Wiejskie źródła dóbr wspólnych
Materialne i niematerialne dobra wspólne oraz formy zarządzania nimi są istotnym elementem debaty o organizacji przestrzeni i społeczeństwa. W naszej części Europy widmo socjalistycznej przeszłości regionu nie pozwala badaczom wyjść poza postrzeganie dóbr wspólnych jako reliktu przeszłego systemu, nieprzystosowanego do realiów rynkowych, a ich analiza odbywa się w odniesieniu do procesów nacjonalizacji i kolektywizacji. Zalążków dóbr wspólnych często poszukujemy na obszarach wiejskich, mylnie ograniczamy przy tym proweniencję tego zjawiska do okresu powojennego. Na terenie dzisiejszej Polski najbardziej wyrazistą formą dóbr wspólnych, działającą nieprzerwanie od ponad dwustu lat[1], są wspólnoty gruntowe. Nie wynikają z przymusu współdzielenia (jak kolektywizacja i powstałe w jej wyniku spółdzielnie rolnicze), można je rozumieć raczej jak modele, których geneza obrazuje chęć samoorganizacji lokalnych społeczności ściśle związanych z konkretnym obszarem. „Przyjmuje się, że tego typu obszary zajmują ok. 5% terytorium Unii Europejskiej (UE), ale wartość ta wzrasta do 9%, gdy uwzględni się także obszary nierolnicze, takie jak lasy, wybrzeża itp.”2. Obszary wspólnie użytkowane (ang. land commons) nie są postsocjalistycznym reliktem, istnieją we wszystkich regionach naszego kontynentu – w krajach śródziemnomorskich, na terenach górzystych (Austrii, Szwajcarii, Norwegii), w krajach, gdzie istotną rolę odgrywały pastwiska, a więc w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Islandii, ale też w Niemczech, Europie Centralnej i Wschodniej[3].
Obszary wspólne w Europie można zdefiniować jako grunty, do których prawo użytkowania ma wiele osób, choć żadna nie jest ich właścicielem. Często owe tereny są własnością różnego rodzaju jednostek publicznych, organów samorządu terytorialnego czy instytucji, w tym parafii. Oddzielnie ustanowione dla nich prawa wspólnotowe (ang. common rights) umożliwiają grupie osób wykorzystanie terenu do własnych celów, na przykład wypasu zwierząt, zbierania drewna, dostępu do wody. Angielskie słowo „commoner” oznacza użytkownika takiego dobra wspólnotowego. Istnienie europejskich terenów wspólnych bazuje na serwitutach, czyli prawach chłopów do korzystania z dworskich łąk, lasów, jezior i rzek. Z jednej strony zależało od nich przetrwanie ludności, dawały bowiem możliwość wypasu, upraw, zbiorów darów lasu, połowu, z drugiej były powodem licznych konfliktów, wymagały od chłopstwa ciągłej walki o utrzymanie nadanych mu praw i wysiłku w oporze przeciwko postępującej skłonności do grodzenia[4]. Innymi słowy, historia dóbr wspólnych na obszarach wiejskich składa się na kronikę modeli sprzeciwu wobec procesów modernizacyjnych, które „uruchamiały wśród chłopów strategie przetrwania i radzenia sobie, nierzadko o kolektywnym charakterze i imponującym rozmachu”[5].
Nadmierna eksploatacja a nieefektywność
Najwięcej wątpliwości co do dóbr wspólnych budzi ich nadmierna eksploatacja. Problem ten na przykładzie wspólnie użytkowanego pastwiska opisał w 1968 roku Garrett Hardin. Stwierdził, że jeśli społeczność korzystająca z zasobów wspólnych nie jest narażona na działania negatywnych czynników zewnętrznych (wojny, plagi), nie da się uniknąć tragedii[6]. Wywołują ją pasterze: aby zmaksymalizować własny zysk, wypasają na wspólnym pastwisku coraz więcej zwierząt. Prowadzi to do wyczerpania zasobów, zanim zdążą się odnowić.
Przykład pastwiska dobrze obrazuje istotę dóbr wspólnych: „nie ma możliwości wyłączenia [ich – przyp. red.] z konsumpcji, ale występuje konkurencja konsumpcji”[7]. Materialne i niematerialny zasoby zgromadzone w dobrach wspólnych ekonomiści nazywają również dobrami wspólnej puli. Dlatego najważniejsze pytanie dotyczące teorii zarządzania nimi brzmi: jak regulować korzystanie z zasobów? Postanowiliśmy odnaleźć przykłady innych „pastwisk” – takich, wokół których dzięki samoorganizacji społeczności współtworzących wspólnoty gruntowe udało się wypracować mechanizmy samoograniczenia w korzystaniu z dobra wspólnego i uniknąć Hardinowskiej tragedii.
Czołową badaczką teorii zarządzania dobrami wspólnymi jest Elinor Ostrom, ekonomistka, laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2009 roku. Wyniki badań, które zaprezentowała w 1990 roku w książce Dysponowanie wspólnymi zasobami8, obalają mit tragedii zasobów wspólnych. Opisane przez nią reguły organizacji wspólnotowej pozwalają na efektywne i zrównoważone zarządzanie dobrami wspólnej puli. Przykłady – z wielu krajów: od Hiszpanii, przez Szwajcarię, Turcję, Sri Lankę, Filipiny, Japonię, po Stany Zjednoczone – dotyczą terenów wiejskich i różnorodnych zasobów: łąk, lasów, zbiorników i systemów wodnych (przeznaczonych do połowów i nawadniania pól uprawnych). Motywacja społeczności skupionej wokół takiego dobra ma wymierny charakter. Przestrzenne, historyczne i antropologiczne właściwości obszarów wiejskich pozwalają głębiej zintegrować społeczność skupioną wokół danego zasobu, będącego dla niej nie tylko obszarem zamieszkania, ale również źródłem subsystencji.
Tworzenie się wspólnot gruntowych
Wspólnoty gruntowe są jedną z ostatnich prawnie usankcjonowanych form kolektywnego zarządzania gruntami w Polsce[9]. Zgodnie z danymi zebranymi w 2009 roku w raporcie Najwyższej Izby Kontroli 5126 nieruchomości w Polsce można uznać za wspólnoty gruntowe[10]. Zarządzają ponad stu siedmioma tysiącami hektarów gruntów (6 procent całkowitego areału rolniczego kraju[11].
Wspólnoty gruntowe nie są popularne, funkcjonują według skomplikowanego modelu, wyróżniającego się na tle wszystkich innych rodzajów nieruchomości (interesujące jest już to, że w tym kontekście termin „wspólnota” dotyczy nieruchomości, a nie osób uprawnionych do korzystania z niej). Może dlatego tematem zajmują się głównie prawniczki i prawnicy[12]. W dużym uproszczeniu wspólnotami gruntowymi mogą być dawne serwituty albo zasoby użytkowane przez konkretną wspólnotę, a więc odnoszą się do nich nadania królewskie albo dekrety zaborców. Mamy zatem do czynienia z zamkniętym zasobem terenów o długiej przeszłości współużytkowania przez społeczność chłopską. Oczywiście w burzliwych dziejach naszego kraju wiele spośród tych obszarów nie spełniło kryteriów prawnych wymaganych przez kolejne ustawy i zostało sprywatyzowanych albo znacjonalizowanych.
XIV wiek
Korzenie wspólnot sięgają nadań królewskich. Prawdopodobnie najstarsza z nich jest wspólnota gruntowa Piwniczna Szyja, zarządzająca lasami w okolicy wsi Kosarzyska. Powstała w 1348 roku, z nadania Kazimierza Wielkiego. Król chciał zabezpieczyć tereny przygraniczne, dlatego zdecydował się przekazać osadnikom ziemię na wspólne użytkowanie[13]. Możliwe, że drugi najdłuższy staż wspólnoty gruntowej w Polsce ma Kadłub Wolny. Powstał w wyniku wykupu przez chłopów gruntów z dóbr rycerskich; „tego rodzaju transakcja wymagała zatwierdzenia przez cesarza. Otóż cesarz Rudolf III w 1603 roku taki zatwierdzający dokument wystawił”[14]. Tożsamość tych wspólnot jest budowana na trwałości miejsca i tradycji. Członkowie Piwnicznej Szyi z dumą wspominają, że ich istnienie odnotował Jan Długosz, a mieszkańcy Kadłuba Wolnego dzięki tradycji przechowywania dokumentu carskiego dwukrotnie uratowali wspólnotę przed zagarnięciem przez władze, najpierw niemieckie, a później PRL-u. Oba przypadki obrazują trwającą tradycję samoorganizacji i walki o własne przywileje.
Większość wspólnot powstała później, w okresie zaborów i likwidacji własności feudalnej. Oprócz nich istniały wspólnoty stworzone na gruntach nabytych przez spółki włościańskie, swego rodzaju spółdzielnie chłopskie tworzone na początku XX wieku, oraz na nieruchomościach użytkowanych przez gromady (dawne jednostki podziału administracyjnego obejmujące kilka wsi) drobnoszlacheckie lub wspólnoty powstałe w wyniku podziału majątków dworskich.
XIX wiek
Procesy uwłaszczeniowe prowadzone w XIX wieku wiązały się z uporządkowaniem stanu prawnego wspólnot gruntowych. W zaborze pruskim władze zdecydowały się możliwie sprawnie zlikwidować ich istnienie; w Królestwie Polskim i Galicji polityka ustawodawców zakładała utrzymanie i regulację wspólnot gruntowych. Ich istnienie było źródłem konfliktów między dworem a wsią, więc utrudniało budowę międzyklasowej wspólnoty i leżało w interesie zaborców, choć jednocześnie pogłębiało relacje między grupami uciśnionym.
Andrzej Stelmachowski opisuje burzliwe dzieje czterech wspólnot gruntowych w Tatrach Zachodnich[15]. Wspólnota Leśna Uprawnionych 8 Wsi w Witowie, prawdopodobnie najsłynniejsza dziś w Polsce wspólnota gruntowa, miała problemy z wykupieniem gruntów od austriackiego zaborcy. Ksiądz, który dokonywał transakcji, zawyżył kwotę kupna i wycisnął z chłopów dopłatę. Następnie przywłaszczył sobie las i zmuszał ich, by odrabiali pańszczyznę i składali daniny. Ich starania zakończyły się więc porażką. Pozostałe trzy wspólnoty były lepiej zorganizowane i uporządkowały sytuację z zaborcą. Ponieważ w prawie austriackimi nie istniała kategoria wspólnoty gruntowej, na ich terenach ustalono współwłasność. Na skutek tej decyzji władze PRL-owskie potraktowały ich jak właścicieli prywatnych i znacjonalizowały grunty, mimo procesów sądowych, jakie przeciwko tej decyzji wytoczyła Wspólnota Sołtysów Podczerwieńskich z Podczerwonego. Z czasem Wspólnocie Leśnej Uprawnionych 8 Wsi w Witowie udało się na swoich terenach ustalić wspólnotę gruntową; dziś obejmuje większą część Doliny Chochołowskiej. Górale prowadzą tam działalność turystyczną, mocno krytykowaną za zbyt intensywną gospodarkę leśną.
Międzywojnie
W międzywojennej Polsce podjęto próbę unifikacji statusu wspólnot gruntowych. Ustawa przyjęta 4 maja 1938 roku szczegółowo określała rodzaje gruntów uznawane za wspólne i zakładała podział nieruchomości[16]. Chociaż dopuszczano wyjątki (w precyzyjnie określonych sytuacjach wspólnot nie dzielono między uprawnionych), władze założyły ostateczną likwidację kolektywnej formy użytkowania gruntu. Nowych zasad nie zdążono wprowadzić w życie przed wybuchem wojny.
Powojnie
Powojenne władze wyszły z zupełnie innych założeń. W ramach przyzwyczajania mieszkańców wsi do produkcji zespołowej i wspierania społecznych form zarządzania terenami rolnymi nowe prawo uniemożliwiło prywatyzację istniejących wspólnot. Najistotniejszym aktem prawnym z tamtego okresu jest Ustawa z dnia 29 czerwca 1963 r. o zagospodarowaniu wspólnot gruntowych[17]. Opiera się na prymacie nieskończonego trwania wspólnych praw, braku możliwości podziału zasobu między osoby uprawnione, a nawet zakazała prowadzenia ksiąg wieczystych dla wspólnot. Prawo do korzystania z gruntów wspólnotowych przysługiwało osobom, które rzeczywiście z nich korzystały, ale do zarządzania zasobem musiały powołać odpowiednią spółkę. Ustawa ta do dziś ma największy wpływ na kształt organizacji wspólnot gruntowych.
Osoby uprawnione do udziału we wspólnocie mogą zbywać swoje udziały, ale jedynie innym osobom uprawnionym lub przejmującym ich gospodarstwo rolne (na skutek sprzedaży albo dziedziczenia).
Zgodnie z danymi z 2009 roku jedynie 1080 wspólnot gruntowych utworzyło spółki, z tego 1014 zostało zatwierdzonych przez organy samorządu terytorialnego[18]. Innymi słowy, spośród 5126 wspólnot gruntowych w dzisiejszej Polsce tylko około 20 procent funkcjonuje zgodnie z przepisami.
Twórcy nowelizacji z 2016 roku chcieli ułatwić założenie spółek zarządzających wspólnotą gruntową[19]. Wcześniej ustalenie osób uprawnionych do udziału we wspólnocie gruntowej było trudne; nowelizacją usankcjonowano stan rzeczywisty: do korzystania z zasobu uprawniono osoby, które korzystały z niego w okresie poprzedzającym uchwalenie nowelizacji. Takie prawo ułatwia samoorganizację społeczności realnie działających wewnątrz wspólnot gruntowych. Dodatkowo nowelizacja zniosła zakaz zakładania ksiąg wieczystych dla gruntów wchodzących w skład wspólnot gruntowych. Co istotne, choć wbrew pozorom nieoczywiste, ustawodawca nie założył likwidacji istniejącego modelu, pozostawił możliwość utrzymania dotychczasowego sposobu funkcjonowania wspólnot, które nie chcą zmieniać swojego statusu.
Zanim zagłębimy się w przykłady konkretnych społeczności, trzeba jasno powiedzieć, że większość wspólnot gruntowych wydaje się nie funkcjonować – nie spełnia wymogów stawianych przez prawo, nie prowadzi aktywności gospodarczej ani żadnej innej. Naszą opinię potwierdza wspomniany raport Najwyższej Izby Kontroli z 2009 roku. Z drugiej strony badania jednoznacznie pokazują, że działające wspólnoty czują się odpowiedzialne za obszar wspólny, a tempo eksploatacji zasobów nie przekracza szybkości ich odnowy. Z badań Piotra Gołosa[20] dotyczących leśnych wspólnot gruntowych wynika, że „we wspólnotach leśnych w latach 2003–2005 udział odnowień lasu był znacznie wyższy niż w lasach prywatnych i zbliżony do poziomu obserwowanego w lasach państwowych”[21]. Również Kamil Rudol wykazuje, że w działalności wspólnot gruntowych „eksploatacja zasobów wspólnoty nie przekracza tempa ich odnowy”[22]. Zauważył, że od lat 60. rola wspólnot gruntowych znacznie się zmieniła. Głównym celem ustawy z 1963 było usprawnienie gospodarowania ziemią. Dzisiejsze wspólnoty nie ograniczają się do funkcji rolniczych; prowadzą też działalność społeczną, a nawet kulturalną. Każda wspólnota ma inne mechanizmy kontroli czy zarządzania zasobem wspólnym, niemniej wszystkie te formy samoograniczenia są wytwarzane w wyniku demokratycznych procesów, określanych przez statuty poszczególnych spółek zarządzających wspólnotami gruntowymi.
Działanie wspólnot
Alina Daniłowska i Adam Zając przeanalizowali dwa przykłady wspólnot leśnych. Pierwsza, Wspólnota Gruntowa w Gąsawach Rządowych, powstała w 1864 roku na podstawie ukazu carskiego. Od wprowadzenia stanu wojennego do 1998 roku nie funkcjonowała, dopiero realna groźba przejęcia gruntów przez Skarb Państwa zmotywowała rolników do zawiązania spółki; zatwierdził ją Zarząd Gminy w 1999 roku. Uprawnionych do korzystania ze wspólnoty gruntowej jest 210 rolników. Wspólnota posiada ponad 70 hektarów gruntów, 55 hektarów lasów, 10 hektarów pastwisk i 7 hektarów gruntów ornych. Druga, wspomniana już Wspólnota Leśna Uprawnionych 8 Wsi w Witowie, istnieje od 1819 roku. Członkowie uważają jej historię za „przykład postaw górala, chłopa polskiego w dążeniu do własności i wolności osobistej”[23], dowód „na wykorzystywanie przez warstwy uprzywilejowane swojej pozycji w podporządkowywaniu i wyzyskiwaniu chłopów jako klasy pozbawionej podstawowych praw”[24]. Wspólnota działa na podstawie statutu zatwierdzonego przez władze powiatowe w 1966 roku, jest zatem jedną ze wspólnot gruntowych, których samoorganizacja członków i ciągłość ich zamieszkania w jednym miejscu pozwoliła uregulować status prawny w krótkim czasie po wprowadzeniu ustawy o zarządzaniu wspólnotami gruntowymi. Obejmuje lasy o obszarze 3083 hektarów, z czego 2230 hektarów znajduje się w granicach Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN), a reszta w jego otulinie. Wspólnotę tworzy ponad dwa tysiące mieszkańców ośmiu podhalańskich wsi, każdą reprezentuje jedna osoba wchodząca w skład zarządu.
Mimo różnej genezy obie wspólnoty wykształciły podobne formy korzystania z zasobów – narzędzia samoograniczenia wypracowane w ramach struktur spółek zarządzających wspólnotami gruntowymi. Powołały komisje leśne, a lasy są uprawiane na podstawie planów urządzenia lasu. Wspólnota w Gąsawach Rządowych nadwyżki finansowe wygenerowane przez spółkę przeznacza na prace remontowe, realizację parkingu dla lokalnej parafii, budowę boiska do piłki nożnej, utworzenie świetlicy wiejskiej. Zdecydowała się wyłączyć ze swojego władania działki na potrzeby Ośrodka Zdrowia w Gąsawach Rządowych.
Wspólnota witowska pozyskane środki finansowe przeznacza na bieżącą działalność, prowadzenie administracji, prace utrzymaniowe szlaków górskich. Nadwyżki budżetowe idą na cele społeczne poszczególnych wsi: budowę dróg i wiejskich mostów, zakup sprzętu i budowę remiz OSP, a także wspomaganie działalności szkół. Obie spółki spaja silne poczucie wspólnoty, dzięki czemu działają sprawnie.
Podobnie funkcjonuje wiele innych wspólnot. Budowę Centrum Kulturalno-Rekreacyjnego oraz remizę OSP dofinansowała Wspólnota Leśno-Gruntowa „Nadzieja” w Mierzęcicach. Wiele wspólnot gruntowych wspiera swoje gminy i poszczególne wsie darowiznami na rzecz szkół, parafii, inicjatyw społecznych. Częściowo na terenach wspólnoty leśnej w Jurgowie ogołoconych z drzewostanu przez wyjątkowo silny halny powstał ośrodek narciarski. Zarządza nim spółka lokalnych właścicieli działek znajdujących się na jego obszarze.
Warto przyjrzeć się też wspólnotom niespełniającym wymagań ustawodawców, nieformalne działania bywają przecież znakomitymi przykładami współpracy, zwłaszcza że w omawianym modelu stosowanie się do skomplikowanych regulacji, a w szczególności ustalenie wszystkich osób upoważnionych do korzystania z zasobu, wymaga czasu i ogromnych nakładów pracy. Adam Zając zbadał dwie takie wspólnoty. Wspólnota wsi Myślakowice mimo obowiązku prawnego nie powołała spółki[25]. Nie znaczy to, że nie ustaliła nieformalnych reguł funkcjonowania. Zebraniom wiejskim przewodniczy sołtys, grunty są umownie rozdzielane między uprawnione osoby. Co roku następuje wymiana działek – rotacja ma wyrównać dostęp do bardziej produktywnej ziemi. Wspólnota Leśna Wsi Domaniewice nie wypracowała żadnych mechanizmów zarządzania zasobem, a mieszkańcy na własną rękę korzystają ze stu hektarów lasu rosnącego na jej obszarze. Drewno biorą na opał i do produkcji skrzyniopalet. Nikt jednak nie dba o regenerację lasu, więc jego stan z roku na rok się pogarsza.
Problemy samozarządzania
Historia Wspólnoty Leśno-Gruntowej w Siewierzu sięga 1523 roku. Najpierw zarządzała terenami na zasadach prawa zwyczajowego. W 1964 roku, zgodnie z wymaganiami ustawy z 1963 roku, powołała spółkę do zarządzania zasobami wspólnoty – 1,1 tysiąca hektarów, głównie lasów. Na terenach nieleśnych powstały najważniejsze obiekty publiczne i zakłady pracy: sanatorium, linia kolejowa, szkoła podstawowa, ośrodki wypoczynkowe i zdrowia, dom kultury, a nawet urząd miejski. Spółka odkupiła od prywatnego właściciela Zamek Siewierski i ofiarowała go gminie.
Aż 90 procent gruntów wspólnoty porasta las, zdaniem członków niespecjalnie zyskowny.
Gospodarka leśna, co do zasady, w naszych warunkach nie przynosi dochodów. Wiąże się to z charakterem gleby, na której rosną lasy (piaszczysta). […] Od kilkudziesięciu lat drzewostan jest przebudowywany w kierunku bardziej wartościowych gatunków zsynchronizowanych z miejscowymi warunkami. Koszty hodowli lasu w dłuższym okresie bilansują się z przychodami ze sprzedaży drewna. Spółka zatrudnia fachowego leśniczego na etacie. […] Lasy stanowiące wspólnotę gruntową w Siewierzu, pomimo prywatnego charakteru, są ogólnie dostępne. Mają one dla członków spółki znaczenie przyrodnicze, ekologiczne, historyczne jako posadzone przez ich przodków, w mniejszym – gospodarcze. W ocenie nadleśnictwa nasze lasy utrzymywane są wzorcowo[26].
Główne zyski spółka czerpie z dzierżawy gruntów nieleśnych, sporadycznie uzyskuje odszkodowania za wywłaszczenie jej terenów, na przykład pod obwodnicę. Decyzje dotyczące budżetu podejmowane są w formie jawnego albo tajnego głosowania. Jest do niego uprawnionych około czterystu osób i choć decyzje niemal nigdy nie zapadają jednogłośnie, do tej pory spółka większość dochodów przeznaczała na cele społeczne. Przekrój wspieranych inicjatyw jest szeroki: od ochotniczej straży pożarnej, przez dwie lokalne parafie, związek hodowców gołębi i koło łowieckie, po szkoły i szpitale. Wspólnota wybiera podmioty istotne dla swoich członków, a warto pamiętać, że należy do niej zaledwie mniej więcej 3 procent mieszkańców gminy.
W 2021 roku, po zmianie władz spółki, między członkami zrodził się konflikt. Kilkanaście osób założyło stowarzyszenie, które na bieżąco monitoruje działalność zarządu. Spory dotyczą wynagrodzeń prezesa, oskarżeń o dzierżawę działek po zaniżonych kwotach i zatrudnianie osób po znajomości, powiązań z władzami gminy; jeden spór zakończył się nawet sprawą w sądzie: osoba uprawniona wezwała spółkę do zapłaty niewielkiej kwoty – czterystu złotych. Przypadek ten pokazuje, jak trudne i pracochłonne są procesy demokratycznego zarządzania, zwłaszcza w instytucjach o skomplikowanym modelu prawnym.
Relikt czy model
Jeszcze przed nowelizacją ustawy prawniczka Izabela Lipińska, badaczka Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, napisała: „Istnienie wspólnot gruntowych jest sprzeczne z założeniami gospodarki wolnorynkowej oraz z założeniem racjonalnego działania rolników oraz podmiotów gospodarczych”[27].
Takie myślenie rozmija się z dzisiejszym sposobem funkcjonowania wsi, gdzie jedynie 12 procent mieszkańców zawodowo zajmuje się rolnictwem. Kamil Rudol zauważył, że pomimo ciągłości swojej historii funkcja wspólnot gruntowych, w 1963 roku rozumiana jako uspołeczniony model produkcji rolnej, „uległa ewolucji wraz z postępującymi zmianami prawno-politycznymi, gospodarczymi i społecznymi. […] wspólnoty pełnią lub mogą obecnie pełnić ważne dla współczesnego rolnictwa funkcje prośrodowiskowe, społeczno-gospodarcze oraz kulturowe”[28].
Na obszarach umykających presji rynku, nie tylko z powodu skomplikowanej sytuacji prawnej, ale również niskiej jakości gleb, wykształciły się organizacje działające prospołecznie. Zdarzało się, że to niski poziom potencjalnych zysków wykształcił mechanizm odwrotny do „tragedii wspólnego pastwiska”. Pojedyncza osoba użytkująca wspólny zasób odnosi niewielkie korzyści, lecz po zsumowaniu ich we wspólnym budżecie udaje się zrealizować infrastrukturę, która posłuży zarówno jednostce, jak i całej społeczności.
Samoorganizację wspólnot gruntowych często wymuszała walka o suwerenność i nadane prawa, toczona z klasą panów, ale i każdą kolejną władzą – zaborcami, partią, nawet lokalnymi samorządami – lub pod presją gospodarki rynkowej. Zbudowana w ten sposób silna tożsamość sprawia, że wspólnoty realizują idee lokalnego patriotyzmu.
Niegospodarności (przejawiającej się brakiem zarządzania lub planowania sposobu użytkowania tych gruntów) obecnej na niektórych terenach nie należy oceniać jedynie jako finansowej straty; niekiedy wynika z wyłączenia części ziemi z działania mechanizmów spekulacji. Na drugim biegunie procesów kształtujących przestrzeń znajdziemy bowiem równie niezorganizowaną i niekontrolowaną, za to szybko postępującą urbanizację obszarów wiejskich. W relikcie przetrwała możliwość wyjścia poza reguły utowarowienia gruntów oraz ich ocenę przez pryzmat opłacalności. Między uprzemysłowionymi uprawami i fermami, rozciągającą się po horyzont zabudową jednorodzinną i przestrzeniami przeznaczonymi pod centra logistyczne zostało nam niewiele łąk i pastwisk. Kosztem zysków finansowych wspólnoty gruntowe mogą funkcjonować jako model dający szansę na zachowanie naturalnego wiejskiego krajobrazu.
Zofia PIOTROWSKA
architektka i urbanistka. Zajmuje się problemem dostępnego mieszkalnictwa i zasobów gruntowych. Prowadzi badania doktorskie na Politechnice Warszawskiej w temacie powojennych spółdzielni mieszkaniowych w Warszawie. Członkini redakcji kwartalnika „Rzut”.
Wojciech MAZAN
architekt, współtworzy pracownię projektową PROLOG. Jako jej członek był współkuratorem wystawy Trouble in Paradise, poruszającej tematykę obszarów wiejskich, w Pawilonie Polskim na 17. Międzynarodowej Wystawie Architektury w Wenecji. Członek redakcji kwartalnika „Rzut”.