Kiedy 20 marca 1969 roku John Lennon i Yoko Ono w tajemnicy brali ślub w Gibraltarze, ceremonia ślubna trwała zaledwie trzy minuty. Te trzy minuty, tak skrzętnie chronione, były de facto końcem ich prywatności. Zaraz potem zaprosili globalną publiczność do swej poślubnej sypialni, na tygodniowy „Bed-In for Peace”, trwający od 25 do 31 marca w pokoju numer 902 w hotelu Hilton International w Amsterdamie. W wywiadzie udzielonym jakiś czas później magazynowi „Playboy”, wyjaśnili: „Wiedzieliśmy, że nasz miesiąc miodowy i tak będzie na widoku publicznym, dlatego postanowiliśmy to wykorzystać, żeby powiedzieć coś ważnego. Siedzieliśmy w łóżku i rozmawialiśmy z reporterami przez siedem dni, co było dosyć komiczne. W rezultacie robiliśmy reklamę pokoju na pierwszych stronach gazet, wypierając stamtąd historie reklamujące wojnę”1. Mówiąc o akcji, rzeczywiście używają sentencjonalnego języka komercyjnych sloganów, języka mediów:

Yoko Ono: „W erze reklamy, rób reklamę”2.

John Lennon: „Nie ma granicy między tym co prywatne, a tym, co publiczne. Żadnej granicy”3.

Dwoje spośród najbardziej publicznych osób na świecie – oni, którzy dotąd tak głośno buntowali się i tak wielki wysiłek wkładali w chronienie swojej prywatności w obliczu ciągłego medialnego ataku – nagle dokonali zwrotu o 180 stopni i użyli łóżka, czyli centrum życia prywatnego, w charakterze broni, zamieniając je w publiczną platformę zupełnie nowego rodzaju protestu. Po latach narzekania na to, że media skazują ich na życie w prasowym „akwarium”, co prowokowało w nich „palącą potrzebę prywatności”, teraz z własnej woli weszli do – przypominającego akwarium w sposób zupełnie dosłowny – szklanego pudełka hotelu Hilton i stworzyli tam miejsce pracy, choć wcale nie zarobkowej:

Jesteś w akwarium, więc wykorzystaj to. Na nic się zdają próby budowania ogrodzeń. Zamieniliśmy wszystkie te kamery czyhające na zewnątrz, żeby zajrzeć do środka, na kamery, które są w środku i wyglądają na świat. To właśnie robimy, Yoko i ja: to projekcja, odbijanie tego, co do nas przychodzi z zewnątrz, jak najszybciej się da. Eksponujemy się w tych akwariach. Ale jeżeli już jesteśmy w takiej sytuacji – to chcemy to wykorzystać na rzecz pokoju. Właściwie to jest jedyna rzecz, jaką robić warto. Nie ma sensu pracować dla pieniędzy. A cóż innego mamy robić, jeśli nie pracować. Dlatego naszym celem jest praca dla pokoju4.

Żeby kamery nie szpiegowały ich z zewnątrz, sprowadzili je do hotelu, i dalej: do sypialni i do łóżka. W ten sposób kamery pracują na ich korzyść. Nie tyle sprawozdając wydarzenie, co wręcz je performując. To nie było po prostu „wydarzenie medialne”, tutaj same media stały się wydarzeniem. Sfilmowano je, jak filmują.

Nazwa „Bed-In” pochodzi od protestów okupacyjnych „Sit-In” i ma być pokojowym protestem przeciwko wojnie i promocją pokoju na świecie. „Make love, not war” było hasłem tej epoki, ale ku rozczarowaniu dziennikarzy, John i Yoko byli kompletnie ubrani: John w białą piżamę, a Yoko w długą białą koszulę nocną – siedzieli w łóżku, jak to określił John, „jak aniołki”. „Mam nadzieję, że was nie zawiedliśmy – przepraszał Lennon. – Nie będziemy się kochać publicznie. To sprawa osobista pod względem emocjonalnym”5.

Dziennikarze byli zdezorientowani faktem, że nic się nie wydarzyło, mówili wręcz o nudzie: „Love-In znudziło paparazzich” – artykuł pod takim nagłówkiem opublikowano w Chicago6. Ale jednak nagłówek był. Prasa składała sprawozdanie z wydarzenia, które było antywydarzeniem. Happening polegał na tym, że nic się nie działo. John i Yoko podważali powszechne rozumienie tego, czym jest praca; tego, co jest prywatne; tego, czym jest protest i czym jest wydarzenie. Łóżko przejęło od ulicy status miejsca protestu. Codziennie, według precyzyjnego harmonogramu, w godzinach od 9 do 21, zapraszali światową prasę do swojego hotelowego pokoju, traktując łóżko jako miejsce pracy; dziennikarze napływali strumieniami, obrazy wypływały na zewnątrz. Na powtarzające się pytanie: „Dlaczego w łóżku?”, Yoko odpowiadała, że ​​ich dzień pracy jest naprawdę długi i że łóżko jest najwygodniejszym miejscem do jej wykonywania.

Ale dzień pracy nie kończył się o 21. John i Yoko wielokrotnie deklarowali, że w tym samym tygodniu chcieliby począć dziecko. Yoko mówiła, że ​​„mają nadzieję na poczęcie dziecka podczas siedmiodniowego Lie-In – ale nie na forum publicznym”7. Co charakterystyczne, Yoko odnosi się tutaj do „Bed-In” jako „Lie-In” – jej przejęzyczenie wskazuje na to, że faktycznie pracowali dzień i noc. Łóżko stało się całodobowym miejscem pracy, z nieubłaganym harmonogramem:

9.00–21.00: „Bed-In” dla Pokoju

21.00–9.00: „Lie-In” dla Prokreacji

Okładka albumu „Unfinished Music No. 1: Two Virgins” w obwolucie z szarego papieru, przeznaczona do dystrybucji w Ameryce; fot. archiwum autorki

Łóżko jest zarówno miejscem protestu, jak i fabryką do produkcji dzieci: fucktory. Jak to ujął John, „To jest protest pod hasłem make-love-not-war. To happening, seksualny maraton, łóżkowa produkcja. Byłoby miło począć dziecko w Amsterdamie”8.

Łóżko jako miejsce poczęcia, może nawet Niepokalanego Poczęcia, jeśli wziąć pod uwagę nieskazitelnie białe tło i jego liczne odniesienia religijne: białe prześcieradła, biała bielizna nocna, białe szaty, białe ściany, białe kwiaty… John mówi czasem o sobie i o Yoko jako o dwojgu aniołów; innym razem, jako o dwojgu świętych. Na zdjęciach pokój został wyretuszowany tak, że łóżko wydaje się zawieszone w powietrzu jak chmura, z Johnem i Yoko w anielskiej bieli, patrzącymi wprost na nas, a my na nich, zahipnotyzowani – być może zastanawiamy się, dlaczego zaproszono nas do tego królewskiego łoża. Czekamy na znak.

Jednak nie jesteśmy sami. Bed-In jest relacjonowane– na niespotykaną dotąd skalę – przez międzynarodowe media. Hotelowy pokój w Amsterdamie staje się najbardziej znaną sypialnią na świecie. To jakby ekstremalne rozszerzenie koncepcji dużych szklanych okien, charakterystycznych dla holenderskich domów, wystawiających wnętrze na widok przechodniów; a może nawet  amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni, słynącej z tego, że następuje tu inwersja sfery publicznej i prywatnej: pracownicy seksbiznesu prezentują walory towaru przechodniom, zaciera się różnica pomiędzy ulicą a sypialnią. Przez deklarację, że spędzą połowę czasu na próbach poczęcia dziecka, John i Yoko weszli w rolę pracowników seksbiznesu, zaś frustracja publiki tego wydarzenia, czyli dziennikarzy, polegała na tym, że nie zostali dopuszczeni do obserwacji. Według deklaracji małżonkowie mieli „w nieskrępowany sposób uprawiać miłość”, więc dziennikarze nie opuszczali posterunku, w nadziei, że coś się wydarzy. Czekali na próżno9. Wewnątrz gigantycznego ekshibicjonizmu skonstruowano rodzaj prywatności. Łóżko oscylowało pomiędzy gablotą ekspozycyjną a kryjówką.

John i Yoko nie zakwaterowali się tak po prostu w pokoju hotelowym. Przeprojektowali go, czyniąc zeń medialną scenę, z myślą o konkretnej wizji, konkretnym obrazie. Byli pod każdym względem architektami tego obrazu. To nie przypadek, że wszystkie znane z publikacji obrazy wyglądają bardzo podobnie; scenę można było fotografować właściwie tylko w jednym, określonym kadrze. Opróżnili typowy pokój w hotelu Hilton: usunęli meble, obrazy ze ścian i wszelkie inne dekoracje, pozostawiając tylko duże podwójne łóżko, które celowo ustawili przy wielkim oknie – a właściwie oszklonej ścianie, z panoramicznym widokiem na Amsterdam. Byli odwróceni plecami do okna, a twarzami do środka pokoju, w geście jakby zapożyczonym od Loosa10. Pod światło ich sylwetki – na całkowicie białym tle – zdawały się lewitować nad Amsterdamem.

Na zewnątrz rozciąga się Amsterdam, łóżko jest jednak miejscem dużo bardziej publicznym niż ulice. Zamiast kontemplować widok miasta, jego lokatorzy wystawiają się na kamery reporterów, rejestrujące obrazy i dźwięki, które wkrótce znajdą się na ulicach: na okładkach gazet i kolorowych magazynów, w telewizji, filmach i radiu na całym świecie. Przez dwanaście godzin dziennie John Lennon i Yoko Ono udzielają niekończących się wywiadów przez telefon lub do kamery, często więcej niż jednego wywiadu jednocześnie. Wpadają i wypadają celebryci. Bez przerwy dzwoni telefon. Nie ma ani jednej bezczynnej sekundy: „Nie mamy czasu na nudę” 11.

Z tyłu na szybach przypięli dwa odręcznie wypisane plakaty: „BED PEACE” i „HAIR PEACE”; a na bocznej ścianie: „STAY IN BED” (Zostań w łóżku), „GROW YOUR HAIR” (Zapuść włosy), „I LOVE YOKO” (Kocham Yoko) „I LOVE JOHN” (Kocham Johna) i „BAGISM”. Z ulicy widać było rewersy dwóch plakatów; widać było nawet łóżko, z białymi poduszkami opartymi o szybę, czasem nawet widoczne były głowy siedzących Johna i Yoko.

Miejsce mebli zajął sprzęt multimedialny, wypełniając nawet samo łóżko – zostało ono pokryte magnetofonami, telefonami, mikrofonami i kwiatami ze ślubu. Fonograf odtwarzał muzykę indyjską. Pokój był permanentnie zatłoczony przez dziennikarzy, którzy nachylali się do przodu, tak blisko, że praktycznie wchodzili na łóżko, na którym kładli sprzęt i zadawali pytania. Wydawali się zdezorientowani, czekali, aż coś się wydarzy, podczas gdy John i Yoko bez końca mówili o pokoju i emanowali osobliwym spokojem. To, co się dzieje, jest happeningiem. Yoko jest wiodącą artystką grupy Fluxus, nowojorską legendą sztuki performansu, zaś Bed-In to przede wszystkim performans – być może nawet tylko i wyłącznie performans. Bed-In był dziełem sztuki wykonywanym całodobowo, z ogromnym poświęceniem, przez dwoje pracowników sztuki.

Jak to ujęła Yoko, „Zamiast napisać o tym sztukę, zaczęliśmy to robić w prawdziwym życiu – i tak cały świat staje się właściwie teatrem. W tym sensie, Hilton był dla nas sceną”. Życie to sztuka na dwoje performerów, którzy nie mogą się już schować za kulisami.

Prawdę mówiąc zarówno performans, jak ich osobista relacja, miały swój początek w sztuce. Bed-In w Amsterdamie nie było pierwszym wykorzystaniem łóżka jako miejsca produkcji ani pierwszą akcją całodobową. W maju 1968 roku, kiedy John i Yoko komponowali i nagrywali muzykę eksperymentalną podczas całonocnej sesji, na zakończenie, o poranku, kochali się – podobno po raz pierwszy. Lennon zrobił wtedy kilka zdjęć z samowyzwalacza: nago, z niezasłanym łóżkiem w tle. Zdjęcia wykorzystano na przedniej i tylnej okładce albumu Unfinished Music No. 1 – Two Virgins, wyprodukowanego przez Apple Records. W Stanach Zjednoczonych okładki uznano za obsceniczne, skonfiskowano w dokach New Jersey, i nakazano ich zniszczenie12. Ostatecznie płytę dystrybuowano w obwolutach z szarego papieru, z otworami na przedniej i tylnej stronie okładki, ukazującymi tylko twarze – co zresztą, jak wszelkie formy zakazu, tylko wzmocniło ładunek erotyczny. Jak podglądanie przez dziurkę od klucza.

Już te pierwsze fotografie uchwyciły anielską scenę łóżka przypominającego chmurę. W umieszczonym poniżej, napisanym na maszynie tekście, Paul McCartney mówi, co charakterystyczne, o spotkaniu „dwojga świętych”. To, co pojawi się w Amsterdamie, rozpoczęło się więc już rok wcześniej w Londynie. Skandalizujący obraz zwabił świat do hotelu Hilton.

Ale dlaczego akurat hotel Hilton w Amsterdamie? „Ponieważ jest bardzo funkcjonalny. Łóżko się nadaje”13 – lakonicznie odpowiadał Lennon. Wybór był nieprzypadkowy. Hilton International sam w sobie jest swego rodzaju akwarium. Goście nie tylko oglądają siebie nawzajem, jak w tradycyjnym luksusowym hotelu; tutaj są wręcz wyeksponowani – przeszklone ściany nie tylko w holu, ale także w samych pokojach, wyposażonych w balkony, na których można się ukazywać. Hotele to raj nie tylko dla podglądaczy, ale także dla ekshibicjonistów. Architektoniczny odpowiednik odwrócenia zjawiska medialnego akwarium był gotową scenografią. Hilton zmienił to, czego ludzie się obawiają – wystawienie na widok publiczny – w pozytywne doświadczenie. Jak to ujęła Anabelle Wharton, sieć Hilton „przekształciła niepokój, że ktoś nas obserwuje, w przyjemność z bycia obserwowanym”14. W 1965 roku magazyn „Vogue” opisywał „podprogowe przyjemności”, jakich dostarcza „smukła szklana oaza” działająca jak „kojący balsam, maść, Alka-Seltzer” w obliczu stresu, jaki wywołuje nieznane15.

MetroNaps, EnegryPod
(„kapsuła energii”) – „pierwszy fotel zaprojektowany tak, by umożliwić drzemkę w miejscu pracy”, 2007; fot. METRONAPS

Hotel jest w mieście, ale jest osobny; to przezroczysta oaza. A co jest na zewnątrz? Tłem jest Amsterdam, wówczas centrum rewolucji kulturalnej i seksualnej w Europie lat 60.; eksperymentowania z seksem, narkotykami i rock’n’rollem, aktywizmu politycznego i protestów – przeciwko wojnie w Wietnamie, lokalnemu rządowi i brakom mieszkaniowym; na rzecz równych praw, legalnej aborcji, a nawet alternatywnych form transportu. Holenderski ruch anarchistyczny Provo prowokował policję i rząd akcjami non-violence, które kończyły się użyciem siły. Ruch Provo został rozwiązany w 1967 roku, ale podczas Bed-In aktywista Provosów Hans Hoffmann przekazał Johnowi i Yoko biały rower, wyrażając w ten sposób poparcie dla ich taktyki. Latem 1965 roku w Amsterdamie Provo oddali białe rowery do wspólnego użytku, by stworzyć bardziej zrównoważone środowisko. John i Yoko położyli rower na łóżku i dali się z nim sfotografować – to kolejne przemieszanie publicznej ulicy i prywatnego pokoju. Sama obecność Provosów w hotelu Hilton była radykalnym posunięciem – tak jakby Provo, którego działania zawsze umiejscawiały się w przestrzeni publicznej, rozumiało, że w tym momencie żadna przestrzeń nie była bardziej publiczna niż ten pokój.

Podobnie jak hotel Hilton, Bed-In nie było jednorazowe. Było częścią łańcucha wydarzeń. Drugie Bed-In miało się odbyć w Nowym Jorku, lecz Lennonowi odmówiono wizy amerykańskiej z powodu zarzutów posiadania marihuany, jakie usłyszał w Londynie. Postanowili więc jechać na Bahamy i stamtąd zwrócić się do amerykańskiej opinii publicznej, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, jak daleko od USA leżą Bahamy, i jak bardzo gorący i wilgotny panuje tam klimat: „To nie jest dobre miejsce. Nie chodzi o to, że hotele są złe, one po prostu są mało hotelowe; ani Johnowi, ani mnie się tam nie podobało, ale stwierdziliśmy: «Chodźmy spać i zobaczymy, jak to będzie wyglądać rano»”16. Następnego dnia postanowili przenieść akcję do Kanady. Po spóźnionym locie z Bahamów, Johna zatrzymano na dwie godziny, służba graniczna deliberowała nad ważnością jego wizy. Po zwolnieniu Johna, szybko zakwaterowali się w hotelu King Edwards w Toronto i zamienili łóżko w hotelowym pokoju na całodobowe biuro, w którym udzielali wywiadów i przyjmowali gości. Pełna wersja całodobowego Bed-In odbyła się jednak w Montrealu w maju 1969 roku, w hotelu Queen Elisabeth, także należącym do sieci Hilton International. Pokój zamieniono w profesjonalne studio telewizyjne, z reflektorami punktowymi skierowanymi na łóżko. Wydarzenie powstało we współpracy z kanadyjską telewizją, która nagrywała wszystkie wywiady i wizyty znanych celebrytów, takich jak Smothers Brothers, Derek Taylor, Murray the K, kanadyjscy wyznawcy Radha Krishna i Timothy Leary, który – wraz z Lennonem i Ono, i z innymi – dołączył do wspólnego leżenia. Był to w pewnym sensie prototyp reality show, happeningi w Amsterdamie i w Toronto były zaś próbami do tego reality show, nadawanymi na żywo.

W nieprzychylnej recenzji programu telewizyjnego Bed-In for Peace John and Yoko Lennon nakręconego w Montrealu, zamieszczonej w czasopiśmie „Variety” napisano: „Sposób pracy kamery przypomina filmowanie katastrofy, nawet w najstabilniejszych momentach obraz trzęsie się jak na polu walki”17. Wojna w Wietnamie rzeczywiście zawsze była gdzieś blisko Bed-In, nie raz dzieląc z nią jedną stronę tej samej gazety. Na przykład opublikowana w „Boston Globe” relacja z akcji naśladujących Johna i Yoko małżeństwa Newtonów, którzy spędzili 144 godziny w łóżku w proteście przeciwko wojnie, bezpośrednio sąsiadowała z historią o dziesiątej rocznicy śmierci pierwszego żołnierza zabitego w Wietnamie oraz o tym, jak cztery miasta w stanie Massachusetts upamiętniły śmierć 35 tysięcy amerykańskich żołnierzy, którzy od tego czasu zginęli w Wietnamie, poprzez „inscenizację symbolicznej procesji żałobnej”18.

Tydzień Bed-In w Montrealu zakończył się nagraniem piosenki Give Peace a Chance, nawiązując tym samym do początków akcji Bed-In podczas sesji nagraniowej w Londynie. Oba były medialne i oba celowo wykorzystywały napięcie pomiędzy pojedynczym wydarzeniem a permanentnym nagraniem; jednostkowym łóżkiem i masową widownią. Łóżko dosłownie „zawisło” na widoku oczu milionów, unosiło się w przestrzeni medialnej w jednym celu: promowania konkretnej idei, czy wręcz produktu. Jak powiedziała Yoko Ono: „Sprzedajemy pokój tak samo, jakbyśmy sprzedawali mydło”19.

Całodobowe łóżko Johna Lennona i Yoko Ono stanowi zapowiedź współczesnego łóżka jako miejsca pracy. „Wall Street Journal” podawał, że według ostrożnych szacunków w 2012 roku aż 80 procent młodych nowojorskich profesjonalistów często pracuje, leżąc czy siedząc w łóżku. Fantazja domowego biura ustąpiła miejsca rzeczywistości biura w łóżku. Zmieniło się samo znaczenie słowa „biuro”. Miliony rozproszonych łóżek przejmują rolę pełnioną dotąd przez skoncentrowane, zatłoczone budynki biurowe. Buduar wygrywa z biurowcem. Sieciowe technologie informatyczne usunęły wszelkie ograniczenia dotyczące tego, co można zrobić w łóżku. Kiedy i jak to się stało?

W swoim słynnym krótkim tekście „Ludwik Filip albo wnętrze mieszkalne” Walter Benjamin pisał o rozszczepieniu pracy i domu w XIX wieku:

Za Ludwika Filipa, na historyczną scenę wkracza człowiek prywatny. Przestrzeń życiowa osoby prywatnej po raz pierwszy przeciwstawia się jej miejscu pracy. Ta pierwsza konstytuuje się jako wnętrze mieszkalne; jego dopełnieniem jest biuro. Człowiek prywatny, w biurze rozliczający się jedynie z bieżącymi sprawami rzeczywistości, w swym mieszkaniu pragnie mieć stale atmosferę iluzji […]. Stąd wywodzi się fantasmagoria wnętrza mieszkalnego; jest ono dla człowieka prywatnego całym wszechświatem. Gromadzi on w nim rzeczy z dalekich stron i wspomnienia przeszłości. Jego salon to loża w teatrze świata20.

Industrializacja przyniosła ośmiogodzinny dzień pracy i radykalny rozdział między domem a biurem czy fabryką, między odpoczynkiem a pracą, dniem i nocą. Epoka postindustrializacji ponownie przenosi pracę do domu; nawet głębiej, do sypialni i do samego łóżka. Fantasmagoria nie otula już pokoju tapetami, tkaninami, obrazami i przedmiotami. Schowała się we wnętrzu urządzeń elektronicznych. Cały wszechświat dostępny jest na jednym, małym ekranie; łóżko unosi się w nieobjętym morzu informacji.

Leżenie to już nie odpoczynek, ale ruch. Łóżko jest teraz miejscem akcji. Przy czym dobrowolni inwalidzi nie mają potrzeby używania nóg. Łóżko stało się idealną protezą, a jednocześnie powstała cała nowa branża zajmująca się dostarczaniem i obsługą urządzeń ułatwiających pracę podczas leżenia – umożliwiających czytanie, pisanie, wysyłanie wiadomości, nagrywanie, słuchanie, rozmawianie, a także, rzecz jasna, jedzenie, picie, spanie czy uprawianie miłości – bo jak się wydaje, w ostatnim czasie również te czynności zostały przekształcone w pracę. W Stanach Zjednoczonych, zanim kelner w restauracji zabierze ze stołu talerz czy szklankę, pyta: „Are you still working on that”? („Czy Pan jeszcze nad tym pracuje?”) Zewsząd słychać rady, jak „pracować” nad związkiem, jak zaplanować „harmonogram” seksu z partnerem. Także spanie to zdecydowanie ciężka praca dla milionów osób, którym przemysł farmaceutyczny co roku dostarcza nowych leków, a armia ekspertów zajmujących się zaburzeniami snu doradza, jak osiągnąć ten coraz bardziej nieuchwytny cel i dobrze się wyspać – rzecz jasna, wszystko to w imię wyższej produktywności.

Powyższa filozofia znalazła już wcześniej swoje ucieleśnienie w postaci Hugha Hefnera, który słynął z tego, że prawie nigdy nie opuszczał łóżka, nie mówiąc już o domu. Kiedy w 1960 roku przeprowadził się do Playboy Mansion przy 1340 North State Parkway w Chicago, literalnie przeniósł swoje biuro do łóżka, przekształcając to ostatnie w epicentrum globalnego imperium, a jedwabną piżamę i szlafrok w swój roboczy, biznesowy strój. „W ogóle nie wychodzę z domu! […] Jestem współczesnym odludkiem” – mówił do Toma Wolfe’a, dodając, że minęło jakieś trzy i pół miesiąca od czasu, kiedy ostatnio wychodził z domu, i że w ogóle w ciągu ostatnich dwóch lat był poza domem tylko dziewięć razy21. Zafascynowany Wolfe alegorycznie opisał Hefnera jako „delikatne, bladozielone serce karczocha”22.

„Playboy” uczynił z łóżka miejsce pracy. Od połowy lat 50. łóżka stają się coraz bardziej wyrafinowane, wyposażone w różnego rodzaju urządzenia służące rozrywce i komunikacji, na kształt swego rodzaju reżyserki czy dyspozytorni. Czasopismo poświęciło wiele artykułów projektom łóżka idealnego. Sam Hefner – ze swoim słynnym okrągłym łóżkiem w rezydencji Playboy’a – służył jako model. Zaprezentowano je po raz pierwszy w artykule Playboy Townhouse z 1962 roku, zawierającym szczegółowy opis, rzuty, przekroje i rendery projektu pierwotnie planowanego jako (niezrealizowany) dom własny Hefnera. Jedynym elementem projektu, jaki zrealizowano, było łóżko, zainstalowane następnie w rezydencji. Łóżko samo w sobie jest domem. Obrotowa, wibrująca konstrukcja mieści małą lodówkę, sprzęt hi-fi, telefon, szafki na dokumenty, barek, mikrofon, dyktafon, kamery wideo, słuchawki, telewizor, stolik śniadaniowy, blaty do pracy i tablice kontrolną oświetlenia – wszystko, co może być przydatne człowiekowi, który nie chce wychodzić z łóżka. Łóżko było gabinetem Hefnera, jego miejscem pracy, tu udzielał wywiadów, rozmawiał przez telefon, wybierał zdjęcia i poprawiał rozkładówki, redagował teksty, jadł, pił i konferował z „króliczkami”. Seks był częścią jego pracy, częścią jego profesji. Koniec końców, był pracownikiem seksbiznesu.

W swoim wyborze łóżka na miejsce pracy, Hefner nie był odosobniony, w połowie XX wieku w Ameryce takie biuro-łóżko było bardzo popularne. W wywiadzie dla „Paris Review” w 1957 roku, dziennikarz pyta Trumana Capote’a: „Jakie są pana nawyki związane z pisaniem? Czy siedzi pan przy biurku? Czy pisze na maszynie?”. Ten odpowiada:

Jestem pisarzem zupełnie horyzontalnym. Nie jestem w stanie myśleć, jeżeli nie leżę, albo w łóżku, albo rozciągnięty na kanapie, z papierosem i kawą pod ręką. Muszę popalać i popijać. Po południu przerzucam się z kawy na miętową herbatę, a potem na sherry i martini. Nie, nie używam maszyny do pisania. Na pewno nie na początku. Pierwszą wersję piszę odręcznie. Potem drugi szkic, także odręcznie […] Trzecią wersję piszę na maszynie, na żółtym papierze […] Nie, nie wstaję w tym celu z łóżka. Balansuję maszyną do pisania na kolanach. Jasne, że się da; jestem w stanie wystukać sto słów na minutę23.

Od rana, przez popołudnie, aż do wieczora – zmieniają się napoje, papier i sprzęt, ale nie zmienia się jego pozycja na łóżku.

Nawet architekci w połowie stulecia zakładali biura w łóżku. Richard Neutra rozpoczynał pracę w momencie, kiedy się budził, a jego łóżko było wyposażone w skomplikowany sprzęt, umożliwiający mu projektowanie, pisanie, a nawet udzielanie wywiadów. Według relacji jego syna Diona:

Dla taty poranki były najlepszym czasem na kreatywne myślenie, na długo przed tym, kiedy zaczynał urzędowanie w biurze na dole. Często zostawał w łóżku, tam pracując nad pomysłami i projektami, a nawet przyjmując wcześniej umówionych gości. Jego jedynym ukłonem wobec konwencji było zakładanie na czas spotkań krawata do koszuli piżamy, ale nie przeszkadzało mu to przyjmować gości w pozycji półleżącej, podparty poduszkami!24

Łóżko Neutry w VDL House przy bulwarze Silver Lake w Los Angeles było wyposażone w dwa aparaty telefoniczne z wyjściem zewnętrznym; trzy stacje komunikacyjne do rozmów wewnętrznych: z innymi pokojami w domu, z biurem na dole i z drugim pomieszczeniem biurowym oddalonym o pół kilometra; trzy różne dzwonki wywoławcze; składane deski kreślarskie i sztalugi, które można było rozłożyć na łóżku; oświetlenie elektryczne; i radio-gramofon sterowany z poziomu tablicy rozdzielczej nad głową. Przy łóżku, nachtkastlik na kółkach mieścił magnetofon z funkcją nagrywania, zegar elektryczny i szuflady na przybory do rysowania i pisania – wszystko po to, by Neutra mógł – jak napisał w liście do siostry – „wykorzystywać każdą minutę, od rana do późnej nocy”25.

Powojenna Ameryka dokonała inauguracji łóżka o wysokich parametrach, epicentrum produktywności, nowej formy industrializacji, która została wyeksportowana na cały świat i stała się dostępna dla międzynarodowej armii rozproszonych, ale jednocześnie zsieciowanych producentów. Z kompaktowych urządzeń elektronicznych i dodatkowych poduszek zbudowano nowy rodzaj fabryki bez ścian przeznaczonej dla pokolenia ludzi całodobowych.

Sprzęty, które Hefner antycypował (niektóre z nich, jak automatyczna sekretarka, jeszcze nie istniały), dziś zostały rozbudowane i udoskonalone na użytek pokolenia internetu i mediów społecznościowych, które nie tylko pracuje w łóżku, ale prowadzi w nim życie towarzyskie, gimnastykuje się w łóżku, w łóżku czyta wiadomości i w łóżku i nawiązuje relacje seksualne z partnerami oddalonymi o wiele kilometrów. Fantazję „Playboy’a” o miłej dziewczynie z sąsiedztwa dziś łatwiej zrealizować z kimś mieszkającym na innym kontynencie niż w tym samym budynku lub dzielnicy – z osobą, której nigdy wcześniej nie widziałeś i której już nigdy więcej nie zobaczysz. Nie ma zresztą żadnej pewności, czy to rzeczywiście prawdziwa osoba, a nie jakiś cyfrowy konstrukt. W filmie Spike’a Jonze’a Ona, frapującej wizji życia w miękkim środowisku wewnątrzmacicznym, wytworzonym w konsekwencji rozwoju nowych technologii mobilnych, tytułowa „Ona” to system operacyjny, który okazuje się bardziej satysfakcjonującym partnerem niż żywa osoba. Bohater filmu leży z „Nią” w łóżku, konwersuje, kłóci się i kocha.

Jeżeli, jak chce Jonathan Crary, kapitalizm jest końcem snu, kolonizującym każdą minutę naszego życia na potrzeby produkcji i konsumpcji, to działanie odludka z wyboru przestaje być tak do końca „z wyboru”26. Warto tu jednak zauważyć, że komunizm też miał swoje pomysły na to, jak z łóżka uczynić miejsce pracy. W 1929 roku, w szczytowym momencie pierwszego planu pięcioletniego Stalina, w obliczu wydłużającego się dnia pracy i masowego wyczerpania wśród pracowników fabryk, zmuszonych do wyrabiania drastycznie zawyżonych norm produkcyjnych, rząd radziecki rozpisał konkurs na nowe miasteczko wypoczynkowe dla stu tysięcy robotników. Konstantin Mielnikov zaprezentował „Sonatę snu”, nowy typ budynku będącego kolektywną sypialnią, ze zmechanizowanymi łóżkami kołyszącymi robotników do snu i skosami na podłodze, aby wyeliminować potrzebę poduszek. Pracownicy „obsługi snu” z kabin kontrolnych mieli centralnie regulować temperaturę, wilgotność powietrza, zapachy, a nawet dźwięki dla zapewnienia jak najlepszej jakości snu – dostępne były między innymi „szelest liści, kląskanie słowików i łagodny szum morskich fal”27. Mielnikow opisał to miejsce jako „laboratorium snu” i opracował plakat z hasłem: „Uzdrawiaj poprzez sen, a tym samym zmieniaj charakter”. Co ciekawe, inspiracja płynęła z Ameryki – Mielnikov przeczytał gdzieś, że w akademii wojskowej w Pensacola na Florydzie uczono kadetów języków obcych przez sen. Sen sam w sobie stał się częścią procesu przemysłowego.

Dziewiętnastowieczny podział miasta na strefy wypoczynku i pracy wkrótce może się okazać nieaktualny. Wraz z nadejściem ery internetu i mediów społecznościowych nie tylko zmieniły się nasze nawyki i środowisko życia; przewartościowaniu uległy też prognozy dotyczące końca ludzkiej pracy w obliczu nowych technologii i robotyzacji, formułowane już pod koniec XIX wieku, i bynajmniej nie traktowane już dziś jako futurystyczne wizje. Trzydzieści pięć lat temu nieżyjący już ekonomista Wassily Leontief przypomniał nam, że „Konie zostały zastąpione przez maszyny, nieprawdaż?”. Niedawno gazeta „New York Times” w dodatku ekonomicznym powróciła do koncepcji tego autora, stanowiącej, że ludzi czeka to samo – koniec pracy „ludzkich koni roboczych”:

Konie były jeszcze obecne w sile roboczej przez jakiś czas po tym, jak po raz pierwszy rzucono im wyzwanie „nowoczesnych” technologii komunikacyjnych, takich jak telegraf i kolej przewożąca ludzi i towary między miastami i wioskami. Ale od kiedy pojawił się silnik spalinowy, konie – dotychczas kluczowy składnik gospodarki światowej – przeszły do historii […] Ludzie w roli „koni roboczych” wkrótce mogą podzielić ich los28.

Ekonomiści zastanawiają się, do jakiego modelu gospodarki doprowadzi dzisiejsza rzeczywistość, a możliwości są różne: od rosnących nierówności i ogromnego bezrobocia, po redystrybucję na dużą skalę w postaci bezwarunkowego dochodu podstawowego. Niedawno w Szwajcarii odbyło się referendum w sprawie dochodu podstawowego, ale pomysł został odrzucony. Obecnie koncepcja jest testowana w wielu miejscach – od Kalifornii po Finlandię.

Koniec płatnej pracy i zastąpienie jej twórczym spędzaniem wolnego czasu przewidywały już w latach 60. i 70. XX wieku utopijne projekty autorstwa Constant, Superstudio i Archizoom – tam także pojawiały się łóżka z nadbudową wszelkiego rodzaju osprzętowania. Tymczasem miasta zaczęły się przeprojektowywać.

W dzisiejszym cierpiącym na ADHD społeczeństwie odkryliśmy, że pracuje nam się lepiej w krótkich a intensywnych zrywach, rozdzielonych okresami odpoczynku. Wiele firm instaluje w pomieszczeniach biurowych kapsuły do ​​spania, aby zmaksymalizować wydajność pracy. W całodobowym świecie łóżko i biuro nigdy nie są od siebie daleko. Powstały specjalne projekty zabudowanych łóżek na potrzeby przestrzeni biurowych – w formie składanych, kompaktowych, zamkniętych kapsuł, jak mini statki kosmiczne – których można używać pojedynczo, złożyć w klastry lub ustawić w rzędy aby służyły do zsynchronizowanego snu – rozumianego jako część pracy, nie jej przeciwieństwo.

Od łóżka w biurze do biura w łóżku – rozwinęła się całkiem nowa architektura horyzontalna. Jest ona wzmacniana przez „płaskie” sieci mediów społecznościowych, które z kolei zostały w pełni zintegrowane ze środowiskiem: zawodowym, biznesowym i przemysłowym – a to w następstwie rozmycia tradycyjnych rozróżnień między prywatnym i publicznym; pracą i zabawą; wypoczynkiem i działaniem. Samo łóżko – z coraz bardziej wyrafinowanymi materacami, nakładkami i dodatkami technicznymi – jest bazą „wewnątrzmacicznego” środowiska, łączącego wrażenie głębokiego ukrycia w bezpiecznym wnętrzu z poczuciem hiperłączności z wszystkim, co na zewnątrz. To nie przypadek, że łóżko Hefnera było okrągłe – jak latający talerz unoszący się w przestrzeni pokoju bez okien, jakby na orbicie, z wiszącym nad nim telewizorem, odniesieniem do planety Ziemi. Był to okrąg, klasyczny obraz wszechświata. Dzisiejsze łóżko stało się przenośnym wszechświatem, wyposażonym we wszystkie możliwe technologie komunikacji. Fantazja epoki mid-century przerodziła się w masową rzeczywistość.

Hans-Ulrich Obrist, Madelon Vriesendorp oraz Beatriz Colomina w łóku, w trakcie otwarcia wystawy „Work, Body, Leisure” w Pawilonie Holenderskim na tegorocznym Biennale Architektury w Wenecji; fot. D. SCAGLIOLA /materiały prasowe

Jaka jest architektura tej nowej przestrzeni i czasu? Jaka jest natura tego nowego wnętrza, w którym kolektywnie postanowiliśmy się zakwaterować? Jaka jest architektura tego więzienia, w którym nie różnicuje się już między nocą a dniem, pracą i zabawą, w którym jesteśmy stale pod obserwacją, nawet gdy śpimy w kabinie kontrolnej? Nowe media zamieniają nas wszystkich w więźniów pod stałym nadzorem – w tym samym momencie, kiedy świętujemy nieograniczoną łączność ze światem. Wszyscy staliśmy się „współczesnymi odludkami”, jak to ujął Hefner pół wieku temu.

W filmie Laury Poitras Citizenfour przez kilka dni z bliska oglądamy Edwarda Snowdena, siedzącego na łóżku w hotelu w Hongkongu, otoczonego laptopami, który opowiada dziennikarzom – tym fizycznie znajdującym się w pokoju hotelowym i tym łączącym się z nim zdalnie – o tajnym świecie masowego, globalnego nadzoru. Największa inwazja prywatności w historii planety została ujawniona właśnie z pozycji łóżka, i zdominowała przekaz we wszystkich mediach. Najbardziej publiczną postacią na świecie jest odludek. Architektura przewrócona do góry nogami.

 

Powiązana publikacja

Na blogu dpr-barcelona można przeczytać esej Andreasa Rumpfhubera zatytułowany Working Glamour. Autor proponuje zamianę pojęcia working poor (pracujących ubogich) na working glamour (pracujących w stylu glamour), dla których łóżko jest miejscem pracy intelektualnej i twórczej, a zarazem miejscem, w którym dominują formy pracy biopolitycznej (niematerialnej). Opublikowany po raz pierwszy pod tytułem Architektur Immaterieller Arbeit [2013]; w tłumaczeniu angielskim pierwotnie w książce Into the Great Wide Open [2017] pod redakcją Andreasa Rumpfhubera, dpr-barcelona.

Tekst Łóżko całodobowe (tytuł oryginału 24/7 Bed) został po raz pierwszy opublikowany w katalogu wystawy Work, Body, Leisure, prezentowanej w Pawilonie Holenderskim na tegorocznym Biennale Architektury w Wenecji. Publikacja bada konfiguracje przestrzenne i aspekty funkcjonowania ciała ludzkiego w kontekście przemian etosu i warunków pracy.
Redaktorka: Marina Otero Verzier
Redaktor prowadzący: Nick Axel
Wydawcy: Het Nieuwe Instituut oraz Hatje Cantz Verlag GmbH

Więcej: https://work-body-leisure.hetnieuweinstituut.nl/publication

Dziękujemy zespołowi kuratorskiemu wystawy Work, Body, Leisure oraz Beatriz Colominie za uprzejmą zgodę na publikację tekstu.

Tłumaczenie z angielskiego: Dorota Wąsik