Alicja Gzowska rozmawia z Adamem Przywarą
Alicja Gzowska: Jak się zaczęło twoje zainteresowanie gruzem?
Adam Przywara: To było w 2015 roku, na wystawie Spór o odbudowę, zorganizowanej przez Tomka Fudalę w Warszawie. Pokazano tam instalację – metr sześcienny gruzu – a obok pracę Tymka Borowskiego Gruz nad Warszawą, przedstawiającą osiemnaście milionów metrów sześciennych powojennego gruzu wkomponowanego w krajobraz współczesnej stolicy. Szukałem wówczas tematu do pracy magisterskiej i pamiętam, że zaskoczył mnie zarówno ogrom tego gruzu, jak i to, że od zakończenia II wojny światowej nie został po nim prawie żaden ślad w przestrzeni miasta. Zacząłem się zastanawiać, czy da się odnaleźć w dzisiejszej Warszawie resztki tej niebywałej ilości materiału. Jeśli tak, to czy można traktować przestrzeń miasta jak pewnego rodzaju archiwum? W kolejnych latach rozwijałem ten temat, pracując nad doktoratem na Uniwersytecie w Manchesterze.
AG: Na Wydziale Architektury?
AP: Tak, wybór tematu może się wydawać absurdalny, ale badaczy architektury i architektów on naprawdę interesuje, chociażby dlatego, że gruzy mają w naszej kulturze i filozofii ważne znaczenie metaforyczne. Tytuły dziesiątek książek i artykułów o powojennej odbudowie Europy lub Warszawy odnoszą się do niego poprzez wyrażenia typu: „powstałe z gruzów”, „powstałe z prochów”, „jak Feniks z popiołów”. W Tezach o filozofii historii, w dziewiątej tezie, Walter Benjamin zinterpretował obraz Paula Klee: dostrzegł Anioła Historii zwróconego ku przeszłości, która w dobie nowoczesności zmieniła się w górę gruzów. Po motyw patrzenia na ruiny szczególnie chętnie sięgali twórcy i myśliciele w okresie romantyzmu, symbolizowało wówczas nostalgiczną refleksję jednostki. Dziś dzięki zaawansowaniu krytycznych refleksji zdajemy sobie sprawę, że do ugruntowania europejskiej tradycji interakcji z ruinami przyczynili się głównie dobrze sytuowani mężczyźni – poeci albo architekci – którzy zwyczajnie mogli sobie pozwolić na przykład na sentymentalną podróż do Rzymu.
W literaturze przedmiotu formułowano wnioski, że podejście do tematu ruin i gruzów nie ogranicza się do metafory. Autorzy prac z dziedziny archeologii i antropologii zwracali uwagę, że na przykład są ludzie, którzy w ruinach zamieszkują lub na różne sposoby je przetwarzają. Zastanawiałem się, czy można zastosować taką perspektywę także w badaniach historycznych, a konkretnie, czy da się poprzez historię gruzów opowiedzieć na nowo historię powojennej odbudowy Warszawy.
AG: Wydaje się, że w tym temacie już wszystko zostało powiedziane.
AP: Zauważyłem dwa dominujące nurty myślenia o odbudowie. Pierwszy dotyczy wojennych zniszczeń i strat. Ruiny Dworca Głównego, bibliotek, archiwów funkcjonują jako symbole tego, co całkowicie utraciliśmy, za czym możemy jedynie tęsknić, a o zniszczenia oskarżamy okupanta. Nurt drugi zajmuje się heroiczną odbudową. Jej obraz wraz z towarzyszącym mu dyskursem aktywnie formowały socjalistyczne rządy w Polsce, ponieważ długofalowo legitymizował ich funkcjonowanie. Oba te nurty, a co za tym idzie sposób, w jaki myślimy o odbudowie, ukształtowali architekci, którzy brali w niej udział. Adolf Ciborowski, Józef Sigalin, Helena i Szymon Syrkusowie oraz wielu innych profesjonalistów związanych z Biurem Odbudowy Stolicy zbierało archiwa i je opracowywało, z tego materiału stworzyli kluczowe źródła wiedzy o odbudowie Warszawy. Jest w tych publikacjach dużo indywidualnych historii, autorzy chętnie podkreślają wielkość własnych dokonań, pomijając podmioty i procesy o rudymentarnym znaczeniu dla budowania.
AG: Od czego w takim razie zacząłeś?
AP: Zaglądałem do archiwów, ale głównie chodziłem po Warszawie, naprawdę dużo. Jak wspomniałem, korzystałem z przestrzeni miasta jak z archiwum. Jak to działało? Na przykład w parku Morskie Oko zauważyłem po deszczu fragmenty cegieł, czasem nawet na skarpie wyłaniały się spod trawnika całe cegły. To nie były po prostu wypalone kawałki gliny, dało się z nich odczytać nieco historii, bo miały sygnatury cegielni. Wpisałem w wyszukiwarkę internetową „Halber – Marki” i zagłębiłem się w odpryski wiedzy rozsypanej po forach, lokalnych stronach internetowych. Z nich dowiedziałem się między innymi, ile cegielni było w Warszawie i okolicach przed wojną oraz że sporą ich część prowadziła społeczność żydowska.
AG: Czyli pracowałeś trochę jak archeolog. Wychodziłeś od przedmiotów znalezionych, żeby rekonstruować świat, w którym powstały.
AP: W pewnym sensie tak, ale nie jestem archeologiem! W krajobrazie Warszawy, w budynkach rzeczywiście przetrwały gruzy, ale są dla nas niewidoczne. Poprzez pracę historyka w archiwach staram się je wydobyć – nadać im widzialność. W kontekście historii architektury badanie gruzu, materii, budulca miasta, wymagało nietypowych działań. Musiałem wyjść poza narracje architektów i zainteresować się procesem budowania oraz związanej z nim pracy. Moje zadanie obejmowało między innymi przeglądanie dokumentacji badań inżynieryjnych, zapoznawanie się z sylwetkami jej autorów oraz historią firm budowlanych. Historia architektury zazwyczaj ignoruje tych ludzi i te podmioty, podobnie nie dostrzegano dotychczas wkładu robotnic i robotników oraz zwykłych mieszkanek i mieszkańców Warszawy, ich losów. One do pewnego stopnia pokrywają się ze skanonizowaną, znaną nam historią odbudowy, ale jednocześnie pokazują, że nie było to tylko planowanie w Biurze Odbudowy Stolicy przy ulicy Chocimskiej. Ten proces rozgrywał się w mieście i brali w nim udział najróżniejsi ludzie.
Tytuł wystawy Zgruzowstanie Warszawy 1945–1949 zaczerpnąłem z wiersza Władysława Broniewskiego Warszawa zgruzowstała, opublikowanego w 1949 roku. W neologizmie „zgruzowstanie” zawiera się myśl, że w centrum procesu odbudowy funkcjonowała przemiana gruzów i ruin w budulec architektury i krajobrazu Warszawy. Gruzy jako materia krążąca za sprawą konkretnej pracy, konkretnych rąk i konkretnego myślenia rzucają nowe światło na odbudowę Warszawy.
Nie działałem w próżni. Mocno zainspirował mnie warszawski historyk Jan Górski, który opracował ważne źródła. Jego książka z 1972 roku Pamięć warszawskiej odbudowy 1945–1949 ujmuje tytułowy okres w szerszej perspektywie, zapewne pod wpływem metody materializmu historycznego. Górski uwzględnił ekonomiczne i polityczne podstawy odbudowy, ale też włączył do swojej opowieści historie ludzi powracających do miasta, ramy rodzącej się gospodarki planowanej, najróżniejsze wymiary życia społecznego, miejskiego, architektonicznego i planistycznego.
AG: Nikt nie patrzył wcześniej na gruz jako materię w procesie odbudowy?
AP: Były pojedyncze artykuły i prace o symbolice gruzów (na przykład architekta Jerzego Elżanowskiego), ale nic poza tym. Ta nowa perspektywa, którą proponuje Górski, wynika z szerszego zwrotu humanistyki ku materialności. Zaczęto dostrzegać, że rzeczy – materia – współdziałają z ludźmi i współtworzą naszą rzeczywistość. W teorii architektury dopiero pojawiają się próby zmierzenia z faktem, że architektura jest materialna. Dla mojej pracy kluczowe były dwie książki: Metamorphism: Material Change in Architecture (Metamorfizm. Przemiana materialności w architekturze) Ákosa Moravánszkiego z 2017 i La matérialité de l’architecture (Materialność architektury) Antoine’a Picona z 2018 roku. Moravánszky prowadzi czytelników przez nieukończone dzieło Gottfrieda Sempera. Ten dziewiętnastowieczny teoretyk miał inny pogląd na źródła architektury niż wówczas obowiązujący. Wywodził ją od podstawowych momentów i czynności życia ludzkiego, na przykład umiejętności krzesania ognia, szycia, związanych z wytwarzaniem odpowiedzi na konkretne potrzeby. Dziś nazwalibyśmy jego teorię antropologiczną. Semper zerwał z dychotomią natury i kultury. Uważał, że ludzie funkcjonują w pewnym „środowisku naturalnym” i je zmieniają, by wytworzyć rzeczy sobie potrzebne. Moravánszky, zainspirowany teorią Sempera, zaproponował, aby moment przemiany materiałów w architekturę uczynić centralnym punktem rozważań nad jej teraźniejszością i historią. Proces ten postrzega niemal jak alchemiczną „transformację bezwartościowego kamienia w złoto”1. Materiały wyniesione do rangi architektury – czyli sztuki – zyskują wartość symboliczną i kulturową. Podejście Moravánszkiego przyjąłem za punkt wyjścia, do refleksji na temat wpływu zmian w środowisku naturalnym na architekturę. Od XIX wieku za swoje „środowisko naturalne” człowiek może uważać miasta. Z tego powodu musiał na nowo stworzyć w nich system relacji z materią, uwzględnić w nim palący problem masowo powstających odpadów, w tym gruzu. Zjawiska metaforycznie, a może – co paradoksalne – całkiem dosłownie opisane przez Benjamina, czyli nowoczesna wojna i urbanizacja, radykalnie skróciły życie budynków. Analiza teorii Sempera, którą przeprowadził Moravánszky, dostarczyła mi narzędzi do opisania zrujnowanego miasta jako specyficznego środowiska naturalnego oraz wywiedzenia historii powojennej architektury z podstawowych czynności, między innymi odgruzowywania.
AG: Czy rzeczywiście odgruzowywanie zasługuje na status podstawowej czynności?
AP: Często nie była to praca zlecona odgórnie. Zadanie nie ograniczało się do przerzucenia gruzu z miejsca na miejsce, ponieważ po drodze należało wydobyć z niego różne rzeczy. Na przykład ratowano cegłę, czyszczono i układano w tak zwany kozioł, żeby później użyć jej ponownie. Moim zdaniem gest wyjęcia cegły z gruzów i oczyszczenia jej nie wynikał z żadnej dyrektywy ani polityki; zadziałał odruch, że coś może się przydać. Dziś, w czasach nadprodukcji rzeczy i ich pospiesznej konsumpcji, może brzmi to dziwnie, ale przed II wojną szanowano odpady, a wykształcone wtedy nawyki sprawdzały się w czasach biedy i gospodarki okupacyjnej oraz w drugiej połowie lat 40. Ten ciekawy temat wciąż czeka na opracowanie. Zaangażowanie w to, żeby niczego nie marnować i wykorzystać każdy okruch materii, w pewnym momencie ustąpiło miejsca bezrefleksyjnemu wyrzucaniu.
Interesujący jest moment zetknięcia człowieka z gruzami Warszawy. W literaturze funkcjonuje jako patrzenie na miasto, na przykład obserwowanie ruin stolicy w trakcie powstania lub już po jego stłumieniu. Sigalin wrócił do miasta po 17 stycznia 1945 roku. Widział zarówno budynki, które przetrwały, jak i zupełnie nieznany krajobraz miasta, bez dawnych kamienic, za to z kraterami i górami; porównał ulicę Nowy Świat w nowej odsłonie do wąwozu gruzu. Opisy Warszawy z czasów, gdy straciła miejską specyfikę i przeobraziła się w nowe, nieznane „środowisko naturalne”, pojawiły się nie tylko w zapiskach intelektualistów, ale też bezpośrednio w relacjach, w historii mówionej mieszkanek i mieszkańców, którzy tu w tym czasie wrócili. Ci wszyscy ludzie pracowali z gruzami. Na serii zdjęć Zofia Chomętowska uwieczniła codzienną wędrówkę kobiet z Pragi do lewobrzeżnej Warszawy; tam wydobywały z ruin drewno na opał. Agata Zborowska w tekście do katalogu wystawy wspomina o pozyskiwaniu ubrań, czapek oraz wszelkiego rodzaju mienia. Wojna i okupacja podważyły prawo własności, pojawiło się szabrownictwo, ale w tych gruzach znajdowało się sporo przydatnych rzeczy, a ludzie je brali i ich używali.
AG: Znaczna część tych rzeczy i materiałów budowlanych do niczego już się nie nadawała. Czy bieżąca produkcja nie mogła wypełnić tej luki?
AP: Tu dotykamy kolejnego ciekawego zagadnienia. Niewiele opracowań poświęcono międzywojennemu przemysłowi budowlanemu. Wspomniałem o licznych cegielniach – Polska przed 1939 rokiem była zbudowana w dużej mierze z lokalnie produkowanej cegły. Działały duże cegielnie: zakłady Halbera, Granzowa, Pustelnika, oraz mnóstwo małych zakładów. Po wojnie także te zakłady upaństwowiono, co wiązało się z ich modernizacją i rozbudową. Dekrety z 1946 roku upaństwawiające przedsiębiorstwa nie obejmowały natomiast firm budowlanych, nawet tych największych. To była świadoma polityka, aby zarówno wielcy gracze, jak i liczne mniejsze przedsiębiorstwa budowlane, również jednoosobowe i zajmujące się remontami, brały udział w odbudowie. Jednocześnie w XX wieku w dziedzinie materiałów budowlanych Europa gwałtownie przeskoczyła z cegły i drewna na beton i stal, czyli na tworzywa reprezentatywne dla dzisiejszego przemysłu budowlanego lub architektury w ogóle.
AG: Chyba niewiele z powojennych przedsiębiorstw miało doświadczenie w budowaniu z betonu i stali. Popularność obu materiałów wynikła z ich zastosowań w czasie wojny, prawda?
AP: Tak. Poświęciłem temu zagadnieniu sporą część badań i książki, ponieważ łączy się ono z pokazywanym na wystawie przejściem od budownictwa rozumianego jako praktyka oparta na doświadczeniu przekazywanym z pokolenia na pokolenie do budownictwa jako sfery badań naukowych, eksperymentów i norm. Od początku XX wieku lub nawet wcześniej, w różnych krajach Europy powstawały instytuty badawcze, które zajmowały się testowaniem i kodyfikowaniem materiałów i sposobów budowy, inżynierią budownictwa. W Polsce Instytut Badań Budownictwa powstał dopiero w 1945 roku, a poza wymienionymi zagadnieniami pracowano w nim nad standaryzacją budownictwa, zwaną też normalizacją, czyli określaniem norm budowlanych. Inżynierowie z tego instytutu niemal od razu zajęli się przetwarzaniem odpadów z rozbiórek, czyli masy pozostałej po wyjęciu cegieł nadających się do ponownego użycia. Szacowano ją na jedną trzecią do połowy masy zniszczonego budynku. Wiadomo było, że da się ją przerobić na nowe materiały (dzisiaj powiedzielibyśmy: recyklingować). Tę wiedzę czerpano z badań prowadzonych w czasie wojny w Związku Radzieckim i Niemczech. W Niemczech rozwinął się nawet prywatny przemysł przeróbki gruzu na nowe materiały.
Recykling materiałów jest ściśle powiązany z karierą betonu, czyli materiału wymagającego badań naukowych (także eksperymentów) i ścisłego przestrzegania reguł. W trakcie powojennej odbudowy braki materiałowe zmusiły przemysł, by zwrócił się w stronę odzysku cegły na masową skalę oraz przetwarzania odpadów, w tym gruzów, na nowe materiały. Nastąpił moment przejścia od materiałów tradycyjnych do nowoczesnych. Wówczas wymyślono na przykład gruzobeton – mieszankę cementu, wody oraz gruzów zmielonych na kruszywo i piasek. Było to możliwe dzięki temu, że przemysł cementowy rozrósł się w czasie II wojny światowej. Betonu używano do stawiania bunkrów i innych umocnień, a zakłady cementowe – ze względu na ich strategiczne znaczenie – były jednymi z niewielu, które przetrwały wojnę w niemal nienaruszonym stanie. Rozpowszechnienie na dużą skalę betonu jako materiału budowalnego w polskim budownictwie, również jednorodzinnym, zaczęło się między innymi od gruzobetonu. Dalsze zastosowania rozwijały się dwutorowo. W jednym nurcie podstawowy moduł – pustak – ewoluował w kierunku większych elementów, aż do systemów prefabrykowanych, w tym wielkiej płyty. Nurt drugi na pierwszym miejscu stawiał eksperymenty z materiałem, nie z jego formą. W latach 50. do Polski trafiły ze Szwecji fabryki pianobetonu Ytong’, ale kontynuowano też próby związane z przetwarzaniem odpadów. Problem był aktualny nie tylko w okresie po II wojnie światowej, wracano do niego w trakcie każdego kryzysu w gospodarce, czyli stałego elementu krajobrazu ekonomicznego PRL-u. Wiele osób pamięta jeszcze na przykład różnego rodzaju pustaki żużlowe. Brak dostępu do zwyczajnych materiałów budowlanych przy jednoczesnych nadmiarze i dużej dostępności odpadów zachęcały do kreatywności, zresztą wciąż je dają, są istotą recyklingu.
AG: Współcześnie na pierwszy plan dyskusji o gruzach wysuwa się wojna w Ukrainie – perspektywy i możliwości odbudowy.
AP: Tak, współczesne działania zbrojne są nieoczekiwanym i przykrym łącznikiem z przeszłością, ale jednocześnie tematy odbudowy nie pojawiają się w próżni. W Europie od kilku lat intensywnie dyskutuje się i pracuje nad formami gospodarki cyrkularnej lub gospodarką obiegu zamkniętego. Unia Europejska wprowadza dyrektywy związane ze zrównoważonym rozwojem, a więc także ze zrównoważonym budownictwem. W przemyśle, badaniach i architekturze na różne sposoby przewija się temat przywracania odpadów do obiegu, nadawania im rangi materiału wartościowego. To istotny element dyskusji o odbudowie. Konsorcjum inicjatyw Ro3kvit jeden ze swoich raportów poświęciło cyrkularnemu potencjałowi odbudowy Ukrainy. Podjęto interesującą próbę nałożenia na proces odbudowy procesu przybliżania się Ukrainy do Unii Europejskiej, wykorzystania szansy, aby dotrzymać kroku aktualnym poczynaniom Unii, na przykład w dziedzinie prawa budowlanego.
W odpowiedzi na rosyjską inwazję i niszczenie domów powstały międzynarodowe sieci kontaktów i logistyczne. Do Ukrainy trafiają dzięki nim materiały i elementy budowlane z Europy. W ramach habilitacji na Uniwersytecie we Fryburgu realizuję obecnie projekt dotyczący tych zjawisk. Trzeba podkreślić, że mamy do czynienia niejako z dwiema odbudowami: jedna obejmuje plany i dyskusje na temat pożądanego kształtu miast, prawa budowlanego itp.; druga odbudowa już się dzieje – są to remonty – zarówno prywatne, jak i realizowane za sprawą dziesiątek oddolnych inicjatyw lokalnych. Do nich trafiają na przykład okna z rozbiórek w Polsce i Szwajcarii.
AG: Okna są towarem pierwszej potrzeby?
AP: W trakcie bombardowania budynki natychmiast i masowo tracą okna. Szyby pękają nawet w promieniu trzech kilometrów od miejsca wybuchu. Ukraina nie produkuje szkła okiennego, przed inwazją importowała je z Białorusi i Rosji. W odpowiedzi na duże zapotrzebowanie polska fundacja BRDA zbiera okna z demontaży, po czym własnym sumptem wysyła je do Ukrainy. Moje badania dotyczą takich działań, ale też – szerzej –ponownego użycia materiałów w okresach kryzysu, pilnej potrzeby. Porozbiórkowe okno, które w Polsce miało status odpadu budowlanego, w strefie konfliktu zbrojnego ogromnie zyskuje na wartości. Ważna różnica polega na tym, że w powojennej Warszawie taka potrzeba była zaspakajana bezpośrednio, na miejscu. Ktoś wracał do miasta, chciał wyremontować mieszkanie, więc szukał cegieł w okolicznych gruzach, oczyszczał je i ich używał. Dzisiaj, wobec potrzeby, która zaistniała w innym kraju, zrodziła się transgraniczna solidarność. Dobitnie pokazała, że współczesne budownictwo jest zglobalizowane, a materiały budowlane wędrują na wielkie odległości. Jeśli poważnie myślimy o ponownym użyciu materiałów, musimy brać pod uwagę, że w dzisiejszym świecie wysłanie setek okien tirami za granicę nie jest trudne ani nie obciąża szczególnie mocno środowiska.
AG: O ile dobrze pamiętam, na wystawie pojawiła się informacja, że ponad jedna trzecia materiału wydobytego z gruzu nie nadawała się do ponownego użycia. Czy obecnie ten odsetek jest mniejszy? Czy mamy lepsze narzędzia, żeby ocenić użyteczność takich odpadów?
AP: W tej dziedzinie pojawia się kilka podobieństw między powojenną Warszawą a współczesnością. W piśmie wydawanym przez międzynarodowe stowarzyszenie inżynierów materiałowych opublikowano niedawno artykuł między innymi Wiaczesława Trojana. Autor pochodzi z Kijowa, obecnie pracuje w Zurychu. Tekst dotyczył badań nad przetworzeniem gruzów Ukrainy w nowe materiały budowlane. Brzmi jak prace polskich inżynierów w latach 40., tyle że dziś gruzy są inne. Zamiast cegieł, tynków i zaprawy trzeba zagospodarować gruz betonowy, w ogromnej części pochodzący z wielkiej płyty.
Dzisiejsze praktyki łączy z tymi z powojennej Europy także sposób realizacji takiego recyklingu. Francuska firma NeoEco w kilka miesięcy po rosyjskiej inwazji założyła oddział w Kijowie. W Hostomelu rozpoczęła odbudowę kilku budynków, przetwarzając na miejscu gruzy na materiały budowlane. Zorganizowała tam plac przeróbki analogiczny do tych, jakie funkcjonowały w Warszawie w latach 40. W tym eksperymencie jest potencjał. Część powojennego gruzu czeka los odpadu – trafią na wysypisko lub podsypie się nimi jakieś miejsca w mieście. Tak uczyniono w Warszawie, a przede wszystkim w wielu miastach w Niemczech, gdzie nie było dużej potrzeby używania gruzu jako budulca, bo tam przemysł materiałów budowlanych nie został wyniszczony. Gruz po prostu zsypano w hałdy.
AG: Powstały górki dla dzieci na osiedlach.
AP: Identyczną genezę mają Kopiec Powstania Warszawskiego, Górka Szczęśliwicka, Górka Moczydłowska. Myślę, że również krajobraz Ukrainy wzbogaci się o nowe formy ukształtowania terenu. W tym kontekście przykład warszawskiego Muranowa Południowego pokazuje, że użycie gruzu w krajobrazie może pozwolić na podkreślenie historii danego miejsca. To osiedle-monument warto przywoływać w kontekście dyskusji nad odbudową na przykład Mariupola.
AG: Odnoszę wrażenie, że zmiana sposobu myślenia i paradygmatów projektowania, której wymaga budowanie w duchu zrównoważonego korzystania z zasobów, dokonuje się bardzo powoli.
AP: Dam przykład w skali mikro. Kiedy myśleliśmy nad architekturą wystawy Zgruzowstanie, projektowanej przez Studio Okuljar, miałem pomysł, żeby zbudować ją z elementów scenografii poprzednich wystaw. Chciałem użyć odpadów po wystawach w charakterze katalizatora dyskusji nad wykorzystaniem odpadów budowlanych. To się nam nie udało, ponieważ w muzeum od dawna funkcjonuje wewnętrzny, nieoficjalny obieg takich materiałów. Są przetwarzane na różne sposoby, także na potrzeby kolejnych wystaw, aż do zupełnego zużycia. W związku z tym postanowiliśmy, że zaprojektujemy ekspozycję, którą będzie można łatwo rozłożyć na części, w duchu aktualnego design for disassembly, powiązanego z refleksją nad tym, co się stanie z budynkiem po okresie używalności. Projektanci tworzą tak zwane paszporty materiałów, dokumentują użyte materiały, żeby po rozbiórce ich ponowne ich użycie nie sprawiało kłopotów. Takie podejście ma wpływ na sposób projektowania. Na przykład użycie pewnych materiałów, poczynając od cementu i betonu, nie spełnia wymogów projektowania zrównoważonego. Ich przeróbka nadmiernie obciąża środowisko, a i tak w nowej postaci znajdą niewiele zastosowań. Istotna jest też refleksja w trakcie projektowania nad zastosowanymi rodzajami klejów i łączeń materiałów. Coraz częściej dydaktycy zabierają studentów i młodych architektów na rozbiórki, nie tylko w charakterze obserwatorów. W życiu zawodowym obecni nowicjusze będą zupełnie inaczej patrzeć na fragment budynku albo detal, jeśli spędzą choć godzinę na próbie jego rozmontowania bez zniszczenia materiałów, z których jest zbudowany. Dzięki tej praktycznej metodzie projektowanie zaczyna się zbliżać do pracy budowania. Owszem, w kulturze budowania funkcjonuje podział kompetencji między budowniczym i architektem albo inżynierem i architektem, ale z perspektywy ponownego użycia materiałów istotna jest ścisła współpraca specjalistów w procesie myślenia nad wykonaniem budynku.
Zarazem pojawi się coraz więcej przykładów użycia materiałów z drugiej ręki. W Polsce inicjuje ten trend fundacja BRDA. Bardzo dobrym wzorem jest rynek materiałów funkcjonujący we Francji, Belgii i Holandii. Szczególnie w Belgi i Holandii brakuje miejsc na kolejne wysypiska gruzów, więc już od lat 70. dużo elementów z rozbiórek znajduje ponowne zastosowanie. Sklep i biuro architektoniczne Rotor w projekcie OPALIS od 2012 roku zmapowało w tych trzech krajach setki punktów oferujących używane materiały budowlane.
AG: Materiały z secondhandu brzmią jak jedna z wielu opcji w projektowaniu. AP: Nie ma co się oszukiwać, ludzie doprowadzili swoją planetę na skraj zagłady i w związku z tym odpowiedzialni architekci mierzą się z wyzwaniami, jakie niesie projektowanie zrównoważone. Ostatnio widziałem zestawienie dotyczące realizacji stadionów olimpijskich. Oszacowano w nim, że ze względu na dobór materiałów słynne „gniazdo” projektu Herzoga i DeMeurona w Pekinie ma ślad węglowy czternaście razy większy od podobnej wielkości stadionu w Londynie. Decyzje związane z projektem architektonicznym są brzemienne w konsekwencje, ale odpowiedzialność nie spoczywa wyłącznie na architektach. Wielką rolę odgrywają deweloperzy i przemysł budowlany. Na własne potrzeby zebrałem dane, żeby zilustrować ich rolę. Po sześciu latach II wojny światowej w miastach Niemiec, Polski i radzieckich republik Ukrainy, Białorusi i Rosji zostało w dużym przybliżeniu 1,5 miliarda ton gruzu. Współcześnie w Unii Europejskiej przemysł budowlany co dwa lata produkuje zbliżoną ilość odpadów – 1,6 miliarda ton. Szacuje się, że w 2025 roku ludzkość na całym świecie wytworzy 2,2 miliarda ton odpadów rozbiórkowo-budowlanych. Te liczby pokazują, jak wiele dziś możemy się nauczyć z historii powojennej odbudowy. Powojnie jest bliską częścią naszej rzeczywistości. Trwa nie tylko w pamięci i historii, ale też w sensie zupełnie materialnym oraz w wyzwaniach, jakie ta materialność generuje.