Małgorzata Kuciewicz i Simone De Iacobis rozmawiają z Saschą Roeslerem

SIMONE DE IACOBIS, MAŁGORZATA KUCIEWICZ: Zacznijmy rozmowę od pana praktyki dydaktycznej, a konkretnie od cyklu seminariów prowadzonych w Accademia di architettura di Mendrisio pod hasłem „Modernizować czy ekologizować? Miasto jako krajobraz energetyczny”. Czy da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie zawarte w ich tytule?

SASCHA ROESLER: Pierwsza część tytułu, „Modernizować czy ekologizować?”, pojawiła się przy okazji seminarium, które prowadziłem w 2017 roku, poświęconego wzorcom urbanizacji we współczesnych Chinach. Rozmawialiśmy więc o typologii ekspresowej urbanizacji i właśnie w tym kontekście zastanawialiśmy się nad wyborem właściwej drogi. Zapożyczyliśmy to sformułowanie z artykułu Brunona Latoura, w którym autor zmaga się z „projektem nowoczesności” Jürgena Habermasa, z punktu widzenia Latoura wciąż niedokończonym. Cała koncepcja ekologii politycznej opracowana przez Latoura była próbą przezwyciężenia pewnych ograniczeń obecnych w „projekcie nowoczesności”. Fajny tytuł dla studentów architektury, prawda? Zwłaszcza że termin „nowoczesność” jest aktualny, wciąż obecny, przynajmniej w kontekście szwajcarskim. Posługujemy się nim w codziennym języku: mówimy o architekturze nowoczesnej, modernistycznej, i zawieramy w tym pojęciu również dzisiejszą architekturę, a nie tylko pewien typ architektury historycznej z lat 20. i 30. XX wieku. Interesujące są spekulacje na temat możliwości zastąpienia idei nowoczesności podejściem bardziej ekologicznym. Takie ogólne przesłanie chcieliśmy przekazać na seminarium.
Uważam, że nikłe jest prawdopodobieństwo prostego zastąpienia nowoczesności, modernizmu, podejściem ekologicznym, niemniej w środowisku architektonicznym musimy na ten temat dyskutować i zmieniać nasze myślenie; zastanawiać się nad możliwym przedefiniowaniem nowoczesności; nad tym, jak włączyć w nasze dyskusje kwestie dotyczące środowiska i warunków klimatycznych w mieście; wreszcie, jak ująć w naszym rozumowaniu sprawczość bytów pozaludzkich.

SDI, MK: Chcemy zagłębić się w metodologię pańskiego seminarium, szczególnie z myślą o studentach – i tych w Polsce, i absolwentach Mendrisio, aktywnych w warszawskiej debacie publicznej. Uważnie przysłuchują się pana wykładom i starają się być na bieżąco z tym, co dzieje się w szkole. Ciekawi nas, jak ewoluował program zajęć, zwłaszcza że zaczął je pan prowadzić jeszcze w 2017 roku, a więc zanim nastąpiły istotne zmiany w debacie publicznej zapoczątkowane przez Młodzieżowy Strajk Klimatyczny Grety Thunberg i raporty IPCC. Na uniwersytetach mamy poczucie, że studenci wnikliwie śledzą te tematy. O ile wiemy, pana seminarium opiera się na studiach przypadków, często z przeszłości. Czy zechce pan podzielić się z nami kilkoma przykładami, które pan przywołuje?

SR: Przestałem używać konceptu wyrażonego pytaniem „modernizować czy ekologizować?” jako klucza, ale może do niego wrócę. Mój kolejny kurs wyewoluował w „Miasto jako krajobraz energetyczny”, a nawet zaowocował wystawą pod tym samym tytułem. Najważniejszym pojęciem są tu krajobrazy energetyczne. Moim zdaniem naprawdę nie mamy wyboru, musimy wyjść poza ramy wyznaczone przez klasyczne idee modernistyczne. Trudno tu opisać moją intelektualną biografię ze względu na jej złożoność. W doktoracie zająłem się historią etnografii architektury w ujęciu globalnym. Próbowałem zidentyfikować zestaw miejsc i tematów, które angażowały architektów spoza Europy, a zarazem praktykowałem etnograficzne podejście do zabudowy, do środowiska architektonicznego, czyli badałem typy budynków, które służą nam w codziennym życiu. Moją praktykę dydaktyczną cechuje ambiwalencja między pracą w archiwach a pracą terenową rozumianą jako praktykowanie architektury. Ciągle zawieszam się pomiędzy tymi dwoma obszarami i czuję, że trzeba podjąć próbę ich zintegrowania. Wydaje mi się, że w pewien sposób wasza praca doskonale odzwierciedla ten obszar moich zainteresowań. W czasach, kiedy pisałem doktorat, architektura koncentrowała się przede wszystkim na budynkach, na codziennych praktykach budowlanych; mniej interesowały ją generowane przez nie złożone uwarunkowania środowiskowe, a jeszcze mniej problemy miejskie. Z mojej perspektywy najważniejsza zmiana ostatnich dziesięciu lat to właśnie szczególny nacisk, jaki zacząłem kłaść na miejski kontekst budynków. Nadal interesują mnie indywidualne realizacje, ale zawsze w korespondencji z otoczeniem i innymi budynkami. Próba głębszego zbliżenia pola praktyki i pracy archiwalnej stwarza nowy rodzaj epistemologii, a także pomaga nam wyostrzyć pojmowanie dziedziny, którą się zajmujemy: już nie klasycznej antropologii, lecz zagadnieniami środowiska i antropocenu.

SDI: Jak pana studenci odbierają koncentrowanie się na uwarunkowaniach środowiskowych budynków, a nie na obiektach? Z naszych doświadczeń Najważniejszym pojęciem są tu krajobrazy energetyczne. Moim zdaniem naprawdę nie mamy wyboru, musimy wyjść poza ramy wyznaczone przez klasyczne idee modernistyczne. pedagogicznych wynika, że niełatwo zaproponować takie podejście do projektowania architektury, które pomagałoby studentom rozwinąć skrzydła, a jednocześnie propagowałoby dbałość o środowisko. Spotykamy się z lękiem związanym z kryzysem klimatycznym, rozpoznajemy tę emocję u studentów, głównie pierwszego roku. Często czują się bezradni w obliczu zadania projektowego. W takich sytuacjach staramy się przekierować ich ku innej perspektywie, podobnej do nowej epistemologii z pana opisu. Dzięki temu, że obserwację żywiołów – sił natury – czynią punktem wyjścia do procesu projektowania, zyskują zupełnie nowe przesłanki i podstawy zamierzonych działań. Ten proces uczenia się opiera się na „adnotacjach”, a nie na „projekcjach”. Takie podejście spotkało się z pozytywnymi reakcjami; zauważyliśmy korzystny wpływ na morale adeptów projektowania. Obserwacje zjawisk przyrodniczych wiążą się z poczuciem celowości, szerszego znaczenia i sensu podejmowanych działań – a to coś więcej niż zadanie, które należy wykonać.

SR: Myślę, że wszyscy tutaj zmagamy się z podobnymi problemami. Wyraźnie widzę, że klasyczne rozumienie architektury z jednej strony, a urbanistyki z drugiej już się nie sprawdza. Musimy nieustannie przemieszczać się między tymi dwoma rejestrami. Jestem niemal pewien, że wy też się z tym spotykacie – i że to trudne, skomplikowane, prawda? Trzeba opracować nową metodologię nauczania, w której studenci mieliby pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie poczuliby się zainspirowani do międzyrejestrowej mobilności. Twierdzę tak na podstawie własnych doświadczeń. Uczymy również etnografii architektonicznej. W tym konkretnym przypadku, w Szwajcarii podczas covidowego lockdownu w 2020 roku studenci musieli rozpoznać i zbadać klimatyczne środowisko własnego mieszkania. To był pierwszy, mały krok w myśleniu o społecznych i kulturowych uwarunkowaniach zamieszkiwania. Rozmowy na ten temat między studentami stworzyły okazję do dyskusji o warunkach klimatycznych i ich ewolucji, o własnym wpływie na klimat, a także o tym, jak się przystosować do zmieniających się warunków klimatycznych. Było to całkiem fajne ćwiczenie, chociaż w skali mikro. Trudno zapewnić wspólne ramy do zintegrowania różnych rejestrów czy wymiarów. Nie wiem, jak wy do tego podchodzicie. Przypuszczam, że też mówicie o budynkach i dużych powierzchniach.

SDI, MK: Dzięki doświadczeniom z jednej strony projektu Dom odziany z jego lokalną, „domową” skalą, a z drugiej badaniom wielkoskalowych terenów zieleni autorstwa Aliny Scholtz zdaliśmy sobie sprawę, że zajmowanie się jednocześnie wieloma skalami, różnymi rejestrami, jest wyzwaniem, ale w jakiś sposób już się do niego przyzwyczailiśmy. Prawa fizyki, podstawowe zasady są przecież zawsze takie same, i ostatecznie od każdego z nas zależy, w jakiej skali będzie pracować. Na przykład w tekście o obiektach halowych użył pan wyrażenia „imaginarium klimatyczne” (climatic imaginary), natomiast w archiwalnym polskim tekście odnaleźliśmy termin „instynkt klimatyczny”1. Towarzyszą mu piękne opisy parków, w których nie chodzi o kompozycję, ale o to, jak zbiorniki wodne odświeżają powietrze w cyklu dobowym. Autor opisu uważa, że projektant parku wykazał się silnym „wyczuciem klimatycznym”. Ważne, aby pokazać, że mikroklimat jest czymś, co da się skonstruować. Tradycyjnym, „rdzennym” architektom wydaje się to dość abstrakcyjne, i chociaż doskonale rozumieją możliwość kontrolowania warunków klimatycznych w pomieszczeniach, nie widzą potencjału w próbach wpływania tymi samymi ścianami na warunki klimatyczne na zewnątrz.
W tym sensie – odnoszę się do wspomnianych związków między budynkiem a urbanistyką – nigdy tak naprawdę nie projektujesz wyłącznie budynku, ponieważ budynek zawsze wpływa na otoczenie. Wszystko jest z sobą powiązane. Działanie na tym poziomie złożoności to nieustanne siłowanie się z przeróżnymi zależnościami i powiązaniami. Jak nimi zarządzać, jak sobie z nimi radzić? Zdarza się, że nawet niewielki obiekt porusza rozległą siecią powiązań.

SR: W pewnym sensie ta dyskusja dotyczy mikroklimatów jako artefaktów. Jeśli pomyślimy o mikroklimatach w ten sposób, wykroczymy poza obszar praw fizyki. Wiedzy dostarczą nam również badania etnograficzne, doświadczenia kulturowe, a także warunki społeczne w połączeniu z fizycznością miejsca. Może wszystko to powinno się znaleźć w nowym programie czy alternatywnej metodyce nauczania, którą powinniśmy wypracować na potrzeby współczesności. Szczerze mówiąc, trudno zaproponować proste, uniwersalne i niezawodne rozwiązanie, bo już w trakcie zajęć okazuje się, że jedno ćwiczenie jest pomocne, a inne nie. Nawet jeśli coś „działa”, to u konkretnych, pojedynczych studentów, a nie ogółu.

SDI, MK: W tym numerze „Autoportretu” podjęliśmy się trudnego zadania: pokazać, że mikroklimat tak naprawdę jest tematem z dziedziny architektury – rzecz oczywista w pana praktyce architektonicznej, ale większość architektów wciąż nastawia się przede wszystkim na obiekt, budowlę. Wchodząc do dużej hali ze sztucznie wytworzonym klimatem tropikalnym – na przykład do cieplarni w zuryskim zoo – czujesz, że coś tu nie gra, jest wyraźnie za gorąco albo za wilgotno. W tym momencie zdajesz sobie sprawę, że tutejszy klimat został skonstruowany celowo. Za to w centrum handlowym, gdzie panują idealnie skalibrowane warunki klimatyczne, ich sztuczność przechodzi niezauważona. Podobnie jest z zielenią przeznaczoną do wykreowanego, „rzemieślniczego” mikroklimatu – jeśli została dobrze zaprojektowana, staje się niewidoczna. Praca z pozornie niewidzialnym, niezauważalnym tematem, może być problemem.

SR: Rzeczywiście, uświadamianie sobie warunków mikroklimatycznych ma wymiar psychoanalityczny. Z jednej strony mamy do czynienia z nieświadomą różnorodnością mikroklimatyczną miasta, z drugiej architekci i projektanci chcą świadomie przeprojektować te warunki albo przynajmniej je zrozumieć.
Warto się nad tym zastanawiać. Podczas pracy nad książką The Urban Microclimate as Artifact (Mikroklimat miejski jako artefakt; 2018) zebraliśmy zarówno empiryczne studia przypadków, by opisać stany istniejące, jak i wysiłki architektów zmierzające do świadomego projektowania dużych przestrzeni. W najbardziej rozpoznawalny sposób robi to Philippe Rahm – tworzy mikroklimaty niewielkie, za to umieszczone w szerszym kontekście. W codziennej praktyce architektonicznej jest to niełatwe zadanie. Uważam, że potrzebujemy spojrzenia z dwóch stron – od nieświadomej, niewidocznej części mikroklimatu, do próby jej uwidocznienia czy wypracowania świadomego, czynnego podejścia do warunków mikroklimatycznych.
Weźmy Berlin na przełomie XIX i XX wieku. Był dużym miastem z szeroką gamą niekontrolowanych warunków mikroklimatycznych i to czyniło go fascynującym miejscem, a zarazem laboratorium doświadczeń. Nie „dobrze nastrojonym środowiskiem” w sensie, w którym to określenie pojawia się w książce Petera Reynera Banhama, nie komfortową przestrzenią, ale raczej feerią różnorodnych mikroklimatów. Wszyscy troje chyba się zgadzamy, że to fascynujący model: zróżnicowane, złożone rozumienie klimatów stworzonych przez człowieka, ale nie wytwarzanych świadomie, celowo. One są tylko skutkiem ubocznym działań antropogenicznych, w najszerszym znaczeniu terminu „antropogeniczny”.

SDI, MK: Wzmianka o Rahmie nakierowała nas ku pytaniu – które zarazem łączy się z pana tekstem do katalogu wystawy Dom odziany oraz dylematem „modernizować czy ekologizować?” – czy tworząc rzemieślniczy mikroklimat, da się odejść od koncepcji architektury i sposobu jej świadomego konstruowania jako działań zależnych od energii, napędzanych technologią. Jeśli to możliwe, chcielibyśmy poznać kilka studiów przypadków, jakie znalazły się w pana badaniach etnograficznych, dotyczących projektów, które kształtują mikroklimat bez opierania się na technologiach zależnych od energii.

SR: Przychodzi mi na myśl warszawski kompleks sportowy Warszawianka. Jest niezależny od uwarunkowań technologicznych, choć świadomie odnosi się do szeroko rozumianej przyrody miejskiej, a zarazem do mikroklimatu. Tak ten projekt zrozumiałem. To interesujący przykład redukowania zależności od energii, przy jednoczesnej próbie rozwiązywania problemów na większą skalę. Myślę, że macie rację, mniejsza zależność od energii wiąże się z ekologią, z „ekologizowaniem”. Na obszarach miejskich prawdopodobnie nie da się pójść tylko w jednym z tych dwóch kierunków. Musimy spróbować zintegrować istniejące technologie, istniejącą infrastrukturę energetyczną, i uwidocznić zastane warunki naturalne. Jednocześnie uważam, że my, architekci, jesteśmy na początkowym, prymitywnym wręcz etapie w naszych próbach metodycznego połączenia tych różnych aspektów. Mam na myśli choćby narzędzia technologiczne przydatne w tworzeniu symulacji mikroklimatycznych. Ściśle współpracuję z kolegami z ETH, od nich wiem, jak trudno modelować warunki środowiskowe na dużych obszarach. Nawet najpotężniejsze komputery w biurach architektonicznych mają ograniczone możliwości. Dlatego powinniśmy polegać na innych technologiach, bardziej zorientowanych na ciało. Tym samym wracamy do strategii etnograficznych: być na miejscu, w terenie, obserwować i opisywać lokalne warunki klimatyczne, rozpocząć pomiary z użyciem zmysłów. Musimy dzisiaj eksperymentować z tymi wszystkimi różnorodnymi technikami. Nie widzę prostego rozwiązania, które by szło tylko w jednym albo tylko w drugim kierunku. Nie wykluczam ani nie odrzucam naszych możliwości technologicznych, lecz opisanie mikroklimatów pozostaje trudnym eksperymentem. Miałem doktorantkę, która pracowała w Kairze, przez wiele miesięcy mieszkała z tamtejszymi ludźmi, w bardzo wysokich temperaturach. Oni nie używają – bo nie mają – klimatyzacji, jak więc organizują sobie codzienne życie bez niej? Pytanie dotyczy w szczególności kobiet, ponieważ to one spędzają czas w domach. Tu pojawiają się kolejne warstwy, genderowe aspekty mikroklimatu, moim zdaniem ciekawe i warte zbadania. Dodanie do warunków fizycznych innych warstw, które wiążą się z danym społeczeństwem i określonymi warunkami kulturowymi, pomaga nam lepiej zrozumieć, co takiego sprawia, że mikroklimat jest artefaktem.

SDI, MK: I to jest właśnie nasze wyzwanie na najbliższy rok: znaleźć sposób, jak rysunkowo przedstawiać zjawiska przyrodnicze inaczej niż poprzez skomplikowane odwzorowania komputerowe. Szukamy notacji, którą architekt mógłby wykorzystać w swoich projektach. Próbujemy na przykład skodyfikować sposób przedstawiania cykli lub zjawisk termodynamicznych: inwersji temperatury albo innych zjawisk pogodowych w miastach. Obecnie zbieramy reprezentacje historyczne, chcemy z nich stworzyć własny język graficzny. Zastanówmy się nad politycznym aspektem mikroklimatu. Czy jest potencjalnym polem walki (nie)równości klasowych? W antologii The Urban Microclimate as Artifact znalazł się esej na temat systemów wentylacyjnych w metrze w Manili i klimatyzacji luksusowych apartamentów, która dodatkowo podgrzewa sąsiadujące z nimi obszary. Zwrócił pan uwagę na dylemat, punkt sporny: komfort jednych powoduje dyskomfort drugich, i to w niewidoczny sposób. W Europie potrzebowaliśmy dwóch dekad, aby zauważyć problem zanieczyszczenia światłem i zacząć o nim rozmawiać, a nikt jeszcze nie dostrzega problemu zanieczyszczenia czy zaburzenia mikroklimatu. Do wspomnianej kwestii płci dochodzi aspekt nierówności społecznej widzianej przez pryzmat klimatyczny.

SR: Tak, Manila, albo w ogóle Azja Południowo-Wschodnia, jest tu dobrym przykładem. Toczy się szeroka debata na temat nagrzewania zewnętrznych obszarów przez klimatyzację używaną w mieszkaniach. W Singapurze, gdzie klimatyzacja jest powszechna, jej działanie powoduje wzrost temperatury otoczenia budynków nawet o dwa stopnie. To naprawdę robi różnicę. Wyraźne są nierówności klimatyczne pomiędzy społecznościami i grupami dochodowymi. Marlyne Sahakian pisze w The Urban Microclimate as Artifact o ludziach korzystających z centrów handlowych, aby się ochłodzić, odpocząć od upału. To ciekawy przykład niezamierzonego czy wcześniej nieuświadomionego użytkowania infrastruktury publicznej. W Stanach Zjednoczonych toczy się obecnie debata na temat infrastruktury klimatycznej udostępnianej biednym, czyli miejsc, w których mogliby się ochłodzić podczas ekstremalnych upałów. Nie da się ukryć, że sięgnięto po rozwiązania oparte na technologii, ale to nie znaczy, że nie są one interesujące. Mowa o przestrzeni publicznej, o środowisku na dużą skalę, o sytuacji przypominającej przebywanie w otwartej przestrzeni, na zewnątrz, ale jednak we wnętrzu; równocześnie ta przestrzeń podlega daleko idącej kontroli.
Warto przyjrzeć się różnym interesującym studiom przypadków. Thermenpalast (Pałac Zdrojowy) w Berlinie jest wczesną – z 1929 roku – próbą, jednym z pierwszych kroków w kierunku konstruowania mikroklimatu. Trzeba rozpoznać możliwości dużego miasta, unikając myślenia, które nazwałbym prowincjonalnym czy podmiejskim. Mamy do dyspozycji zarówno pasywne, jak i aktywne systemy chłodzenia i ogrzewania. Istnieje wiele możliwych strategii, a centrum handlowe jest niezamierzonym i „nieświadomym” przykładem. Można je potraktować jak studium przypadku, które pozwoli nam zacząć opracowywać strategie bardziej celowe i świadome.

SDI, MK: Znakomity pomysł. Ważne, aby zbadać możliwe scenariusze dostępne dla dużych miast. Zwykle przykłady, którymi się posługujemy, dotyczą rozwiązań poprzedzających elektryfikację – a więc rozwiązań właśnie „prowincjonalnych”, podmiejskich – i to jest kłopot. Wracamy tu do kwestii skali, rejestru w badaniu etnografii architektury poza zachodnimi modelami urbanizacji. Gdzie szukać skalowalnych rozwiązań? Takie poszukiwania często prowadzą nas do technologii jako przewidywalnego narzędzia konstruowania mikroklimatów. Biorąc pod uwagę rozmiary problemów, jakich spodziewamy się w przyszłości, dostosowywanie i „rzemieślnicze” kreowanie istniejących przestrzeni może nie wystarczyć. Niewykluczone, że będziemy potrzebować ogromnych schronów, sztucznych mikroklimatów na wielką skalę.

SR: W ubiegłym roku temperatury w zachodniej części Kanady i Stanów Zjednoczonych dochodziły do pięćdziesięciu stopni Celsjusza. Fal ekstremalnych upałów będzie w nadchodzących latach coraz więcej i wymuszą na nas stworzenie nowego typu infrastruktury, by złagodzić ich skutki. Nie mówię teraz o rozbudowanej zielono-niebieskiej infrastrukturze w Zurychu, ale o innych częściach świata, gdzie występują naprawdę poważne i złożone problemy, przez które warunki są trudne do zniesienia.

SDI, MK: Dlatego dostrzegamy wagę przesunięcia w kierunku wykonstruowanych mikroklimatów, bo tylko ono pozwala jakoś sobie wyobrazić lepszą przyszłość, niekoniecznie kontrolowaną, ale przynajmniej świadomie artykułowaną. W działaniu dwukierunkowym, na zasadzie wzajemności, wspomagajmy siedliska, przecież one są naszymi systemami podtrzymującymi życie.

SR: Gwoli uzupełnienia. Niemałym wyzwaniem jest zrozumienie tego, co już mamy wokół siebie skonstruowane. Widzę, że wy także nie ustajecie w wysiłkach zmierzających do budowania interdyscyplinarnej współpracy. Jak to zrobić, żeby z jednej strony oprzeć się na danych naukowych typu BOLD (Big and Open Linked Data), a z drugiej połączyć je ze spostrzeżeniami kulturowymi i społecznymi? Warto wspomnieć o innym ciekawym studium przypadku, Sea Ranch, również opisanym w The Urban Microclimate as Artifact. To wczesny, pionierski przykład opracowywania „polityki”, wytycznych w kontekście interdyscyplinarnym. Lawrence Halprin, architekt krajobrazu, zaangażował ekologa Dicka Reynoldsa, osobę dysponującą warsztatem naukowca, do zbadania warunków terenu. Reynolds ocenił między innymi warunki wiatrowe, a następnie spróbował kontekstowo opracować ramową strukturę na potrzeby architektów – wskazówki budowlane dla badanego miejsca. Ale jak budować współpracę, jak konstruować badania interdyscyplinarne? Mam wrażenie, że nieustannie brakuje nam danych, że one zawsze są w jakiś sposób ograniczone. W Szwajcarii dysponujemy danymi GIS (z systemu informacji geograficznej), danymi klimatycznymi, ale dla konkretnej lokalizacji ich rozdzielczość – a więc szczegółowość – jest zbyt niska. Nie da się projektować bez wystarczających informacji o danej lokalizacji. Stojące przed nami wyzwanie wiąże się z wypracowaniem metodologii. Chcielibyśmy to zrobić jeszcze w 2022 roku.

SDI, MK: Wiążemy nadzieje na rozwój baz danych, zwiększanie rozdzielczości, z nowymi technologiami, technologiami mobilnymi jako sposobem gromadzenia danych. Może będziemy obserwowali otoczenie za pośrednictwem smartfonów i zbierali nimi dane mikrometeorologiczne. Byłoby fantastycznie, gdyby w ciągu dziesięciu lat udało się zbudować bazę danych, która zbliży nas do wymaganego poziomu szczegółowości. Chętnie podzielimy się doświadczeniami dotyczącymi interdyscyplinarnej współpracy i podejścia interdyscyplinarnego, które prowadzą do pozytywnych rezultatów w polityce przestrzennej Warszawy. We współpracy z instytucjami artystycznymi i lokalnymi przyrodnikami zaangażowaliśmy się w popularyzację znaczenia terenów podmokłych w mieście. Biolodzy są głęboko przekonani, że proces zanikania mokradeł w centrum Warszawy wpływa na klimat. Wszystkie działania były podejmowane oddolnie. Organizacje pozarządowe walczyły o to, by mokradła objąć ochroną, i po mniej więcej dwóch latach dotarły z tą propozycją do planistów we władzach lokalnych. Teren dotychczas postrzegany jako bagna i nieużytki, potencjalny łup deweloperów, nabrał walorów mikroklimatycznych. Byłoby idealnie, gdyby miasto Warszawa doszło do wniosku, że tereny te są warte ochrony. Za takie już uznano przepusty ekologiczne dla dzikich zwierząt.
Ostatnie pytanie dotyczy pana najnowszych, jeszcze niewydanych książek: City, Climate, and Architecture: A Theory of Collective Practice (Miasto, klimat i architektura. Teoria praktyki zbiorowej) i Coping with Urban Climates. Comparative Perspectives on Architecture and Thermal Governance (Radzenie sobie z klimatem w mieście. Perspektywy porównawcze architektury i ładu cieplnego). Czy może pan o nich opowiedzieć?

SR: Obie pozycje są rezultatem sześcioletniego projektu badawczego dotyczącego architektury i klimatu miejskiego. Moja profesura, etat na stanowisku naukowo-badawczym, zakończyła się jesienią ubiegłego roku, obecnie jestem profesorem zwyczajnym w Mendrisio. Przez cały ten czas moi studenci i ja zajmowaliśmy się tematyką klimatu miejskiego. W książkach podjąłem próbę syntezy tych prac. City, Climate, and Architecture napisałem sam, Coping with Urban Climates to rezultat pracy zespołowej. Książka mojego autorstwa dotyczy historii. Próbuję zrekonstruować powstanie klimatologii miejskiej jako nauki i jej adaptację do dziedzin architektury i urbanistyki w XX wieku. Tom składa się z dwóch części, pierwsza jest systematyczna i skupia się na niemieckojęzycznym obszarze Europy, ponieważ klimatologia miejska w dzisiejszym sensie ewoluowała w świecie niemieckojęzycznym. Właśnie tam meteorolodzy zaczęli prowadzić pomiary empiryczne w miastach, dwa metry nad ziemią. To było zupełne novum. Wcześniej meteorologia zajmowała się klimatem globalnym, strefami klimatycznymi itp., a nie warunkami mikroklimatycznymi w dużych miastach. W tej części zreferowałem również szerszą debatę „higieniczną” na temat odbudowywania miast i wymyślania ich na nowo. Z podejściem modernistów do „zdrowych miast” wiążą się oczywiście różne

uwikłania architektów, powiązania, formy adaptacji historycznej tkanki. Druga część książki jest bazuje na studiach przypadków. Starałem się uwypuklić globalną debatę, jaką rozpoczęto po ii wojnie światowej, leżącą u podstaw tego, co nazywam metaforami projektowania, między innymi wyspy mikroklimatycznej. Idea wyspy jest szeroko stosowaną metaforą. Odnoszę się do jeszcze dwóch metafor: dziedzictwa termicznego, czyli schedy po doświadczeniach wielu w znacznej mierze zniszczonych miast europejskich, oraz synergii energetycznej, czyli metod budowania synergii w ramach określonych obszarów, zintegrowania infrastruktury energetycznej i sił przyrody w mieście. Idea synergii jest intrygująca, ale też bardzo wymagająca.
Druga książka skupia się na czterech miastach: Chongqingu, Genewie, Kairze i Santiago de Chile. Każdy członek zespołu badał jedno miasto, a każdy zespół składał się z dwóch doktorantów i dwóch naukowców ze stopniem doktora. Zajęliśmy się badaniem współczesnych warunków, głównie metodami etnograficznymi. Podtytuł wprowadza perspektywę porównawczą architektury i ładu cieplnego. Podjęliśmy próbę wprowadzenia do debaty o architekturze pojęcia „ład cieplny”, rozumianego jako działanie nie tylko administracji czy polityków, ale także mieszkańców, architektów, urbanistów. Wszyscy powinniśmy przyczynić się do tej nowej definicji, nowego pojmowania ładu cieplnego. Uważam, że warto zastąpić nim ideę kontroli klimatu. Można go rozumieć jako kontrolę klimatu w innych skalach – również na dużą skalę – ale też nową koncepcję środowisk wewnętrznych, zamkniętych, a tym samym znieść dychotomię między „wnętrzem” a „zewnętrzem”. Postrzeganie architektury jako powłoki wydzielającej fragment większej przestrzeni jest zresztą ideą modernistyczną, polegającą na rozróżnieniu dwóch sfer w świecie: wewnątrz i na zewnątrz. Rzeczywistość jest różnorodna i w jej szerszej różnorodności wnętrze i zewnętrze są zdecydowanie powiązane, splątane, istnieje między nimi ciągła dialektyka. Jak wspomnieliście, instalacje klimatyzacyjne wpływają na mikroklimat na zewnątrz i vice versa. Myślę, że ład cieplny powinien ustanowić ramy strukturalne dla nowego zrozumienia, świadomego uznania tej dialektyki. Na razie pozostaje całkowicie nieuświadomiona – po prostu jest.

SDI, MK: Thermal governance – ład cieplny – będzie idealnym tytułem dla tego wywiadu, a w tłumaczeniu pojawi się nowe wyrażenie w języku polskim, swego rodzaju neologizm.

SR: Wciąż się zastanawiamy, jak thermal governance przetłumaczyć na niemiecki, bo w tym języku trudno znaleźć dobry odpowiednik słowa governance.

SDI, MK: Fascynuje nas to, że pana najnowsza książka omawia studia przypadków miast, które znajdują się w bardzo różnych strefach klimatycznych. Czy takie było założenie – uchwycić jak najszersze spektrum możliwych typów klimatu?

SR: Polegaliśmy na umiejętnościach i zainteresowaniach poszczególnych członków zespołu. Ważna była znajomość języków. Lionel Epiney mówi po hiszpańsku, Madlen Kobi po chińsku. To był nasz warunek wstępny, żeby badacze władali lokalnym językiem. Co więcej, każdy już wcześniej pracował w danym mieście, więc je znał. Z drugiej strony dążyłem do tego, żeby objąć badaniami jak najwięcej różnych warunków społecznych i klimatycznych. Dobór lokalizacji zależał ode mnie.

SDI: Cieszę się, że wspomniał pan o językach. Szczerze mówiąc, Gosia i ja czasami nie wiemy, jak nazwać pewne zjawiska, ze względu na specyfikę języków związanych z tematem. Z perspektywy etnograficznej widać, że z codziennego słownika zniknęły pewne słowa i terminy, a Centrala walczy o ich odzyskanie. Wspaniale jest prowadzić badania w lokalnym języku, w tym przypadku takie podejście wydaje się wręcz konieczne, podstawowe.

SR: Na koniec dwa słowa o tym, jak można zastosować wiedzę naukową. To temat szczególnie ważny w pierwszej książce i powód, dla którego wprowadziłem pojęcie „metafora designu”.
Zjawiska klimatyczne w miastach są naprawdę poważną sprawą. Zderzamy się z niezwykle złożonymi problemami, obejmującymi różne perspektywy różnych interesariuszy i sprawczość bytów pozaludzkich. Żeby zmierzyć się z niestabilnością klimatu, musimy wypracować skuteczniejsze, adekwatne do sytuacji i wszechstronne zrozumienie rzeczywistości. Pojęcie metafory projektowej pomaga uciec od uproszczonej przyczynowości w odniesieniu do wielkoskalowej infrastruktury.

Tłumaczenie z angielskiego: Dorota Wąsik