Z Zofią Jaworowską, Michałem Sikorskim i Petrem Vladimirovem, kuratorami wystawy w pawilonie polskim na London Design Biennale 2023, rozmawia Aleksandra Kędziorek
Aleksandra Kędziorek: W pawilonie polskim na London Design Biennale (1–25 czerwca 2023 roku) zaprezentujecie wystawę Poetyka konieczności. Tegoroczne wydarzenie odbywa się pod hasłem The Global Game: Remapping Collaborations (Globalna gra. Remapowanie współpracy), a w roli kuratora po raz pierwszy występuje instytucja, Het Nieuwe Instituut z Rotterdamu. Z czego waszym zdaniem wynika podjęcie takiego tematu właśnie teraz? Jak odnosicie się do niego w swojej wystawie?
Michał Sikorski: Temat aktualnego biennale składa się z dwóch równoważnych członów: remapowania i współpracy. Podejrzewam, że doświadczenia Arica Chena, dyrektora Het Nieuwe Instituut, skłaniają go do tego, by promować przekraczanie tradycyjnych granic terytorialnych czy organizacyjnych: pochodzi spoza Europy, pracuje w Holandii, kuratoruje biennale w Wielkiej Brytanii. Chen reprezentuje głos pokolenia postglobalizacyjnego, płynnie przemieszczającego się przez państwa i kontynenty. Tymczasem w ostatnich latach pandemia czy wojna sprawiły, że w sferze współpracy wiele podstawowych rzeczy zaczęło działać inaczej, niż działały przez ostatnie dekady.
Zofia Jaworowska: Teraz już nie tylko czytamy o tym, jak środek geopolityki przesuwa się z Europy, ale i tego doświadczamy. Znaczący wpływ na nasz kontekst mają Chiny oraz Indie. Dużo ważnych rzeczy dzieje się obecnie poza naszym kontynentem. W Europie środek ciężkości przesuwa się na wschód. Do tego dochodzi wymiar społeczny: w obliczu wojny i różnych kryzysów ludziom włącza się potrzeba myślenia bardziej solidarnego, szukamy poczucia bezpieczeństwa w działaniu razem i trzymaniu się razem. Ten instynkt przenosi się na różne grunty.
MS: W haśle biennale najciekawsze jest dla mnie słowo „remapping” i to do niego w największym stopniu odnosi się nasz projekt. W skali kraju dostrzegamy, że Polska jako wspólnota się remapuje. Na nowo oddolnie definiuje swoją pozycję i sposób funkcjonowania. Po dekadach gonienia za Zachodem możemy się odwrócić i zobaczyć, że jako wspólnota mamy potencjał, który do tej pory niekoniecznie dostrzegaliśmy, odmienny od konserwatywnych snów. W skali naszych działań podobny ruch wykonujemy przy tej wystawie jako zespół kuratorski. Każdy z nas wywodzi się z innej branży: Zosia tłumaczy i działa w NGO-sach, Petro ma zaplecze artystyczne i kuratorskie, ja – typowo architektoniczno-urbanistyczne. Remapujemy to, co umiemy, wykorzystując własne doświadczenie i wykształcenie, skupiając się na przedmiocie naszego zainteresowania: wtórnym wykorzystaniu materiałów budowlanych, głównie okien, przede wszystkim w celu pomocy humanitarnej, ale nie tylko.
ZJ: Ponieważ każdy z nas wszedł w tę współpracę z innym zestawem wiedzy i kompetencji, każdy trochę inaczej o niej opowiada. Myślę, że tak zostanie, bo zabraliśmy się za temat osadzony w zmieniającym się kontekście. Wystawa wywodzi się z projektu społecznego wspierającego Ukrainę. Z powodu zniszczeń wojennych istnieje tam ogromne zapotrzebowanie na materiały budowlane. Z czasem będzie ono się zmieniać, właściwie już się zmieniło. Zmienia się liczba podmiotów zaangażowanych w pomoc i ich rodzaj, wojna też nie będzie stale taka sama. W związku z tym sądzimy, że interpretacja naszego pawilonu także będzie ulegać aktualizacji, bo jest on mocno osadzony w teraźniejszości.
AK: Skoro projekt wystawy wyrasta z wcześniejszych działań społecznych, opowiedzmy najpierw o działalności Grupy Zasoby. Na czym polegała ta inicjatywa? Czy jeszcze trwa?
ZJ: Grupa Zasoby działała przez dwa miesiące. Była szybką reakcją na rozpoczęcie rosyjskich działań wojennych w Ukrainie. Jej aktywność polegała głównie na znajdowaniu mieszkań, łóżek, materacy i miejsc noclegowych w polskich domach dla osób z Ukrainy przyjeżdżających na warszawski Dworzec Zachodni. One nie wiedziały, gdzie się podziać, gdzie szukać pomocy. Zakończyliśmy ten etap w kwietniu 2022 roku. Było to wymagające fizycznie i psychicznie, drenujące wykrawanie sobie kawałka porządku w chaosie. Stopniowo zapotrzebowanie osób przyjeżdżających do Polski się zmieniało: miejsce tych, które potrzebowały kąta na kilka dni lub mają umiejętności, narzędzia i środki, by samodzielnie coś wynająć, zajęły takie, które szukają mieszkania na dłużej, ale rynek im to uniemożliwia. Zaspokojenie tej nowej potrzeby przekraczało nasze możliwości. Uznaliśmy, że chcemy zakończyć działania w momencie, gdy mamy poczucie, że przyniosły coś dobrego, a stres nie zdążył się przełożyć na jakość pomocy.
MS: Grupa Zasoby były inicjatywą oddolną, zupełnie spontaniczną, bez statusu prawnego. Powstała z inicjatywy Zosi i garstki znajomych. W ciągu dwóch miesięcy, polegając wyłącznie na wolontariacie, znalazła noclegi dla 5,5 tysiąca osób. Obserwowałem te działania z bliska. Niesamowite wrażenie robiły sprawczość i moc organizacyjna tej ekipy. Zobaczyłem, jak ludzie wyposażeni w pewne narzędzia, z dnia na dzień zaczęli ich używać do kompletnie nowych celów. Na przykład znajomi producenci zawodowo związani z powierzchownym światem reklamy wykorzystali swoje umiejętności organizacyjne i logistyczne, a informatycy z własnej inicjatywy i za darmo napisali programy, by usprawnić funkcjonowanie pomocy. Trzeba było rozwiązać problem z bazą danych: początkowo nie wiedzieliśmy, jak połączyć ludzi, którzy są gotowi dać mieszkania o konkretnych parametrach, z ludźmi, którzy przyjeżdżają na Dworzec Zachodni i potrzebują noclegu. Powstałe wówczas narzędzie open source nadal jest używane i przetwarzane, przydaje się w innych sytuacjach kryzysowych.
AK: Ruch w Polsce po inwazji Rosji na Ukrainę sprawiał niesamowite wrażenie. Państwo i jego instytucje reagowały wolno, a w kryzysowej sytuacji nagle się okazało, że samoorganizacja…
ZJ: Samoorganizacja! Uważam, że to był jeden z ważniejszych epizodów w moim życiu. Mieliśmy wszyscy poczucie, że robimy coś dobrego, w dodatku działamy bezpiecznie i w sposób turbodobrze zorganizowany. Pękaliśmy z dumy, że udało się wszystko spiąć w sytuacji krytycznej.
AK: Co jest potrzebne do samoorganizacji? Infrastruktura, ludzie?
MS: Cel.
Petro Vladimirov: I kontakty.
ZJ: Tak, kontakty decydują o powodzeniu akcji.
MS: Rzeczywiście panowała wtedy narracja, że państwo nie daje rady, że Polska to zrzutka.pl…
ZJ: Polska jest królestwem samoorganizacji, ale nie wiem, czy to zawsze dobrze.
PV: Ciekawe spostrzeżenie, bo myślałem, że to Ukraina ma opinię królestwa samoorganizacji.
ZJ: Ukraińcy są jeszcze poziom wyżej! W Polsce samoorganizacja naprawdę nie jest zła, nie bez powodu przyświeca nam hasło „Polak potrafi” – bo musi sobie radzić, gdy państwo okazuje się niewydolne. Samoorganizacja jest piękna, ale często nie wynika z idealizmu ani czystego odruchu serca, tylko z tego, że ktoś powinien odpowiadać na jakąś potrzebę, lecz tego nie robi.
PV: Ukrainę można dawać za przykład kraju, w którym władza i społeczeństwo od dawna prowadziły równoległe życia, niezależne od siebie. Euromajdan zbudowano na hasłach narodu przeciwko władzy. Ludzie zorganizowali się szybko i sprawnie, by osiągnąć cel. Od wybuchu obecnej wojny obserwujemy, jak ten naród staje się państwem, czyli obie dwie warstwy się integrują.
AK: Czy zakładacie ewentualność, że Grupa Zasoby odtworzy się dla innego celu, jeśli zajdzie taka potrzeba?
ZJ: Myślę, że tak, i to sprawnie. Na razie tej potrzeby nie ma. Część wolontariuszy z Grupy Zasoby włączyła się w pakowanie okien w projekcie OKNO.
AK: Rozkręciliście go wspólnie z Petrem w ramach Fundacji BRDA w czerwcu ubiegłego roku. Dlaczego zaczęliście zbierać akurat okna?
ZJ: Czułam potrzebę, żeby nie ustawać w działaniu. Wcześniej pracowałam w NGO-sach i zrozumiałam, że pora założyć coś własnego. Bliskie były mi tematy mieszkaniowo-budowlane i chciałam się nimi wciąż zajmować, ale zdawałam sobie sprawę, że na poziomie oddolnych działań pomoc dla osób z Ukrainy w Polsce była już maksymalnie zorganizowana i trudno będzie mi znaleźć pole do zagospodarowania. Dalej musiała się rozwijać na poziomie struktur miasta i państwa. Wiedziałam, że nie podołam aktywności skrajnie wymagającej emocjonalnie, bezpośredniemu kontaktowi z tematem wojny, ona musi się sytuować gdzieś na drugim planie. Petra poznałam już po jej wybuchu. Pożeniliśmy nasze kompetencje oraz wiedzę Petra o Ukrainie i wyszło nam, że w oddolnej odbudowie brakuje okien.
PV: Przy wybuchu okna znikają jako pierwsze. W Ukrainie większość okien jest marnej jakości, to nie są trzyszybowe okna plastikowe, raczej drewniane z lat 60., 70., 80. Wylatują, nawet jeśli dom nie został uszkodzony, a wybuch nastąpił w odległości kilkuset metrów. Dlatego okien po prostu brakuje. Przed wojną 80 procent szkła i stolarki okiennej importowano do Ukrainy z Rosji i Białorusi. Jedyna ukraińska fabryka szkła znajdowała się w mieście Lisiczańsk w Donbasie. Została częściowo zniszczona, Lisiczańsk był okupowany. Ceny materiałów rosły. W czasie, kiedy obmyślaliśmy ten projekt, Ukraina odzyskała obwody kijowski, czernihowski i część charkowskiego. Ludzie wracali z Polski i zastawali domy bez okien. Uznaliśmy, że to okna będą najbardziej potrzebne.
ZJ: Wciąż są potrzebne. Niemal wszystkie okna, które do tej pory wysłaliśmy do Ukrainy, trafiły do osób prywatnych. Nowi właściciele montują je w swoich domach metodą chałupniczą, by zyskać jakąkolwiek ochronę przed zimnem, wiatrem i deszczem oraz podstawową formę bezpieczeństwa. Warto wspomnieć, że ten projekt w 95 procentach opiera się na oknach z odzysku. Czasami zbieramy fundusze, żeby kupić nowe okna do budynku związanego z edukacją – w zeszłym roku wyposażyliśmy jedną szkołę, w tym roku będą dwie – ale skupiamy się na recyklingu. Te okna możemy pozyskać za darmo, a nowe są potwornie drogie. Chcieliśmy znaleźć formę wspierania odbudowy niskokosztową, ale zarazem efektywną i dobrze kwantyfikowalną, żeby pomoc była wymierna i oczywiście widoczna.
AK: Przy okazji wpisaliście się w szeroko obecnie dyskutowany temat cyrkulacji materiałów w architekturze.
MS: On interesował nas już wcześniej, ale brakowało bodźca, by przełożyć doświadczenia Belgów z pracowni Rotor czy Szwajcarów z baubüro in situ na kontekst naszych działań. Wojna sprawiła, że pojawiły się impuls, sensowne zastosowanie i motywacja. Faktycznie projekt OKNO wpisuje się w Zeitgeist związany z popularyzacją materiałów budowlanych wtórnego użytku. Wszystko, dzięki czemu nie trzeba produkować nowych materiałów, ma sens, bo ogranicza emisję dwutlenku węgla oraz zmniejsza zużycie zasobów energii.
AK: Jak to jest zorganizowane? Zbieracie okna w Polsce, wysyłacie do Ukrainy i tam od razu trafiają do osób prywatnych czy w dystrybucji pośredniczą jeszcze inne organizacje?
PV: Oddolna odbudowa ma tam charakter eksperymentalny. Istnieje wiele organizacji pozarządowych i funkcjonują według różnych modeli. Kiedy rozpoczynaliśmy projekt OKNO, nawiązaliśmy kontakt z pięcioma organizacjami pozarządowymi w Ukrainie. W trakcie naszej pracy część z nich zmieniła swoje cele, zajęła się usuwaniem gruzu z obszarów dotkniętych konfliktem zbrojnym, więc już nie potrzebowała okien. Najdłuższe i najbardziej owocne relacje zbudowaliśmy z organizacją pozarządową District #1. Działa w obwodach kijowskim, czernihowskim i chersońskim. To właśnie ta ekipa przyjęła polskie okna i zaczęła na miejscu dystrybuować je wśród osób prywatnych.
AK: Przed lutym 2022 roku zrzeszała ludzi, którzy chcieli rozkręcić życie nocne w Kijowie, zajmowali się modą i organizowaniem ulicznych imprez. Po rosyjskiej inwazji natychmiast się przebranżowili i wykorzystali swoje zasoby, by remontować domy…
MS: …i z całkowitego hedonizmu przeszli na całkowity altruizm.
PV: Kiedy zaczęliśmy z nimi współpracować, jeździli już po miastach wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji i pomagali w odbudowie zniszczonych domów: wymieniali okna, kładli dachy. Wtedy też wpadli na pomysł stawiania tanich drewnianych domów szkieletowych do błyskawicznego montażu. Zimą zdążyli oddać do użytku trzy, teraz planują zbudować około pięćdziesięciu kolejnych. To już solidni deweloperzy. (śmiech)
ZJ: Ale budują z darowizn, więc przyjęli zgoła inny model biznesowy!
MS: Za to mają skuteczność deweloperów.
PV: Ciekawie jest obserwować, jak osoby, które jeździły usuwać gruz, zaczynają budować domy. Ta przemiana zaszła w ciągu dziewięciu miesięcy – niezwykle szybko, i rzeczywiście zachwyca. Dostają od nas okna, po czym zagospodarowują potrzeby na miejscu. Zbiegiem okoliczności – ale wynikającym z potrzeb – gdy tylko Ukraina odzyskuje jakieś tereny, nasze okna tam jadą. Ponad połowa trafiła do Chersonia.
ZJ: Mogę sprecyzować, że 56 procent, mimo że trudno to dokładnie prześledzić: trwa wojna, oni są bardzo zajęci, zajmują się deweloperką, stawiają domy modułowe dla rodzin, które straciły dach nad głową. Stamtąd mamy więc jedynie część dokumentacji. Moim zdaniem jest duża szansa, że ktoś w ukraińskich mediach przeczyta o naszym projekcie i powie: „Okna dla Chersonia to ja ogarnę. Biorę ciężarówkę, wsiadam, przywożę i rozdaję moim ziomkom w obwodzie chersońskim”. Prowadzimy z District #1 rozmowy do katalogu wystawy na London Design Biennale, więc dowiemy się szczegółowo, co się działo po stronie ukraińskiej. Znamy statystykę, gdzie co pojechało, bo o nią dbali, mamy dokumentację fotograficzną, ale nie mieliśmy okazji jeszcze z nimi porozmawiać tak od serca. Efekty są dobre, drugą edycję kontynuujemy z nimi. Idziemy też dalej, będziemy wysyłać okna do Charkowa i Chersonia.
AK: Czyli po drugiej stronie także jest potrzebna samoorganizacja. Większość stowarzyszeń fundusze zebrane dla Ukrainy oddaje instytucjom. Siłą waszego projektu jest to, że pomoc trafia bezpośrednio do pojedynczych ludzi czy grup oddolnych, w rodzaju District #1.
PV: Ja to widzę tak, że państwo i jego instytucje zajmują się teraz wojną, a ta odbudowa jest oddolna. Ludzie nie czekają, aż ktoś im coś da; jeżeli potrafią zamontować okno i mają materiały, to sobie zamontują, nie ma problemu. Żeby ich w tym wesprzeć, stworzyliśmy w ramach projektu instrukcję pokazującą różne sposoby montażu okien, przydatne zwłaszcza, gdy okno jest za małe lub za wąskie na otwór okienny.
MS: Wbrew pozorom nie każdy sam zamontuje okno. To niełatwe, jeśli się ma miks okien z różnych miejsc, są różnych typów i rozmiarów. Nieczęsto się zdarza, że pozyskane okno idealnie pasuje do otworu po tym wybitym. Jak osadzić okno za duże albo za małe? Dominika Wilczyńska i Barbara Nawrocka z miastopracowni, kuratorki DoFA, Dolnośląskiego Festiwalu Architektury, poprosiły Zosię i mnie o poprowadzenie warsztatów w jego ramach. Tematem zajęć ze studentami uczyniliśmy to pozornie proste pytanie: jak wsadzić okno o danym rozmiarze do otworu o innym rozmiarze?
Praca ze studentami była arcyciekawa. Zamiast wymyślać na nowo cały świat i burzyć fundamenty architektury, co się zdarza na takich warsztatach, poprosiliśmy o narysowanie detali. Uzyskaliśmy efekty do tego stopnia interesujące, że temat podchwycili architekci z grupy Prolog (również uczestniczyli w festiwalu). Następnie wspólnie w ramach Fundacji BRDA stworzyliśmy katalog open source przedstawiający różne możliwości montażu. Przypomina instrukcje obsługi dołączane do produktów Ikei. Jest przykładem zremapowanej współpracy: zainicjowaliśmy go na zaproszenie kuratorek, pomysł podchwycili inni, a uzupełni ły kolejne pracownie. Teraz przejmujemy go z powrotem, później uzupełnią go szwajcarscy studenci i rezultaty zaprezentujemy w ramach wystawy na London Design Biennale.
AK: Zanim wrócimy do wystawy, wyjaśnijcie, dlaczego zaczęliście rozbierać warszawski budynek Atrium.
ZJ: To nie my, lecz inwestor i firma rozbiórkowa! Nasz udział jest symboliczny. Zaczęło się od tego, że firma Strabag zdecydowała się przekazać nam okna z planowanej rozbiórki. Z ramami – to kluczowa rzecz przy oknach z demontażu, bo bez ram uzyskamy jedynie okno typu fix, czyli bez możliwości otwierania ani uchylania. Okna z ramami są w cenie i pracownicy firmy rzeczywiście przy rozbiórce podejmują dodatkowy wysiłek, żeby nie łamać ani nie ciąć ram, lecz wymontowywać je w całości. Wyślemy je do Kijowa i Charkowa.
Atrium ustępuje miejsca większej inwestycji, ale jest przykładem jakościowego budownictwa z lat 90. i dostrzegliśmy w nim dwa potencjały. Po pierwsze, z rozbiórek można pozyskać materiały. Chcemy się w ten temat zaangażować na większą skalę, część materiałów przekazywać na działania pomocowe w Ukrainie i Polsce, a część sprzedawać i tym sposobem pozyskiwać środki na dalszą realizację projektu OKNO. Do tej pory utrzymywaliśmy się z darowizn i grantów, a warto, żeby projekt trwał, dopóki w Ukrainie jest zapotrzebowanie na okna. Jeśli pozyskamy środki, sprzedając materiały z odzysku, wszyscy będą wygrani. Połączyliśmy siły z Narodowym Instytutem Architektury i Urbanistyki w ramach projektu BUDO. Jako fundacja opiekujemy się w nim komponentem logistyczno-organizacyjnym: pozyskujemy informacje o rozbiórkach i materiałach z rozbiórek. Mamy nadzieję, że uda się zbudować sklep, który będzie źródłem finansowania naszych działań i jednocześnie narzędziem pomocowym. Drugi potencjał tkwi w wymiarze badawczo-eksperckim. We współpracy z NIAiU przygotowujemy wystawę – requiem dla Atrium: opowie o historii budynku, jego architektach, użytkownikach, firmie rozbiórkowej. Chcemy też wykorzystać wiedzę studia Widoki – autora projektu badawczego o funkcjonującym w Atrium centrum pomocowym dla osób z Ukrainy. W tym budynku działo się dużo ciekawych rzeczy, na przykład przeprowadzono tam ćwiczenia antyterrorystyczne. Okazuje się, że to częsta rzecz w budynkach przeznaczonych do rozbiórki.
PV: Przypadek Atrium jest ważny w kontekście reuse. W 2020 roku w krajach Unii Europejskiej weszło rozporządzenie taksonomiczne, które promuje inwestycje zrównoważone środowiskowo. Materiały z rozbiórek trzeba jakoś przerabiać, coś z nimi zrobić. To dobre rozwiązanie, by oddawać je na pomoc humanitarną. Duże firmy rozbiórkowe i deweloperskie zaczynają rozumieć, że nie powinno się wszystkiego wyrzucać do śmieci, bo odpady przynoszą zysk, ale nie firmie, tylko społeczny. Jesteśmy świadkami zmiany rozumowania w branży budowlanej.
MS: Podobny proces zaszedł w obszarze pracy zdalnej. Nie była możliwa, aż nastał lockdown i nagle stała się możliwa. Wydaje się nam, że tak samo będzie z ponownym użyciem materiałów z rozbiórek. W kontekście wojny okazały się przydatne w zakresie pomocy innym i z dnia na dzień rację bytu zyskały procesy, które jeszcze kilka miesięcy temu były nie do pomyślenia w naszej rzeczywistości ekonomicznej. Pewnie zostaną z nami na dłużej, tak jak zostały spotkania na Zoomie czy Teams.
ZJ: Moim zdaniem przejdą jednak trochę dłuższą drogę. Spotkaliśmy się z przedstawicielami firmy Cyrkl, wyspecjalizowanej w recyklingu odpadów budowlanych i różnych odpadów fabrycznych. Znajduje klientów na ten asortyment, to bardzo ciekawy model. Dużo rozmawialiśmy o możliwości ponownego wykorzystania materiałów z rozbiórek, w grę wchodzi wiele różnych czynników, a wszystkie trzeba wziąć pod uwagę… Po pierwsze, część materiałów prawnie kwalifikuje się jako odpad. Jak sprawić, by odpad z powrotem trafiał na rynek? Przecież odpadami się nie handluje. Po drugie, firmy rozbiórkowe też mają zysk z tego, że te materiały gdzieś przekierowują według swojego uznania. Jak je zachęcać, żeby częścią swojego zarobku dzieliły się na przykład z organizacjami pozarządowymi? Jak w te działania włączyć projektantów? Gdyby wiedzieli, że jakieś materiały będą w danym momencie wymontowywane, mogliby z nich skorzystać. Czy mógłby powstać system ich rezerwacji? Jak sobie zagwarantować, że te materiały będą dostępne? Jak tworzyć ich bazę? Jak je opisywać? Jak ponownie certyfikować? Powiązanie wszystkich wątków jest bardzo skomplikowane, a chyba nikt tym w Polsce wcześniej się nie zajmował.
MS: Za to w Europie pasjonaci zgłębiają temat już od wielu lat. Zdążyła się zebrać cała liga awangardy material reuse, otwarte środowisko. Wszyscy chętnie sobie w nim nawzajem pomagają.
AK: Zosia mówiła o firmie, która daje drugie życie materiałom z rozbiórek, i o własnych planach na finansowanie działalności fundacji ze sprzedaży materiałów wtórnych. Michał wspomniał, że belgijska pracownia Rotor prowadzi sklep z materiałami z odzysku. Wszystkie te działania są oddolne, nie wpisują się w odgórny system rejestracji materiałów. Czy ruch material reuse opiera się głównie na samoorganizacji?
MS: Działania są oddolne, ale wszystkie dążą do strukturyzacji: tworzenia baz danych, systemów. Chcą trafić do mainstreamu. Powiedziała nam o tym też Barbara Buser z baubüro in situ w wywiadzie do katalogu naszej wystawy: zachęca wszystkich, żeby robili podobne rzeczy, bo dzięki temu one będą się rozprzestrzeniać. Myślę, że materiały z odzysku podzielą los ogniw fotowoltaicznych i budynków energooszczędnych. Kilka dekad temu ludzi, którzy sięgali po te rozwiązania, postrzegano jako niszowych posthipisów, a dzisiaj są odgórnie nakazane na poziomie europejskim.
ZJ: Barbara Buser w ramach projektu RE-WIN również wysyła okna do Ukrainy, a na własną rękę wprowadza duże ilości materiałów z odzysku w projekty architektoniczne. Niedawno wysłała ciężarówkę pełną odzyskanych rzeczy: mebli, obiektów sanitarnych itd., do grupy CO-HATY, która wyposaża pustostany w Ukrainie i przystosowuje je do potrzeb uchodźców wewnętrznych.
MS: Wiele osób niezależnie od siebie podejmuje podobne działania. Lara Moutin zajmowała się pozyskiwaniem okien dla Bejrutu, gdy w 2020 roku po gigantycznym wybuchu w porcie wypadły okna w promieniu dziesięciu kilometrów. W każdej strefie konfliktu czy sytuacji kryzysowej okna i drzwi są jednymi z produktów pierwszej potrzeby.
PV: Projekt Lary Moutin nazywa się Windows for Beirut (Okna dla Bejrutu), ale różni się od naszego. Ona nie importowała okien z sąsiednich krajów, zajęła się rozdysponowaniem zebranych funduszy na miejscu. Członkowie jej zespołu stworzyli swego rodzaju łańcuch dostaw: kupowali szkło od jednego przedsiębiorcy, drugiemu płacili, żeby je przyciął do odpowiednich wymiarów, a trzeciemu – żeby je włożył w otwór okienny. Też dali przykład sprawnej samoorganizacji.
ZJ: Dlatego zależało nam, żeby w pawilonie polskim na London Design Biennale, w przestrzeni wystawy i towarzyszącym jej katalogu opowiedzieć w kontekście tematu Remapping collaborations, że okna są uniwersalnym obiektem, potrzebnym we wszystkich miejscach, gdzie pojawia się jakiś kryzys. W katalogu pokazujemy działania Barbary Buser w Szwajcarii, Windows for Beirut w Libanie oraz nasz projekt OKNO i przyglądamy się, jak te wątki splatają się ze sobą i zarysowują szerszy temat remapowania współpracy.
AK: Rozmawiamy w lutym, gdy wystawa jeszcze powstaje. Czy wiecie już, jak będzie wyglądała?
MS: Wymyśliliśmy prostą scenografię: dwa pomieszczenia w amfiladzie, jedno odtwarza przestrzeń magazynową, w której są przechowywane okna, drugie jest symbolicznym odwzorowaniem przestrzeni domowej z przykładami ich ponownego użycia. Pragniemy wykorzystać London Design Biennale, wydarzenie o charakterze popularnonaukowo-rozrywkowo-komercyjnym, żeby zorganizować kolejną zbiórkę okien. Okna zebrane w Londynie pojadą do Polski, a docelowo do Ukrainy.
PV: Chcemy w ten sposób pokazać nietypowe opcje pomocy Ukrainie, ale także poszerzyć postrzeganie wystawy jako środka do realizacji dodatkowych celów. Wystawa nie musi ograniczać się do prezentacji czegoś, co już się wydarzyło, może też zachęcać do działania w przyszłości. Rozumienie wystawy przesuwa się z przedmiotu wystawianego na proces – na to, co się stanie z obiektami po zakończeniu biennale.
ZJ: Oczywiście byłoby nam miło, gdyby nasza wystawa również trochę popodróżowała. Wprawdzie po ekspozycji w Londynie okna – centralny obiekt tej przestrzeni – znikną, bo będą już w Ukrainie, w związku z tym w każdym miejscu, do którego zawita wystawa, będziemy musieli pozyskać kolejne okna.
MS: Wystawa jest protokołem, który można wdrożyć w różnych miejscach. W Londynie będzie na niej kilkadziesiąt okien, co wynika z ograniczeń przestrzeni wystawienniczej i możliwego obciążenia stropów zastanego budynku. Dla większej przestrzeni możemy zmienić skalę.
ZJ: To moje marzenie, że a nuż projekt chwyci i znajdziemy kolejnych okiennych darczyńców. Może przyciągnie do tematu nowe osoby. Jestem otwarta na okienną franczyzę. Wysyłka okien z Wielkiej Brytanii, czyli spoza Unii, będzie wyzwaniem, ale w ramach Unii takie franczyzy to prosta sprawa. Wkrótce będziemy rozmawiać z pracownią Concular w Berlinie, ona też zajmuje się wtórnym wykorzystaniem materiałów budowlanych. Wysłaliśmy do nich nasz katalog rozwiązań DIY, na zasadzie: hej, zobaczcie, zrobiliśmy coś takiego. Odpowiedzieli, że to ciekawe i że chcieliby pogadać, bo mają dostęp do dużej liczby okien z odzysku. Może więc franczyza berlińska wydarzy się wcześniej niż później.
AK: To wspaniałe, że z jednego działania spontanicznie pączkują kolejne, łączycie się w sieć z innymi organizacjami zajmującymi się podobną tematyką. Jakie jeszcze wątki przemycicie w przestrzeni wystawy?
PV: Nasza wystawa będzie dotyczyła przede wszystkim tematu reuse, alewychodzącego od działań społecznych. To interesujące zagadnienie. O ponownym użyciu materiałów budowlanych zwykle dywaguje się w kontekście ekologii i ochrony środowiska: zmniejsza ślad węglowy, a tym samym pomaga walczyć z globalnym ociepleniem. Pokazujemy niespotykaną wcześniej perspektywę: społeczny charakter ponownego wykorzystania materiałów budowlanych w czasie kryzysu. Polki i Polacy chętnie przekazują nam okna i są ciekawi, w jaki rejon zostaną wysłane.
MS: Będzie też o estetyce. Wątek estetyczny, ukryty w tytule naszej wystawy, wydaje się nam kluczowy: znajome definicje architektury, z Witruwiańską triadą – trwałością, użytecznością i pięknem – na czele, w kontekście reuse nabierają nowej głębi. Architektura jest w ciekawym momencie. Mamy wrażenie, że zacznie się krystalizować estetyka wynikająca z wtórnego używania materiałów budowlanych oraz nowych definicji racjonalności. Barbara Buser mówi o estetyce collage’u. To pojemniejsze określenie niż opinia, że coś jest ładne albo nieładne; chodzi o głębsze znaczenie estetyki, utkanej z różnych wartości. Przez ostatnie dekady architektura była mocno związana z ego projektanta, ze stylem, rozpoznawalną estetyką. Zjawisko to miało kulminację oczywiście w epoce stararchitektów. Nie sposób tak projektować z materiałami ponownego użytku. Składamy budynki z fragmentów trwałych i użytecznych, ale nie kontrolujemy do końca estetyki realizacji. Nie możemy ich także mocno przetwarzać, bo taka ingerencja mija się z celem – zwiększyłaby zużycie energii i ślad węglowy. Projektujemy obiekty łatwe do rozbiórki. Gdy zaczynałem studia, za wzór stawiano mi pewnego szwajcarskiego architekta. Kazał wylewać beton po wielokroć, dopóki nie osiągnie się efektu doskonałości – tak okazywał pełną kontrolę i panowanie nad swoim dziełem. Praca z materiałami wtórnego użytku wyklucza takie zachowania, ale to nie znaczy, że projektanci mają zrezygnować z estetyki. Po prostu ta estetyka będzie inna. Ciekawi nas, co się urodzi. Na wystawie pokażemy obiekt, który roboczo nazywamy totemem – przykład sposobu montowania okna niepasującego do otworu. Będzie też zasłona z materiałów budowlanych i siedzisko z odzyskanego styroduru. Skromnie eksperymentujemy więc w zakresie projektowania przedmiotów z materiałów wtórnego użytku.
PV: To zresztą jest biennale dizajnu.
ZJ: Na główny temat biennale – Remaping collaborations – odpowiadamy wielorako. Obszar materiałów z odzysku obejmuje mnóstwo zagadnień związanych ze współpracą.
MS: Przyznam, że w moim życiu zawodowym nie spotkałem się wcześniej z taką życzliwością, jaka panuje w niszy materiałów wtórnego użytku. Myślę, że to cecha ludzi zaangażowanych w wyższą sprawę. W dążeniu do szlachetnego celu partykularny interes i samopoczucie projektanta ustępują pola dążenia do systemowej zmiany sposobów działania.
ZJ: Pracownie, które uwzględniają w projektach materiały wtórnego użytku, chętnie wymieniają się dobrymi praktykami i wiedzą, opowiadają o swoich działaniach. Ich postawa ma potencjał pomocowy. Przetworzenie materiału z odzysku i jego ponowne wykorzystanie w nowym kontekście także jest formą współpracy – zamierzonej albo przypadkowej – a przynajmniej dialogu poprzedniego architekta z nowym projektantem.
Wystawę w pawilonie polskim na London Design Biennale organizuje Instytut Adama Mickiewicza. Ważnym elementem projektu jest zbiórka okien „WINDOWS FOR UKRAINE”, zrealizowana przez fundację BRDA przy wsparciu IAM oraz Instytutu Polskiego w Londynie.