Najgorszym sposobem radzenia sobie z problemem jest udawanie, że problemu nie ma. W psychologii taka postawa nazywa się wyparciem i może prowadzić do amnezji oraz licznych schorzeń psychosomatycznych. Objawem wyparcia w miastach są osiedla grodzone.

Temat grodzenia od końca lat 90. rozgrzewa polskie środowisko osób związanych z problematyką miejską. To wtedy w naszym kraju pojawiły się takie osiedla. Pierwsze osiedle grodzone powstało najprawdopodobniej w Piasecznie jako enklawa domów jednorodzinnych. Odpowiedzialny za jej budowę deweloper Zbigniew Niemczycki niewiele wcześniej wrócił z Ameryki; zza oceanu przywiózł nie tylko pomysł na grodzenie, ale i domy – dosłownie – złożone z prefabrykowanych elementów 1. Debata dotycząca osiedli grodzonych przeszła przez etapy zainteresowania, zdziwienia, zaniepokojenia, oburzenia i wreszcie, jak się wydaje, pewnej rezygnacji. Nastąpił impas: środowisko profesjonalistów zgadza się co do szkodliwości zjawiska zarówno z punktu widzenia przestrzeni, jak i funkcjonowania społeczeństwa, jednak ten konsensus nie przekłada się na rzeczywistość.

W dyskursie dotyczącym grodzonych osiedli dominują dwa wątki: przestrzenny i społeczny; kilka innych mieści się w ich ramach. Wątek przestrzenny jest prostszy. Zamknięte osiedla to „otoczone murem lub płotem jednostki mieszkalne, do których publiczny dostęp jest ograniczony” 2; w ramach tego wątku analizowane są stopnie i sposoby ograniczania dostępu oraz ich wpływ na otaczającą przestrzeń. Mówi się o barierach komunikacyjnych 3, o zaburzeniu ciągłości urbanistycznej, ale także o monotonii i brzydocie ogrodzeń oraz o związanych z nimi niewygodach.

Wątek społeczny jest daleko bardziej wieloznaczny i złożony z wielu narracji. Pierwsza wiąże popularność grodzonych osiedli z naturalnymi procesami wynikającymi z transformacji ustrojowej i z przejściem od niewydolnego ustroju uspołecznionego do wyidealizowanej gospodarki wolnorynkowej. Zgodnie z nią powodem grodzenia są niskie zaufanie do instytucji publicznych i liberalne przekonanie klasy średniej, że mieszkanie jest sprawą całkowicie prywatną 4. W tej narracji osiedle grodzone staje się synonimem zaradności i nobilitacją.

Najprostsze wytłumaczenie, często przyjmowane intuicyjnie i bezkrytycznie, wskazuje na poczucie zagrożenia jako główną podstawę decyzji o zamieszkaniu za płotem. Zgodnie z tą narracją osiedla grodzone są bezpośrednią odpowiedzią na potrzebę bezpieczeństwa, jedną z najważniejszych ludzkich potrzeb. Ten punkt widzenia szczególnie utrudnia walkę z grodzeniami.

Poszczególne narracje zazębiają się i nachodzą na siebie, i tym sposobem druga przechodzi w trzecią – związaną z komodyfikacją strachu i następnie utowarowieniem w ogóle. Ogrodzenie i ochrona, a wreszcie poczucie bezpieczeństwa są w niej wskazywane jako kolejny towar na sprzedaż (pisał o tym między innymi Zygmunt Bauman w Płynnym życiu: „eksperci od marketingu widzą w niepokoju niewyczerpywalne źródło zysków” 5), a ponieważ działają na niego rynkowe mechanizmy popytu i podaży, jest poddawany zabiegom marketingowym. Jeśli zatem podmiotom opłaca się sprzedawać mieszkania na osiedlach grodzonych, to w reklamach i przekazie publicznym będą wyolbrzymiać zagrożenia zewnętrznego świata.

Czwarta narracja zamienia ramę strachu na ramę współpracy 6. Podkreśla się w niej intencjonalną stronę grodzenia i osiągane dzięki grodzeniu możliwości wytwarzania żywych sąsiedzkich społeczności, których członkowie działają dla wspólnego dobra, wspierają się i dążą do synergii. W tym miejscu narracja towarzysząca grodzonym osiedlom jest zbieżna z tą dotyczącą oddolnego budownictwa mieszkaniowego, czyli kooperatyw i cohousingu, a te mają przecież dobrą prasę – znacznie lepszą niż osiedla za płotem. Z czwartej narracji wynika piąta, ona także dotyczy wspólnotowego charakteru osiedla grodzonego, niemniej wskazuje na wspólnotę jako narzędzie opresji. Przyjmuje istnienie wewnętrznych społeczności, ale podkreśla ich wewnętrzną opresyjną funkcję kontroli społecznej i zewnętrzną funkcję wykluczającą, opartą na poczuciu elitaryzmu i potrzebie dystynkcji.

Przy tej okazji pojawiają się pojęcie segregacji społecznej i kolejna narracja. Zjawisko rozwoju osiedli grodzonych nazywane jest w niej gettoizacją. Słowo „getto”, mimo że użyte w znaczeniu à rebours, zachowuje pejoratywne konotacje. Podkreśla istotność ogrodzenia, jednak nie tylko w znaczeniu ochrony, lecz także przymusowego zamknięcia, oraz relatywizm krat – one zawsze mają przecież dwie strony. Ta narracja przedstawia osiedla grodzone jako coś wstydliwego, niemodnego i nienowoczesnego. Wynika nie tyle z ich szerokiej krytyki, ile z upowszechnienia zjawiska. Popularność osiedli grodzonych sprawiła, że obecnie trudniej jest kupić nowe mieszkanie na osiedlu otwartym niż zamkniętym, a osiedle zamknięte straciło jednocześnie nobilitujący i ekskluzywny charakter. Co więcej, z siermiężnymi płotami w niczym nie przypomina najmodniejszych obecnie miejsc do mieszkania: zróżnicowanych funkcjonalnie kompleksów mieszkaniowo-usługowych, najczęściej bazujących na historycznej tkance miejskiej. Elektrownia Powiśle i Centrum Praskie Koneser w Warszawie elitarność i ekskluzywność manifestują w sposób znacznie subtelniejszy i bardziej wysmakowany. Czynnikiem wykluczającym są tu z jednej strony zaporowa cena mieszkań, a z drugiej ukryta ochrona i monitoring, które pozwalają zachować pozory modnej obecnie przestrzeni miejskiej, mimo że nie oferują nic z prawdziwej miejskiej otwartości i różnorodności. W tej narracji krytyka osiedli zamkniętych, manifestująca się w pogardliwych określeniach „lemingi” i „słoiki” 7, bazuje na tym samym resentymencie, na którym kiedyś opierała się ich elitarność.

Każda z narracji zawiera inną części prawdy o grodzonych osiedlach i wskazuje na odmienne fragmenty problemu, nic więc dziwnego, że kolejne reakcje na grodzenie osiedli także przystają tylko do wybranych wątków i narracji.

Próby prawnego rozwiązania problemu

W wątku przestrzennym mieści się pomysł na wprowadzanie lokalnych uchwał krajobrazowych. Zgodnie z Ustawą z dnia 24 kwietnia 2015 r. o zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu samorządy mogą wprowadzać lokalne przepisy krajobrazowe. W ich ramach, na mocy prawa lokalnego, pojawiają się decyzje o wolnych od reklam parkach kulturowych, a także o zakazach grodzenia przestrzeni miejskiej. Uchwały, które explicite zakazują grodzenia terenów zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej, wprowadzono w 2018 roku Sosnowcu 8, Sopocie 9 i Gdańsku 10, a w 2020 roku w Krakowie [11]. W Nowym Targu 12 i Cieszynie 13 uchwały zakazują jedynie ogrodzeń pełnych; w Katowicach nadal (marzec 2021) nie przyjęto uchwały, mimo że prace nad nią rozpoczęły się w 2015 roku, a w 2017 roku przepisy były wyłożone do publicznych konsultacji. Również w Poznaniu trwają konsultacje związane z zapisami uchwały, projekt niby zakazuje grodzenia terenów zabudowy wielorodzinnej, ale dopuszcza tak dużo wyjątków, że nawet jeżeli wejdzie w życie, niewiele zmieni 14.

W styczniu 2020 roku radni w stolicy przyjęli warszawską uchwałę krajobrazową, ale w lutym 2020 roku została w całości uchylona przez wojewodę mazowieckiego. Miasto złożyło skargę na to rozstrzygnięcie, lecz w grudniu tego samego roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie oddalił ją na posiedzeniu niejawnym. Decyzjami sądowymi uchylone zostały także uchwały krajobrazowe Łodzi i Opola, zaskarżona została uchwała Gdańska.

Wychodzi zatem na to, że od prawie sześciu lat istnieje narzędzie, które mogłoby zatrzymać grodzenie osiedli, mimo to skorzystało z niego zaledwie kilka gmin. Może to rozwiązanie ma niską skuteczność, bo dotyczy jedynie sfery przestrzennej, a całkowicie ignoruje wątek społeczny?

Wzmacnianie bezpieczeństwa?

Istnieją także inne sposoby radzenia sobie z osiedlami grodzonymi, będące rozwiązaniem jedynie w ramach wybranego paradygmatu. Gdy osiedla za płotem postrzega się przez pryzmat drugiej narracji – związanej z potrzebą bezpieczeństwa – jako antidotum proponuje się architektoniczne koncepcje wzmacniające poczucie bezpieczeństwa. Większość z nich bazuje na klasycznej teorii Oscara Newmana defensible space. Zawiera ona zasady urządzania przestrzeni osiedlowej w taki sposób, żeby zapobiegać zachowaniom niepożądanym – kradzieżom, napaściom i aktom wandalizmu 15. Newman zaleca czytelne strefowanie przestrzeni na publiczną, półpubliczną i prywatną, zapewnienie warunków do obserwacji wszystkich przestrzeni osiedla i eliminację obiektów, które mogą posłużyć jako stopnie drabiny, a tym samym umożliwić wspięcie się na wyższe kondygnacje. W skrócie: proponowane przez niego rozwiązania przestrzenne mają skutkować konkretnymi zachowaniami użytkowników.

Warszawa, Koneser Centrum Praskie. Ogrodzenia często stają się także uciążliwe dla mieszkańców — fot. Agata Twardoch

Na bazie teorii Newmana powstało wiele polecanych przez urbanistów i policjantów 16 programów, między innymi Secured by Design – oficjalny program brytyjskiej policji – oraz wywodzący się ze Stanów Zjednoczonych program CPTED (Crime Prevention Through Environmental Design), szeroko promowany przez międzynarodową organizację pozarządową ICA (International CPTED Association) 17. ICA doprowadziła do opublikowania w styczniu 2021 roku standardu ISO poświęconego CPTED (ISO 22341:2021). Amerykańska wersja skupia się wprawdzie na zagadnieniach przestrzennych, ale równolegle podkreśla znaczenie silnej społeczności lokalnej. W drugiej generacji zasad CPTED (pierwsza zawierała rozwiązania przestrzenne i techniczne, także dotyczące ograniczania dostępu) zapisano na przykład, jak organizować straż sąsiedzką. Trudno pozbyć się wrażenia, że zaproponowane lekarstwo w pewnym momencie może stać się chorobą. Problem zauważył między innymi Bryan Lee Jr., czarny designer z Nowego Orleanu, który zajmuje się problematyką miasta sprawiedliwego (just city). Zdaniem Lee mechanizmy bezpieczeństwa oparte na sąsiedzkiej kontroli i założeniu, że każdy człowiek o aspołecznych zamiarach powinien czuć się niekomfortowo, mogą wywołać dyskomfort u każdego, kto wygląda inaczej i nie wpisuje się w normatywne wzorce lub – co szczególnie istotne w Stanach Zjednoczonych – ma inny kolor skóry 18. Promowana przez CPTED strategia grozi pogłębieniem podziałów na „nas” i „was” oraz spotęgowaniem zjawiska NIMBY (not-in-my-backyard), czyli sprzeciwu mieszkańców wobec pewnych inwestycji (na przykład schroniska dla osób w kryzysie bezdomności czy poradni dla osób z uzależnieniami) w swoim najbliższym sąsiedztwie, choć ludzie ci nie zaprzeczają, że są one potrzebne.

Do nadużyć może prowadzić także koncepcja designu wpływającego na zachowanie użytkowników. Są nim przecież kontrowersyjne hostile design, czyli stosowane w przestrzeni publicznej elementy, które mają zmieniać ludzkie zachowanie, na przykład uniemożliwiać bezdomnym leżenie na parkowych ławkach. Trudno precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie, kiedy zastosowane elementy służą zachowaniu bezpieczeństwa, a kiedy podziałom i wykluczeniu.

Tego rozwiązania także nie można zatem uznać za skuteczne. Skupianie się na jednej narracji nie prowadzi do uzyskania rozwiązań w obrębie pozostałych, a co gorsza prowokuje sytuacje, które zgodnie z kolejnymi narracjami mogą być uznane za problemowe. Podobnie można oceniać skutki wymierzonej przeciw grodzeniu osiedli krytyki bazującej w znacznej mierze na pogardzie dla pragnących luksusu i dystynkcji mieszkańców osiedli zamkniętych. Poskutkowała ona (poniekąd, bo jednak nie przypisujmy jej nadmiernego znaczenia) nową falą antagonizmów i niechętnego traktowania kolejnej grupy społecznej.

Diagnoza

Dla zrozumienia problemu osiedli grodzonych z całą jego złożonością żadna narracja z osobna nie wystarczy. W medycynie, gdy zestaw objawów nie poddaje się diagnozie ani leczeniu, poszukuje się wytłumaczenia wykraczającego poza kwestie czysto fizyczne. Jako że problemy zdrowotne mogą być objawem choroby nie tylko ciała, lecz także sfery psychicznej, szuka się odpowiedzi w życiu osobistym pacjenta, jego relacjach z bliskimi i wspomnieniach z dzieciństwa, a także odkrywa niewygodne prawdy. Może na podobnej zasadzie problemy naszych miast wynikają z psychologicznych problemów jednostek i społeczeństwa, a osiedla grodzone są jedynie zasłoną, przebijającym się na powierzchnię efektem syndromu wyparcia, który ukrywa to, co wywołuje przykre uczucia, na co podświadomie nie chcemy patrzeć i co nie mieści się w naszej wizji rzeczywistości?

Nie chcemy przecież patrzeć na wiele rzeczy: na miejsca i ludzi, którzy nigdy nie wpiszą się w idealny obraz miasta rodem z książek Jana Gehla, na niewygodne prawdy, które nie mieszczą się w zbiorowej wizji idealnego miasta. Wiele elementów razi nasze oczy także w sferze mieszkaniowej.

Warszawa, Elektrownia Powiśle –nowy sposób grodzenia bez płotów — fot. Agata Twardoch

Po pierwsze, problemu mieszkaniowego nie da się do końca rozwiązać. Nie da się urządzić miasta, w którym nie będzie mieszkań substandardowych, za małych, przeludnionych, niedoświetlonych, brzydkich, ani miasta, w którym każdy będzie miał dostęp do mieszkania, jakiego potrzebuje. Zasoby mieszkaniowe ulegają degradacji, zmieniają się wymagania, potrzeby i możliwości całego społeczeństwa oraz jednostek, więc nawet w miastach, w których udało się zlikwidować statystyczny deficyt mieszkań, trzeba prowadzić politykę mieszkaniową. Jeżeli przyjęlibyśmy do wiadomości, że kryzysowy stan mieszkalnictwa jest jego stanem właściwym, przestalibyśmy politykę mieszkaniową uznawać za działania interwencyje. Mieszkaniówka stałaby się infrastrukturą, nie zaś polityką społeczną, przestałaby być postrzegana w kategoriach jałmużny i powodu do wstydu. Nie trzeba by ukrywać mieszkań socjalnych przy ulicy Dudziarskiej w Warszawie ani w blaszanych kontenerach na obrzeżach wielu miast w Polsce.

Po drugie, nie da się rozwiązać problemu bezdomności ani pozbyć się z przestrzeni miejskiej osób w kryzysie bezdomności. Część z tych osób nigdy nie będzie potrafiła prowadzić życia, jakie ogół społeczeństwa uznaje za normalne. Część nigdy nie będzie tego chciała. Nie znaczy to, że należy zamknąć noclegownie; wręcz przeciwnie – infrastrukturę dla osób w kryzysie bezdomności należy uczynić równoprawnym elementem miejskiego krajobrazu. Noclegownie nie powinny znajdować się w najgorszych lokalizacjach, a ławki w parkach – zniechęcać do położenia się na nich. Bez obaw, ludzie nie przerzucą się na masowe spanie w parkach, ogół społeczeństwa woli wygodne łóżka.

W Finlandii na szeroką skalę wprowadzono program „najpierw mieszkanie”. W jego ramach wspomagane mieszkanie może otrzymać każda osoba w kryzysie bezdomności, niezależnie od tego, czy dostosuje się do ustalonych odgórnie reguł. Hanna Gill-Piątek na Kongresie Ruchów Miejskich w Katowicach w 2017 roku podkreślała, że koszty, które dla miasta generuje osoba w kryzysie bezdomności, już po mniej więcej trzech latach przekraczają koszt budowy niewielkiego, podstawowego mieszkania. Może metoda fińska pomogłaby nam znacząco ograniczyć problem bezdomności i przy okazji uratować kilka osób przed śmiercią na ulicy.

Po trzecie, gdy mówimy, że miasto to ludzie, nie możemy mieć na myśli jedynie heteronormatywnych rodzin z dwojgiem dzieci albo przedstawicieli klasy średniej ze zinternalizowanymi normami społecznymi. Prawdziwe miasto to młodzi i starzy, biedni i bogaci, mądrzy i głupi, ładni i brzydcy; przykładni obywatele i obywatelki, ale także sprawiający problemy recydywiści, weganie, cykliści i jeżdżący SUV-ami z dieslem pożeracze golonek. Miasto to katolicy, buddyści i wyznawcy latającego potwora spaghetti, melomani i wielbiciele disco polo, zwolennicy i przeciwnicy aborcji, a nawet mieszkańcy osiedli grodzonych.

Po czwarte, w mieście nigdy nie będzie całkiem bezpiecznie, więc zamiast chować dzieci za płotem nauczmy je minimalizować ryzyko.

Po piąte, nie wszędzie może być pięknie. Brzydota, brud i bylejakość mają takie samo, a nawet większe prawo do przestrzeni miasta jak czystość, piękno i harmonia. Tak naprawdę czysto, pięknie i harmonijnie może być w odgórnie zarządzanym centrum handlowym, lecz nie w żywym mieście.

Nie zamierzam prowadzić psychoanalizy miasta. Są autorzy, na przykład Andrzej Leder, lepiej do tego oprzyrządowani. Chciałam wskazać, że jeśli miastu (ale także nam – urbanistkom i urbanistom, mieszkankom i mieszkańcom) zależy na rozwiązaniu problemu osiedli grodzonych, musi ono – kontynuując psychologiczną paralelę – stanąć w prawdzie o sobie: pozbyć się swojego wyidealizowanego obrazu, a w zamian polubić się takim, jakie jest, zaakceptować swoje elementy nieidealne, a tylko wystarczająco dobre.

Gdzieś w Warszawie. W narracji bazującej na strachu najczęściej podkreśla się troskę o dzieci. — fot. Agata Twardoch

Potrzebujemy

Potrzebujemy miasta inkluzywnego, które akceptuje swoje problemy i rozwiązuje je otwarcie zamiast się ich wstydzić, ignorować je i wreszcie wypierać. Potrzebujemy miasta, w którym każdy mieszkaniec i każda mieszkanka, niezależnie od statusu, płci, wieku, pochodzenia etnicznego i jakiejkolwiek innej cechy, po pierwsze, znajdą dla siebie miejsce (w ogólnym sensie), a po drugie, znajdą warunki, by zapewnić sobie godne miejsce do mieszkania. Obywatelom i obywatelkom należy się prawo do miasta i prawo do mieszkania. Mają prawo sprawiedliwie korzystać z miasta i powszechnie brać udział w zarządzaniu nim oraz obejmującej wszystkich dostępności mieszkań. O dostępności trzeba pamiętać już na etapie zapewniania warunków podaży mieszkań, czyli przy ustalaniu ram rozwoju miasta, szacowaniu liczby i rodzaju potrzebnych mieszkań, wyznaczaniu terenów pod ich budowę oraz planowaniu infrastruktury technicznej i społecznej.

W praktyce potrzebujemy, żeby dla każdego obszaru w granicach miasta, już na poziomie prawa miejscowego, ustalone zostały odsetki mieszkań z sektora dostępnego. Potrzebujemy prowizji mieszkaniowych, dzięki którym mieszkania socjalne będą powstawały obok komercyjnych, z zewnątrz nie do odróżnienia, zgodnie na przykład z przyjętymi w Anglii zasadami pepper potting (rozpraszania mieszkań socjalnych wśród mieszkań prywatnych) i tenure blindness (z zewnątrz nie da się rozróżnić statusu mieszkania). Potrzebujemy skoordynowania budowy nowych mieszkań z infrastrukturą nie tylko techniczną, ale i społeczną tam, gdzie to konieczne, a jej koszty musimy przerzucić na deweloperów. Potrzebujemy zacząć traktować własność także jak obowiązek, a nie tylko niczym nieograniczone prawo.

Potrzebujemy całościowej zmiany paradygmatu. Jeśli ona nastąpi, może osiedla grodzone przestaną być potrzebne. Gdyby jednak jakieś się pojawiły, włączymy je w miejski krajobraz i zaakceptujemy.