Osiedle Ruczaj w Krakowie, fotografie z cyklu Autoafirmacja

Ubóstwo, ograniczony dostęp do kluczowych usług publicznych i nierówności ekonomiczne, szczególnie w obszarze mieszkalnictwa, to zjawiska systemowe: w ostatnich trzech dekadach przyzwoite mieszkanie, zapewniające odpowiednie warunki zdrowotne i higieniczne, stało się luksusem, na który może sobie pozwolić coraz mniej osób. Prywatyzacja zasobu mieszkań socjalnych, rządowe wsparcie ograniczone w praktyce wyłącznie do budownictwa prywatnego i firm deweloperskich, wspieranie przekształceń przestrzeni mieszkaniowej w inwestycje dla zysku – wszystko to doprowadziło do obecnego stanu rzeczy 1.

Cytat ten pochodzi z Manifest pentru dreptate locativă (Manifest sprawiedliwości mieszkaniowej), opublikowanego w kwietniu ubiegłego roku przez rumuńską sieć stowarzyszeń i grup Blocul pentru Locuire (Blok Mieszkaniowy), walczących o sprawiedliwą politykę mieszkaniową, w reakcji na pandemię koronawirusa. Odsłoniła ona i pogłębiła skalę kryzysu mieszkaniowego w Rumunii. Dane udostępnione przez Eurostat wskazują, że kraj istotnie mierzy się z poważnymi problemami: w 2018 roku Rumunia odnotowała najwyższy wśród państw Unii Europejskiej odsetek przeludnionych mieszkań (46 procent) i poważnej deprywacji mieszkaniowej (16 procent populacji żyje w przeludnionych mieszkaniach z przynajmniej jednym poważnym mankamentem, na przykład przeciekającym dachem, bez łazienki lub toalety, zbyt ciemnych) 2. Również odsetek osób zagrożonych ubóstwem i żyjących w przeludnionych mieszkaniach był najwyższy właśnie w Rumunii. Po zapoznaniu się z danymi Eurostatu zauważymy jednak, że wiele krajów doświadcza tych problemów na podobną skalę. Pod względem przeludnienia mieszkań tuż za Rumunią plasują się Łotwa, Bułgaria, Chorwacja i Polska. Najwyższe współczynniki poważnej deprywacji mieszkaniowej notuje się w Łotwie, Bułgarii, Polsce, Węgrzech i Litwie. Podobnie jak w Rumunii, niepokojąco wiele osób zagrożonych ubóstwem zajmuje przeludnione mieszkania w Polsce, Słowacji i Bułgarii 3.

Kusi, by zinterpretować te zestawienia jako kolejny symptom „nędzy małych państw Europy Środkowo-Wschodniej”, typowo środkowoeuropejską przypadłość, rezultat wielokrotnie opisywanego strukturalnego zacofania całego regionu. Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę także inne wskaźniki związane z jakością mieszkalnictwa, obraz nieco się komplikuje: wśród państw o największych obciążeniach związanych z kosztami mieszkania (wyrażonych liczbą gospodarstw domowych, które wydają ponad 40 procent dochodów na mieszkanie) wyraźnie przoduje Grecja; zbyt wysokie koszty mieszkań trapią też wielu mieszkańców Wielkiej Brytanii, Belgii i Niemiec 4. Gdybyśmy zaś ruszyli poza granice Europy i przyjrzeli się sytuacji mieszkaniowej na innych kontynentach, okazałoby się, że pod manifestem sprawiedliwości mieszkaniowej równie chętnie podpisaliby się mieszkańcy Kazachstanu, Chile, Kanady czy Indii. Widziane z tej perspektywy problemy mieszkaniowe w Europie Środkowej okazują się nie zjawiskiem endemicznym, ale częścią globalnego kryzysu. Była sprawozdawczyni specjalna ONZ ds. prawa do odpowiednich warunków mieszkaniowych Raquel Rolnik widzi w tym kryzysie „wyraz i rezultat długiego procesu dekonstrukcji mieszkania jako dobra społecznego i przekształcenia go w towar i aktywa finansowe” 5.

Proces ów jest nierozerwalnie związany z ekspansją reakcyjnej koncepcji polityczno-ekonomicznej – neoliberalizmu. W dziejach komodyfikacji i finansjalizacji mieszkalnictwa państwa Europy Środkowej odegrały szczególną rolę. Przyglądając się tej historii, możemy oświetlić zarówno kluczowe właściwości neoliberalnej doktryny, jak i źródła problemów mieszkaniowych, z którymi mierzymy się obecnie w naszym regionie.

Wolny rynek wchodzi do mieszkań

Już od narodzin neoliberalnej ideologii sektor mieszkaniowy zajmował w niej ważne miejsce. Hojnie finansowany ze środków publicznych w ramach powojennej polityki dobrobytu, dla zwolenników wolnorynkowych rozwiązań stał się przykładem tego, jak nie należy organizować polityki społecznej. Od lat 70. XX wieku wzięli go na cel ideolodzy przekonani, że państwo powinno drastycznie ograniczyć swoje wydatki, a także wycofać się z pozycji regulatora różnych obszarów życia społecznego. Chodziło nie tylko o oszczędności dla budżetu i otworzenie źródła potencjalnych zysków dla komercyjnych przedsiębiorstw. Mieszkanie było sferą, w której doktryna neoliberalna stykała się bezpośrednio z osobistym, codziennym doświadczeniem jednostek, i mogło posłużyć za przestrzeń transmisji i treningu pożądanych norm i postaw. W jego efekcie, pisze David Harvey, „wszystkie formy solidarności społecznej” miały zostać zastąpione wiarą w „indywidualizm, własność prywatną, osobistą odpowiedzialność i wartości rodzinne” 6.

Sztandarowy przykład neoliberalnej polityki mieszkaniowej – wprowadzony przez Margaret Thatcher na początku lat 80. program „Right to buy”, umożliwiający lokatorom mieszkań komunalnych ich wykup na własność – otworzył przestrzeń dla działalności instytucji finansowych oferujących kredyty hipoteczne, dla prywatnych firm administrujących budynkami i komercyjnych przedsiębiorstw budowlanych, przede wszystkim jednak uświadamiał lokatorom, że relacje między nimi i państwem uległy wyraźnej zmianie i że od tej pory zapewnienie sobie odpowiednich warunków życia będzie spoczywać przede wszystkim na nich.

Neoliberalni ideolodzy i ekonomiści postrzegali kraje Europy Środkowej i Środkowo-Wschodniej, wchodzące u schyłku lat 80. w okres transformacji, jako obszar o wielkim potencjale. Z ogromnymi zasobami w postaci publicznego mieszkalnictwa, obejmującego od 20 procent (Węgry) do nawet 70 procent (Łotwa) wszystkich dostępnych mieszkań, tworzyły idealną przestrzeń do sprawdzenia nowych rynkowych rozwiązań w praktyce. Wydarzenia w tym regionie po 1989 roku interpretuje się często jako oczywistą kontynuację rozwijających się na Zachodzie neoliberalnych polityk i nieunikniony rezultat przemian geopolitycznych. Warto jednak pamiętać, że polityki te były wówczas wdrażane na Zachodzie zaledwie od dekady i wciąż jeszcze kształtowały się
w procesie „chaotycznych eksperymentów” 7. Państwa postkomunistyczne i postsocjalistyczne nie były więc jedynie miejscem implementacji gotowych rozwiązań, ale też „ważnym laboratorium tworzenia nowego paradygmatu polityk mieszkaniowych, wyrażonego jasno w dokumentach Banku Światowego” 8. Jeżeli wzięlibyśmy pod uwagę koszty tych eksperymentów poniesione przez mieszkańców regionu, powinniśmy mówić nie tyle o laboratorium, ile raczej o poligonie.

Zacznijmy od ekspertyzy, która stała u źródeł wszystkich tych eksperymentów. W 1993 roku Bank Światowy opublikował raport Housing. Enabling markets to work (Mieszkalnictwo. Jak umożliwić działanie rynków). Jego skutki Raquel Rolnik porównuje do wypuszczenia dżina z butelki. W dokumencie tym, trafnie określanym przez badaczkę mianem „manifestu prywatyzacji mieszkalnictwa”, znalazły się konkretne wskazania odnośnie do reform w państwach Europy Środkowej. Ich lektura daje wgląd w szersze, ideologiczne założenia przyświecające całemu raportowi. Dowiadujemy się, że w byłych państwach socjalistycznych i komunistycznych „podstawą polityk mieszkaniowych […] było postrzeganie mieszkalnictwa raczej jako części sektora usług publicznych niż produktywnego sektora gospodarki” 9, w czym autorzy dopatrują się źródeł większości problemów nękających ten sektor. Wśród wielu działań mających uruchomić ekonomiczny potencjał mieszkalnictwa wymieniono między innymi reformę praw własności, nieograniczoną możliwość sprzedaży i wymiany mieszkań, podniesienie czynszów w mieszkaniach komunalnych do poziomu rynkowego, ograniczenie subsydiów mieszkaniowych do najbardziej potrzebujących gospodarstw domowych. Żeby zwiększyć podaż mieszkań na rynku prywatnym, zaproponowano stopniową wyprzedaż zasobów publicznych. Zasugerowano też „usprawnienie” regulacji przestrzennych i budowlanych oraz uzależnienie ich od warunków ekonomicznych. Od państwa oczekiwano, że wycofa się ze wspierania przemysłu budowlanego, a zamiast dotychczasowej aktywności „podejmie wysiłki w celu zwiększenia konkurencji”.

Ten zestaw rozwiązań był elementem szerszego programu politycznego, nakazującego, aby nie postrzegać dłużej mieszkalnictwa jedynie przez pryzmat „zapewniania schronienia” lub wyłącznie jako „element polityki społecznej”. Mieszkalnictwo w roli „sektora produktywnego” miało zwiększyć „wydajność całej gospodarki”. W dokumencie nie mówi się więc o mieszkaniu jako prawie człowieka, przestrzeni niezbędnej do regeneracji fizycznej i psychicznej, zapewniającej poczucie bezpieczeństwa, umożliwiającej realizowanie ludzkich potrzeb, tworzenie i podtrzymywanie więzi rodzinnych i społecznych. Ze szczegółowych celów wyznaczonych „produktywnemu” sektorowi mieszkaniowemu wyraźnie wynika, że dobrostan jednostek i grup społecznych jest podporządkowany szerokiemu spektrum wskaźników ekonomicznych; zaledwie niektóre z nich i nie zawsze bezpośrednio przyczyniają się do jego poprawy. Potrzeby lokatorów, nazywanych tu konsekwentnie i zgodnie z wolnorynkową nomenklaturą konsumentami, są wprawdzie opisane szczegółowo, ale raport nie proponuje instrumentów, które pomogłyby chronić ludzkie prawa w sytuacji, kiedy owe potrzeby stają w konflikcie z interesami instytucji finansowych z sektora mieszkaniowego. One, przeciwnie, są zabezpieczone szeregiem mechanizmów.

Można powiedzieć, że w zakresie „umożliwienia pracy rynkom” raport przyniósł wymierne efekty. Bez wątpienia udało się uruchomić „produktywny” potencjał sektora mieszkaniowego, nie tylko w Europie Środkowej. Nieruchomości sytuują się dziś w grupie najatrakcyjniejszych inwestycji. Ich globalna wartość jest trzykrotnie wyższa niż suma PKB wszystkich państw świata 10. Zaspokajanie potrzeb lokatorów wypada gorzej. „Urynkowienie mieszkalnictwa razem z coraz częstszym używaniem mieszkań jako aktywów finansowych, zintegrowanych z globalnym rynkiem finansów, głęboko naruszyły prawo do odpowiednich warunków mieszkaniowych na całym świecie” – pisze Raquel Rolnik 11.

Neoliberalizm potrzebuje pomocy

Zdaniem Joanny Kusiak ograniczenia tego programu szybko wyszły na jaw i doczekały się krytycznej ewaluacji nawet ze strony ekspertów pracujących dla Banku Światowego 12. Dlaczego więc państwa Europy Środkowej podjęły decyzję o realizacji polityk mieszkaniowych, które od początku budziły wątpliwości? Powodów było co najmniej kilka. Zacznijmy od jednego z najbardziej oczywistych, a zarazem znamiennych: Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i wiele innych międzynarodowych instytucji finansowych od początku uzależniało umorzenie długów lub udzielanie nowych kredytów na rozwój od implementacji propagowanych przez siebie rozwiązań. Właśnie dlatego autorzy rumuńskiego manifestu nawołują dziś między innymi do „potępienia i odejścia od programów stabilizacyjnych […] narzuconych przez wielkie międzynarodowe organizacje”.

Przemoc towarzyszy ekspansji neoliberalnej doktryny od chwili jej narodzin, czego najbardziej dramatycznym przykładem jest zamach stanu dokonany przez generała Augusta Pinocheta w Chile we wrześniu 1973 roku. Reformy ekonomiczne, które wdrożono w czasie jego bezwzględnej dyktatury, stały się prototypami rozwiązań wykorzystywanych później przez wybrane w zgodzie z demokratycznymi procedurami rządy Zachodu. Również tam zmianom gospodarczym towarzyszyły gwałtowne konflikty społeczne, a zachodnie władze reagowały nadużywaniem aparatu przemocy, na przykład przy tłumieniu strajków i rozbijaniu ruchu związkowego. Jeszcze innym mechanizmem jest opisana wyżej przemoc ekonomiczna, wykorzystująca nierówny rozkład sił na linii państwa–międzynarodowe organizacje w ramach globalnego systemu geopolitycznego. Często sięgają po nią instytucje w rodzaju Banku Światowego.

Wdrożenie neoliberalnych reform sprawia, że również jednostki doświadczają różnego rodzaju przemocy. Pozbawieni wystarczającej ochrony prawnej lokatorzy są skazani na mieszkanie w prekarnych warunkach, abuzywne zapisy w umowach, a nawet przemoc fizyczną. Zastraszenia czy dzikie eksmisje, które znamy chociażby z polskiej reprywatyzacji, widziane z szerszej perspektywy również okazują się skutkiem funkcjonowania tego modelu ekonomicznego. Morderstwo Jolanty Brzeskiej (jego dziesiąta rocznica minęła w marcu tego roku) też możemy postrzegać jako konsekwencję podporządkowania ludzkiego życia potrzebom bezwzględnego czerpania zysków i stawiania prawa własności prywatnej ponad prawo do godnych warunków mieszkaniowych.

Osiedle Ruczaj w Krakowie, fotografie z cyklu Autoafirmacja

Neoliberalizm ukrywa się skutecznie

Oczywiście neoliberalizm nie opiera się jedynie na przemocy, a zdemaskowanie mechanizmów związanych z różnymi jej formami jest często procesem długotrwałym. Zarówno w Europie Środkowej, jak i w innych częściach świata wolnorynkowe reformy wdrażano przy poparciu – często entuzjastycznym – ze strony przynajmniej części społeczeństwa. Dzieje się tak między innymi dlatego, że doktryna ta, którą za Stuartem Shieldsem możemy określić jako proces intensyfikacji utowarowienia stosunków społecznych 13, jest niezwykle skuteczna w naturalizowaniu leżących u jej podstaw ideologicznych założeń oraz przekształcaniu towarzyszących jej norm i wartości w szeroko podzielaną, „zdroworozsądkową” wizję rzeczywistości. Trudno znaleźć dla niej alternatywę i podziela ją szerokie spektrum grup społecznych, często wbrew swoim najbardziej oczywistym interesom.

Na Zachodzie grunt pod introdukcję prorynkowych, konserwatywnych polityk był przygotowywany co najmniej od lat 60., kiedy popularność zyskiwały publikacje, które – jak słynna Tragedy of Commons (Tragedia dóbr wspólnych) Garreta Hardina – dezawuowały ideę dóbr wspólnych lub, jak Defensible Space: Crime Prevention through Urban Design (Przestrzeń, którą łatwo obronić. Zapobieganie przestępczości przy pomocy projektów urbanistycznych) Oscara Newmana, budowały w odbiorcach przekonanie, że dążenie do własności prywatnej jest wpisane w ludzką „naturę”. Towarzyszyły im produkcje telewizyjne dokumentujące podupadłe w czasie kryzysów lat 70. brytyjskie osiedla komunalne. Sugerowały, że taki los czeka nieuchronnie każdą przestrzeń publiczną, najbardziej efektywnym sposobem gospodarowania nią jest więc jej prywatyzacja 14.

Warto się przyjrzeć, jak neoliberalna ideologia torowała sobie drogę w państwach Europy Środkowej. Przed rokiem 1989 ambitna polityka mieszkaniowa była istotnym elementem socjalistycznego projektu politycznego. Władze większości państw tego regionu budowały swoją legitymizację między innymi na systematycznie realizowanej obietnicy zapewnienia mieszkania każdemu, niezależnie od wykonywanego zawodu, sytuacji materialnej czy pozycji społecznej. Biorąc pod uwagę skalę zniszczeń, jakich region doświadczył w czasie II wojny światowej, a przede wszystkim katastrofalny stan gospodarek i warunków życia w tych państwach przed wojną, trudno nie patrzeć na rezultaty tej polityki z uznaniem. System mieszkaniowy w państwach Europy Środkowej nie był pozbawiony wad: mieszkania często budowano z najtańszych materiałów, ich jakość pozostawiała wiele do życzenia, infrastruktura towarzysząca osiedlom powstawała znacznie wolniej niż budynki mieszkalne, więc lokatorzy niekiedy latami musieli czekać na zapewnienie w okolicy podstawowych usług. Sposób dystrybucji mieszkań też budził kontrowersje, niemniej przez prawie cały okres socjalistyczny w Europie Środkowej mieszkania powstawały na skalę masową. W Polsce między rokiem 1971 a 1980 wybudowano łącznie około 2,5 miliona mieszkań; w rekordowym roku 1978 oddano ich do użytku 248 tysięcy 15. W 1960 roku Węgry rozpoczęły ambitny „plan piętnastoletni”. W jego ramach do 1975 roku miał powstać milion mieszkań. Realizowano go sukcesywnie, w latach 70. przybywało do stu tysięcy mieszkań rocznie 16. W Rumunii od początku lat 70. budowano rocznie około stu czterdziestu tysięcy mieszkań 17. Ponadto państwa te starały się utrzymać czynsze na jak najniższym poziomie. Eksperci Banku Światowego ze zgrozą donosili, że u progu transformacji czynsz na Węgrzech wynosił zaledwie 3 procent przychodów gospodarstwa domowego 18.

Jakim więc sposobem obywateli państw tego regionu, których dekady aktywnej polityki mieszkaniowej utwierdziły w przeświadczeniu, że mieszkanie człowiekowi się należy, tak szybko udało się przekonać, że jest ono sprawą prywatną i każdy powinien zatroszczyć się o nie sam? Bez wątpienia dużą rolę odegrał wszechobecny w okresie transformacji dyskurs promujący indywidualizm i własność prywatną. Przenikał wszystkie sfery: od dyskusji publicystycznych po popkulturowe obrazy, od gazet codziennych po ilustrowane magazyny. Na temat przemiany w obszarze wyobrażeń o dobrym życiu i wygodnym mieszkaniu pisze szeroko Dorota Leśniak-Rychlak w książce Jesteśmy wreszcie we własnym domu 19. Wizji dostatniego życia „we własnym domu” towarzyszyły, podobnie jak na Zachodzie, różne zabiegi stygmatyzujące system mieszkań komunalnych oraz ich lokatorów. Nawet jeżeli beneficjenci mieszkalnictwa komunalnego i innych form wsparcia socjalnego, jakie państwo zapewniało przed rokiem 1989, nie byli skłonni do entuzjastycznej oceny reform, dla powodzenia transformacji ważniejsze było, aby znalazła poparcie wśród przedstawicieli elit. Ci zaś chętnie przejmowali i reprodukowali indywidualistyczny dyskurs.

Co ważne, dyskurs ów nie był w Europie Środkowej zupełną nowością. Rozwój mieszkalnictwa w państwach socjalistycznych wymagał dużych nakładów finansowych, a polityka niskich czynszów utrudniała pozyskiwanie na te cele adekwatnych środków, dlatego już w latach 70. niektóre z państw regionu zaczęły nieśmiało zachęcać do budownictwa indywidualnego. Nie chodziło przy tym jedynie o wprowadzenie w obieg gospodarczy oszczędności poczynionych przez bardziej zamożne gospodarstwa domowe. Dały o sobie znać przemiany zachodzące w filozofii gospodarczej i społecznej państw socjalistycznych. Na Węgrzech ich symbolem stały się reformy z 1968 roku określane mianem Nowego Mechanizmu Ekonomicznego, otwierające kraj na bardziej prorynkowe formy organizacji gospodarczej 20. Podobne procesy zachodziły w Czechosłowacji i Polsce. Próba uchwycenia momentu, w którym socjalistyczny etos kolektywnych działań na rzecz wspólnej, lepszej przyszłości zaczął korodować i być stopniowo wypierany przez indywidualistyczny dyskurs aspiracji i materialnej konsumpcji, wartości rodzinnych i konserwatywnych modeli relacji społecznych, nabiera dziś szczególnej wagi. Ukazuje bowiem, że przygotowanie gruntu pod introdukcję neoliberalnych rozwiązań w regionie było rozciągnięte w czasie. Jeszcze zanim eksperci z Banku Światowego sformułowali swoje rekomendacje dla Europy Środkowej, obradujący w ramach Okrągłego Stołu zespół ds. gospodarki mieszkaniowej postulował „odejście od egalitaryzmu w dziedzinie mieszkalnictwa” 21, a jego współprzewodniczący Aleksander Paszkowski domagał się, by mieszkania zostały przesunięte „w znacznie większym niż dotychczas stopniu do sfery konsumpcji” 22. W przekonaniu, że „mieszkanie się należy”, dostrzegał przejaw „postawy roszczeniowej” i „spustoszenia w świadomości” 23.

Osiedle Ruczaj w Krakowie, fotografie z cyklu Autoafirmacja

Różne twarze neoliberalizmu

Choć właściwie wszystkie państwa Europy Środkowej podjęły decyzję o prywatyzacji zasobów mieszkaniowych, dostrzeżemy pomiędzy nimi wiele różnic w szybkości, skali i sposobie wprowadzania reform. W Litwie do roku 1995 sprywatyzowano 95 procent zasobów mieszkaniowych, w innych krajach proces ten trwał zaś do późnych lat pierwszej dekady nowego tysiąclecia 24. Historia regionu pokazuje, że neoliberalizm od początku nie był monolitycznym projektem polityczno-ekonomicznym. Kształtował się pod wpływem lokalnych kultur politycznych, w wyniku negocjacji pomiędzy różnymi grupami aktorów, i przybierał różne formy. W Polsce introdukcja neoliberalnych reform przebiegała szczególnie agresywnie. Reformatorzy chętnie korzystali z dyskursu „terapii szokowej” i nie pozostawiali złudzeń: dobrostan społeczeństwa przechodzącego transformację nie był ich pierwszorzędną troską. W Estonii neoliberalna ideologia została zintegrowana jako element tożsamości narodowej, a prywatyzacja mieszkań weszła w skład procesu symbolicznego zrywania z przeszłością byłej republiki radzieckiej. Niedogodności związane z przebiegiem reform władza starała się symbolicznie kompensować, wzmacniając nacjonalistyczny kurs 25. Jeszcze innym przypadkiem były Węgry, gdzie społeczeństwo oczekiwało zabezpieczeń socjalnych, a największe partie polityczne odpowiadały na to zapotrzebowanie wprowadzaniem różnych mechanizmów łagodzących przebieg transformacji, między innymi inwestowały w system emerytalny, politykę rodzinną, zasiłki dla bezrobotnych 26.

Z dzisiejszej perspektywy mogłoby się wydawać, że różnice te nie mają wielkiego znaczenia, skoro wszystkie polityki dały podobny efekt. Warto jednak w tym miejscu przywołać słowa Karla Polanyiego z Wielkiej transformacji: „tempo zmian często jest nie mniej ważne niż sama zmiana; a jeśli zmiana często nie zależy od naszej woli, możemy mieć wpływ na tempo, w jakim ona zachodzi” 27. To właśnie we wpływaniu na tempo zmian widział Polanyi kluczowe narzędzie łagodzenia skutków społecznych wywoływanych przez głębokie przekształcenia systemów ekonomicznych. Dla zwykłych ludzi było zasadniczo ważne, czy reformom w latach 90. towarzyszyły działania osłonowe, łagodzące skutki zmian i poprawiające jakość życia codziennego, czy może jako jedyną formę rekompensaty zaoferowano im symboliczną nobilitację, prowadzącą do wzrostu napięć na tle etnicznym i antagonizującą różne grupy społeczne.

Nierówności, dyskryminacja, rasizm

Jedną z kategorii fetyszyzowanych przez neoliberalny dyskurs jest wzrost gospodarczy. Przykład Europy Środkowej dowodzi, że ideologia ta wykazuje niezwykłą skuteczność w generowaniu wzrostu w innej dziedzinie. David Harvey zauważył, że po wprowadzeniu wolnorynkowych reform region doświadczył największego wzrostu „pod względem nierówności” 28. Prywatyzacja mieszkalnictwa odegrała w tym procesie istotną rolę. Sprzedawane z wysoką, sięgającą 90 procent bonifikatą mieszkania wyceniano arbitralnie, bez uwzględniania czynników, które miałyby wpływ na cenę rynkową. W rezultacie

można mówić o „rozstrzale wartości” (value gap), czyli różnicy pomiędzy ceną, którą zapłacili lokatorzy za wykup mieszkań, a ich szybko zmieniającą się wartością rynkową. Kapitalistyczna logika rynku nieruchomości, w ramach której lokalizacja przekłada się na wartość rynkową, wzmocniła istniejące podziały społeczno-ekonomiczne nie tylko wewnątrz miast, ale także pomiędzy nimi. […] Jeśli na przykład dwie nauczycielki, jedna z Wałbrzycha, a druga z Warszawy, zarabiające na początku transformacji mniej więcej tyle samo, wykupiły w 1991 za taką samą cenę takie samo mieszkanie w takim samym bloku z wielkiej płyty, nie znaczy to, że obie zrobiły taki sam interes 29.

Podziały społeczno-ekonomiczne miały źródła między innymi w sposobie dystrybuowania mieszkań w czasach socjalizmu. Choć egalitaryzm był istotnym elementem socjalistycznego projektu politycznego, rozmaite praktyki petryfikowały dawne hierarchie społeczne bądź wytwarzały nowe. Nie chodziło jedynie o przywileje wynikające z zaangażowania politycznego i lojalności wobec władzy, dzięki którym udawało się niekiedy otrzymać lokal w prestiżowej okolicy, ale o zjawisko systemowe i obserwowane w różnych krajach regionu. Już w latach 60. węgierscy urbaniści i socjolodzy zwrócili uwagę na niepokojący mechanizm nierównej dystrybucji mieszkań wśród różnych grupy społecznych. Z ich badań wynikało, że

wśród tych, którym proponowano nowo wybudowane mieszkania, udział dobrze wykształconych, zamożniejszych rodzin był nieproporcjonalnie wysoki. Nowe osiedla mieszkaniowe stały się domem dla socjalistycznej klasy średniej, podczas gdy robotnicy i inne uboższe rodziny musieli pozostać w mieszkaniach, które były subsydiowane dużo skromniej, albo często zajmowali mieszkania gorszej jakości w śródmieściach miast bądź na ich obrzeżach, gdzie infrastruktura była znacznie gorsza 30.

Podobne wyniki jak prace węgierskich ekspertów opisywane przez Csabę Jelinka przyniosły badania prekursorskiego zespołu pod kierownictwem Ewy Kaltenberg-Kwiatkowskiej, zajmującego się socjologią mieszkania w Polsce lat 70. Badacze zwracali uwagę, że dostęp do mieszkania – obok wykształcenia czy zasobów wolnego czasu – jest jednym z głównych czynników różnicujących społeczeństwo 31. Przedstawiciele inteligencji częściej niż przedstawiciele robotniczych profesji mieszkali w lokalach o wyższym standardzie, w nowym budownictwie, w lepiej położonych i skomunikowanych częściach miast.

Na nierówności na tle klasowym nakładają się inne formy wykluczenia. Autorzy rumuńskiego manifestu piszą:

Niektóre grupy doświadczają jednocześnie prekarnych warunków, przemocy i marginalizacji. Między innymi społeczności romskie nieustannie odczuwają skutki kryzysu mieszkaniowego […] niesprawiedliwość w obszarze mieszkalnictwa działa według rasistowskiej logiki, ujawniając się poprzez dotkliwe i konsekwentne wywłaszczanie i przemieszczanie osób pochodzenia romskiego i całych społeczności romskich.

Istotnie, polityka mieszkaniowa może być jednym z najbardziej efektywnych narzędzi segregacji rasowej, o czym przypomina chociażby redlining – niesławna praktyka planistyczna stosowana w Stanach Zjednoczonych od lat 30. XX wieku. Jej skutki dotkliwie dają o sobie znać do dzisiaj. Całe grupy społeczne są wykluczane przestrzennie i skazywane na życie w gorszych warunkach materialnych i sanitarnych, gorszy dostęp do usług i instytucji publicznych, problemy ze znalezieniem zatrudnienia. Gdy nadchodzi poważny kryzys zdrowia publicznego, taki jak pandemia, mieszkańcy tych obszarów są najbardziej narażeni na zachorowanie, mają gorszy dostęp do placówek medycznych i ciężej doświadczają skutków krachu ekonomicznego.

Z takimi problemami boryka się obecnie wiele społeczności romskich w krajach Europy Środkowej, na skutek zarówno systemowej i długotrwałej dyskryminacji, jak i współczesnych mechanizmów ekonomicznych. Mimo że po zakończeniu II wojny światowej w regionie podejmowano wiele działań ukierunkowanych na emancypację Romów, poprawę ich warunków życia i wsparcie rozwoju instytucji społecznych i kulturalnych, poszczególne państwa realizowały te polityki w sposób mało konsekwentny, stosowały też praktyki sprzyjające segregacji. Csaba Jelinek wskazuje, że na Węgrzech taki efekt towarzyszył wprowadzeniu Nowego Mechanizmu Ekonomicznego: „wcześniejszy uniwersalistyczny i egalitarny dyskurs został przekształcony w bardziej ekskluzywny i selektywny, skupiony na różnicach jakościowych pomiędzy grupami korzystającymi z opieki społecznej […] czego głównym skutkiem była stygmatyzacja uboższych i rodzin romskich” 32.

Efekty takiej stygmatyzacji dało się zauważyć także w Czechosłowacji. Kiedy na gruzach starego górniczego miasta Most wybudowano nowoczesny ośrodek przemysłowy, jego mieszkańcy sprzeciwili się osiedlaniu w ich sąsiedztwie romskich rodzin. Ostatecznie w odległości kilku kilometrów od nowych, wygodnych osiedli powstała osada Chánov, przeznaczona dla romskiej społeczności. Odseparowana przestrzennie, wykluczona komunikacyjnie i gorzej zaopatrzona w usługi, szybko stała się rodzajem getta 33.

Błyskawiczna gettoizacja tego rodzaju ośrodków po transformacji ustrojowej i upadku dużych zakładów przemysłowych następowała w wielu regionach. Warunki życia Romów w latach 90. uległy pogorszeniu od Chánova przez podkoszyckie osiedle Luník, po blokowiska węgierskiego Miskolca, a współczesne badania pokazują, że sytuacja mieszkaniowa tej grupy etnicznej poprawia się powoli. Romowie mieszkają w wyraźnie gorszych warunkach niż społeczeństwa większościowe: w bardziej przeludnionych, substandardowych lokalach, pozbawionych podstawowych udogodnień – bez bieżącej wody i odpowiedniej infrastruktury sanitarnej 34.

Wolnorynkowa polityka mieszkaniowa wzmacnia te problemy i generuje nowe, co możemy prześledzić na przykładzie Czech, kraju o niewielkich zasobach mieszkań komunalnych. Główną formą wsparcia dla rodzin w trudnej sytuacji materialnej są tam zasiłki mieszkaniowe, wprawdzie niewielkie, ale stałe i pewne. Nic dziwnego że na rynku mieszkaniowym szybko pojawili się przedsiębiorcy, którzy w odbiorcach zasiłków dostrzegli źródło gwarantowanego zysku. Prywatne firmy zaczęły skupować dawne hotele robotnicze oraz mieszkania w wielorodzinnych blokach i wynajmować je osobom otrzymującym dodatki mieszkaniowe. Przepisy nie określają warunków, jakie powinny spełniać lokale socjalne. Liczne rodziny romskie, które nie mogą znaleźć mieszkań na wynajem na rynku komercyjnym, między innymi ze względu na uprzedzenia społeczeństwa większościowego 35, są więc zmuszone mieszkać w substandardowych, przeludnionych, podupadłych hotelach robotniczych czy niszczejących blokach. Krótkoterminowe umowy najmu i fatalny stan budynków (mogą w każdej chwili zostać wyłączone z użytku) wymuszają na romskich rodzinach częste przeprowadzki. Ujawnia się kolejna cecha neoliberalnego modelu gospodarczego: nie ma grupy zbyt ubogiej ani wrażliwej, żeby nie mogła się stać źródłem dodatkowego zysku. Niekontrolowany rynek nie tylko nie zapewnia godnych warunków mieszkaniowych dla osób mniej zamożnych, ale też niezwykle skutecznie przechwytuje środki publiczne przeznaczone na pomoc dla nich 36.

„Handel biedą” w czeskich miastach nie jest wypadkiem przy pracy ani środkowoeuropejską aberracją. Obrót substandardowymi lokalami, wynajmowanymi odbiorcom zasiłków mieszkaniowych, to obok toksycznych usług finansowych (takich jak wysoko oprocentowane pożyczki chwilówki) jedna z najbardziej rozpowszechnionych praktyk prężnie rozwijającego się sektora poverty industry. Jego działalność negatywnie odbija się na sytuacji mieszkaniowej w Europie Środkowej, ale też na przykład w Stanach Zjednoczonych. Tam – podobnie jak w Czechach – jego skutki najdotkliwiej odczuwają przedstawiciele grup mniejszościowych.

„Handel biedą” prowadzi też do przestrzennej izolacji osób w trudnej sytuacji materialnej, do podupadania budynków i całych osiedli, a w konsekwencji do kolejnych napięć i konfliktów. Kryzys mieszkaniowy uderza w romską społeczność w dwójnasób: po pierwsze, naraża ją na mieszkanie w prekarnych warunkach; po drugie, prowadzi do pogłębiania się ksenofobicznych nastrojów w społeczeństwie większościowym oraz intensyfikacji rasistowskich ekscesów. Niechętną Romom atmosferę wyraźnie czuć w Moście. Przed trzema laty czeską opinię publiczną zbulwersowała kampania przed wyborami samorządowymi, w której lokalne ugrupowania polityczne wykorzystały otwarcie rasistowską, antyromską retorykę. Mieszkańców Mostu i okolic trapi przede wszystkim postępujące zaniedbanie osiedli i zadłużenie wspólnot mieszkaniowych, po części w wyniku spekulacji na rynku mieszkaniowym. Gniew obracają jednak nie ku skorumpowanemu kierownictwu lokalnej spółdzielni mieszkaniowej, sprawującemu opiekę nad znaczną częścią zasobów mieszkaniowych w regionie, lecz ku lokatorom na zasiłkach – w większości są to osoby romskiego pochodzenia. Zamiast walczyć z nieuczciwymi praktykami prywatnych firm, mieszkańcy Mostu domagają się stworzenia obszarów, do których nie będą mogły wprowadzać się rodziny pobierające zasiłki, a więc de facto kolejnej formy segregacji przestrzennej 37.

Neoliberalna polityka mieszkaniowa żeruje na istniejących w społeczności podziałach, a co gorsza je pogłębia: gniew osób dotkniętych jej negatywnymi skutkami kanalizuje się nie przeciwko niej, ale przeciwko grupom jeszcze słabszym i bardziej wykluczonym. Dyskryminujące mechanizmy ulegają nasileniu.

Osiedle Ruczaj w Krakowie, fotografie z cyklu Autoafirmacja

Jak walczyć z pandemią kapitalizmu i rasizmu?

Opisane wyżej kwestie tłumaczą, dlaczego przywoływany we wstępie manifest rumuńskiego kolektywu nosi znamienny podtytuł Împotriva pandemiei capitalismului și rasismului (Zwalczyć pandemię kapitalizmu i rasizmu). Jak zwalczyć tę pandemię? Autorzy mają jednoznaczną receptę:

Nadszedł czas, by bogaci zapłacili za wszystko, co ukradli przez lata eksploatowania siły roboczej, spekulowania na rynkach nieruchomości i przywłaszczania sobie państwowych środków […]. Potrzebujemy radykalnych środków, by sprawić, że pokryzysowy porządek będzie się opierał na równości i sprawiedliwości społecznej. Najwyższy czas, by wszyscy uprzywilejowani przez ten system, którzy przez dekady czerpali z niego zyski i zgromadzili ogromne bogactwo niezależnie od miejsca zamieszkania, spłacili swoje długi. […] Czas skończyć z reżimem, w którym prywatni deweloperzy, wielkie firmy wynajmujące mieszkania i prywatni dostawcy usług czerpią zyski kosztem tych, którym ledwo starcza do pierwszego.

Postulat brzmi może radykalnie, ale z tego typu radykalizmem powinniśmy zacząć się oswajać. W sytuacji wielowymiarowego kryzysu, z którym mierzymy się obecnie, nie wystarczy demaskowanie znaturalizowanych „zdroworozsądkowych” elementów ideologii neoliberalnej. Konieczne jest upowszechnianie wartości i postaw, które mogą mieć wpływ na zmianę paradygmatu społeczno-ekonomiczno-politycznego. Może warto wreszcie uznać odejście od kapitalizmu za rozsądny i dobrze uzasadniony postulat? Przywołane przeze mnie przykłady z historii państw środkowoeuropejskich wskazują, że systemy socjalistyczne, w których mieszkanie traktowano jak podstawową potrzebę, nie zaś towar, zdecydowanie lepiej radziły sobie z jej zabezpieczaniem. Pokazują też jednak, że mechanizmy gospodarcze (na przykład planowy wzrost wydatków na budownictwo mieszkaniowe) oraz jedynie deklaratywny egalitaryzm, którym nie towarzyszy stała ewaluacja polityk przeciwdziałających nierównościom, nie wystarczą, szczególnie w społeczeństwach obciążonych bagażem społecznego rozwarstwienia i długich tradycji dyskryminacji na tle narodowym bądź etnicznym.

Jeśli ponownie dostrzeżemy w mieszkaniach sposób na zapewnienie podstawowych potrzeb człowieka, skuteczniej poradzimy sobie też ze środowiskowymi obciążeniami generowanymi przez sektor budowlany. W czasie pogłębiającego kryzysu klimatyczno-ekologicznego niezmiernie ważne jest zapewnienie wszystkim ludziom godnych warunków mieszkaniowych bez nadmiernej presji na środowisko. Zacznijmy wreszcie wyciągać naukę z doświadczeń polityk mieszkaniowych, a następnie wykorzystajmy ją w solidarnej walce o świat, w którym wszystkim będzie się mieszkało – i żyło – lepiej.