Nowe technologie zmieniły nasz sposób myślenia, działania i reagowania. Nasza zdolność do natychmiastowej łączności z innymi za pomocą wszechobecnych smartfonów – przy jednoczesnej możliwości odseparowania się – daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa, przekonanie, że to, co wysłaliśmy do drugiej osoby, zostanie między nami. Generacja digital natives, zaopatrzona w nowe środki komunikacji i ufna w nie, redefiniuje pojęcie intymności. Nie uważamy, by fizyczny dotyk, którym posługiwały się wcześniejsze pokolenia, był czymś wymaganym. Zamiast tego pożądamy zdjęć i filmów przesłanych pomiędzy prywatnymi przestrzeniami użytkowników sieci, by cieszyć się nimi teraz i na wieki.

Ale poczucie prywatności jest tylko iluzją. Łatwo jest tworzyć cyfrowe obrazy i filmiki, jeszcze łatwiej je komuś przesłać. Zdjęcia mogą być wielokrotnie udostępniane i zamieszczane w formie postów. Jak długo istnieje ktoś gotowy nacisnąć polecenie „wyślij”, tak długo istnieć będzie ktoś chętny do patrzenia.

Każda fotografia z cyklu Technically Intimate (Technologicznie intymne) ma swoje źródło w świecie realnym. Odnajduję zdjęcie zamieszczone na jakiejś stronie internetowej, zazwyczaj bez wiedzy jego autorki czy autora. Potem, używając mediów społecznościowych albo portali ogłoszeniowych typu Craigslist, wyszukuję ludzi gotowych do współpracy ze mną, polegającej na odtworzeniu znalezionej fotografii. Moje zdjęcia nie są jednak duplikatami. Stanowią raczej reinterpretację momentu powstania oryginału.

Powstałe w tej serii fotografie unaoczniają brak prywatności – stanowi on immanentną cechę technologii, za pomocą których się komunikujemy. Pozy, jakie przybierają ludzie na moich zdjęciach, podkreślają powtarzalność seksualnych obrazów przenikających naszą społeczną wyobraźnię. Zderzone z nimi scenerie – domowe wnętrza – wywołują niepokój. Przypominają, że każdy krok, który stawiamy w pełnej udogodnień technologicznej przestrzeni, może być krokiem wiodącym ku zdradliwej szczelinie.