Opowieść o domostwach południowej Polski Jerzy Czajkowski – etnograf przez wiele lat kierujący Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku – rozpoczął od przywołania dwóch większych rzek, Wisły i Sanu, wspomniał także Dunajec. Pisząc o południu, można by dodać jeszcze Poprad, Rabę, może Wisłok. Zastanawiające jest zestawienie rzek i budulca w tekście sprzed trzydziestu pięciu lat 1.

Czy byłby to gest możliwy do powtórzenia  przy opisie współczesnego budownictwa  tych okolic? Czy beton i maxy jakoś się mają  do wijących się w tym samym miejscu rzek? W tekście z 1980 roku potrzebne były do unaocznienia geografii i jej powiązań z materiałem, jaki można pozyskać w najbliższym otoczeniu: drewnem, wówczas jeszcze traktowanym przez wielu intuicyjnie, a także kamieniem, gliną, często łączoną z chrustem – niemal całkowicie nieobecnymi we współczesnym obiegu materiałów budowlanych, ewentualnie w postaci cytatu, nawiązania. Temat „budownictwa ludowego” autor  kreśli na tle łańcuchów górskich, dolin, nizinnych i leśnych przestrzeni. Korzysta, prócz źródeł historycznych, także z badań terenowych, które prowadził wraz z zespołem w latach 60. XX wieku, rejestrując za- stany świat chałup i innych drewnianych budowli. Zajmowała go dokumentacja etnograficzno–architektoniczna, a tłem była kulminacja zainteresowań budownictwem ludowym środowisk konserwatorskich i muzealnych 2. Przedstawione fotografie, rzuty, opisy funkcjonalności pozostają w związku z krajobrazem zarysowanym na wstępie i wynikają z relacji między materiałem, po jaki sięga budowniczy, a najbliższym otoczeniem. Różnorodność opisywanych okolic jest cechą wyrazistą południa, autor wskazywał na przemieszanie sposobów życia, etnicznych odmienności, co dziś nie ma takiego znaczenia jak pięćdziesiąt lat temu. Z kolei podkreślana rozmaitość warunków klimatycznych pozostaje wyrazista, czego przykładem są silne zachodnie wiatry w rejonie Podhala czy Sądecczyzny wymuszające ustawienie zabudowań gospodarczych w taki sposób, by dom był chroniony, lub dodawanie budynkom dodatkowych ścian wypełnionych sianem, liśćmi lub słomą. Podobnie jak rzeki płyną swoim korytem, tak i zachodnie wiatry nadal mocno wieją. Być może po prostu pogoda, nawet przy uwzględnieniu zachodzących zmian klimatu, jest jednym z niewielu wspólnych mianowników regionalnych uwarunkowań, z jakimi możemy dziś się mierzyć. Pracę Czajkowskiego poprzedziły powojenne inwentaryzacje zespołów z Politechniki Warszawskiej (Zakładu Architektury Polskiej), których obowiązki przejęła utworzona nieco później krakowska Sekcja Badania Plastyki Ludowej Instytutu Sztuki PAN – obie instytucje działały w relacji z powołanym już w 1945 roku Wydziałem Ochrony Krajobrazu i Swojszczyzny (terminem tym określano zabytki etnograficzne) w Ministerstwie Kultury.  Architektura drewniana w pełni skupiła uwagę konserwatorów dopiero w 1953 roku, dekadę później zdano sobie sprawę, że ubywa jej coraz szybciej. Cofając się do źródeł potrzeby rozpoznania budownictwa ludowego, trzeba również wspomnieć o pierwszym pomyśle inwentaryzacji z czasów II Ogólnopolskiego Zjazdu Konserwatorskiego w 1927 roku i rok późniejszego rozporządzenia, któremu zawdzięczamy pierwsze rejestry uwzględniające architekturę drewnianą 3. Warto jednak zatrzymać się na chwilę w realiach prac terenowych kierowanych przez Jerzego Czajkowskiego 4. Był to wciąż świat drewnianych domów i budynków gospodarczych, nadal zamieszkałych, lecz powoli opuszczanych, rozbieranych na opał. Świadkami tego procesu w pewnym sensie jesteśmy jeszcze teraz – choć już wtedy wydawało się, że nastąpi jego rychły koniec. „Według danych z 1962 roku w Polsce znajdowało się 8 milionów budynków wiejskich, z których 50% stanowiły budowle drewniane. Przeciętnie rocznie płonęło 25 tys., z czego 2 tys. od uderzeń piorunów. Zakaz krycia strzechą wprowadziła Uchwała Rady Ministrów nr 221 z 13 czerwca 1961 roku” 5. Powojenne przepisy przeciwpożarowe skutecznie uniemożliwiały budowanie poznaną ciesielską metodą. Coraz mniejsza dostępność budulca także miała znaczenie, wraz z nacjonalizacją dworskich lasów zmieniły się reguły pozyskiwania drewna. Równocześnie falisty niczym łany zboża, ale niedrewniany warszawski Dom Chłopa przyciągał turystów, w tym także tych przybywających ze wsi, co nie pozostało bez wpływu na aspiracje ludzi tworzących lokalne realizacje.

Równie ważnym, a może i ważniejszym elementem przeobrażeń lokalnej architektury wsi była pamięć wojny – drewniane osady łatwo się paliły, nie zostawał po nich ślad, czasem zachowały się zgliszcza. Warto przypomnieć, że słynny marsz Gwardii Ludowej, a właściwie Piosenkę partyzantów autorstwa Wandy Zieleńczyk, kuzynki Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, rozpoczynał wers „My ze spalonych wsi”. Fotografią spalonej wsi z podpisem „Wojna niesie zagładę kulturze” rozpoczynała się otwarta w 1951 roku wystawa w Muzeum Etnograficznym, na którego siedzibę przeznaczono kazimierski ratusz. Dopiero mijając tę fotografię, można było zapoznać się z odtworzonym w nawiązaniu do modelowego ujęcia współczesnym wnętrzem izby krakowskiej 6. Czas powojenny mijał także pod znakiem mozolnego wychodzenia z kryzysu mieszkaniowego, kiedy to wciąż wielu ludzi zamieszkiwało ruiny. Jak zauważa David Crowley, przywołując Architekturę samorzutną Jana Minorskiego z miesięcznika „Architektura” z 1963 roku i nawiązując do pojęcia „architektury bez architektów” Bernarda Rudolfskiego 7, był to także czas traktowania zasobów nowego krajobrazu w sposób twórczy i pożyteczny. Minorski pisał o przedmieściach, rejonach ubogich w drewno, ale dostarczających wielu innego rodzaju resztek budowlanych, i podkreślał, że to powojenna nędza wymusiła sposób myślenia dostępnym lokalnie materiałem. W rezultacie sytuacja mieszkaniowa tych, którzy zdecydowali się na budowlaną improwizację, poprawiała się. Jak klasyczna okazała się ta tendencja, pokazuje współczesne nam budownictwo jednorodzinne, częstokroć wypełnione tymczasowymi, a przy tym niezwykle trwałymi rozwiązaniami, stanowi syntezę minionych dekad. Skala i rozmach wdrożonych tymczasowości wtopiły je w wyjściowe kształty planowanych domów, czyniąc ową nielegalną samorzutność cechą wyróżniającą się w polskim krajobrazie. Śladem tego rodzaju lokalnego oddziaływania na krajobraz są improwizowane z feerii materiałów domostwa i obfitość stosowanych rozwiązań, choćby w budownictwie jednorodzinnym. Ta tradycja ujęta w rygor systemu radzenia sobie z trudną materialną rzeczywistością, a więc gospodarności, samostanowienia – jak pisał Tomasz Rakowski 8 – opowiada o autokreacyjnej funkcji, jaką wypełnia. Przy tym, być może, tworzenie nowych form z tego, co podręczne, pożyteczne i daje się scalić, jest rozwiązaniem przeniesionym z innego obszaru. Badacze pisząc o zachwianej tożsamości w czasach peerelowskich migracji, miejskich karier mieszkańców wsi, przywołując liczne portrety wykorzenienia obecne w polskiej literaturze, opisują świat, w którym zlepia się nową tożsamość z podręcznych elementów 9 – improwizując, ale pozostając w relacji do krajobrazu. Gdyby dziś przeprowadzić studia nad rozwojem domu wiejskiego w południowej Polsce, cóż można by dodać do uwag Jerzego Czajkowskiego? Dom wiejski z pewnością przestał być drewniany. Fraza „dom drewniany do rozbiórki” wpisana w wyszukiwarkę internetową podsuwa swoisty katalog sytuacji, w których nie istnieje już żadna funkcjonalność oprócz tej związanej z wizją przygotowanej na przyszłość pustej działki. Czajkowski pisał, że w XIX wieku murowane domy były przyjmowane jako gorsze od drewnianych, postrzegane jako biedniackie. Dziś wiejska społeczność odradza niedoświadczonym osadnikom, którym być może dzwoni wizja rozpartego w krajobrazie domostwa, stawianie drewnianego domu pośród najnowszych katalogowych realizacji z pustaków. We własnym gronie takie pomysły się nie pojawiają. Drewno jest kosztowne, tańsze materiały i marketing producentów betonu zastąpiły gest przynależności do lokalnego świata wyrażony w budulcu. Dziś stare domostwa po rozbiórce rzadziej trafiają na opał, pozyskiwany w ten sposób materiał jest ceniony przez budowniczych z Zachodniej Europy, to rarytas. Kamieniarstwo oznacza specjalizację w nagrobkach. Uchodzące za radykalnie ekologiczne domy z gliny to skrajny przykład dystansu, jaki niesie coś, co jest najbliższe, lokalna odmiana ziemi mogącej stać się budulcem. Domy z bali w uniwersalnej modelowej wersji kuszą tylko nielicznych. Specjaliści od uszczelniania mchem przestrzeni między belkami pracują tylko na zlecenia skansenów, a pozyskiwanie właściwego gatunku mchu jest nielegalne, oficjalnie mechoptyk mszy perzem. Nawiązanie do materialnego, lokalnego pejzażu budzi zdziwienie. Tolerowane jest jedynie jako postawa właściwa ekspertom ze skansenów tylko historycznie połączona z lokalnie zamieszkiwanym światem domostw i krajobrazu. I mając tego świadomość, nie sposób nie ulec myśli, że stały kierunek silnego wiatru i obecność nieustannie płynącej rzeki jest jedynym tak wyraźnym, organicznym i widocznym związkiem z miejscem. To punkt, w który można coś wpleść, poddany temat, może można od niego rozpocząć improwizację? ■

Materiały z badań terenowych Jerzego Czajkowskiego. Źródło: DZIAŁ DOKUMENTACJI KONTEKSTÓW KULTUROWYCH MUZEUM ETNOGRAFICZNEGO W KRAKOWIE


1 J. Czajkowski, Ze studiów nad historycznym rozwojem domu wiejskiego w południowej Polsce, „Polska Sztuka Ludowa – Konteksty” 1980, t. 34, z. 3–4, s. 167–180.
2 M. Grabski, Ochrona budownictwa drewnianego. Małopolskie realizacje skansenowskie w końcu XIX i w XX wieku, Kraków 2012, s. 184.
3  Tamże, s. 107.
4  Archiwum materiałów z tych badań terenowych znajduje się w Muzeum Etnograficznym im. Seweryna Udzieli w Krakowie.
[5]  M. Grabski, dz. cyt., s. 158, przyp. 545.
6  T. Seweryn, Izby wiejskie i warsztaty przemysłu ludowego w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Przewodnik, Kraków 1952, s. 3.
7  D. Crowley, Chłop w mieście, [w:] Polska – kraj folkloru?, red. J. Kordjak, przeł. I. Suchan, Warszawa 2016,  s. 78.
8  T. Rakowski, Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy, Gdańsk: Słowo/obraz terytoria, 2009.
[9]  Zob. B. Brzostek, Czy folklor wszedł do śródmieścia? O motywach ludowych w PRL, [w:] Polska – kraj folkloru?, dz. cyt., s. 58.