We współczesnej środowiskowej teorii politycznej można zauważyć zwrot w kierunku bardziej demokratycznej relacji pomiędzy ludzkością a naturą. Zaangażowani ideolodzy głębokiej ekologii podążali w tym kierunku już od dawna, lecz trend, który obserwujemy obecnie, wywodzi się ze źródeł należących do głównego nurtu. Istotną postacią jest John Dryzek, który pragnie stworzyć bardziej ekologicznie nastawioną demokrację responsywną i deliberatywną, a także Andrew Dobson, który w swej ostatniej pracy twierdzi, że musimy rozpocząć proces demokratycznego słuchania natury. Do grupy tej należą także myśliciele tacy jak Bruno Latour czy Jane Bennett, rozwijający nową ekologię polityczną. Wszyscy oni stawiają pytania o polityczne sprawstwo i polityczną partycypację: kto (lub co) należy do demos? I wszyscy oni na różne sposoby (z różnych perspektyw epistemologicznych i ontologicznych) doszli do wniosku, że „my” (to znaczy ludzie) musimy uwzględnić w demos także „naturę”. Przemyślenie polityki środowiskowej w ten bardziej inkluzywny sposób wymaga przemyślenia relacji pomiędzy istotami ludzkimi a nie-ludzkimi, pomiędzy istotami, rzeczami i materią. Utopie stanowią dobry punkt wyjścia dla tego procesu.

W STRONĘ „DEMOKRACJI CAŁEJ NATURY”

W swej najnowszej pracy Andrew Dobson stawia proste, lecz radykalne wyzwanie zielonej teorii politycznej. Z historycznego punktu widzenia, jak relacjonuje Dobson, próby poszerzania demokracji skupiały się na dawaniu głosu „innym” (tak, aby mogli uczestniczyć w demokratycznej polityce). Twierdzi on jednak, że jeśli naprawdę chcemy rozszerzyć demos tak, by uwzględnić także nie-ludzi, musimy skupić swoją uwagę na słuchaniu. Według Dobsona „użyteczność zdolności mowy jest niewykorzystana bez odwzajemnionej zdolności do słuchania – jeśli nie wiemy, jak słuchać, skąd będziemy wiedzieć, o czym mówić? Zastanawia więc fakt, jak wiele czasu teoretycy polityczni marnują na wysiłki zmierzające do tego, by skłonić ludzi do mówienia, zamiast zastanawiać się nad tym, jak skłonić siebie samych, by ich słuchać”1.

Z historycznego punktu widzenia wykluczeni „inni” mieli potrzebę zdobycia kompetencji politycznych. Sugestia Dobsona, jakoby ci wewnątrz demos, czy też ciała obywatelskie wszystkich tych znajdujących się poza ciałem obywatelskim) nakreśla zupełnie inny rodzaj demokracji. Kładzie ona odpowiedzialność na tych, którzy już mają władzę. Wynika z tego, że rozszerzenie demos tak, by uwzględnić nie-ludzi, wymagałoby nauki słuchania natury. Jednak nie jest jasne, jak miałoby to właściwie wyglądać.

Pomocna może okazać się w tym miejscu praca Johna Dryzka dotycząca środowiska i demokracji deliberatywnej. Dryzek przekonuje, że „demokracja może istnieć nie tylko pomiędzy ludźmi, ale także w tym, jak ludzie traktują świat natury”, i sugeruje, że natura charakteryzuje się „różnorodnością poziomów i rodzajów komunikacji, do których możemy starać się przystosować”. Twierdzi on, że „kluczem jest porzucenie «centryzmu» wszelkiego rodzaju i zamiast tego skupienie się na takich interakcjach, które mogą się pojawić na granicy pomiędzy ludzkością i naturą”. Poszukuje on wymiany z naturą, która wymaga coraz mniej tego, co określa on jako ludzki autyzm2.

Jednak Dryzek nie zamierza posłużyć się wyłącznie demokracją liberalną jako motorem dla owego komunikacyjnego zwrotu. Nie uważa on, że wystarczy zagwarantować zwierzętom prawa i opiekunów. „Jakakolwiek tego rodzaju reprezentacja mogłaby sprowadzić naturę do kolejnego zestawu interesów, rozdzielając i wyodrębniając te interesy przez przypisanie ich do rozpoznawalnych obiektów naturalnych, a przez to ignorując ich wewnętrznie ekologiczny (wzajemnie powiązany) charakter”. Zamiast tego Dryzek zwraca się ku Habermasowskiemu pojęciu racjonalności komunikacyjnej opartej na idealnych sytuacjach rozmowy: „Kluczem, mówi on, byłoby potraktowanie komunikacji, a zatem komunikacyjnej racjonalności, jako takiej, która uwzględnia także istoty zdolne działać jak podmioty sprawcze, nawet jeśli brakuje im samoświadomości uznawanej za warunek konieczny podmiotowości. Sprawstwo nie jest tym samym co podmiotowość, i to właśnie jej powinniśmy szukać w naturze”3.

Dryzek nie oferuje nam jednak modelu tego, jak taka relacja mogłaby wyglądać, mówiąc, że niestosowne byłoby proponowanie „strategii”, ponieważ ów nowy model demokracji powinien wyłonić się na drodze dyskursywnej. Jest to zrozumiałe, ale także nieco frustrujące. Zarówno Dryzek, jak i Dobson wysuwają poważne argumenty, jednak zatrzymują się dokładnie w tym miejscu, gdzie sytuacja robi się naprawdę interesująca. Wydaje mi się, że pewne rozwiązania mogą zaproponować tu utopijne eksperymenty i utopijna fikcja literacka. Zamierzam przeanalizować dwa przykłady, rozpoczynając od omówienia prawdziwego eksperymentalnego ruchu – Rad Wszystkich Istot (The Councils of All Beings). Niektórzy uznać mogą, że nie powinno się ich tu wymieniać, ponieważ reprezentują one perspektywę głębokiej ekologii, która nie idzie w parze z demokracją deliberatywną – uważam jednak, że warto się im przyjrzeć. Strona internetowa Joanny Macy (współautorki książki Thinking like a Mountain i założycielki ruchu) opisuje Rady jako krok w kierunku otwarcia nowej relacji z naturą. Kroki te polegają zazwyczaj na uczestnictwie w specjalnych warsztatach, w trakcie których instruktorzy starają się stworzyć więź pomiędzy uczestnikami a światem wokół, co ma prowadzić do zmiany świadomości i doprowadzić do tego, by głosy nie-ludzi zostały usłyszane. Warsztaty składają się z kilku kroków. Są to: żałoba (odczuwanie bólu ziemi), pamięć (historia naszej ewolucji i uwolnienie wspomnień obecnych w naszym DNA) i wreszcie poszerzanie naszej tożsamości. Razem umożliwiają uczestnikom danie głosu naturze:

po tym, jak znajdziemy sprzymierzeńca w świecie natury i zrobimy maskę reprezentującą tego sprzymierzeńca, odkrywamy, że rzeczywiście możemy dać głos tym, którzy go nie mają. W trakcie Rady użyczamy głosu zwierzętom, roślinom i elementom krajobrazu i nie możemy wyjść ze zdziwienia, jak inny obraz świata wyłania się z ich rozmowy. Pojawiają się twórcze sugestie dotyczące naszego działania, przywołujemy moc i wiedzę posiadane przez te formy życia, by wzbogacić nasze życie4.

Jest to metoda poszukująca głębszego intuicyjnego czy też duchowego zrozumienia natury. Zachęca uczestników, by otworzyli się i usłyszeli głosy natury, a następnie reprezentowali je. Metodę można uznać za problematyczną, ponieważ można jej postawić wszelkie zarzuty związane z nadużyciem polityki reprezentacyjnej i interpretowaniem potrzeb innego, które często stawiano bardziej tradycyjnym formom reprezentacji. Oferuje nam jednak przestrzeń, w której możemy wyobrazić sobie – a może nawet doświadczyć – jak mogłoby wyglądać rozwinięcie w sobie nowej wrażliwości i wprowadzenie bardziej inkluzywnej formy rządów z perspektywy głębokiej ekologii.

Proponuję teraz złożyć krótką wizytę Marge Piercy i jej „Kobiecie na skraju czasu” (Woman on the Edge of Time). Piercy opisuje demokrację partycypacyjną zakorzenioną w społeczeństwie, w którym istnieje inna ekologiczna wrażliwość. Bohaterka powieści, Connie, słyszy następujące wyjaśnienie: „planujemy wspólnie. Nie wolno nam nic zmarnować. Można powiedzieć, że nasze ideały – ty nazwałabyś je religią? – każą nam widzieć siebie jako partnerów wody, powietrza, ptaków, ryb, drzew”5. W tej literackiej utopii ludzie nauczyli się zauważać (i reagować na) niewerbalne komunikaty pochodzące od odczuwającej i nieodczuwającej natury. Jeśli chodzi o niektóre ssaki, jest to dość skomplikowane, zawsze jednak opiera się na poznawaniu przez ludzi norm komunikacji ssaków. W pewnym momencie Connie pyta Luciente, u której przebywa, o rząd. Luciente jest zdziwiona, jako że w Mattapoisset nie ma władzy państwowej i nie może ona zarządzać, lecz zaprasza Connie na spotkanie miejskiej rady planowania. Zgromadzenie to składa się z 25–30 osób w różnym wieku. Toczy się tam dyskusja, ale nie ma żadnego przemawiania. Obecnych jest także dwóch przedstawicieli:

Kim jest ta kobieta z zielonymi włosami? [pyta Connie]
To Przedstawicielka Ziemi [mówi Luciente] – mówi w imieniu całego środowiska. Obok niej jest Przedstawiciel Zwierząt… Każdej wiosny kilka osób śni o tym, że jest nowym Przedstawicielem Zwierząt lub Przedstawicielem Ziemi. Ci, którzy mają takie poczucie, zbierają się i dokonują wyboru drogą losowania6.

Rada dyskutuje nad propozycją wykarczowania części lasu, by dostarczyć więcej jadalnych plonów na potrzeby wioski. Las jednak stanowi zlewisko wody deszczowej, co powoduje konflikt w ramach grupy:

Ludzie, nie mamy zbyt dużo wody [mówi osoba o zielonych włosach]. Bez wody nic nie urośnie. Nasi przodkowie niszczyli wodę, tak jakby były jej nieskończone zasoby, wysysając ją z ziemi i brudząc lub trując jej nurt […] Nie traktujmy wody nonszalancko. Co na to bank ziemi?7.

Skomputeryzowany bank ziemi wskazuje, że zasoby wodne rzeczywiście ucierpią, co skutkuje odrzuceniem propozycji. Zamiast karczować las, sąsiednia społeczność (która potrzebuje więcej plonów) wspomożona zostanie przez genetyków roślin i specjalistów od gleby, by zwiększyć płody z istniejącej roli.

W powieści Piercy odnajdujemy podwójną funkcję utopijnej krytyki i twórczości literackiej, które określam jako Janusowe oblicze podejścia utopijnego. Janus to postać z mitologii rzymskiej, bóg początku (styczeń w języku angielskim pochodzi od imienia Janus) i końca, zmiany i przejścia. Poprzez odniesienie do niego sygnalizuję jednoczesne zwrócenie utopii w kierunku teraźniejszości i przyszłości, a także jednoczesną krytykę i twórczą interpretację, która oferuje spojrzenie utopijne. Stworzony przez Piercy głos z wyobrażonej przyszłości mówi nam, że nasi przodkowie zawiedli, pozostawiając za sobą zrujnowaną ekologię. Odpowiedź artystyczna Piercy to propozycja radykalnie egalitarnego i demokratycznego systemu autonomicznych rządów.

Woman at the Edge of Time przedstawia (między innymi) wizję tego, w jaki sposób mała demokracja oparta na osobistym kontakcie wszystkich członków mogłaby uwzględniać przedstawicieli zmieniających się aktorów, obecnych w danym momencie zgromadzenia. Ukazuje, jakiego rodzaju społeczeństwo mogłoby wyłonić się z polityki, która dopuszcza do głosu podmioty sprawcze należące do świata natury. Rysuje obraz społeczności politycznej zawierającej ludzi, którzy słuchają nie-ludzkiego życia, nawet jeśli nie jest jasne, w jaki sposób natura mówi za siebie. Lektura tej książki pozwala rozpocząć refleksję nad tym, jak takie społeczeństwo mogłoby odczuwać, a także umożliwia rozpoznanie potencjalnych problemów. Przykładem może być używanie przez Piercy języka praw i opisywanie polityki przedstawicielstwa, co każe mi zastanawiać się, czy nie stawia to podobnych problemów związanych z reprezentacją, jak te obecne w Radzie Wszystkich Istot.

Utopie takie jak Woman at the Edge of Time oferują czytelnikowi literacką podróż do społeczeństw, w których komunikacja z naturą stanowi część codziennego życia i wbudowana jest w system (samo)rządowy, co otwiera przed nami przestrzenie nowych możliwości. W przestrzeniach tych odkrywać możemy pozytywne alternatywy oraz przewidywać problemy. Uważam, że musimy brać je pod uwagę, jeżeli mamy poważnie myśleć o czymś tak niewiarygodnym jak słuchanie natury. Wskazywałam na twierdzenia dotyczące wartości podejścia utopijnego dla zorientowanej na środowisko naturalne demokracji politycznej. Nie chcę jednak przesadnie uwypuklać tej wartości. Ma ona bowiem swoje granice. Przede wszystkim utopie nie stanowią modeli, które powinniśmy ślepo realizować, czy też strategii do automatycznego kopiowania. Jeśli chodzi o przykład Piercy, należy zauważyć, że utopijne systemy i procesy demokratyczne, które opisałam, stanowią część wizji obejmującej całość społeczeństwa. Jest ono ontologicznie i kulturowo odmienne od społeczeństwa obecnego – składa się z ludzi, którzy wyznają odmienne od naszych wartości. Nie możemy po prostu odtworzyć opisanych w podobnych tekstach modeli procesów demokratycznych, a następnie wprowadzić je w życie.

Dla socjologów wartość utopii literackich jest częściowo heurystyczna. Umożliwiają one myślenie na zasadzie prób i błędów – stanowią wersje literackie filozoficznych eksperymentów myślowych. Jest to niezwykle znaczące i oparte na funkcji lustrzanej utopii rozpoznanej przez uczonych zajmujących się kanonicznymi utopiami8. Utopie oferują odbity obraz naszych niedoskonałości i wad, zachęcają nas, byśmy zmierzali ku czemuś lepszemu. Nie są jednak doskonałe. Utopie są projektami niemożliwymi i zawsze znajdują się za horyzontem: niezrealizowane i nie-do-zrealizowania.

W tekście tym mieliśmy okazję prześledzić dwie różne utopijne próby wyobrażenia sobie bardziej demokratycznej relacji z naturą. Może się wydawać, że żadna z nich nie jest satysfakcjonująca, mogą wydawać się nam wadliwe, nieatrakcyjne lub po prostu dziwne. Jednak samo ćwiczenie polegające na analizowaniu ich jest cenne. Przebadanie idei aż po same granice jej wytrzymałości i obserwowanie, co się wtedy stanie, może pomóc nam zrozumieć jej fundamentalne elementy. Jeśli chodzi o mnie, ćwiczenie to potwierdziło moje wątpliwości co do podejścia Dryzka i wzbudziło obawy o politykę reprezentacji.

TŁUMACZENIE Z ANGIELSKIEGO: KAROLINA KOLENDA


Tekst ten został wygłoszony po raz pierwszy podczas Utopian Studies Society Annual Conference w New Lanark w Wielkiej Brytanii, w lipcu 2013 roku. Jego rozszerzona wersja, Lucy Sargisson, A Democracy of all Nature: taking a utopian approach, dostępna jest w „Politics” 2013, Volume 33, Issue 2, s. 124–134.


wybrana literatura:

J. Bennett, Vibrant Matter: a political ecology of things, Durham – London: Duke University Press, 2010.
A. Dobson, Democracy and Nature: Speaking and Listening, „Political Studies” 2010,58(4), s. 752–768.
J. Dryzek, Green Democracy, [w:] tegoż, Deliberative Democracy and Beyond: liberals, critics, contestations, Oxford, UK: Oxford University Press, 2000.
J. Dryzek, Foundations and Frontiers of Deliberative Governance, Oxford: Oxford University Press, 2010.
B. Latour, Politics of Nature: how to bring the sciences into democracy, Cambridge, MA: Harvard, 2004.