Modernizmy żydowskich architektów między Polską a Erec Israel. Wypisy z komentarzami
„Przybyliśmy do ojczyzny, by [ją] zbudować
i by się [w niej] przebudować”1.
Słowa piosenki popularnej w Tel Awiwie – „pierwszym mieście hebrajskim”, można bez większej przesady odnieść do międzywojennej Gdyni, „polskich wrót na świat” i projektu tzw. Polski morskiej. Po I wojnie światowej, w nowych lub właśnie odrodzonych państwach Europy, w tym i Polsce, trwały debaty utożsamiające cechy narodowe z tradycyjnymi sposobami budowania. Z perspektywy dekady po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i na osiem lat przed zaprojektowaniem ikonicznego dla architektury „białego Tel Awiwu” Rubinsky House2, polsko-żydowski architekt z Warszawy Lucjan Korngold diagnozował w węgierskim czasopiśmie:
Jeżeli chcemy zrozumieć rozwój współczesnej polskiej architektury, ani na moment nie możemy stracić z oczu kierunku politycznego rozwoju kraju. […] Wyzwolenie Polski było tak niesłychanie doniosłym sukcesem, że nie pozostało bez wpływu na ducha polskiej sztuki. Obudzenie się polskiej świadomości narodowej, ofensywa prawdziwie polskich wartości, szczere poszukiwanie prawdziwie polskich cech, polskich pierwiastków we wszystkich formach życia kulturalnego musiały równocześnie oddziaływać także na polską architekturę. Dlatego polski architekt, chcąc nadrobić sto lat zmarnowanych na polu tworzenia narodowych dzieł, najpierw powraca do klasycznych tradycji i lat utraty niepodległości. W ten sposób zrozumiały jest fakt, że w pierwszych latach odrodzonej, niepodległej Polski każdy większy budynek miał przeważnie charakter klasycystyczny3.
Nowy duch, czysty styl
Ze wspomnianych debat „o poszukiwaniu stylu narodowego” protagoniści modernizmu w żydowskiej Palestynie wyłączali palestyńskiego Żyda. Jeden z nich, Julius Posener, uczeń Hansa Poelziga, bliski współpracownik Ericha Mendelsohna, w drugiej połowie lat 30. XX wieku postulował bezpośrednie powiązanie tworzonego właśnie dla Ziemi Izraela, „nowoczesnego, czystego stylu budowania”, z potrzebą zerwania z pamięcią przeszłości w rozumieniu tradycji architektonicznej krajów diaspory, z których przybywali do Palestyny żydowscy osadnicy.
Ziemia Izraela nie jest dla Żyda obca. Gdy [na niej] buduje, nie przenosi z diaspory domu swoich przodków. Przeciwnie – to tu, po raz pierwszy w swoim życiu Żyd pragnie zbudować swój własny dom i, co więcej, ten dom powinien być domem kraju, w którym się osiedla4.
W odniesieniu do Polski zwiastuny modernizmu wiązano oczywiście z przemianami zachodzącymi w Europie:
Podczas gdy polskie dzieła architektury hołdują pierwiastkom narodowym, Europę zajmują ogólnie całkiem inne zagadnienia. Niesłychanie komercyjny kierunek poglądów na świat, podporządkowanie wszystkich zjawisk życiowych duchowi gospodarki nie mogą nie zostawić śladów w twórczej pracy architekta. Dzisiejsze zindustrializowane życie daje impuls nowemu duchowi architektonicznemu. Tworzenie nowych polskich dzieł rozpoczęło się przejściowo jeszcze w innych warunkach. Ale ostatecznie Polska leży w Europie i zbyt mocno jest z nią związana więzami kulturalnymi i gospodarczymi, żeby te wszystkie wstrząsające całą Europą prądy intelektualne miały nie spotkać się u nas z odzewem. Wcześniej czy później te dwa przeciwstawne światopoglądy muszą się spotkać. To już się nawet stało. Przejawy modernizmu zaczynają się pokazywać ze wszystkich stron, na coraz większym obszarze. Ten sposób myślenia wcześniej przejawiał się jedynie w interpretacji nowoczesnych form, a następnie zajął się problemami jako takimi. Oblicze dzieł architektury powoli się przekształca, zmienia5.
Swój tekst Korngold pisał u progu rozkwitu w Polsce modernizmu w wydaniu funkcjonalistycznym, z pełną świadomością nadchodzących zmian. W odniesieniu do architektury Gdyni, dla tego okresu (koniec lat 20. XX w.) ukuto termin „modernizm umiarkowany”, a za jego najbardziej okazały przykład uważa się gmach Urzędu Pocztowo-Telegraficznego, projektu Juliana Putermana-Sadłowskiego we współpracy z Antonim Miszewskim (1928–1929 oraz 1937)6.
Ledwie rok przed diagnozą Korngolda, tekst będący pokłosiem niedawnego pobytu w Żydowskiej Palestynie opublikował Joseph Awin7, związany ze środowiskiem lwowskim żydowsko-polski architekt, historyk i teoretyk architektury, aktywny także na polu jej konserwacji8. Po Ziemi Izraela Awin podróżował na kilka lat przed przyjazdem Korngolda, w towarzystwie poznanego podczas studiów w Monachium Richarda Kaufmanna (1887–1958), architekta i planisty oficjalnie zatrudnianego w wysokich komisjach Mandatu Brytyjskiego, przyszłego autora tak wybitnych dla telawiwskiego modernizmu realizacji, jak budynek elektrowni Reading (1937) czy Kruskal House (1931). Sam Awin, autor rozmaitych realizacji we Lwowie i Galicji, brał w Palestynie udział w kilku konkursach, między innymi na gimnazjum hebrajskie w Jaffie i inne w Jerozolimie, a także na szkołę rolniczą w moszawie Nahalal9.
Poglądy wyrażone przez Awina przy okazji refleksji nad potrzebami świadomego narodowej tożsamości stylu budowania na Ziemi Ojców sytuują go na progu historyzującego eklektyzmu i modernizmu. Z większością z nich Kaufmann, dawny kolega Awina z Politechniki Monachijskiej, zgodzić by się nie mógł.
Wielki postęp inżynierii i wykorzystanie nowych konstrukcji muszą przynieść nowe formy wyrazu w architekturze. O te nowe formy ludzie walczą od dziesięcioleci, [o czym świadczy] secesja, modernizm, niekiedy z nalotem klasycyzmu. Następnie [przychodzi] rewolucja w ekspresji formalnej, która dąży wyłącznie do nowego, które nigdy wcześniej nie istniało. […] Nowy styl, nowy artystyczny wyraz nie pojawiłyby się w jedną noc, choćby w wydaniu największych i najbardziej utalentowanych artystów. […] Po ostatnich dekadach eksperymentów powinniśmy zrozumieć, że testowanie współczesnych naszej epoce form w Ziemi [Izraela], w której zastaliśmy właściwą [dla niej] i udaną sztukę budowania, jest bardzo niebezpieczne10.
Krawcow dogłębnie analizujący tekst Awina, wiarygodnie stwierdza, że lwowski architekt „miał trudności z pogodzeniem własnej teorii ewolucyjnej ze współczesnymi trendami architektonicznymi, które uważał za destrukcyjne” dla wciąż niedojrzałej architektury żydowskiej Palestyny11.
Dyskurs dachowy
Znamienna jest zawarta w tekście Awina egzegeza formy płaskiego dachu w Palestynie – wywodzonej przez niego raczej z lokalnej, ludowej tradycji („the folk shape of building in Eretz Israel”) i gorącego, południowego klimatu niż z radyklanej geometryzacji i uproszczenia bryły przybywających z Europy architektów modernistycznych: „Płaski dach Orientu ma praktyczne zastosowanie: jedna część dachu służy do suszenia owoców, a inna do odpoczynku w cudowne i świeże letnie noce. Dom bez dachu to zdecydowanie lokalny motyw”12. Podjęta przez Awina kwestia kształtu dachu („stromy czy płaski”) była, jak wiadomo, kluczowa dla sporu pomiędzy architektami zorientowanymi na tradycję (i stawiającymi na formy wernakularne, czy jak kto chce – narodowe) oraz protagonistami modernizmu, nazywanego – szczególnie w odniesieniu do żydowskiej Palestyny – stylem międzynarodowym13. W przypadku Gdyni „dachowy dyskurs” można odnieść choćby do dwóch gmachów użyteczności publicznej budowanych pod koniec lat 20. XX wieku: wspomnianego wczesnomodernistycznego Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego (z płaskim dachem, uwydatnioną w fasadzie horyzontalnością i przestronnym funkcjonalnym wnętrzem) oraz historyzującą siedzibą Żeglugi Polskiej projektu Adama Ballenstedta, ze stromym dachem i neogotyckimi podcieniam na osi portalu wejściowego.
Kwestia „dach płaski czy stromy” w odniesieniu do Polski pojawiała się także w odniesieniu do powstającej poza Polską architektury okazjonalnej. Intrygująco w tym kontekście jawią się dwa przykłady polskiej obecności na kolejnych edycjach Targów Lewantyńskich, czy jak kto woli Bliskowschodnich (Levant Fairs), organizowanych od 1932 roku w Tel Awiwie pod tą nazwą i ze specjalnym godłem – uskrzydlonym wielbłądem – autorstwa urodzonego w Połtawie i wykształconego w Kijowie architekta i projektanta Arieha El-Hananiego. Ówczesna, pierwsza pod oficjalną nazwą edycja Targów zgromadziła wystawców z dwudziestu czterech krajów reprezentujących ponad osiemset firm.
Pawilon polski, o powierzchni 200 metrów kwadratowych, zaprojektowano w stylu „zakopiańskim”, a więc nie licząc się z lokalnym południowym klimatem, specyfiką miejsca czy najnowszymi trendami w architekturze, za to wyraziście wiążąc narodową tożsamość z kulturą ludową, uosabianą przez góralszczyznę co najmniej od czasów Witkiewicza ojca, a potem pierwszej wystawy formistów. Taka identyfikacja budynku jest nad wyraz oczywista, gdy przyjrzymy się nielicznym zachowanym fotografiom z tamtego czasu. W fasadzie, ponad kolumnowym gankiem wznosi się potężny tympanon z typowym zakopiańskim motywem wschodzącego słońca. Ponad połówką tarczy słonecznej umieszczono godło Polski, a pomiędzy promienie słoneczne wpisano litery składające się na inskrypcję „POLSKI PAWILON”, do której użyto typografii w stylu art déco, niemal unarodowionej na wystawie paryskiej w 1925 roku. Na innym zdjęciu pawilon polski widzimy na dalekim planie wpisany w pierzeję ulicy, po której przechadzają się targowi goście. Rozpoznajemy go już nie tylko dzięki narodowej fladze wetkniętej w kalenicę nad wejściem, ale przede wszystkim kształtowi stromego namiotowego dachu, wybijającego ku górze ponad wyłącznie płaskimi dachami sąsiednich pawilonów, w tym brytyjskiego i rumuńskiego. Wśród oszczędnych w formie modernistycznych budynków stanęła oto góralska chata. Jeden ze zwiedzających, polski pielgrzym, zauważał z ubolewaniem:
Pawilon polski wśród szeregu wspaniale urządzonych stanowisk, choćby takiego rumuńskiego, egipskiego czy palestyńskiego, jest nikły i ubogi. Odbija się na nim wybitnie kryzys gospodarczy. Widać nasz przemysł nie czuje się na siłach wyjść poza granice kraju i odpowiednio przedstawić swoje wartości”14. Refleksja ta kłóci się z cokolwiek samochwalczą uwagą komisarza Pawilonu Polskiego, Artura Ankera, który w swym sprawozdaniu odnotowywał: „Zakopiański styl Pawilonu ściągał powszechną uwagę15.
Polska potęga nad rzeką Jarkon
O ile polski udział w targach 1932 roku i osiągnięty wówczas wynik handlowy ocenia się dziś jako niezbyt imponujący16, to dla organizatorów były one wielkim sukcesem (ok. 300 tysięcy zwiedzających). Dlatego brytyjskie władze mandatowe zdecydowały się przeznaczyć specjalny teren pod budowę infrastruktury targowej na kolejną edycję imprezy w 1934 roku, przypadającą w 25. rocznicę powstania miasta. Postanowiono zagospodarować tereny półwyspu na północnych rubieżach miasta, w okolicach delty rzeki Jarkon17. Pawilony polskie (było ich już trzy!), zajmujące w sumie, wraz z kioskami, imponującą naonczas powierzchnię 1100 metrów kwadratowych18 (więc ponad pięciokrotnie większą od pawilonu „zakopiańskiego”), miały już jak najbardziej funkcjonalistyczne oblicze – płaski dach i prostopadłościenną bryłę, a w dwóch przypadkach – wyraziście uwydatnioną horyzontalność. Leon Lewite, jeden z przywódców polskich syjonistów, redaktor naczelny czasopisma „Palestyna i Bliski Wschód” i prezes Polsko-Palestyńskiej Izby Handlowej odpowiedzialnej za organizację polskiego udziału w Targach Lewantyńskich, tak opisywał infrastrukturę nowych powierzchni wystawienniczych:
W roku bieżącym już Izba [Polsko-Palestyńska Izba Handlowa] wybudowała stały murowany pawilon, który będzie mógł służyć wystawcom we wszystkich następnych targach, a w okresach między targowych mieścić stałą wystawę wzorów produkcji polskiej, o dużem znaczeniu informacyjno-propagandowem. Zgłoszenia ze strony wystawców napłynęły w ciągu ostatnich tygodni tak licznie, że Izba widziała się zmuszoną wybudować 2 nowe pawilony prowizoryczne, jeden ogólny, a drugi specjalnie dla przemysłu łódzkiego. Przewiduje się również kilkanaście mniejszych kiosków dla firm agenturowych, którym większy metraż jest potrzebny19.
Obfite sprawozdania z Targów w 1934 roku, publikowane w czasopiśmie „Palestyna i Bliski Wschód” niemal zupełnie nie odnoszą się do architektury pawilonów polskich (choć autorzy niektórych nieco doprecyzowują ich charakter), za to wyraziście uwzględniają identyfikację narodową:
Wystawa Polska […] składała się z trzech pawilonów ogólnych i czterech kiosków indywidualnych […]. Wykonany w żelbecie, przeznaczony na pomieszczenie następnych wystaw polskich na przyszłych Targach Lewantyńskich, […] pawilon Nr. 1 nosił charakter pawilonu centralnego i oficjalnego. Pawilon Nr. 2 poświęcony był m. Łodzi i grupował wyłącznie eksponaty przemysłu włókienniczego, podczas gdy w pawilonie Nr. 3 wystawiały swe eksponaty inne grupy przemysłu polskiego […]. W odróżnieniu od dwóch pozostałych, trzeci pawilon stanowił pewnego rodzaju atrakcję dla zwiedzających, dzięki zorganizowanej na miejscu, sprzedaży reklamowej, nadawanym koncertom z płyt polskich itp. Kioski indywidualne poświęcone domom agenturowo-komisowym, reprezentującym w Palestynie firmy polskie, skupiały różnorodne eksponaty przemysłu polskiego, przyczem w jednym kiosku, stanowiącym model domku eksportowego, mieściła się wystawa polskiej sztuki ludowej i stosowanej. Całość Wystawy Polskiej, bogato udekorowana flagami i emblematami państwowemi, robiła duże wrażenie i ściągała dziesiątki tysięcy zwiedzających20.
Zarówno oficjelom, jak i dziennikarzom z Polski wizyta na Targach Lewantyńskich dawała okazję do wyrażenia entuzjazmu wobec fenomenu samego Tel Awiwu. Zwracano uwagę na jego nowoczesne oblicze architektonicznie, tempo życia i budowy miasta. Natan Szwalbe, publicysta warszawskiego „Naszego Przeglądu” odnotowywał:
Modernizacja Palestyny nastąpiła […] w tak szybkiem tempie, że pobiła wszystkie rekordy amerykańskie. Palestyna zachowała specyficzny swój urok dzięki jaskrawym kontrastom cywilizacyjnym, które nie zdążyły jeszcze zlikwidować egzotyzmu epoki barbarzyńskiej. Najwspanialsze gmachy, będące ostatniem słowem sztuki architektonicznej nie usunęły z pola widzenia sczerniałych namiotów beduińskich. […] Tel-Awiw ukazał się w całej swej radosnej krasie podczas Targów Lewantyńskich, zademonstrował wobec swoich i obcych, że chce żyć i potrafi żyć w szalonym pędzie rozwojowym. Obchód 25-ciolecia tego bajecznego miasta był wyładowaniem młodzieńczej energji i niesłabnącej wiary odrodzonej społeczności żydowskiej. Tel-Awiw jako twór żydowskiego genjusza urbanistycznego stanął do szlachetnej rywalizacji z Hajfą […]21.
Entuzjazm budowania od podstaw
Stanisław Łukaszewicz, konsul RP w Tel Awiwie, zauważał: „Pomiędzy Jarkonem a Jaffą znikły wydmy piaszczyste – powstało natomiast piękne miasto europejskie – Tel-Awiw”22. Z takiej konstatacjizapewne nie byliby do końca zadowoleni niektórzy syjonistyczni ojcowie-założyciele miasta, pragnący, by zasadniczo odróżniało się ono od miast europejskiej diaspory, z których do Erec Israel przybywać mieli żydowscy osadnicy. Ale nie tylko oni.
Od tradycji diaspory odcinali się młodzi awangardowi architekci żydowscy o poglądach socjalistycznych, którzy osiadali w Palestynie na początku lat 30., choć bywali w niej już dekadę wcześniej, by w Europie uzupełnić edukację o studia na czołowych uczelniach i rozpoczynać tam architektoniczną praktykę przed powrotnym przyjazdem do Kraju Ojców. Trzech z nich w 1932 roku w Tel Awiwie zrzeszyło się w The Chug [pol. krąg, koło], stowarzyszeniu, które miało ambicje zinstytucjonalizowania architektury nowoczesnej Tel Awiwu, opierając się na narodowej ideologii syjonizmu socjalistycznego, inspirowanego przez Teodora Herzla23. Dwóch z nich pochodziło z Galicji: Josef Neufeld (1899–1980) urodził się w Monasterzyskach, a Arieh Sharon (1900–1984) przyszedł na świat w Jarosławiu. Ten ostatni, znany w kręgach rodziny i przyjaciół jako Lusiek (pierwotne nazwisko Ludwik Kurzmann), dziś określany jest mianem „architekta narodowego”24. Trójkę założycieli Kręgu uzupełniał Zeev Rechter (1899–1960), urodzony w Kowaliwce, na południu Ukrainy.
Działalność całej trójki, wraz z dokooptowanymi wkrótce do ich „architektonicznego kręgu” kolegami i współpracownikami (między innymi przywoływanym wcześniej Juliusem Posenerem), była ściśle związana z odrodzeniem żydowskim w Mandacie Żydowskim Palestyny, a ruch ten swój program ideowy zbudował wokół trzech wyrazistych zasad. Pierwsza polegała na odrzuceniu modelu (stylu i kształtu) życia w diasporze na rzecz budowania „narodowego domu” w Palestynie; druga negowała społeczeństwo burżuazyjne, w jego miejsce proponując społeczność rolniczą; wreszcie trzecia, w obliczu narastającego nacjonalizmu arabskiego, odrzucała jakiekolwiek orientalizmy, dając tym samym podstawy dla skonstruowania mitu „sabry” – nowego Żyda urodzonego już w Kraju Izraela. Skutkiem tej potrójnej negacji było ukształtowanie kolektywnego obrazu żydowskiego osadnictwa w Palestynie25. Do zasady odcięcia się od diaspory, by budować nowe życie od podstaw, odnosił się Arieh Sharon, gdy po latach opisywał swą „drogę architekta”. Przybywając do Tel Awiwu po sześcioletniej absencji, po studiach w Bauhausie w Dessau u Waltera Gropiusa i Hannesa Meyera, był skonfundowany obrazem miasta, być może na myśl przychodziły mu uliczki rodzimego prowincjonalnego Jarosławia. „Byłem zdołowany [depressed] jego architekturą. Po Berlinie, który w późnych latach 20. był najbardziej energetycznym miastem na świecie […], Tel Awiw był szokiem. Szedłem główną ulicą Allenby z przekonaniem, że znajduję się w centrum handlowym jakiegoś prowincjonalnego miasteczka śródziemnomorskiego. Dokoła, wzdłuż ulic ciągnęły się dwu-, trzypiętrowe domy z niewielkimi sklepami. Na dwóch górnych piętrach znajdowały się zazwyczaj małe mieszkania, w oczy rzucała się mieszanka fasad ozdobionych różnymi balkonami i wnękami w ubogim stylu Europy Wschodniej […] Palestyna była małym, biednym krajem, ale pełni entuzjazmu i energii Żydzi starali się budować nowy naród od podstaw [dosłownie: „od kołyski”, from the very cradle – A.T.] na niewielkim skrawku w przeważającej mierze jałowej ziemi”26.
Na rajskiej plaży Tel Awiwu
Odmienne poglądy – choćby na kwestię stosunku do tradycji palestyńskiego Orientu – od członków Kręgu, w tym od kilku swoich niegdysiejszych studentów i współpracowników, miał Erich Mendelsohn27, a także, jak wykazano wcześniej, Józef Awin. Obaj z różnych względów nie odnaleźli si ę na dłużej w Mandacie Brytyjskim Palestyny, w której przyczółek nowego żydowskiego państwa stanowił Tel Awiw, „pierwsze miasto hebrajskie”. Jego bauhausowe formy kształtowali w dużej mierze architekci Kręgu, z Sharonem na czele. Ale genius loci nowego miasta wiązał się też z tradycją wychodzącą poza dyskurs architektoniczno-urbanistyczny.
Fenomenem okazywała się… plaża. Jako gigantyczna czytelnia i przedsionek nieba. Nie wiemy dziś, czy przybywający z wizytą nad rzekę Jarkon po różnych europejskich i amerykańskich peregrynacjach pisarz Szalom Asz nie ufał nowoczesnym architektom. Wspominał za to, że przed podróżą jacyś „szczerzy ludzie” przestrzegali go przed widokiem Tel Awiwu i doradzali nawet, by przejeżdżając przez miasto – zamknął oczy28. Z pewnością pamiętał, że Żydzi to naród pisma, gdy notował:
Na plaży ludzie siedzą i czytają. Szanowany niemiecki Żyd w okularach czyta książkę dla dzieci. Student gimnazjum odrabia lekcje. Robotnicy mają książki w rękach. Cały Tel Awiw, cała Ziemia Izraela idzie na telawiwską plażę – do szkoły. […] Każdy Żyd – włączając mnie samego – ma dwie prośby do Boga: w zaświatach – o miejsce w raju, a na tym świecie – o miejsce na plaży w Tel Awiwie29.
* Niniejszy tekst powstał przy okazji pracy kuratorskiej nad wystawą „Gdynia – Tel Awiw”, przygotowywanej w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN we współpracy z Muzeum Miasta Gdyni na wrzesień 2019 roku.