która mogłaby unieważnić decyzje wybranych demokratycznie władz suwerennego państwa. Naciski wywierane na radę miejską opierały się przede wszystkim na kwestiach związanych z prestiżem: UNESCO ostrzegło miasto, że możliwe jest odebranie tytułu, co mogłoby się okazać klęską nie do udźwignięcia dla władz miejskich. Pod wpływem tego ostrzeżenia prezydent miasta zarządził opracowanie kilku alternatywnych koncepcji, ostatecznie plany przebudowy nabrzeża zostały zarzucone.
W połowie tej samej dekady idea „koherentnego krajobrazu miejskiego” była również używana jako argument w sytuacjach, kiedy dochodziło do dylematu, czy zrujnowane budynki położone w historycznych dzielnicach powinny być odnawiane wysokim kosztem, czy też powinno się je rozbierać, pozwalając na to, by zastąpiły je nowe budynki biurowe i mieszkalne, które mogłyby dostarczyć bodźca rozwoju gospodarczego i demograficznego dzielnicom stolicy. Plan rozwoju centralnie położonej dzielnicy Erzsébetváros, wypracowany przez lokalne władze i opierający się na dużej liczbie wyburzeń, został podpisany w roku 1999 przez prezydenta Budapesztu i urząd konserwatora zabytków. W roku 2002 aleja Andrássyego i jej „strefa buforowa”, obejmująca również ulice znajdujące się w głębi Erzsébetváros, zostały uznane za światowe dziedzictwo kulturowe.
Mimo to rozbiórki na owym terenie nadal trwały, przyciągając coraz większą uwagę opinii publicznej i wywołując wielkie społeczne niezadowolenie. W roku 2004 biuro konserwatora zabytków objęło tymczasową ochroną kwartał zabudowy pomiędzy bulwarem Károlya Róberta, ulicami Dohány i Klauzála, placem Klauzála oraz ulicami Csányiego i Király, a jesienią tego samego roku nadano mu status „obszaru dziedzictwa architektonicznego”, rozszerzając ochronę pojedynczych budynków na cały teren. Aby powstrzymać rozbiórki, Stowarzyszenie „Óvás!”1, zwróciło się do UNESCO z prośbą o pomoc w zagwarantowaniu ochrony miejscu o randze światowego dziedzictwa i oficjalnie poprosiło prezydenta miasta i ministra kultury o podjęcie stosownych działań. W odpowiedzi na apel UNESCO zastosowało te same narzędzia co w wypadku nabrzeża Dunaju: raz jeszcze pojawiła się groźba odebrania miastu tytułu i usunięcia z listy.
Przedstawiciel władz dzielnicy, broniąc wyburzeń jako niezbędnych do poprawy warunków życia na tym terenie, stwierdził: „Patrzę nie tylko na budynki, ale także na 10–12 tysięcy mieszkańców, których los jest dla mnie bardzo ważny”2. W dyskusji na temat rozbiórek pojęcia lokalnej tradycji oraz historycznego krajobrazu uzyskały alternatywne, często przeciwstawne znaczenia, co pokazuje wywiad przeprowadzony z posłem Andrásem Hontem: „protestujący mają równie wąskie horyzonty jak władze miasta, które sprzedają pojedyncze parcele, wykorzeniając je z ich naturalnej tkanki. Widzą budynki, a nie miasto. Aby charakter i funkcje pozostały takie same, identyczne z tym, co było tam wcześniej, wiele rzeczy musi się zmienić”3.
W zwycięstwie przeciwników rozbiórek rolę równie ważną jak groźby prawne odegrał kryzys gospodarczy, który zaczął się w 2008 roku. W miarę jak opadał entuzjazm dla wznoszenia nowych obiektów mieszkalnych na miejscu historycznych budynków, malało również zagrożenie dla historycznej tkanki, pozostawiając na miejscu kwitnące nocne życie – jedyną działalność, która przynosiła zysk w zniszczonej zabudowie dzielnicy.
2. KRAJOBRAZ JAKO KONTROLA
W kwietniu 2010 roku Imre Ikvay-Szabó, ówczesny wiceburmistrz w kontrolowanych przez liberałów władzach Budapesztu powiedział dziennikarzom na konferencji prasowej, że „stoiska z warzywami i owocami mają negatywny wpływ na krajobraz miejski”4. Zaproponował zawieszenie pozwoleń na sprzedaż żywności w przestrzeni publicznej w centralnych obszarach miasta, gdzie turystom mogą przeszkadzać obrazy biedy. Chociaż jego propozycja nigdy się nie zmaterializowała w postaci rozporządzeń zmieniających regulacje dotyczące przestrzeni publicznej, z całą pewnością odzwierciedlała preferencje polityków odnośnie do zachowań i obecności określonych grup społecznych w tejże przestrzeni. Poza wyrugowaniem działalności handlowej z ulic nowe regulacje miejskie dla przestrzeni publicznej Budapesztu miały również zreformować zachowanie ludzi poprzez neutralizację i podporządkowanie obszarów określonym funkcjom, wykluczenie działalności prywatnej i stygmatyzację nonkonformistycznych aktorów, mającą na celu wykluczenie muzyki, picia i bezdomnych z przestrzeni publicznej.
Komentarze Ikvaiego-Szabó nie były pozbawione precedensów. Już na początku XXI wieku liberalny budapeszteński ratusz zapożyczył od Rudolpha Giulianiego politykę „zero tolerancji” stworzoną przez niego w latach 90. na potrzeby Nowego Jorku. Za pomocą ograniczenia miejsc sprzyjających bezdomnym na stacjach metra w 2000 roku, usunięcia nieformalnych pchlich targów otaczających hale targowe w 2001 roku, oczyszczenia przejść podziemnych w roku 2003 i wprowadzenia nieprzyjaznych dla bezdomnych mebli miejskich w ciągu dekady codzienne aktywności przedstawicieli społecznej podklasy zostały ograniczone i usunięte z widoku publicznego.
Z pewnością dyscyplina i kontrola przestrzeni miejskiej okazały się kluczowymi elementami polityki dla obu węgierskich obozów politycznych. W trakcie wyborów samorządowych w roku 2010 István Tarlós, kandydat prawicowej partii rządzącej Fidesz, ogłosił następujący program:
Podejmiemy poważne i skuteczne działania na rzecz rozwiązania problemu bezdomnych (współpracując z fundacjami i organizacjami pozarządowymi, ale także stosując narzędzia władzy), aby zapobiec żebractwu, nielegalnym reklamom, malowaniu graffiti i śmieceniu. […] Oczyścimy – w dosłownym i kryminalistycznym sensie tego słowa – przejścia podziemne, dostarczając równocześnie rozwiązań dla problemu bezdomności, zapewniając profesjonalnie ludzkie warunki i czyniąc to z przekonaniem i konsekwentnie.
Tarlós, wygrywając wybory i stając się pierwszym prawicowym prezydentem Budapesztu od upadku komunizmu, zainicjował i podpisał wiele ustaw przeciwko bezdomnym w roku 2011. Kryminalizując biedę w takim sensie, w jakim Loïc Wacquant opisuje środki stosowane przez neoliberalne władze miejskie przeciwko biedzie, rada miejska Budapesztu zagłosowała za wprowadzeniem grzywny w wysokości 50 tysięcy forintów (165 euro) za używanie przestrzeni publicznej do celów mieszkaniowych, jednak bez wyraźnego określania, co miałoby to znaczyć. W Józsefváros, dzielnicy znanej z biedy, zamieszkiwanej przez liczną populację romską, prezydent zaproponował grzywnę w wysokości 10 tysięcy forintów (33 euro) za przeszukiwanie koszy na śmieci, która to propozycja została przegłosowana przez radę miejską. Chociaż pracownicy społeczni i organizacje pozarządowe poddały te regulacje gwałtownej krytyce, musiały upłynąć lata, zanim Trybunał Konstytucyjny zdołał unieważnić niektóre z tych przepisów.
Kilka lat później, w styczniu 2014 roku, władze Budapesztu otworzyły nowy front, odmawiając organizacjom charytatywnym zgody na rozdawanie żywności w centralnie położnych przestrzeniach publicznych, twierdząc, że stanowi to utrudnienie dla mieszkańców i turystów. Nowa polityka, mająca na celu wypychanie biedoty z centrum miasta, sprawiła, że grupy społeczne już i tak upośledzone przez kryzys gospodarczy, stały się jeszcze bardziej bezbronne. Chociaż polityka ta zrodziła mocną krytykę ze strony obrońców praw człowieka i ekspertów do spraw dobrobytu, zainspirowała również inicjatywy polegające na całkowitym przeciwstawianiu się tym regulacjom.
Heti Betevő (Chleb Tygodniowy) – nieformalna organizacja służąca dystrybucji żywności – zrodziła się ze współpracy osób prywatnych i restauracji działających w komercyjnej śródmiejskiej dzielnicy. Fundusze potrzebne do zakupu, przygotowania i dystrybucji jedzenia były gromadzone społecznie za pomocą skarbonek zainstalowanych w wielu lokalach restauracyjnych. Po roku działalności program Heti Betevő gromadzi wystarczająco dużo środków, aby co niedzielę wydać 250 posiłków, które podaje się na niszczejących stołach i ławach położonego w centrum, ale niezwykle zaniedbanego placu Klauzála.
Heti Betevő stanowi doskonały przykład tego, jak oddolna inicjatywa może przeciwdziałać regulacjom i narzuconym z góry wizjom przestrzeni publicznej. Jeżeli program działa jako równoległa pomoc społeczna w obszarze porzuconym przez władze państwowe i miejskie, zmienia również znaczenie przestrzeni. Działając nielegalnie, Heti Betevő daje placowi nowe życie, rozszerzając pojęcie przestrzeni publicznej, zmieniając ją w strefę wymiany, solidarności, sytuując poza zdominowanymi przez politykę enklawami dobrobytu i równoważąc destrukcyjne skutki kryzysu gospodarczego.
3. KRAJOBRAZ JAKO ZYSK
Równolegle z wysiłkami prowadz ącymi do „wyczyszczenia” historycznego centrum Budapesztu rząd we współpracy z władzami dzielnicowymi i miejskimi rozpoczął spektakularne działania rewitalizacyjne w centralnych dzielnicach stolicy. Bezwzględna większość, jaką dysponuje partia konserwatywna w parlamencie i rządzie, umożliwiła jej od 2010 roku sterowanie procesem decyzyjnym dotyczącym rozwoju miasta i państwowych inwestycji. Scentralizowany sposób zarządzania przez władze państwowe połączony z wyłączeniem obszarów miasta spod lokalnie obowiązujących regulacji umożliwił pojawianie się w węgierskich miastach i miasteczkach prestiżowych realizacji z zadziwiającą skutecznością.
Wiele spośród tych rządowych projektów to widowiskowe przedsięwzięcia mające na celu odtworzenie dawnego krajobrazu i odzyskanie blasku przez budynki w centrum Budapesztu. Należą do nich zamknięcie dla ruchu samochodowego placu Kossutha przed budynkiem parlamentu, renowacja kampusu Ludovika przy Uniwersytecie Obrony Narodowej, reprezentacyjnego pałacu Vigadó oraz Pałacu Królewskiego, a nawet spektakularne ponowne otwarcie pałacowo-ogrodowego kompleksu Várkert Bazár na brzegu Dunaju (bez nadania mu konkretnej funkcji). Przedsięwzięcia te mają na celu przywrócenie prestiżowego charakteru publicznych instytucji. Zrealizowane i dopiero planowane nowe budowle obejmują stadiony futbolowe i centra sportowe, ale także muzea i siedziby uczelni. Wszystkie te projekty łączy kilka niepokojących cech: żaden z nich nie ma przejrzystego budżetu, żaden z nich nie został wyłoniony w drodze konkursu architektonicznego ani poprzedzony profesjonalnymi konsultacjami. Umniejszanie publicznej roli profesjonalistów i ich izolacja od politycznego procesu decyzyjnego stały się szczególnie widoczne w wypadku Liget Budapest – planowanej dzielnicy o charakterze kulturalnym.
W ramach wielkoskalowej, widowiskowej interwencji rządowe plany dla Liget Budapest – składającej się z pięciu gmachów dzielnicy muzeów położonej w jednym z największych parków publicznych – zostały przygotowane bez analizy środowiskowej i konsultacji z planistami oraz muzealnikami, w uznaniu tego obszaru za specjalną strefę rozwoju, wyjętą spod lokalnego prawa. Międzynarodowy konkurs na plan ogólny obszaru i projekty budynków dla każdego z muzeów podzielił przedstawicieli profesji: część izb architektonicznych wezwała architektów do bojkotu konkursu. Mimo że prace projektowe trwają, finansowanie realizacji muzeów stoi pod znakiem zapytania, by nie wspomnieć o niepewności dotyczącej liczby ich przyszłych użytkowników – narastają obawy, że powstaje wielki bezużyteczny kompleks architektoniczny.
Podczas gdy niedawno ogłoszono zwycięzców konkursów na projekty głównych budynków (SANAA i Snøhetta dla Muzeum Ludwig, Sou Fujimoto dla Domu Muzyki, Vallet de Martinis dla Muzeum Etnograficznego i KÖZTI dla Muzeów Fotografii i Architektury), debata ogniskuje się nie tyle wokół architektonicznej formy planowanych muzeów, ile wokół przyszłości jednego z najważniejszych publicznych parków stolicy Węgier. Projektanci wielu spośród wybranych propozycji architektonicznych starali się wtopić je w krajobraz wyznaczany przez stuletnie drzewa. Zabudowanie znacznej części parku nieodwracalnie ograniczy jednak jego zieloną powierzchnię, tworząc nowe bariery między parkiem i sąsiadującymi z nim dzielnicami, a niektórym z nich dramatycznie brakuje terenów zielonych.
Argumenty przywoływane na rzecz nowej dzielnicy mają głównie ekonomiczny charakter: chociaż żadna analiza nie wspiera rządowego optymizmu, ludzie stojący za planem kładą nacisk na długoterminową rentowność i przegrupowanie kapitału instytucji kultury. Jeśli dzielnica muzeów zostanie zrealizowana, park, pierwotnie pomyślany jako zielony teren dostarczający tlenu w głąb Pesztu, będzie stopniowo przekształcany w krajobraz konsumpcji kultury i innych towarów, mechanizm ekonomicznego zysku.
4. KRAJOBRAZ JAKO OCHRONA
Mieszkańcy Budapesztu od XIX wieku stopniowo tracili dostęp do Dunaju. Kolejne przedsięwzięcia inżynieryjne pogłębiały izolację rzeki od miasta, począwszy od budowy umocnień nabrzeża w latach 40. XIX stulecia i zamknięcia rzeki w głębokiej dolinie w centrum miasta, aż po wprowadzenie w latach 60. i 70. XX wieku dróg szybkiego ruchu biegnących wzdłuż rzeki.
Tylko niektóre części brzegu rzeki pozostają nadal dostępne: położone na krańcach Budy, takie obszary jak kąpielisko Római na północy czy zapora Kopaszi na południu są bardzo popularnymi celami weekendowych i świątecznych wyjazdów. Znaczna część tych obszarów to również tereny zalewowe, niezdatne dla budownictwa mieszkaniowego. Na przykład nabrzeże kąpieliska Római może służyć ludziom wyłącznie w sezonie jako przystań dla barek mieszkalnych i lokalizacja infrastruktury turystycznej.
Pomimo zakazu budowania na tych obszarach, w ostatnich dekadach na terenie kąpieliska Római wzniesiono niezliczone stałe obiekty. Ponieważ zrobiono to niezgodnie z prawem, ich właściciele musieli sobie radzić z regularnymi powodziami, które obniżały wartość ich nieruchomości. Ta grupa mieszkańców miasta, w tym zwłaszcza właściciele hoteli i innego rodzaju przedsiębiorcy turystyczni, zyskała jednak w ostatnich dekadach na znaczeniu, tworząc sieć powiązań z dzielnicowymi i miejskimi politykami, wspierając ich kampanie i pozostając w gotowości do obrony ich ambicji.
Na początku 2012 roku budapeszteńskie władze miejskie ogłosiły budowę wartej 2 miliardy forintów (6 milionów euro) ruchomej tamy, która miałaby zostać zainstalowana wzdłuż nabrzeża. Planowany zasięg tamy obejmuje również wzniesione bez pozwolenia budowle i ma zagwarantować im ochronę. Właściciele tych nieruchomości wsparli propozycję prezydenta Budapesztu, jednak koncepcja ta wywołała sprzeciw mieszkańców stolicy. By objąć ochroną kilka nielegalnie zbudowanych nieruchomości, tama wyeliminuje znaczną część naturalnego brzegu Dunaju w rejonie Római, a tereny zielone i plaże zostaną zalane betonem.
Po początkowym okresie milczenia zaczął się formować szeroki front opozycyjny, w ramach którego powstały kontrekspertyzy dotykające ściśle technicznych zagadnień ochrony przeciwpowodziowej. Pomimo silnych politycznych nacisków wielu inżynierów sprzeciwiało się koncepcji mobilnej tamy, podkreślając jej wady przeważające nad zaletami. Po wielu miesiącach mobilizacji i mocno zauważalnej kampani biuro konserwatora przyrody dla doliny środkowego Dunaju zażądało pogłębionej analizy środowiskowej, zawieszając pozwolenia niezbędne do rozpoczęcia budowy.
Tymczasowe zwycięstwo oponentów tamy wzięło się z faktu, że udało im się zmobilizować ekspertów i wprowadzić do publicznej debaty narrację sprzeciwiającą się planowanej budowie. Wyjątkowo tym razem środowiskowy argument mający chronić interes publiczny pokonał koalicję prywatnego biznesu i sfer politycznych.
+1. KRAJOBRAZ JAKO METABOLIZM
Konflikty te przedstawiają historie, w których pojęcie krajobrazu zostało użyte w celu obrony lub ataku na określony aspekt miejskiego krajobrazu: środowiskowy, estetyczny, normatywny, ekonomiczny lub społeczny. Zainteresowany sposobami przekroczenia tej semantycznej fragmentacji, w sierpniu 2014 roku wybrałem się na Międzynarodowe Biennale Architektury (IABR) w Rotterdamie.
Główna wystawa, zatytułowana „Miejski z natury” (Urban by Nature), stanowiła prezentację sposobów wykorzystania narzędzi architektury krajobrazu do rozwiązywania sprzeczności między miastem i przyrodą. Promując zrównoważony rozwój miejski jako rozwiązanie służące niwelowaniu kontrastów między miastem i wsią, IABR bazowało na złożonej tradycji architektury krajobrazu powiązanej głęboko z holenderską kulturą i opartej na historycznym podboju obszarów położonych poniżej poziomu morza, a przez to dysponującej imponującą wiedzą na temat przyrodniczej inżynierii.
Myśl leżąca u podstaw Biennale polegała na założeniu, że problemy środowiskowe świata skupiają się w miastach i w związku z tym również w miastach należy szukać rozwiązań: wyzwania związane z przejściem od jednego źródła energii do drugiego, zmiana klimatyczna, bioróżnorodność i odnawialne źródła energii muszą być pomyślane jako elementy urbanistycznego planowania. Konceptualna separacja miasta i przyrody nie daje się utrzymać na dłuższą metę: w epoce antropocenu oddziaływanie człowieka na atmosferę Ziemi jest tak duże, że nie możemy już dłużej mówić o przyrodzie wolnej od ludzkiej interwencji, nie istnieje naturalna równowaga, do której moglibyśmy powrócić.
Główny kurator IABR, Dirk Sijmons, kierownik katedry architektury krajobrazu TU Delft, jest radykalnie technokratycznym przedstawicielem architektury krajobrazu. Dla Sijmonsa krajobraz nie stanowi zbioru formacji terenu, roślin i atmosfer, ale jest polem łączącej się z sobą różnorodności naturalnych i sztucznych przepływów, takich jak woda, energia, żywność, ludzie, odpady, dane. W tekście programowym wystawy Sijmons wskazuje trzy główne wyzwania, wobec których stoją obecnie zawody związane z projektowaniem:
Po pierwsze musimy przyjąć mniej moralizatorskie podejście względem tego, co jest dobre lub złe w procesach przestrzennych. Następnie musimy uświadomić sobie, że miasto stanowi również część przyrody. To wymaga ponownej analizy pojęcia odpowiedzialności. Wymaga to również tego, abyśmy przestali uznawać technologię za coś nienaturalnego i odważyli się uznać ją za kolejną formę ewolucji5
W konsekwencji celowo apolitycznego stanowiska Sijmonsa dylematy związane ze społeczną i środowiskową sprawiedliwością zostały całkowicie wyrugowane z wystawy, podobnie zresztą jak kwestie związane z politycznym i profesjonalnym procesem decyzyjnym, których nie da się uniknąć przy jakichkolwiek projektach infrastrukturalnych przeprowadzanych na dużą skalę w demokratycznych społeczeństwach. Zdaniem Sijmonsa większość problemów światowych metropolii można rozwiązać za pomocą technologii, a ich sukces zależy od środowiskowej równowagi. W miejskim metabolizmie przedstawionym na IABR działania terytorialne są oparte na oczywistym konsensusie między różnymi segmentami społeczeństwa.
Po powrocie z Rotterdamu do Budapesztu zastałem zupełnie inną rzeczywistość. Świadom brakującego środowiskowego konsensusu, zacząłem katalogować momenty z ostatniej dekady, kiedy różne pojęcia „krajobrazu” wkradały się do dyskusji na temat rozwoju Budapesztu. Uświadomiłem sobie, że zamiast korespondować z problemami inżynierii i budownictwa, kwestie krajobrazowe Budapesztu niemal zawsze były zawłaszczane przez konflikty społeczne i polityczne, w ramach których problemy ekologii spychano na ostatnie miejsce w debacie – tam, gdzie permanentny kryzys polityczny nie pozostawia miejsca na to, żeby odnieść się do rozwijającej się na naszych oczach katastrofy środowiskowej.