Koncepcja smart city wymaga zdefiniowania samego pojęcia. Używanie słowa smart, które w języku polskim możemy odczytać zarówno jako „inteligentne”, jak i „sprytne”, nie jest, zwłaszcza z perspektywy krytycznej, zabiegiem czysto retorycznym, ale obiecującym poznawczo.

Wdrażanie koncepcji smart city w perspektywie globalnej i lokalnej (także w polskim kontekście) pozwala zwrócić uwagę na wiele problemów związanych z negocjacjami dotyczącymi, między innymi, definiowania aktorów społecznych i pozaspołecznych (technologie, w tym rola big data), a także wyzwań wynikających z konieczności splatania tych złożonych konfiguracji w nowe, (w domyśle) lepsze całości, określane chętnie mianem miast inteligentnych. W tym kontekście istotny okazuje się „spryt” konieczny w opanowaniu trzech zasadniczych procesów, którymi chciałbym się tutaj zająć, tj. rekonfiguracji, rozmycia sprawstwa oraz neutralizacji.

MODERNIZACYJNA UTOPIA?

Miasta, z niewieloma wyjątkami, powstawały w sposób spontaniczny. Ich mieszkańcy poszukiwali miejsc do odpoczynku, pracy, rozrywki czy modlitwy, a infrastruktura miejska stopniowo kształtowała się w odpowiedzi na funkcje, materializując się w postaci sieci wodociągowej, drogowej i transportowej. W ten sposób powstawała pajęczyna rozległych improwizacji. Stosując metaforę Williama J. Mitchella, można powiedzieć, że wraz z pojawieniem się inteligentnych miast, doświadczamy nowego etapu rozwoju:

miasta przedprzemysłowe to głównie szkielet i skóra – bezwolny materiał służący zapewnieniu schronienia, bezpieczeństwa, oraz intensyfikacji użytkowania gruntów. W epoce przemysłowej budynki i dzielnice zostały wyposażone w bardziej skomplikowane systemy dostarczające wodę i energię. Ich fizjologia sprawiła, że zaczęły przypominać żywe organizmy. Dzisiaj organizmy te rozbudowują sztuczny układ nerwowy, który pozwala im się rozwijać w inteligentnie skoordynowany sposób1.

Metafora Mitchella zakłada ewolucyjny i względnie harmonijny charakter tego rozwoju. Niewiele mamy przykładów miast realizowanych na „surowym korzeniu”, większość z nich ma charakter palimpsestu – kolejne warstwy infrastruktury nadpisywane są na starych systemach. Tymczasem wizje inteligentnych miast są tworzone od podstaw, po to, żeby testować nowe rozwiązania technologiczne. By wyjaśnić ten modernizacyjno‑utopijny charakter wielu inwestycji inteligentnego miasta, można zestawić Corbusierowską „maszynę do mieszkania” z „samouczącą się maszyną miejską obdarzoną sztuczną inteligencją”: te dwa obrazy wyznaczają ważny modernizacyjny i często neokolonialny kontekst powstawania nowych miast określanych jako „inteligentne”. Odwołania do neokolonialnego dziedzictwa modernizmu są tutaj szczególnie znaczące, zwłaszcza w kontekście spektakularnych realizacji, takich jak dobrze opisany Masdar2 w Emiratach Arabskich czy Dholera w indyjskim stanie Gudżarat.

Analogie między twórczością Le Corbusiera a rzeczywistością inteligentnych miast możemy dostrzec w przypadku Dholery. Wiele pisano o neokolonialnym wymiarze projektu Czandigarh Le Corbusiera. Przypadek Dholery pozwala podjąć ponownie tematykę neokolonializmu, wspartego przez nową gospodarkę. To ważny przykład ośrodka, który dołącza – pod szyldem „inteligentnych rozwiązań” – do modernistycznych miast‑utopii, „starszych sióstr”: Czandigarh czy Brasílii. Reprezentuje nowy model perfekcyjnie zorganizowanego miasta i społeczeństwa, jednak w przeciwieństwie do „klasycznie” utopijnych miast Dholera jest zorganizowana nie w oparciu o formę przestrzenną, ale o algorytmy i kody. Dobrze reprezentuje postkolonialną, utopijną wizję miasta łączącego neoliberalną urbanistykę i rosnące aspiracje związane z technologiczną i cywilizacyjną modernizacją, widoczne także w takich miastach, jak: Songdo, Masdar czy Singapur. Dholera to także owoc „błyskawicznej urbanistyki” dobitnie pokazujący, że prędkość jest pojęciem wyjątkowo względnym, zważywszy na to, że wizja tego inteligentnego miast jeszcze nie została zrealizowana… Jak pisze Ayona Datta, Dholera funkcjonuje dotąd głównie w sferze deklaracji politycznych, planów zagospodarowania przestrzennego, symulacjach i wizualizacjach3. W swojej krótkiej historii przeobrażało się kolejno z miasta przemysłowego w miasto wiedzy, miasto globalne, ekomiasto (podobnie jak Masdar), by wreszcie, jak przekazywały kolejne poświęcone Dholerze prezentacje na TEDx, stać się miastem inteligentnym. Ta i podobne inicjatywy realizowane w wielu indyjskich prowincjach pozwoliły premierowi państwa – Narendrze Moriemu – pielgrzymować po świecie z „dobrą nowiną” o stu hinduskich inteligentnych miastach. Polityk odwiedził kilka krajów, w tym USA4, wzbudzając ogromne zainteresowanie ze strony inwestorów gotowych współtworzyć nowe, technologicznie zaawansowane przestrzenie miejskie w tym dynamicznie rozwijającym się państwie.

GDZIE SZUKAĆ ŹRÓDEŁ INTELIGENCJI?

Koncepcja inteligentnego miasta jest używana na całym świecie w ramach różnych nomenklatur, kontekstów i znaczeń. Dlatego też nie powinniśmy się zajmować wyłącznie opisanymi wyżej przypadkami postkolonialnych utopii, pozostających na razie w sferze mniej lub bardziej zaawansowanych projektów, ale odnieść się również do tego, jak wizje inteligentnych miast są wdrażane w ramach dojrzalszych organizmów miejskich i gospodarek, na przykład USA czy Europy.

W związku z coraz szerszym stosowaniem koncepcji inteligentnego miasta w różnych kontekstach, można wskazać na kilka czynników determinujących inteligencję miast, a właściwie ich transformację w kierunku smart city. Należą do nich: zarządzanie, technologie, ludzie i społeczności, gospodarka, infrastruktura oraz środowisko naturalne. Czynniki te stanowią podstawę do skonstruowania schematu, określanego mianem „modelu zintegrowanego” i popularnego zwłaszcza w Europie, który nie koncentruje się wyłącznie na aspektach technologicznych, ale w większym stopniu uwzględnia rzeczywistość społeczną. Na problemy o czysto technicznym charakterze nakładają się jeszcze bardziej złożone kwestie społeczne i organizacyjne angażujące (prócz decydentów) wiele zainteresowanych stron.

Pobieżny przegląd definicji pozwala wyłonić kilka dominujących tendencji w definiowaniu fenomenu inteligentnego miasta. Jako smart city można określić:

  1. miasto funkcjonujące w sposób dalekowzroczny w sferach gospodarki, polityki społecznej, zarządzania, mobilności, środowiska i życia, zbudowane na inteligentnym połączeniu zdolności i działań samorządnych, niezależnych i świadomych obywateli5;
  2. miasto monitorujące i integrujące wszystkie podstawowe elementy infrastruktury, w tym: drogi, mosty, tunele, koleje, metro, lotniska, porty morskie, komunikację, energię i budynki, aby zoptymalizować zasoby, lepiej planować działania prewencyjne i monitorować kwestie bezpieczeństwa przy jednoczesnej maksymalizacji jakości usług dostarczanych obywatelom6;
  3. miasto łączące infrastrukturę fizyczną, infrastrukturę IT, infrastrukturę społeczną i infrastrukturę biznesu, by stworzyć dźwignię dla rozwijania zbiorowej inteligencji miasta7;
  4. miasto dążące do bycia „bardziej inteligentnym”, bardziej efektywnym, zrównoważonym, sprawiedliwym i dobrym do zamieszkania (NRDC, bdp);
  5. miasto dążące do zwiększenia trwałości i jakości życia poprzez łączenie ICT i technologii Web 2.0 z innymi działaniami organizacyjnymi, projektowymi i planistycznymi, by dematerializować i przyspieszać procesy administracyjne oraz wspierać identyfikację nowych, innowacyjnych rozwiązań dla zarządzania miastem8;
  6. miasto wykorzystujące ICT po to, by uczynić podstawowe elementy infrastruktury i usług w zakresie administracji, edukacji, opieki zdrowotnej, bezpieczeństwa publicznego, zarządzania nieruchomościami, transportu bardziej inteligentnymi, lepiej połączonymi z sobą, a przez to bardziej efektywnymi9.

Próbując podsumować zaprezentowane tutaj różnorodne definicje, możemy wskazać na kilka zasadniczych elementów. Pierwsza z definicji (definicja Giffingera) wskazuje na wagę wizji miasta i na jej dalekowzroczność jako podstawowe elementy myślenia o inteligentnym mieście. W tym kontekście kwestie istotne dla rozwoju inteligentnego miasta wiążą się z wizją jego rozwoju. Podkreśla się tu takie cechy systemów miejskich jak elastyczność, zdolność do transformacji, synergia, decyzyjność i gotowość do podejmowania działań strategicznych. W definicji Harrisona (pkt 3.) inteligencja ośrodka podkreślana jest z kolei przez instrumentarium zastosowanych środków oraz ich wzajemne powiązania. Oprzyrządowanie pozwala na pozyskiwanie i integrację danych możliwe dzięki wykorzystaniu czujników, liczników, urządzeń osobistych, aparatów, telefonów, wszczepionych w ciało urządzeń medycznych czy sieci. Inteligencja sprowadza się do włączenia złożonych analiz, modelowania, optymalizacji i wizualizacji prowadzonych dla podejmowania lepszych decyzji. Z kolei definicje 4. i 5., formułując istotę inteligencji miasta odwołują się do efektywniejszego, bardziej zrównoważonego, sprawiedliwego rozwoju ośrodków, które dzięki temu są w stanie zaoferować swoim mieszkańcom wysoką jakość życia. Podsumowując powyższe trzy podejścia (określmy je roboczo mianem „wizyjnego”, „technologicznego” oraz „skoncentrowanego na jakości życia”), można zauważyć, że kompleksowość inteligentnego miasta pozwala na traktowanie go jako ekosystemu łączącego wiele podsystemów i elementów. Tym, co sprawia, że miasto staje się mądrzejsze, jest siła i trwałość wzajemnych powiązań między podstawowymi systemami miasta. Żaden z nich nie działa w izolacji.

SPRYT CZY INTELIGENCJA?

Materiały hightech, sieci czujników, nowe rozwiązania techniczno‑naukowe pozwalają architektom, projektantom i planistom pracować jeszcze efektywniej oraz lepiej programować funkcjonowanie miast i przewidywać zagrożenia w sferze transportu, bezpieczeństwa czy klęsk żywiołowych. Ostrze krytyki w przypadku inteligentnego miasta jest kierowane zwłaszcza na splot trzech czynników: neoliberalnej ideologii, technokratycznego zarządzania i dystopii masowej kontroli. Krytyka ta rośnie wprost proporcjonalnie do podsycanej retoryki „miasta inteligentnego”. Koncepcje smart city, tak jak wcześniej pomysły „miast kreatywnych” czy „miast zrównoważonych”, stają się istotnym elementem współczesnych rozgrywek retorycznych. Jest zresztą dość interesujące, że miasto inteligentne wpisuje się we wcześniejszą, uwodzicielską narrację miasta kreatywnego serwowaną miejskim decydentom przez firmy konsultingowe. Wizja ta jest na tyle nośna, że obietnica lepszego życia ludzkiego osiąganego dzięki biochemii ustępuje współcześnie marzeniom o pozytywnej zmianie możliwej dzięki pozyskiwaniu i opracowywaniu dużej ilości danych.

Narracje te są konstruowane zarówno przez ekspertów technicznych, których można by określić mianem „inżynierów socjologów”10, jak i specjalistów od marketingu opłacanych przez duże korporacje, władze miejskie czy bogatych szejków. Wytwarzają oni wspólnie nowe ramy dla rozumienia i planowania rzeczywistości urbanistycznej. By podkreślić wagę tych retorycznych zmagań, warto zaznaczyć, że na przykład pojęcie „inteligentniejszego miasta” (smarter city) jest od 2008 roku zastrzeżonym znakiem towarowym11. Na bazie pojęcia smart city kreowana jest zupełnie nowa opowieść o planowaniu miasta. Wykorzystuje ona dwie silne metafory: dotyczące samego terytorium i sposobów zarządzania nim.

Po pierwsze, miasto jest traktowane przez IBM jako „system systemów”, a w narracjach o mieście współczesnym obecne są odwołania do schematów miejskich chorób i sposobów ich leczenia, opisanych dokładnie przez Michela Foucaulta. Tu pojawia się nowy, ważny „punkt przelotowy”12 w postaci technologii ICT. Przemiany zachodzące w sieci bezprzewodowej łączności szerokopasmowej i wtapianie kolejnych czujników komputerowych w tkanki miejskie (stojaki rowerowe i latarnie, kamery CCTV) czy urządzenia domowe (lodówki, telewizory itd.) stają się częścią światowego rynku „internetu rzeczy” i jednocześnie rozwiązaniem dla wielu bolączek współczesnego miasta.

Po drugie, inteligentne miasto oferuje nową koncepcję zarządzania nim, która jest w dużej mierze technokratyczną iluzją. Wedle tej wizji, dzięki wystarczającej ilości danych, odpowiednim algorytmom i procesorom jesteśmy w stanie sprawnie zarządzać miastem, a rzeczywistość jawi się jako bezproblemowa: „złożoność i wielowymiarowość miasta zostaje uproszczona, spłaszczona do poziomu jednorodnego miasta wyskalowanych systemów oraz prezentuje IBM jako objawienie dla swoich klientów”13. Mówiąc o „sprytnym mieście” musimy raz jeszcze odwołać się do „sprytu” jako elementu koniecznego dla formowania trzech zasadniczych procesów, którymi chciałbym się tutaj zająć, czyli rekonfiguracji, rozmycia sprawstwa oraz neutralizacji.

REKONFIGURACJA

Inteligentne miasta, co pokazują takie przykłady jak Masdar czy Dholera, prowokują pytania dotyczące nowego rodzaju relacji pomiędzy sektorami publicznym a prywatnym. To, co określilibyśmy „tradycyjnym” partnerstwem publiczno‑prywatnym, w przypadku miast inteligentnych ustępuje miejsca partnerstwu prywatno‑publicznemu. Mówimy o takim rodzaju relacji, w którym można powiedzieć, że sektor publiczny w zasadzie dotuje sektor prywatny. Taylor Shelton, Matthew Zook i Alan Wiig w swoim artykule nawiązującym do hasła „faktycznie istniejącego neoliberalizmu” piszą, że

jedną z najważniejszych zmian związanych z powstaniem modelu inteligentnego miasta jest pojawienie się nowych partnerstw między organizacjami oraz sojuszy zbudowanych wokół rozwoju i realizacji projektów zarządzania opartych na danych. Często inicjatywy te mają niewiele wspólnego z samymi miastami, a zamiast tego odzwierciedlają extra‑terytorialne sieci kluczowych aktorów i instytucji14.

Co łączy wizje inteligentnego miasta? Przede wszystkim wprowadzenie rozwiązań rynkowych i technologicznych do zarządzania i rozwoju miasta. Z jednej strony podmioty biznesowe naciskają na przyjęcie nowych technologii i usług w miastach, a z drugiej, dążą do dalszej deregulacji i prywatyzacji. Inteligentne miasta i związane z nimi rozwiązania są promowane przez największe firmy, które traktują zarządzanie miastem jako duży i długoterminowy rynek dla sprzedaży swoich produktów. Dlatego są gotowe zarówno do budowania miast od podstaw, jak i modernizacji infrastruktury. Strategie przyjmowane współcześnie przez korporacje IT odzwierciedlają założenia producentów samochodów w USA z połowy XX wieku, które zaowocowały urbanistyką podporządkowaną transportowi samochodowemu. Zasadne jest więc pytanie Haque’a o to, czy inteligentne miasto może być traktowane jako odpowiednik miasta Roberta Mosesa: splątanej sieci zatłoczonych i zanieczyszczonych autostrad, czy porażki osiedla Pruitt‑Igoe w Saint Louis15. Te intuicje potwierdzają zresztą ustalenia Grahama i Marvina obecne w ich książce Splintering Urbanism… jeszcze sprzed ery inteligentnych miast. Sposoby dostarczania infrastruktury technologicznej przez podmioty prywatne, na które powołują się w swoich badaniach, ewidentnie prowadzą do pogłębiania miejskich podziałów, kreując fragmentację miejskiego życia na odgrodzone technologiczne enklawy i marginalizując pozostałe przestrzenie. Tak, jak ma to miejsce w przypadku sieci „inteligentnych” autostrad:

za sprawą elektronicznych systemów poboru opłat drogowych (ERP) „martwa”, publiczna i elektromechaniczna przestrzeń autostrady zmieniła się; teraz jest „inteligentna”, cyfrowo kontrolowana, sprywatyzowana i sprzedana jako cenione dobro na rynku mobilności, [rynku] który sam jest coraz bardziej zróżnicowany zarówno w czasie, jak i przestrzeni16.

Budowa inteligentnych miast jest więc prezentowana jako problem natury technicznej, czy też wyzwanie technologiczne, a jednocześnie wielu potencjalnych zainteresowanych nie zdaje sobie sprawy, że te techniczne problemy są kontrolowane przez prywatne firmy. Niebezpieczeństwo polega na tym, że polityka rozwoju obszarów miejskich opiera się na jednolitym modelu, stosowanym wszędzie rozwiązaniu technologicznym. Ignorowanie wyjątkowości miejsc, ludzi i kultur czy lokalnych reguł oraz dostosowywanie miejskich usług do konkretnych urządzeń czy systemów operacyjnych to raczej przepis na katastrofę niż wydajność. Takie podejście tworzy technologiczno‑biznesowe ścieżki zależności, z których trudno zawrócić, poszczególne platformy technologiczne oferowane są bowiem na długi czas, a to prowadzi do tworzenia pozycji o stricte monopolistycznym charakterze.

ROZMYCIE SPRAWSTWA

Triada 3I wskazuje, jak ważne w koncepcji inteligentnego miasta są dane. Algorytmy wykorzystywane do przetwarzania danych często są prezentowane jako neutralne i „nieideologiczne”. Tymczasem, jak sugestywnie wskazał Michael Collon, „telefon tworzy przestrzeń wspólną, tak jak religia Durkheima czy habitus Bourdieu”17. Zarówno dane, jak i algorytmy przejmują stopniowo kontrolę nad naszymi przestrzeniami wspólnymi. Działanie to należy interpretować w kategoriach zagrożenia płynącego nie tylko z ograniczenia naszej prywatności i wspomnianej dystopii masowej kontroli. Należy również odwołać się do innego typu zagrożenia, które można określić mianem „rozmycia sprawstwa” albo tego, co w kategoriach eksperymentów psychologii społecznej nazywa się „dyfuzją odpowiedzialności”. Rzeczywiście, big data można podzielić na trzy kategorie: dane pozyskiwane bezpośrednio, dane zdobywane w sposób zautomatyzowany i wreszcie te gromadzone dobrowolnie, za zgodą użytkowników. Każdy z typów danych, czy będą to dane pozyskiwane w sytuacjach kontroli dowodów osobistych, czy dane generowane automatycznie (obejmujące między innymi dane o transakcjach bankowych i interakcjach w sieciach cyfrowych, zakupach z użyciem skanerów kodów kreskowych), czy wreszcie dane pozyskiwane od użytkowników na zasadzie (mniej lub bardziej) dobrowolnej, dzięki mediom społecznościowym, sta- nowią przede wszystkim zagrożenie dla indywidualnej prywatności.

Przyjmując perspektywę aktora sieci, można stwierdzić, że zarówno dane, jak i algorytmy użyte do ich opracowywania, tworzą kolektywy, które nie są ani neutralne, ani apolityczne. To, co – oczywiście uogólniając – w warstwie teoretycznej czyni ANT, a w warstwie działań proponuje inteligentne miasto, to faktycznie daleko idąca pluralizacja sprawstwa. Posiadanie mocy sprawczej przez pozaludzkich aktorów (tymi są niewątpliwie dane i algorytmy) oznacza między innymi oddzielenie od sprawstwa kryteriów intencjonalności, podmiotowości i wolnej woli. Możemy powiedzieć, za Latourem, że:

między pełną przyczynowością a podzielaną współegzystencją może występować wiele metafizycznych odcieni: rzeczy mogą autoryzować, zezwalać, umożliwiać, zachęcać, dozwalać, sugerować, wpływać, blokować, wybiórczo umożliwiać, zakazywać i tak dalej18.

Miasto inteligentne staje się asamblażem instrumentów obecnych w różnych skalach, połączonych za sprawą technologii ICT w sieć zapewniającą ciągły napływ informacji o funkcjonowaniu ludzi i rzeczy19. „Inteligentne” karty, systemy automatycznego rozpoznawania tablic rejestracyjnych umożliwiające funkcjonowanie inteligentnych systemów transportowych (ITS), chipy RFID dołączone do pojemników na śmieci czy wreszcie czujniki mierzące różne zmienne: od natężenia światła, przez wilgoć, temperaturę, opór elektryczny, akustykę, po ciśnienie, mogą być wykorzystane do monitorowania stanu infrastruktury publicznej, prywatnych budynków oraz, szerzej, warunków środowiskowych w mieście. Niektóre z tych danych są generowane przez samorządy i agencje państwowe, a niektóre przez prywatne firmy, nie wszystkie jednak mają charakter otwarty. Te dwie kwestie – sposób funkcjonowania miejskiego oprogramowania oraz własność danych – powodują, jak zauważają Rob Kitchin i Martin Dodge w swojej książce Code/Space. Software and Everyday Life, że oprogramowanie jest szczególnym rodzajem technologii, obdarzonym sprawczością wtórną, umożliwiającą nowe formy rządności, zautomatyzowanego zarządzania. W ich ramach inteligentne oprogramowanie podejmuje zautomatyzowane oraz autonomiczne działania20. Idąc tropem Kitchina i Dodge’a, warto podjąć analizę relacji zachodzących na styku sprawstwa użytkowników i wtórnego sprawstwa samego oprogramowania (i jego twórców) po to, by ustalić stopień, w jakim kod pozwala ludziom działać w czasie i przestrzeni. To rozmycie sprawstwa może wkrótce doprowadzić do tego, że mieszkańcy usłyszą od decydentów formułę: „To nie ja, to dane!”21. To otwiera nas na zasadniczą kwestię i pytanie o rolę, jaką będą w inteligentnym mieście odgrywali obywatele oraz władza. Czy mieszkaniec będzie wyłącznie nośnikiem sensorów, czy też nieodpłatnym zarządcą danych, dobrowolnie przyczyniającym się do budowy bazy danych informacji miejskiej, która – ostatecznie – okazuje się własnością prywatnego podmiotu? Czy mieszkańca miasta najlepiej będzie ilustrował sprawnie poruszający się piksel, piksel podróżujący między pracą, sklepem a domem na kolorowym wyświetlaczu graficznym 3D ulokowanym w centrum zarządzania?

NEUTRALIZACJA

Warto wreszcie zwrócić uwagę na zagrożenia związane z upolitycznieniem i naturalizacją pojęć zachodzącymi w ramach wdrażania koncepcji „inteligentnych miast”, zmieniającymi rolę miast w rozwiązywaniu problemów. Konkretne cele, strategie, ideologie oraz wybory polityczne mogą być prezentowane jako „neutralne”. Kwestie miejskie nie wymagają już dłużej angażowania ekspertów tematycznych, znających specyfikę konkretnej dziedziny, ale wyłącznie eksploracji i wzajemnego powiązania danych oraz ich późniejszego opracowania przy wykorzystaniu oprogramowania:

jest to szczególnie wyraźnie w „3I” IBM‑u, gdzie inteligentniejsze miasto staje się wynikiem 1) Instrumentalizacji (przekształcania rzeczywistości miejskich w dane), 2) wzajemnego powiązania danych (Interconnection) oraz 3) Inteligencji, wniesionej do miasta przez oprogramowanie22.

Założenie, że różne aspekty funkcjonowania miasta i mieszkańców mogą być analizowane oraz modyfikowane, da się rozstrzygać jako problemy o wyłącznie technicznym statusie, co powoduje, że wokół smart city łatwo zbudować bezkrytyczny konsensus. Skoro rozwiązania są tak proste i „apolityczne”, trudno oczekiwać przeciwników takich rozwiązań, zwłaszcza wśród wielu entuzjastycznych głosów23. Dodatkowo, sprowadzenie problemów miasta wyłącznie do aspektów technicznych może prowadzić do ograniczonego stosowania innych, dalej posuniętych rozwiązań, które mogą stanowić odpowiedź na rosnące wyzwania. To dlatego stymulowanie badań i krytyczne dyskusje na temat inteligentnego miasta są tak istotne.

GDZIE TU MIEJSCE NA TRANSGRESJĘ?

Nawiązując do dramatycznego pytania, które postawił Rem Koolhaas w kontekście inteligentnych miast24, można wskazać na istotny potencjał. Szukając możliwości transgresji, warto zwrócić się w stronę miast opierających się na współdzieleniu – charakter przestrzeni miejskiej wymaga od mieszkańców współdzielenia zasobów, towarów i usług oraz doświadczeń. Duncan McLaren i Julian Agyeman w Sharing Cities. A Case for Truly Smart and Sustainable Cities twierdzą, że połączenie sieciowej i fizycznej przestrzeni miast oraz nowych technologii cyfrowych oferuje nam nowe możliwości kształtowania rzeczywistości miejskiej. Choć ludzie są naturalnie skłonni do współdzielenia, to tradycyjne współdzielenie zostało zniszczone w nowoczesnym mieście w obliczu komercjalizacji rzeczywistości publicznej i postępujących szybko zmian gospodarczych i technologicznych. Teraz, wraz ze wzrostem gęstości zaludnienia i wysokim usieciowieniem przestrzeni fizycznych oraz nowymi technologiami cyfrowymi, stajemy przed możliwościami współdzielenia w mieście, zwłaszcza w nowych, „zapośredniczonych” formach: „Nowe szanse na współpracę i dzielenie wyrastają na styku przestrzeni miejskiej i przestrzeni wirtualnej”25. Zwolennicy „gospodarki współdzielenia” stawiają prawo do dostępu ponad prawem do własności. Tworząc platformy cyfrowe do wynajmu niewykorzystanych aktywów – mieszkań, kanap, samochodów czy wreszcie wolnego czasu, tworzą nowy sektor gospodarki, ale i nowe sposoby doświadczania miasta – w ramach turystyki couchsurfingowej, wspólnych warsztatów i miejskiego ogrodnictwa czy wreszcie banków czasu. Faktycznie obcy stają się wirtualnymi przyjaciółmi, którym można powierzyć swoje prawdziwe rzeczy26. Tak jak w przypadku często przywoływanego kolumbijskiego Medellin, gdzie przestrzeń publiczna i infrastruktura wyznaczają ramy dla integracji społecznej, a układ komunikacyjny został zaprojektowany tak, by miasto było możliwie dostępne i funkcjonalne dla wszystkich mieszkańców. Jak mówi Julio Dávila, kolumbijski urbanista pracujący na University College London, w kontekście budowy kolejki linowej w Medelin łączącej dzielnice biedy rozpostarte na stokach otaczających miasto z jego centrum: „geniusz Metrocable polega na tym, że rzeczywiście służy ubogim i integruje ich z miastem, dając dostęp do pracy i innych możliwości. Nikt nigdy wcześniej tego nie zrobił”27. Ta retoryka pokoju, miłości i zrozumienia wykracza poza sprytny marketing. Chodzi o faktycznie nowy model biznesowy, oparty na zaufaniu uczestników. Miasta współdzielone, bazując na niepewnych więziach społecznych łączących obcych ludzi w internecie, mogą podnieść poziom zaufania w społecznościach.