Przez ostatni rok dużo więcej czasu spędziliśmy w swoich domach i mieszkaniach, więc wszystkich ich mankamentów doświadczaliśmy o wiele dotkliwiej. Na wirtualnych spotkaniach było widać różne przemyślne strategie autoprezentacji, lecz również niedającą się ukryć powszechną ciasnotę (jedną z największych w Unii Europejskiej).
W tym numerze przyglądamy się kwestii mieszkaniowej po 1989 roku w krajach wyszehradzkich: w Czechach, Polsce, na Słowacji i Węgrzech. Analizujemy konsekwencje włączenia tych krajów w globalny neoliberalizm, zwłaszcza te bezpośrednie dla mieszkańców regionu – dotyczące ich mieszkań.
Były czeski premier Václav Klaus zauważył, że mieszkanie to nie szynka, nie można z niego zrezygnować, jeśli zdrożeje. Jego wypowiedź przypomniała Gaby Khazalová w swoim tekście na temat czeskiej reprywatyzacji. Bo mieszkania zdrożały i w ciągu paru dekad stały się dobrem trudno dostępnym dla większości mieszkańców Europy Środkowej. Poraża, choć nie zaskakuje, jak podobnie brzmią historie opowiadane przez naszych autorów z różnych krajów. Reprywatyzacja, gentryfikacja, suburbanizacja, grodzenia i finansjalizacja mieszkań zmieniły przestrzeń życia obywateli Europy Środkowej. Możemy wskazywać subtelne różnice, porównywać dynamikę, lecz zasadniczo włączenie w neoliberalizm działało wszędzie tak samo: nieuchronnie zmieniało mieszkanie w towar, a nowe osiedle w produkt. Słabsi byli wyrzucani na obrzeża, znikali z pola widzialności. W przestrzeni rozpanoszyła się logika pieniądza, zarówno centra, jak i przedmieścia zabudowano za pomocą mechanizmu finansowego: kredytów hipotecznych.
Paradygmat wartości uległ zmianie: miejsce życia, uczuć, dojrzewania, starości, stało się przede wszystkim zasobem – możliwym do spieniężenia, nabycia, obracania na rynku nieruchomości. W naszym późnym, bezdusznym kapitalizmie zasób ten zarabia, nawet jeśli stoi pusty. Dlatego wszędzie leje się beton (niedługo zabraknie nam piasku) i rosną coraz grubsze i wyższe bloki nie tylko z mieszkaniami, ale też lokalami inwestycyjnymi. Życie w nich już zwykliśmy nazywać chowem klatkowym. Patologia goni patologię, ale ludzie nie wychodzą na ulice, by protestować, że nie mają dostępu do światła, zieleni, że miasta pustynnieją, płoty rosną, a kolejne place zabaw są lokowane przy ruchliwych arteriach.
Po trzech dekadach od zmiany systemu znajdujemy się w trakcie gruntownego przewartościowania paradygmatu polityki i ekonomii. Ten numer „Autoportretu” jest zapisem obecnej chwili. Analizujemy procesy, krytykujemy logikę późnego kapitalizmu, lecz nie poprzestajemy na narzekaniu. W tekstach naszych autorów i autorek pojawiają się zarysy możliwych zmian na wielu poziomach: od wizji spółdzielczości (Zofia Piotrowska), przez zaangażowanie państwa w budowę tanich mieszkań na wynajem (Zuzanna Mielczarek, Kamil Trepka), postulaty inkluzywnego miasta bez grodzeń (Agata Twardoch), po – zadanie chyba najtrudniejsze – system bankowy, w którym mieszkanie nie będzie instrumentem finansowym (Mikołaj Lewicki). Co więcej, istnieją już gotowe rozwiązania, były testowane i wystarczyłoby je ożywić lub zaadaptować.
W całym numerze pobrzmiewa zgodny ton: trzeba zmienić paradygmat wartości. Tworzyć podwaliny pod wspólnotę. Stawiamy pierwszy krok: myślimy i mówimy o mieszkaniu jako podstawowym prawie człowieka.