1

W połowie lat 80., a może później, przeczytałem opowiadanie science fiction. Autora nie pamiętam. Chodziło z grubsza o to, że dzięki postępom biotechnologii, lub jakimś innym sposobem, każdy obywatel mógł wziąć udział w losowaniu ciał.

Szczęśliwcy wygrywali nowe, piękniejsze i bardziej ponętne ciała. Pechowcy zostawali dożywotnio uwięzieni wewnątrz jakiejś niezdary z nadwagą i płytkim oddechem. Właśnie to przydarzyło się partnerce głównego bohatera.

Nie potrafię odnaleźć tamtego tekstu, a to była podpowiedź, jedno z bezużytecznych i niezrozumiałych ostrzeżeń podsuwanych przez los, chyba tylko po to, żeby kiedyś, w odległej przyszłości, wytrącić nam ostatni argument. Przecież zostaliśmy ostrzeżeni.

2

W czasach transformacji wygląd stał się kwestią klasową. Zawsze nią był, ale lata 90., czasy niepokoju, rozwinęły na tym punkcie obsesję.

W telewizji i gazetach zaroiło się od żartów na temat brzydkich i pokracznych przedstawicieli klas niższych. Ze szczególnym uwzględnieniem wąsów, zgryzu, nadwagi, płytkiego oddechu i niewłaściwej diety.

Można było rechotać bez najmniejszych wyrzutów sumienia, bo grubasy same były sobie winne. Przecież każdy mógł kupić los i zamienić się w lepszego, ładniejszego i zdrowszego siebie. W przedsiębiorczego i zaradnego siebie. W siebie obdarzonego błyszczącym uśmiechem, a może nawet poddanego lekkiej obróbce w Photoshopie.

Naprawdę stawaliśmy się coraz ładniejsi. I dookoła było coraz ładniej. I mieliśmy lepsze ubrania i podjazdy wyłożone kostką Bauma. I ganki z kolumienkami. A w mieście, każdej jesieni czekał pod drzwiami nowy katalog Ikei.

3

Po latach młodzi mędrcy wszystko nam objaśnili: że neoliberalizm, że chłopcy z Chicago, że globalizacja i banki, służba zdrowia i mieszkalnictwo. Że niskie uzwiązkowienie. Zresztą, trzydzieści lat później, nawet bez opinii znawców, musieliśmy zauważyć, że coś jest nie tak.

Mimo wysiłków, mimo diety śródziemnomorskiej i ruchu na świeżym powietrzu, nasze ciała pozostały brzydkie, chorowite i zadłużone. Okazało się, że szanse na wygraną są minimalne. A i tak organizator oszukuje.

Jednakże nasz gniew nie potrafił sprawić, żeby fabryki wróciły z Azji. Nie mógł przywrócić dawnych cen na węgiel ani nawet pękatych butelek z mlekiem (i kapsli z błyszczącej folii). Zimą nie spadł śnieg. Autobusy Jelcz nie wyjechały na miasto, a w stoczni robiono już tylko melancholijne zdjęcia i artystyczne projekty.

Byliśmy bezradni jak zawsze. Toteż klasowe oburzenie skierowało się gdzie indziej. Fala niechęci popłynęła w stronę tych, którzy zgarnęli główne wygrane w loterii ciał. Naszych niedawnych ulubieńców.

Ofiarą pierwszych czystek nie padli działacze polityczni ani bankierzy. Nie pisarze lub twórcy zdegenerowanej sztuki. Nawet nie kobiety. Na to przyszedł czas później.

Pierwszy zniknął gwiazdor z telewizji, typ wymarzonego zięcia. Potem pani z twarzą niepodatną na działanie czasu, która co roku nadawała korespondencje z festiwalu w Cannes. Dalej ulubiony komentator meczy piłkarskich. I nawet pan od pogody przepadł zmyty przez czystkę.

4

Ludziom z plastiku wytknięto pychę i złe uczynki. Wypomniano niewłaściwe pochodzenie i niezasłużone przywileje. Jednak główny zarzut, sformułowany przez prawicowe gazety, brzmiał: Polska im się nie podoba. Ojczyzna źle im pachnie. Nienawiść lubi się odwołać do zmysłu węchu (gadzi mózg w akcji).

Przy okazji patriotyczni politycy i dziennikarze rozwinęli wątki poboczne. Wytoczyli oskarżenia przeciw maratończykom, ekologom i nawet barom śniadaniowym, gdzie podają kanapki z serem pleśniowym i żurawiną. Takie to Bastylie.

Kawa z mlekiem sojowym stała się symbolem zniewieściałości i zaprzaństwa (jak pudrowana peruczka w XVIII wieku). Natomiast smażalnie, kiełbasa z grilla i transparenty kibiców awansowały na emblematy ojczyzny.

5

Kiedyś to się skończy, bo to się zawsze kończy. Nie staniemy się lepsi ani mądrzejsi. Niczego się nie nauczymy i nie wyciągniemy żadnych wniosków. Ale przynajmniej jedno już wiemy.

Projektowanie, które służy ładności. Design, który tworzy podziały. Architektura, która naigrywa się z biednych. Urbanistyka, która wyklucza, zamiast szukać sprawiedliwości. Wszystkie one są jak ziarno na opoce. Jak klon w doniczce. W niczym nam nie pomogą, zmyje je pierwsza fala (choćby to była fala ze smażalni ryb).