W lutym 2015 roku w warszawskiej Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki w białą ścianę wbito cztery głowice prysznicowe, nieco skorodowane, z ludzkimi włosami. Była to praca Stock z 2011 roku szwedzkiego artysty Magnusa Wallina, pokazana w ramach wystawy Postęp i higiena1. Cztery głowice o średnicy kilku centymetrów zauważyłam w kącie ogromnej sali zapewne dlatego, że kilka dni wcześniej, w czasie obchodów 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz- -Birkenau, słuchałam w wiadomościach świadectw byłych więźniów. Ocaleni często wspominali prysznice „jako pierwszy etap wchodzenia w obóz”. To określenie Józefa Ciepłego przywiezionego do Auschwitz w grudniu 1943 roku: „Obiekt był podzielony na dwie części: stronę czystą i stronę nieczystą. Na przecięciu tych stron stały kotły do dezynfekcji. W krótszym boku sauny była łaźnia, czysto urządzona. […] Nad płaską misą zwisały z sufitu prysznice. Tyle się o nich jeszcze przed zamknięciem dowiedziałem, że spojrzałem na nie nieufnie. Ale uspokajała duża szklana ściana z lewej strony i wahadłowe drzwi bez mocniejszego zamknięcia. A więc, chyba nie gaz! […] Trysnęła woda, na przemian zimna i gorąca”2. Głowice prysznicowe, dostrzeżone na wystawie Postęp i higiena, przeniosły nas z codziennych higienicznych rytuałów w rzeczywistość obozów zagłady.

W 1923 roku w Vers une architecture Le Corbusier sformułował kilkanaście postulatów dotyczących nowoczesnego domu, którym nadał tytuł Podręcznik mieszkania. Pierwszym postulatem była luksusowa łazienka: „Żądajcie nasłonecznionej łazienki w jednym z największych pomieszczeń, na przykład w dawnym salonie. W jej ścianie powinny być wielkie okna, najlepiej wychodzące na taras do kąpieli słonecznych; do tego porcelanowe umywalki, wanna, prysznic i przyrządy gimnastyczne”3. Skoro dom miał być maszyną do mieszkania – higieniczną, nasłonecznioną, zaopatrzoną w ciepłą i zimną wodę, przechowującą żywność w optymalnych warunkach – to umywalnię Le Corbusier nazwał „maszyną do mycia”4. Dwadzieścia lat później, w Auschwitz-Birkenau prysznic stał się kamuflażem maszynerii ludobójstwa.

Wystawa Postęp i higiena, w założeniu jej kuratorki Andy Rottenberg, próbowała uchwycić momenty, w których – na przykład – modernistyczne postulaty higieny przeradzały się w „higienę rasy”. Podążając tym tropem, możemy stwierdzić, że architekci obozów zagłady doprowadzili postulaty funkcjonalizmu – na wzór fabrycznej linii montażowej – do granic potwornej efektywności. „Wydajnością” Auschwitz-Birkenau przechwalał się w czasie procesu komendant Rudolf Höss, porównując efekty swego zarządzania do pracy Odila Globocnika w Treblince5. Określenie „linia montażowa” pojawia się w notatce archiwalnej dotyczącej rozplanowania budynku przyjęć więźniów, zawierającego pomieszczenia rejestracji, komory dezynsekcyjne, łaźnie i pralnię. Budynek miał powstać w ramach „planów rozwoju obozu koncentracyjnego Auschwitz”, za które odpowiadał Karl Bischoff, od 1941 roku kierownik SS-Zentralbauleitung (Centralnego Zarządu Budowlanego SS), a wcześniej inżynier projektujący lotniska w północnej Francji w czasie bitwy o Anglię6. Jak to określa badacz architektury obozów zagłady, Robert Jan van Pelt, powtarzając opinię Hössa, był to „fachowiec budowlany”, „na wszystko patrzył jedynie z punktu widzenia eksperta w kwestii budownictwa”, „nie znał się na estetycznej stronie architektury”7.

Przywołując znane przykłady retoryki Le Corbusiera z lat 20. XX wieku, sławiącego estetykę maszyn i pracę inżynierów („inżynierowie są zdrowi i męscy, aktywni i użyteczni, moralni i radośni”, w przeciwieństwie do „rozczarowanych i bezczynnych” architektów8), nie twierdzę, że związek między architekturą modernizmu a architekturą obozów ma prosty, przyczynowo-skutkowy charakter. Co więcej, postulaty dotyczące higieny nie przynależą jedynie architekturze lat 20. i 30. XX wieku. Gloryfikując znaczenie łazienki w nowoczesnym domu, Le Corbusier powołuje się na wynalazek Thomasa Williama Twyforda z lat 70. XIX wieku, firmy istniejącej do dzisiaj9. Łazienki jako osobne pomieszczenia były projektowane od lat 80. XIX wieku w miejskich domach klasy średniej10. Prysznic, którego widok poruszył mnie na wystawie Postęp i higiena, jest emblematyczny nie tylko dla obozów zagłady czy wcześniej, dla modernistycznych, zdrowych form zamieszkiwania, ale i dla XIX-wiecznych metod leczniczych. Jego nazwa pochodzi od nazwiska Vincenza Priessnitza, popularyzatora metod hydroterapii stosowanych już w pierwszej połowie XIX wieku11. Codzienne rytuały higieniczne – uwzględniane w nowoczesnym projektowaniu – były konsekwencją XIX-wiecznych odkryć w dziedzinie medycyny, w tym rozpoznania bakteryjnego przenoszenia chorób12. Miały chronić przed chorobami cywilizacyjnymi, związanymi, między innymi, z gwałtowną urbanizacją i migracją ludności. Jak to ujął Le Corbusier, „maszyna, którą zamieszkujemy, to stary, zagruźliczony powóz”13, a nie nowoczesny samochód. Należało się więc przenieść, na przykład z ciemnej sutereny czynszowej kamienicy do pełnego światła, zdrowego mieszkania na nowoczesnym osiedlu. Jak przypomniano na wystawie Elements of Architecture Rema Koolhaasa (ekspozycji tematycznej w ramach 14. Międzynarodowej Wystawy Architektury w Wenecji, 2014), w dziale zatytułowanym Toilet, modernistyczne postulaty higieny były rezultatem wielowiekowych przemian w projektowaniu architektonicznym – od wspólnych, koszarowych toalet w rzymskich fortach przy Murze Hadriana, do nowoczesnych systemów wodno-kanalizacyjnych i luksusowych „miejsc odosobnienia”14. W publikacji towarzyszącej weneckiej wystawie uwzględniono również rozplanowanie obozu Auschwitz-Birkenau, zauważając, że powrócono tam do rozwiązań koszarowych – wspólnych toalet i pryszniców15. Konfrontowane ze świadectwami ocalałych badania archiwalno-architektoniczne Debórah Dwork i Roberta Jana van Pelta potwierdziły jednak, że żadne standardy – ani higieniczne (przypomnijmy, że w KL Auschwitz do wiosny 1943 roku działał Instytut Higieny SS), ani koszarowe, ani wynikające z międzynarodowego prawa chroniącego jeńców wojennych – nie były zastosowane w projekcie architekta Fritza Ertla dla Birkenau: „jedna umywalnia przypadała na siedem tysięcy ośmiuset więźniów, a jedna latryna na siedem tysięcy”16.

Austriacki architekt Fritz Ertl (1908–1982), jeden z projektantów obozu Auschwitz-Birkenau, studiował w Bauhaus Dessau w latach 1928–193117. Razem z innym austriackim architektem, Waltherem Dejaco (1909–1978), podlegał Karlowi Bischoffowi, kierownikowi Centralnego Zarządu Budowlanego SS, który pełnił nadzór nad budową krematoriów i komór gazowych. Bischoff zmarł w 1950 roku w Bremie. Nigdy nie był sądzony. Jego podwładni Ertl i Dejaco byli sądzeni w procesie w Wiedniu w 1972 roku.

Architekci przyznali, że projektowali konstrukcje, które początkowo były „zwykłymi kostnicami i krematoriami”18. Dejaco zeznał nawet, że komory gazowe „nie były żadną tajemnicą na Górnym Śląsku”, a Ertl potwierdził, że słyszał o przekształceniu KL Auschwitz w obóz zagłady19. Obaj ostatecznie przyznali, że uczestniczyli w ludobójstwie, ale zaprzeczali, że był to udział świadomy i intencjonalny. Byli więźniowie powołani na świadków-ekspertów (między innymi polscy inżynierowie, architekt Alfred Przybylski20) zgodnie twierdzili, że Dejaco i Ertl doskonale zdawali sobie sprawę z funkcji i celu swych projektów. Jeden ze świadków zeznał również, że Ertl zaprojektował baraki dla radzieckich jeńców „bez sufitów i bez ścian działowych”; nie można było ich ogrzać, gdyż „ściany zewnętrzne miały jedynie 13 cm grubości”21. Sędziowie uznali, że zachowane plany architektoniczne budowli nie wskazywały bezpośrednio na to, że były w nich instalacje i komory gazowe, co więcej, architekci nie mieli pojęcia o przeznaczeniu budynków w trakcie ich budowy22. Ertl i Dejaco zostali uwolnieni.

W książce Architectural Principles in the Age of Historicism (której tytuł jest parafrazą Architectural Principles in the Age of Humanism Rudolfa Wittkowera z 1949 roku) Robert Jan van Pelt uznaje Auschwitz za najbardziej znaczącą „cezurę” w historii architektury, przejmując to określenie od teologa Arthura A. Cohena i filozofa Martina Bubera23. Zarzucając historykom architektury, że wolą zajmować się projektami Berlina-Germanii niż rzeczywistością nazistowskiej architektury, nazywa Auschwitz „jedynym prawdziwym miastem, które zbudował nazizm”24. Skoro jednym z najsilniej zakorzenionych paradygmatów historyzmu była ateńska polis, to Auschwitz było miastem, które miało również swój „Akropol, Agorę i domy”25. Agorą był plac apelowy, Akropolem – krematoria, domami – baraki.

Z badań, prowadzonych między innymi przez niemieckich historyków architektury, wynikają nieoczywiste zależności między modernizmem z kręgu Bauhausu a praktykami niektórych absolwentów tej uczelni w czasie III Rzeszy. Wydaje się, że socjalizujący modernizm Bauhausu (kilkudziesięciu uczniów i wykładowców tej uczelni, zamkniętej przez nazistów w kwietniu 1933 roku, było prześladowanych lub aresztowanych, w tym Otti Berger, który zginął w Auschwitz26) nie ma nic wspólnego z tak zwaną architekturą nazistowską, zazwyczaj utożsamianą z „redukcyjnym neoklasycyzmem” projektów Alberta Speera. A jednak, można odnaleźć elementy wspólne – na przykład nacisk na uprzemysłowienie i standaryzację konstrukcji budowalnych. Jednym z architektów Bauhausu, asystentem Waltera Gropiusa, był Ernst Neufert (1900–1986), autor Bauentwurfslehre, podręcznika projektowania opublikowanego po raz pierwszy w 1936 roku (dostępnego również w języku polskim; pierwsze wydanie w 1980 roku27). W 1938 roku Albert Speer zlecił Neufertowi opracowanie norm dla budownictwa mieszkaniowego; w 1943 roku Neufert opublikował Bauordnungslehre (znany jako BOL), ze wstępem Speera28. Podręcznik Neuferta to, najogólniej rzecz ujmując, zbiór norm i podstaw wymiarowania wynikający z zasad ergonomii, zestawiony z klasyfikacją typów architektonicznych, takich jak domy, schrony, szkoły, biblioteki, biura, banki, sklepy, zakłady przemysłowe, budownictwo wiejskie, hotele, teatry, kina, urządzenia sportowe, szpitale, kościoły, muzea, cmentarze. Bauentwurfslehre posługiwało się SS-Zentralbauleitung w Auschwitz. W niektórych projektach, na przykład schronów przeciwlotniczych dla SS z 1944 roku, stosowano normy budowlane przedstawione w podręczniku Neuferta29.

Ergonomiczna zasada Neuferta, że „człowiek jest miarą wszystkich rzeczy”30, nie znalazła jednak odzwierciedlenia w projektach baraków dla więźniów. Podstawowym założeniem Bauentwurfslehre jest „przekazanie studiującemu jedynie elementów do samodzielnego składania w całość, […] sprowadzić je do schematu czy zgoła abstrakcji”. Neufert przestrzega przez zbytnim oglądaniem się w przeszłość, gdyż może to przeszkodzić w poszukiwaniu „własnej formy i treści”31. Architekci Auschwitz-Birkenau nie mieli problemów ze składaniem zatwierdzonych typów, norm i schematów w nową całość. Zdołano pomieścić więźniów w typie budowli znanych jako Pferdestallbarakken OKH-Typ 260/9, czyli w stajniach wojskowych projektowanych pierwotnie dla pięćdziesięciu dwóch koni32. W czasie planowania obozu dla jeńców radzieckich „normy” były zmieniane „jednym pociągnięciem pióra” Karla Bischoffa33. W jednej ze scen filmu dokumentalnego Auschwitz: The Blueprints for Genocide (1994) Robert Jan van Pelt pokazuje fragment planu baraków, na którym widać przekreśloną liczbę więźniów „pięćset pięćdziesiąt” i wprowadzoną jedyną zmianę, „siedemset czterdzieści cztery”, która nie wpłynęła na zwiększenie powierzchni czy liczby baraków34. Tym sposobem wcześniej planowaną, ogólną liczbę jeńców Birkenau zwiększono o dwadzieścia pięć procent. To i podobne rozwiązania projektowe van Pelt uznaje za „najbardziej praktyczne implikacje” teoretycznych debat z lat 20. XX wieku na temat Existenzminimum35: „do snu, siedzenia i przechowywania rzeczy każdy więzień miał […] przestrzeń równą wymiarom dużej trumny i objętości płytkiego grobu”36.

Podsumowaniem prezentowanych rozważań wokół wystawy Postęp i higiena niech będzie lektura Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego oraz zainspirowane nią pytanie. Jak dzisiaj, w dobie „architektury po Auschwitz”37, ocenimy dobre intencje – i higienistów, i modernistów? Świeżo przybyły z Paryża doktor Tomasz Judym wygłosił odczyt u doktorostwa Czerniszów, zatytułowany Słówko w sprawie higieny. Wywołał poruszenie i oburzenie, przemawiając tymi słowy: „Warto choć raz w życiu przejść się zaludnionymi ulicami w stronę żydowskiego cmentarza. Można tam zobaczyć wnętrza pracowni, fabryczki, warsztaty i mieszkania, o jakich się filozofom nie śniło. […] Te miejsca odrażające wzdychają, gdy się przechodzi. […] Umiemy […] pilnie tępić mikroby w sypialni bogacza, ale ze spokojem wyłączamy z zakresu naszego widzenia fakt przemieszkiwania dzieci pospołu z prosiętami”38. Jeden z obecnych lekarzy zripostował: „Czy w istocie tak źle jest z nami? Oto powstają wystawy higieniczne, towarzystwa przeciwżebracze, urządza się przytułki noclegowe, funduje kąpiele dla ludu, zabawy – a wreszcie towarzystwo higieniczne […]”39. Tomasz Judym nie odpuścił: „Fundowanie kąpieli dla ludu […] przez filantropów, uważam za dążność chybioną […], gdyż odwraca naszą uwagę od tego, czyim obowiązkiem jest kąpiel dla swoich pracowników urządzić. […] walczmy z głupotą społeczeństwa, które nie widzi, co to jest ulica Krochmalna albo Kazimierz krakowski…”40.

Doktor Judym, syn warszawskiego szewca z ulicy Ciepłej, mieszkał u schyłku XIX wieku niecały kilometr od dzisiejszej Zachęty – Narodowej Galerii Sztuki: „Minąwszy ogród i plac za Żelazną Bramą, był u siebie i przywitał najściślejszą ojczyznę swoją. Wąskimi przejściami, pośród kramów, straganów i sklepików wszedł na Krochmalną. Żar słoneczny zalewał ten rynsztok w kształcie ulicy. Z wąskiej szyi między Ciepłą i placem wydzielał się fetor jak z cmentarza”41. Bohater powieści opublikowanej w 1899 roku marzył o „Warszawie-ogromie, […] z sosnowymi parkami, tonącej w drzewach, gdzie skasowaną została suterena i poddasze, gdzie wytępiono gruźlicę, ospę i tyfus…”42. Ponad sto dwadzieścia lat później, w tym samym miejscu, na rogu ulic Krochmalnej i Ciepłej znajduje się niewielki skwer, a przy nim stoi jeden z bloków osiedla Za Żelazną Bramą, założenia z końca lat 60. XX wieku, wcielającego niektóre postulaty Le Corbusiera. Zanim jednak przystąpimy do oceny architektoniczno-urbanistycznego postępu, jaki dokonał się na tym skrawku Warszawy, przypomnijmy o tym, co działo się tutaj w latach 1940–1942. „Cezurą” tego postępu – w znaczeniu, jakie nadał temu słowu historyk architektury Robert Jan van Pelt – jest tak zwane małe getto, istniejące w tym miejscu w czasie okupacji, zlikwidowane w ramach Wielkiej Akcji Deportacyjnej.