Regionalizm w architekturze wymyka się obiektywnemu osądowi. Niczym kameleon mieni się tysiącem barw i odcieni, by po chwili wtopić się w tło. Chwytnymi kończynami trzyma się dowolnej gałązki, suchego badyla lub liścia.
I. NOGI KAMELEONA
Pierwsza noga kameleona to potrzeba nadania architekturze tożsamości lokalnej. Przybiera ona różne barwy: refleksy niemodnego już dziś patriotyzmu (vide style narodowe sprzed ponad stulecia) czy jeszcze bardziej zamierzchłej fascynacji krajobrazem i klimatem, skutkującej „stylami górskimi” tworzonymi przez naszych prapradziadów: alpejskim, bawarskim, zakopiańskim; tu i ówdzie widać ślady inspiracji miejscem, czasami zaś miejscowym folklorem. Potrzeba tożsamości wyrażała się dawniej w zaszczepianiu architekturze lokalnych tradycji zdobniczych, doskonale chwytna, wyćwiczona wielowiekową intelektualną ekwilibrystyką, wsparta geniuszem umysłów dawnych (pokroju Goethego, Prousta, Ruskina), bliższych naszym czasom (takich jak Lewis Mumford, Paul Ricœur) i całkiem współczesnych (rosnącej rzeszy fenomenologów architektury). Ta łapka chętnie chwyta „potrzebę dotarcia do specyficznego charakteru rzeczy, ich ożywiającej twórczej siły”, jak w 1849 roku pisał John Ruskin, a za nim po półwieczu Władysław Ekielski 2. Zmienia ona jednak swe barwy tak szybko i tak doskonale, że przez drapieżniki, czyli krytyków, bywa mylona z otaczającymi ją badylami postmodernizmu. Nic w tym dziwnego, skoro lubuje się również w miękkich odrostach lingwistyki, w bujnym listowiu znaków, symboli, komunikatów, metafor, kodów kulturowych, dziś zaś w wydaniu „krytycznego regionalizmu” poszukuje ona raczej związków z miejscem poprzez aluzje do jego topografii, „tektoniki” czy wręcz metafizycznego „ducha”, genius loci. Współcześnie mieni się ona również zielonymi kolorami eko, jak w uzasadnieniu nagrody Pritzkera przyznanej w 2002 roku Glennowi Murcuttowi za umiejętność godzenia architektonicznego modernizmu z „wrażliwością na potrzeby miejsca, klimatu i środowiska” (environmentally sensitive modernist houses that respond to their surroundings and climate1). Druga noga kameleona to potrzeba tożsamości ideologicznej – w tym chęć przypisania architekturze treści opartych na systemacie znaczeń. Jest to kończyna sprawna, zręczna, doskonale chwytna, wyćwiczona wielowiekową intelektualną ekwilibrystyką, wsparta geniuszem umysłów dawnych (pokroju Goethego, Prousta, Ruskina), bliższych naszym czasom (takich jak Lewis Mumford, Paul Ricœur) i całkiem współczesnych (rosnącej rzeszy fenomenologów architektury). Ta łapka chętnie chwyta „potrzebę dotarcia do specyficznego charakteru rzeczy, ich ożywiającej twórczej siły”, jak w 1849 roku pisał John Ruskin, a za nim po półwieczu Władysław Ekielski2. Zmienia ona jednak swe barwy tak szybko i tak doskonale, że przez drapieżniki, czyli krytyków, bywa mylona z otaczającymi ją badylami postmodernizmu. Nic w tym dziwnego, skoro lubuje się również w miękkich odrostach lingwistyki, w bujnym listowiu znaków, symboli, komunikatów, metafor, kodów kulturowych, czasami różniąc się od postmodernizmu jedynie idiomatycznością swej semantyki i składni oraz niechęcią do krańcowego relatywizmu. Trzecia noga kameleona to głód inspiracji, aczkolwiek jest on właściwy nie tylko architektom nurtu regionalizującego. Większość bowiem dzisiejszych młodych adeptów architektury wychowało się na amerykańsko-zachodnioeuropejskich wzorcach edukacyjnych promujących postawę twórczą wobec każdej formy aktywności osobistej, zawodowej i hobbystycznej. Be creative! Be inspiring and inspired! – głoszą wychowawcy i nauczyciele od przedszkola po ostatnie lata jakichkolwiek studiów wyższych, a także korporacyjni pracodawcy. Na tle tego wielogłosu dzisiejsi akademiccy nestorzy architektury, dawniej przodujący w twórczych poszukiwaniach, wcale nie wydają się forpocztą pomysłowości. Ich studenci są bowiem bardziej od nich kreatywni już na starcie kariery projektowej dzięki przyswojeniu jeszcze przed studiami architektonicznymi odpowiednich wzorców myślowych – dzięki zawczasu nabytej otwartości na inspiracje. W rezultacie od dwóch lub trzech dekad niemal każdy otwarty międzynarodowy konkurs architektoniczny jest zasypywany przez młode pokolenie projektami inspirowanymi kodem QR, wstęgą Möbiusa, muzyką Led Zeppelin, włosami Moniki Brodki, renesansową willą włoską, uchem nietoperza, dysonansem osobowości prokrastynacyjnej i tak dalej. Poszukiwania źródeł inspiracji stymulowane są zresztą przez samych organizatorów coraz liczniejszych samofinansujących się konkursów architektonicznych, odbywających się pod hasłami Camboo Bamboo Landmark Design, Mango Vinyl Hub, Design an Iconic Home of the Future, Post-Fossil City, Looking Back, Moving Forward – żeby wymienić tylko niektóre z ogłoszonych na początku 2017 roku. Młodzi uczestnicy setek (tak!) takich konkursów tropią więc wszystko, co pachnie unikatem i daje ożywcze natchnienie, badają przy tym również egzotyczne kultury, przekopują podręczniki etnografii, kulturowego regionalizmu, budownictwa Szerpów czy historii Mongolii w poszukiwaniu źródeł architektonicznej weny twórczej – i składają bałwochwalczy hołd dojrzałym apologetom kultu doraźnej idei, bożkom „twórczej weny ad hoc”, również tym całkowicie neomodernistycznym, takim jak Winy Maas i Nathalie de Vries z grupy MVRDV. I choć sami nestorzy i odbiorcy tego kultu – MVRDV, Mecanoo czy Rem Koolhaas – formalnie dystansują się od architektonicznego regionalizmu jako zbędnego balastu, faktycznie działają na jego korzyść, głosząc prymat „projektowania prowadzonego przez konsekwentny proces myślowy bazujący na kontekście”, czy wręcz podnosząc do rangi metody prowokację wyrastającą z tegoż kontekstu (geograficznego, sytuacyjnego, problemowego). Czwarta noga kameleona, parzysta względem trzeciej i bardzo do niej podobna, a współstronna względem drugiej (tej od tożsamości), to potrzeba narracji w architekturze3. Architektura nie tyle powstaje tu z inspiracji, ile ją wytwarza: peroruje, opowiada, przekonuje, głosi, tłumaczy, nawet ironizuje, jak w neomodernistycznych projektach hiszpańskiej grupy Subarquitectura: 360 House oraz 73 Dwellings in a Cliff. Nie tyle wyrasta z miejsca, ile w nie wrasta. Związki między inspiracją a narracją bywają czasem dwukierunkowe, jak w przekornie pseudowernakularnych projektach EUROPAN 11 (Subarquitectura) i Glass Farm (MVRDV). Te jednak są raczej żartem z regionalizmu. Festiwalem architektury prawdziwie regionalnej i wcale nieżartobliwej, bo opartej na oficjalnej pompatycznej regionalno-narodowej narracji, są zaś wystawy światowe Expo: każda ich edycja stanowi pokaz architektury instrumentalnej, architektury w roli propagandowych tub narodów świata (często też mniejszych regionów, organizacji i firm), architektury neokolonialnej – a przecież jest to twórczość na najwyższym poziomie. Na tej (czwartej) nodze wspiera się też kościec krytycznego regionalizmu zdefiniowanego przed ponad półwieczem przez Alexandra Tzonisa i Liane Lefaivre, interpretowanego przez Kennetha Framptona i podbudowanego teoretycznie przez Christiana Norberga-Schulza i Thomasa Thiis- -Evensena. Narracja stanowi w nim subtelne medium między miejscem a dziełem architektury.
II. OGON KAMELEONA
Kameleon ma jednak pięć nóg. Ta piąta – ogon – jest największa i najsilniejsza. Piąta noga kameleona to element sprzeciwu. Przyjrzyjmy się tej kończynie. Mieni się ona wyjątkowo bogatą paletą barw. Jaskrawy pomarańcz neowernakularyzmu i głęboki błękit krytycznego regionalizmu wyznaczają spektrum reakcji przeciw architektonicznemu uniformizmowi i uniwersalizmowi. Czy piękne tęczowe barwy tej nogi nie są „rdzą krytyki”, która w końcu – jak niegdyś pisał Waldemar Łysiak – zeżre „pozłacane kajdany [architektonicznego] uniformizmu”4? A może „rozwój techniki po osiągnięciu pewnego pułapu […] [z natury] zakłada rozwój tendencji antyuniformistycznych”5, niezbędnych do uzyskania technologiczno-estetycznego klimaksu? Może architektoniczny regionalizm z jego licznymi nurtami wyraża lęk przed zmianami? Może stanowi remedium na zbyt szybkie przemijanie? Może – jak głosił Kenneth Frampton – jest naturalną cywilizacyjną odpowiedzią immunologiczną przeciwko wywołanej globalizacją „subtelnej destrukcji nie tylko tradycyjnych kultur […], lecz także […] twórczych zarodków kultury [jako takiej]” 6? Czy zatem regionalizm stanowi akt świadomego sprzeciwu, czy może naturalny mechanizm oporu? Czy przedmiotem sprzeciwu jest po prostu cywilizacja, czy też jej niektóre, zdegenerowane mechanizmy? A może protest dotyczy tylko kilku reguł gry: mechanicznej niwelacji subtelności kultury, kulturowego buldożerstwa? Trudno o odpowiedź, bo ogon kameleona zdaje się mieć tajemniczo nieprzewidywalne preferencje chwytne, mechanizmy oporu mają zaś wieloraką naturę: inną na poziomie wysoce abstrakcyjnym, na poziomie subtelnego dyskursu intelektualnego, a inną na poziomie zwulgaryzowanym. Na tym ostatnim pojawił się zresztą ostatnimi laty doskonały kandydat na obiekt sprzeciwu: „mainstream”, uosabiający zło bliżej nieokreślone.
III. BIOTOP CHAMAELEONIDAE
Większość gatunków rodziny Chamaeleonidae występuje w Afryce i na Madagaskarze. Biotopem kameleonów są wilgotne tropiki oraz suche sawanny i pustynie. Z występowaniem regionalizmu rzecz ma się podobnie. Nie służy mu klimat głównego (umownie) nurtu cywilizacji, genetycznie śródziemnomorsko-zachodnioeuropejskiego, a realnie bardziej północnoamerykańskiego, geograficznie wyznaczonego mniej więcej przez zygzakowatą oś Rzym–Berlin–Paryż– Londyn–Waszyngton. Nie służą mu wielkie metropolie, gigantyczne porty ani centra biznesu. Jednak poza tym cywilizacyjnym trzonem rozwija się on znakomicie, dokarmiany przez swoich miłośników, zwłaszcza zaś przez mecenasów konkursów architektonicznych i sponsorów nagród – na przykład przez Agę Khana (nagrody Agi Khana, przyznawane w imieniu świata islamskiego), Azjatycką Regionalną Radę Architektów (ARCASIA Awards for Architecture, przyznawane w imieniu Azji Wschodniej), redakcję „World Architecture” (WA Chinese Architecture Awards, przyznawane w imieniu chińskiej ćwierci populacji naszej planety) albo Japoński Instytut Architektów (Japan Institute of Architects Architecture Awards, przyznawane w zakresie architektury japońskiej) i tak dalej. W swym pierwotnym pozaeuropejskim i poza(północno)amerykańskim biotopie przeciętny przedstawiciel Chamaeleonidae zlewa się z tłem i nie jest przez nikogo niepokojony. Jego istnienie uznaje się bowiem na dalekich i egzotycznych (z naszego punktu widzenia) terytoriach za niezmienny, odwieczny porządek rzeczy. Tymczasem u nas Chamaeleonidae występują tylko w zoo. Napotkane poza jego obrębem wywołują konsternację: może gryzą? kłują? plują jadem? rażą prądem? Toteż ich europejscy i północnoamerykańscy miłośnicy na wszelki wypadek zakładają swym pupilom zestawy obroży, pęt i kagańców z przyklejonymi atestami bezpieczeństwa. Pochwały architektonicznego regionalizmu są więc skąpe i opatrzone powściągliwymi etykietami („regionalizm krytyczny”) czy wręcz zastrzeżeniami („ale”, „mimo”, „z uwzględnieniem”, „oprócz”, „chociaż” i tak dalej). W rezultacie niektóre komentarze poświęcone temu zagadnieniu w pierwszej lekturze sprawiają wrażenie miażdżącej krytyki regionalizmu i dopiero po głębszym wniknięciu w ich sens okazuje się, że autorowi chodziło o coś dokładnie przeciwnego – tekst ma być (lub miał być) radosną pochwałą tego zjawiska. Na przykład w roku 2012 Vinzent B. Canizaro nazwał teorię regionalizmu „źle rozumianym dyskursem o architekturze, która wszak ze swej natury jest lokalna […] jeśli nie przypadkowo, to dzięki celowemu zaprojektowaniu”, a zawsze dzięki naszej naturalnej wrażliwości na mistykę miejsca, która w istocie rzeczy jest też podstawą odczuwania architektury. Owa wypowiedź – faktycznie nieco obszerniejsza, bo trzystronicowa – jest przedmową do niemal pięćsetstronicowej wieloautorskiej rozprawy o istocie architektonicznego regionalizmu jako zjawiska oczywistego i uzasadnionego. Jednak po pierwszej pobieżnej lekturze trudno zrazu dostrzec zawarty w niej słuszny pogląd, że architektura właściwie była, jest, będzie i ze swej natury musi być regionalna, przedmiotem dyskusji może zaś być co najwyżej zakres, stopień i dosłowność jej przyporządkowania potrójnemu kontekstowi miejsca, czasu i znaczenia.
IV. RÓŻNORODNOŚĆ GATUNKOWA
Istnieją 202 gatunki z rodziny Chamaeleonidae. Różnią się kolorem, wielkością i kształtem. Najmniejszy, Brookesia micra, ma 2 centymetry długości, a największy, Furcifer oustaleti, dorasta do metra.
Podobnie istnieje też wiele „architektonicznych regionalizmów”. Bo „regionalizm bywa zamysłem, strategią, narzędziem, techniką, stanowiskiem, ideologią lub nawykiem myślowym” – pisze Canizaro. Nic dziwnego. Kameleon bywa wszak żółty, zielony, brązowy, beżowy lub opalizująconiebieskawy i niechęć do danej barwy nie przekreśla faktyczności jego istnienia. Postawy twórcze zawierające w swej nazwie słowo „regionalizm” są dziś tak różne, że stają się nie tylko alternatywami, lecz wzajemnymi przeciwieństwami, biegunami. „Regionalizm konserwatorski” postrzega swobodę twórczą jako zagrożenie dla ciągłości tradycji, ale „regionalizm neowernakularny” traktuje ją jako narzędzie na rzecz tejże tradycji; „regionalizm” w rozumieniu Lewisa Mumforda ma być jednym ze składników odtrutki na jad mechanizmów cywilizacyjnych, „regionalizm krytyczny” w definicji Framptona jest zaś naturalnym mechanizmem cywilizacyjnym, natomiast w definicji Tzonisa i Lefaivre – raczej płaszczyzną refleksji i dyskusji, zresztą Lefaivre i Tzonis głoszą od ponad trzydziestu lat istnienie różnych regionalizmów, dostrzegając, że piewcy tych obecnych odcinają się od poprzedników, a „niezmienne jest tylko podążanie za ideami decentralizacji, autonomii i wyjątkowości, przeminęła zaś moda na etniczną emancypację, nacjonalizm, szowinizm, separatyzm” . Według jeszcze innych architektoniczny regionalizm jest sposobem alegoryzacji formy, zaś według Kenzo Tangego (którego cytuję tu za Charlesem Jencksem) „tak zwany regionalizm […] nie jest niczym więcej niż dekoracyjnym wykorzystaniem elementów tradycyjnych. Taki rodzaj regionalizmu zawsze patrzy wstecz i to samo należy powiedzieć o tradycji” . Jencks pyta więc: „A czemuż to […] dekoracyjne wykorzystanie elementów tradycyjnych – a właściwie prostego ornamentu i stylów tradycyjnych – ma być nie w porządku? W latach sześćdziesiątych nikt nie był przygotowany do bezczelnego zadawania takich pytań” . Jeśli bowiem „krytyczny regionalizm” w swych założeniach uwzględnia na wysokim poziomie abstrakcji naturalną wrażliwość na ducha miejsca i potrzebę układu odniesienia, i mistykę kontekstu, i semantykę tła, czyniąc z nich dopełnienie wyrafinowanego postmodernistycznego dyskursu o względności wszechrzeczy, stawiając je przy tym na piedestale i wynosząc pojęcie kontekstu do religijnej wręcz rangi – to „regionalizm architektoniczny” rozumiany potocznie przez ogół ma całkiem inną płaszczyznę dyskursu, ma też inny system pojęć i inne cele. Nie mówiąc już o tym, że wymaga odwołania się do pojęcia „regionu”.
V. OCHRONA GATUNKU
Tęczowy kamuflaż kameleona chroni go przed drapieżnikami. Zmyla je i zniechęca do ataku. Również w świecie architektury i sztuki drapieżniki, czyli krytycy, czyhają na nieostrożnych przedstawicieli wrogich gatunków. Motywem ataku może być najmniejszy ślad architektoniczno-estetycznego prowincjonalizmu, scenografizmu, separatyzmu, enklawizmu, gettoizacji, naiwnego wernakularyzmu, wstecznictwa („wczorajsza rzecz jest gorsza od dzisiejszej” – głosili przed stuleciem członkowie grupy BLOK), epigonalizmu czy imitatorstwa. Zaatakowanej ofierze nie pomaga tłumaczenie, że imitacja ma równoważyć inwencję, bo przedłuża ciągłość kultury, a inwencja ją pogłębia . Niewiele pomaga też powoływanie się na dobro publiczne i na konieczność lex rei sitae: na lokalne przepisy, plany miejscowe, kody budowlane, wymogi konserwatorskie i wszelkie inne okoliczności wiążące architekturę z regionem lub miejscem – zabiegający o te związki planiści, historycy i konserwatorzy są wszak dla architektów wrogą, obcą gatunkowo konkurencją. Krytyka architektury regionalnej odzwierciedla zresztą również znacznie głębsze światopoglądowe pęknięcia i dotyczy także kategorii pozaestetycznych – obejmuje zarzuty etnocentryzmu, myślenia plemiennego, nacjonalizmu i rasizmu (pojawiają się one coraz częściej w stosunku do architektury Wschodu). Wobec takich ataków najlepszą obroną wciąż pozostaje kamuflaż. „Krytyczny regionalizm” kryje się więc pod maską ultranowoczesności, adaptuje modernizm, rozgłasza wartość autentyzmu i dodaje sobie przedrostek „neo-”.
POSTSCRIPTUM. OD „SIEDMIU LAMP ARCHITEKTURY” DO „PIĘCIU NÓG KAMELEONA”
W historii architektury nie brakowało okresów przełomów i wahań. W takich chwilach tradycją dziedziny stała się licytacja argumentów.
Metoda okazała się skuteczna, o czym świadczy kariera zestawów licytacyjnych, takich jak Ruskinowskie „siedem lamp architektury” czy Framptonowskie „sześć punktów architektury oporu”. Idąc tym tropem, logika arytmetyczna prowadzi do „pięciu nóg kameleona”. Jest to więc droga redukcjonistyczna, a w dalekiej perspektywie uniformizująca. ■