„Nazelne hon, law samaht – proszę mnie tutaj wysadzić”. W drodze z Bejrutu wysiadam w centrum Chtoury. Jeżeli można w ogóle powiedzieć, że Chtoura, trójkątne skrzyżowanie na dwupasmowej autostradzie z Bejrutu do Damaszku, ma centrum. Po przekątnej odchodzi podobnej szerokości droga w kierunku Zahle i Baalbeku. Po obu stronach ciągną się kantory, jubilerzy, sklepy z telefonami komórkowymi i piekarnie. Za moimi plecami wznoszą się surowe góry Libanu, niczym księżycowy krajobraz, przede mną rozpościera się dziwnie zurbanizowany teren doliny Bekaa, gdzie za betonem, drutami, kablami, śmieciami i kurzem miasteczek, które przechodzą jedno w drugie, nigdy się nie kończąc, rozciągają się zielone tereny uprawne. Na horyzoncie kolejny pas górski, a na ich szczycie granica z Syrią, tylko kilkanaście kilometrów stąd.
Wysiadam i ruszam pieszo autostradą damasceńską w kierunku granicy. „Szam? Szam! Damaszek!” Kierowcy busów desperacko próbują mnie zachęcić, bym pojechała z nimi do syryjskiej stolicy, chociaż małym plecakiem i zdecydowanym krokiem jasno daję do zrozumienia, że nie jest ona celem mojej podróży. Przebiegam autostradę. Dwa pasy, stop, dwa pasy. Po drugiej stronie kierowcy zapraszają mnie do swoich busów do Zahle, do rzymskich ruin w Baalbeku lub do Bejrutu. Zarabiają w ten sposób na życie, ale to też taka gra, włączają mnie w nią prawie codziennie. Zostawiam za sobą zgiełk skrzyżowania. Idę autostradą, zaledwie trzysta metrów, mijam szkółki z roślinami, bank, w końcu skręcam w lewo, obchodzę kolejny bank. Wskakuję po schodach na drugie piętro i wreszcie jestem – bezpieczna, z dala od hałasu autostrady.
Mniej więcej tę samą drogę pokonują kobiety z miejscowości przy autostradzie jadące do centrum dla kobiet. Te, które mieszkają w głębi doliny, w nieformalnych osiedlach namiotowych rozrzuconych między polami uprawnymi, muszą wziąć jeszcze drogą taksówkę albo tuk-tuka. Na ich decyzje o mobilności wpływają też wojskowe checkpointy, gdzie mogą być sprawdzane pozwolenia na pobyt – a przywilej ten posiada tylko kilkanaście procent Syryjek i Syryjczyków w Libanie. Cielesne doznanie zatłoczonych busów i hałasu Chtoury oraz poczucie ulgi, gdy docieramy na drugie piętro, łączą nas mimo różnic i złożoności życiowych zawirowań i doświadczeń związanych z tożsamością genderową. Wskazówki dotyczące sprawnego przejazdu przez Chtourę i wyboru odpowiedniego busa składają się na tajemną wiedzę, świetny punkt wyjścia do rozmów.
Centrum dla kobiet zajmuje całe piętro w niepozornym budynku mieszkalnym. Po lewej stronie klatki schodowej znajdują się duża sala szkoleniowa, sala komputerowa, pomieszczenie wsparcia psychospołecznego oraz administracja. Ścianę zajmuje baner z postulatami, przygotowany na warsztatach z okazji Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy wobec Kobiet i Dziewcząt. Po wejściu do centrum kieruję się w prawo. Recepcją zarządza Asma, zapisuje nazwiska dziewczyn, które przyszły zapytać o dostępne kursy. Mijam dużą salę szkoleniową, właśnie jest wietrzona przed rozpoczęciem lekcji angielskiego. Trzyletnia dziewczynka otworzyła drzwi pokoju w przestrzeni dziecięcej i woła matkę. Zerkam, kto ma dziś dyżur w bibliotece, i wchodzę do kuchni. Cztery kobiety dojadają ostatnie kęsy chleba z humusem i popijają słodką herbatę przed powrotem do swoich zajęć. Jedna poprowadzi lekcję języka angielskiego, druga – indywidualną sesję terapeutyczną, trzecia dołączy do spotkania z młodzieżą na temat przyszłych projektów teatralnych, czwarta zostanie ze mną w kuchni, by dopracować szczegóły Programu Przywództwa Kobiet. Wydarzenie odbędzie się w najbliższy weekend.
[notatki terenowe, listopad 2018]
W ramach badań doktorskich pracowałam i rozmawiałam z kilkudziesięcioma bywalczyniami centrum dla kobiet. Uważają to miejsce za bezpieczną przestrzeń, schronienie, azyl, ucieczkę od rzeczywistości, często przytłaczającej, od przemocy, ekonomicznych trudności i zatłoczonych domów. Gromadzą się tu kobiety o wspólnych doświadczeniach bycia kobietą, Syryjką, uchodźczynią, skuszone szansą na spotkanie (w) różnicy doświadczeń, zniuansowanych przez indywidualne życiowe trajektorie, klasę społeczną, poziom wykształcenia, doświadczenie zawodowe, sytuację rodzinną, przynależność do grupy religijnej, miejsce pochodzenia. Do przestrzeni centrum mają dostęp tylko kobiety. Dzięki temu ograniczeniu mogą swobodnie się wyrażać oraz uzyskać dostęp do usług i informacji w patriarchalnym kontekście systemowej i interpersonalnej przemocy1. Brak mężczyzn sprzyja też negocjowaniu kulturowych wyzwań i uspokojeniu członków rodziny, którzy w innych okolicznościach mogliby mieć wątpliwości co do udziału żon czy córek w aktywnościach w centrum. Centrum jest jednym z filarów samoorganizacji kobiet, zapewnia przestrzeń nauki, wymiany myśli, troski, produkcji wiedzy i zdrowienia. Zachodzą tu indywidualne transformacje i przygotowania do aktywnego udziału w lokalnej społeczności lub jego wzmacniania2.
Women Now for Development, syryjska organizacja feministyczna, prowadzi w Libanie dwa takie centra. Jej założycielki i członkinie wywodzą swój aktywizm z syryjskiej rewolucji. W 2011 roku włączyły się w organizację pokojowych protestów i oddolnych struktur lokalnych na terenach wyzwolonych od reżimu Asada3. Dla jednych było to pierwsze doświadczenie partycypacji politycznej, inne kontynuowały działania na rzecz praw kobiet czy wolności politycznej, podejmowane wcześniej mimo autorytarnego kontekstu. W centrach, początkowo zakładanych w Syrii, a potem też w Libanie, oprócz wsparcia psychologicznego lub kursów praktycznych umiejętności: nauki języka angielskiego, obsługi komputera, niezbędnych do znalezienia pracy i pomocy dzieciom w szkole, kobiety biorą udział w kursach podnoszących świadomość. Można porównać te zajęcia do warsztatów partycypacji obywatelskiej uzupełnionych o komponent praw kobiet. Ogólną wiedzę chętnie pogłębiają w trakcie kilkumiesięcznego Women Leadership Program, programu przywództwa kobiet. Tam uczestniczki już bardziej szczegółowo dyskutują o prawach człowieka, tożsamości genderowej, przemocy, systemach politycznych, sposobach komunikacji przydatnych lokalnym działaczkom. We wszystkich zajęciach w centrum kobiety mogą uczestniczyć niezależnie od poziomu edukacji, często przerwanej decyzją rodziny, wojną lub koniecznością ucieczki.
Współpracowałam z organizacją i uczestniczkami jej działań przez pięć lat. Prowadziłam wywiady, obserwacje i warsztaty, dziesiątki nieformalnych rozmów przy kawie. Towarzyszyłam moim bohaterkom w procesie edukacyjnym, codziennych osobistych zmaganiach i politycznej działalności w różnych przestrzeniach. W centrum dla kobiet, głównej osi tego tekstu, wspierana jest samoorganizacja uchodźczyń; co najważniejsze, czynią to uchodźczynie osobiście. We wzmacnianiu poczucia sprawczości i rozwijaniu feministycznej świadomości, a w konsekwencji – indywidualnej emancypacji i kolektywnego działania, szczególną rolę odgrywają wiedza i doświadczenie.
O kobietach przy stole – wokół wiedzy i doświadczenia
Oddolną strategią samoorganizacji, planowaniem i wdrażaniem działań centrum zajmują się przede wszystkim Syryjki. Z kobietami przychodzącymi do centrum łączy je doświadczenie wykluczenia i niesprawiedliwości, zarówno w Syrii, jak i Libanie. Członkinie organizacji i uczestniczki zajęć przeżyły utratę bliskich, trudności ekonomiczne i prześladowania polityczne ze strony syryjskiego reżimu. W Libanie borykają się z degradacją społeczno-ekonomiczną, mają problemy z legalizacją pobytu, kontynuacją edukacji i zapewnieniem dzieciom miejsca w szkole4. Oula, Weam, Yasmin, Zahra i inne przezwyciężyły wiele ograniczeń i społecznych oczekiwań, aby stać się aktywistkami. Wspomniałam, że większość członkiń organizacji aktywnie uczestniczyła w rewolucji syryjskiej. Dołączyły do powstania, domagając się sprawiedliwości i wolności dla wszystkich obywatelek i obywateli, lecz dostrzegły, że niektóre kobiety potrzebują dodatkowego wsparcia, aby zaangażować się w działania kolektywne. Posiłkowały się doświadczeniem bycia osądzanymi przez społeczność za działalność polityczną oraz obserwacją innych kobiet wykluczanych z dyskusji politycznych i procesów decyzyjnych. Ta wiedza dała impuls do rozpoczęcia kursów partycypacji politycznej w centrum dla kobiet. Dzisiaj patrzą z wewnątrz wspólnoty, a ta perspektywa pozwala im lepiej zrozumieć kontekst, w którym Syryjki chcą się organizować i działać na rzecz swojej społeczności. Dzięki temu organizatorki odpowiadają na bieżące potrzeby, a jednocześnie myślą o zmianach systemowych.
Postawienie w centrum procesów decyzyjnych osoby ze społeczności, których mają dotyczyć interwencje, nie jest nowym podejściem. Już w latach 70. włączono perspektywę genderową do dyskusji o sektorze humanitarnym i rozwojowym, a na kolejnych Światowych Konferencjach w sprawie Kobiet wzmacniano głosy postulujące zwiększenie udziału uchodźczyń w planowaniu i wdrażaniu skierowanych do nich działań5. Prym wiodły w tej dziedzinie aktywistki z Globalnego Południa, z Development Alternatives with Women for a New Era na czele. Krytykując pierwsze dekady działań rozwojowych prowadzonych przez organizacje międzynarodowe, zwracały uwagę na krzyżowanie się wykluczenia wynikającego z płci z innymi formami opresji. Mimo zmiany paradygmatu wiele organizacji międzynarodowych wciąż konstruuje obraz uchodźczyń jako homogenicznej grupy pozbawionej praw, którą należy – zależnie od zapatrywań inicjatorów przemian – wyedukować i wyzwolić albo pozostawić w sferze statycznej kultury tradycyjnej. Te pozornie sprzeczne podejścia wywodzą się z „uprzedmiotowienia «kobiety z trzeciego świata», uważanej za nosicielkę różnicy”6. Kultura postrzegana jest esencjalistycznie, jako jednoznaczne źródło przemocy i opresji, bez usytuowania w kontekście społecznym, politycznym i ekonomicznym, wpływającym na jej charakter7. Jednocześnie idea siostrzeństwa, identyczności i powszechnej wspólnej walki przeciwko patriarchatowi i uciskowi, stawiana jako fundament możliwej współpracy przesłania istniejące relacje władzy, a w konsekwencji ignoruje różnice między kobietami8. Stąd konieczność ponownego wsłuchania się w głosy kobiet „w terenie”, uznania ich pozycji nie tylko jako informatorek czy konsultantek, ale też uczestniczek zdarzeń, architektek i podmiotów zmiany.
Rdzeniem procesu uczenia się jest oddolna wiedza kobiet, zdobyta w wyniku codziennej praktyki oporu i życia. Indywidualna sytuacja daje podstawę do analizy istniejących relacji władzy, nazwania stojących za nimi hierarchii, omówienia możliwości indywidualnej i kolektywnej zmiany. Wspomnienia z dzieciństwa (nierówne traktowanie braci i sióstr) lub o ważnych kobietach w społeczności, zdobywających przestrzeń na własne działania, stają się pretekstem do omówienia ról genderowych i przemocy ze względu na płeć. Uczestniczki snują opowieści o formach działalności kobiet w czasie rewolucji – od organizowania oddolnych struktur samorządowych i demonstracji po przenoszenie leków do oblężonych miast, opatrywanie rannych, ukrywanie protestujących, szycie flag czy organizowanie zajęć dla dzieci pomimo bombardowania – a potem dyskutują nad definicją działalności politycznej i jej przejawami. Doświadczenie przetrwania wojny i oblężenia, codziennego starania o utrzymanie rodziny, często naznaczone opłakiwaniem zmarłych czy ryzykownymi próbami zdobywania informacji o aresztowanych lub zaginionych (zwykle zamordowanych przez reżim), przeradza się w szansę na uznanie podmiotowości i sprawczości kobiet, w początek trudnej rozmowy o sprawiedliwości naprawczej, perspektywie współistnienia rodzin ofiar i oprawców w przyszłej Syrii.
Podejście stawiające w centrum procesu uczenia doświadczenie uczących się znajduje wiele wspólnych elementów z feministyczną pedagogiką krytyczną9,zaproponowaną w kontrze do tradycyjnego modelu edukacji, zakładającego przede wszystkim przyswajanie i zapamiętywanie wiedzy już istniejącej. Przeżyte doświadczenia są punktem wyjścia do zastanowienia się „dlaczego?”, zrozumienia warunków, które wpływają na personalne trajektorie i prowadzą do opresji. Indywidualne narracje uzupełnia kontekst historyczny i strukturalny, co pozwala przyjrzeć się sytuacji nie jako efektowi wyłącznie osobistych porażek, ale niesprawiedliwego porządku10. Kluczową rolę odgrywają edukatorki, członkinie organizacji i zaproszone trenerki. Nie tylko przekazują wiedzę, lecz także aranżują warunki do jej współtworzenia. Poprzez udział w tak zorganizowanym procesie pedagogicznym uczestniczki przypominają sobie o wartości własnego doświadczenia i podważają ideologię, która przedstawia je jako osoby bierne i niekompetentne. Nabierają zaufania do własnej wiedzy, a co za tym idzie, własnego sprawstwa11. Edukatorki nie są apolityczne ani obiektywne, w przestrzeń wymiany myśli wchodzą z własnymi wizjami i nadziejami. Na równi z pozostałymi uczestniczkami cały czas się uczą, a to wymaga radykalnej otwartości – gotowości do eksploracji różnych perspektyw i zmiany opinii, gdy pojawią się nowe informacje12.
Sara Ahmed w książce Living a Feminist Life (Żyjąc życiem feministki) opisuje proces budowania świadomości feministycznej13. Według niej zaczyna się on od niejasnego poczucia, że coś jest nie tak, poczucia niesprawiedliwości, niekiedy trudnego do nazwania. Pojawia się ono w momencie doświadczania przemocy lub wykluczenia, zbyt przytłaczających, żeby zareagować na bieżąco; brakuje też słów czy punktu odniesienia, by nazwać, co się z nami dzieje. Największe znaczenie dla uchwycenia tej sytuacji ma spotkanie z innymi kobietami, podczas którego poszkodowana zdaje sobie sprawę, że nie jest w swoim doświadczeniu osamotniona. Nie można więc zredukować tych przeżyć do odosobnionych przypadków, zdarzeń, można za to dostrzec w nich pewne prawidłowości. Pokazują, że przemoc dotyczy jednych grup bardziej niż innych, czyli jest systemowa. Dzięki rozmowom i kolektywnej pracy nad osobistymi historiami uczestniczki spotkań uczą się od siebie nawzajem słów pomocnych do nazwania ich doświadczeń i krzyżujących się struktur opresji. Również w trakcie omawiania koncepcji polityki czy przemocy przedstawionych przez trenerki kobiety są zachęcane, by wniosły własny punkt widzenia i zastanowiły się nad możliwością zastosowania tych teorii do analizy indywidualnych sytuacji.
Nieodłącznym elementem tych osobistych, często trudnych opowieści są emocje. Organizacja od początku współpracy uwrażliwiała mnie na ich kluczową rolę dla zrozumienia siebie nawzajem, ale też dla mówienia o sobie i swoich potrzebach, w swoim imieniu. Tak samo ważne są kolektywne momenty radości, rozpacz, zmęczenie, łzy wylane za nowe i stare traumy. Nie wszyscy trenerzy i trenerki przychodzący z zewnątrz przyjmowali takie podejście ze zrozumieniem – wyrażali obawy, że wspólne przeżywanie emocji może przytłaczać, rewiktymizować. Podawali także w wątpliwość obecność emocji w profesjonalnej przestrzeni edukacji. Sceptyczne komentarze odnośnie do roli emocji w procesie uczenia się i wspierania politycznej podmiotowości odzwierciedlają dyskusję na temat związku elementów osobistych i emocjonalnych ze sfeminizowaną sferą prywatną, zdewaluowaną w racjonalnym i pozytywistycznym zachodnim podejściu do produkcji wiedzy. Badaczki pedagogiki emancypacyjnej wyjaśniają, że „emocjonalność jest sfeminizowanym konstruktem związanym z irracjonalnością, niesfornością i wstydem – czymś, co należy kontrolować, aby uniknąć zakłócenia normalnego i racjonalnego porządku społecznego i fizycznego”14. Emocje wymieniane są w literaturze pedagogiki feministycznej jako ważny element transformatywnego uczenia się15 – badaczki i praktyczki podkreślają konieczność indywidualnego i zbiorowego rozpoznawania i afirmacji emocji w procesie zrozumienia własnego doświadczenia w kontekstach strukturalnych16. Dlatego wrażliwość nie jest tłumiona ani podważana, ale raczej przyjmowana jako forma siły i odwagi lub po prostu aktualny stan człowieka.
Intersekcjonalna praxis
Dzielenie się wiedzą pochodzącą z własnego doświadczenia pozwala zmapować wspólne wyzwania, ale też ujawnia różne przejawy i przyczyny opresji w życiu syryjskich kobiet. W samoorganizacji wspieranej przez Women Now for Development intersekcjonalność rozumiana jest szerzej niż jako analiza czynników wzmacniających dyskryminację jednostek, bo także jako forma krytycznego praxis17, włączająca ten rodzaj refleksji do życia, aktywizmu, strategii działań18. Aby wprowadzić w życie założenia teoretyczne tak rozumianej intersekcjonalności, konieczne jest stworzenie przestrzeni ujawniania się różnych perspektyw.
Kobiety siedzą w kręgu. Jest tu trzydziestojednoletnia matka trójki dzieci, wydana za mąż w wieku piętnastu lat. Właśnie stara się zdać maturę i na każdym kroku zachęca sąsiadki, by dołączyły do współorganizowanych przez nią grup. Czterdziestosiedmioletnia matka siedmiorga dzieci ma piętnaście lat doświadczenia w prowadzeniu domowych świetlic dla dzieci z sąsiedztwa w Syrii. Po zatrzymaniu męża przez syryjski reżim musiała szukać pracy i sama utrzymuje rodzinę. Dwudziestodziewięcioletnia studentka przez bombardowania musiała przerwać studia, a po czterech latach niewolniczej pracy w zamian za mieszkanie dla siebie i rodziny założyła w swoim obozie nieformalną szkołę dla dzieci. Czterdziestopięcioletnia matka czworga dzieci (najstarszy syn od 2015 roku na uchodźctwie w Niemczech) kiedyś prowadziła sklep z akcesoriami w swoim rodzinnym mieście w Syrii, a teraz wspiera matki i córki, rozmawiając o zdrowiu reprodukcyjnym i planowaniu rodziny. Korzysta z własnego doświadczenia wczesnego małżeństwa. Trzydziestoletnia działaczka z wyższym wykształceniem, w Syrii zaangażowała się w prace komitetu koordynacyjnego w mieście wyzwolonym spod władzy reżimu. Młoda matka trójki dzieci, która przeżyła próbę samobójczą, na kursie próbuje na nowo znaleźć cel i nauczyć się nowych narzędzi, aby wspierać inne kobiety w podobnej sytuacji.
[notatki terenowe 2018–2019]
Spotkania i działania edukacyjne w tak zróżnicowanej grupie nie przebiegają bezproblemowo. Ujawniają się hierarchie wynikające z osobowości, poglądów politycznych i doświadczeń życiowych; regionalne lojalności dają impuls do uruchomienia generalizacji. W nawigowaniu grupowych procesów pomaga uważna moderacja, ale też stworzenie przestrzeni do poznania się. Spośród wielu narzędzi wyniesionych z warsztatów uczestniczki spotkań podkreślają wagę elementów komunikowania bez przemocy, które zachęcają do próby usłyszenia racji, a co więcej, zrozumienia źródeł danego stanowiska. Takie podejście pomaga im przyjąć postawę całkowitej otwartości w kontaktach z koleżankami czy członkami rodziny, jest także szczególnie przydatne w pracy ze zróżnicowaną społecznością, która brała udział w podobnych programach.
Aby wesprzeć początkujące liderki w działaniach społecznościowych, autorki kursu zawarły w nim elementy praktyki. Uczestniczki są zapraszane do udziału w zadaniach symulacyjnych pozwalających wypróbować siły w negocjacjach, debatach, konferencjach, przećwiczyć formułowanie argumentów, odkrywanie różnych perspektyw, występy przed publicznością. Codziennie rano inna grupa wolontariuszek przygotowuje ćwiczenia na rozgrzewkę i powtórkę z poprzedniego dnia; przy okazji rozwijają swoje umiejętności moderacji. Przestrzeń do praktyki nie kończy się w centrum dla kobiet. Od 2019 roku w ramach każdej edycji programu finansowanych jest kilka inicjatyw wypracowanych przez jego uczestniczki. Oprócz pieniędzy na pierwsze miesiące działalności pomysłodawczynie mogą liczyć na wsparcie członkiń organizacji na różnych etapach procesu, od wyboru grupy docelowej po zaprojektowanie i realizację projektu. W ten sposób w ostatnich latach powstało kilka lokalnych centrów dla kobiet, warsztatów i przedszkoli. Absolwentki programu przywództwa kobiet starają się odpowiedzieć na potrzeby swojej społeczności, przekazać dalej wiedzę wytworzoną w kolektywnych procesach uczenia się.
Centrum dla kobiet i Women Leadership Program mogą być zatem postrzegane jako kontrpubliczność, czyli przestrzeń wycofania się z niedostępnej polityki instytucjonalnej i systemowej opresji. Tam doprecyzowane są cele i strategie, dyskutowane alternatywne sposoby uprawiania polityki19. Wspólne wytwarzanie wiedzy i myślenie o alternatywach dla obowiązującego porządku społecznego i politycznego wzmacniają poczucie wspólnoty, kreują przestrzeń dla przyjaźni, intymności i troski, a jednocześnie budują system wsparcia – kluczowy, jeśli chcemy wynieść pomysły poza przestrzeń uczenia się. Mimo skoncentrowania dośrodkowego kontrpubliczności są laboratorium pomysłów i umiejętności, które można przenieść do sfery publicznej.
Przestrzenie troski
Sara Ahmed przypomina, że proces uświadamiania sobie niesprawiedliwości i opresji nie jest łatwy ani przyjemny, niekiedy trwa długo, spotyka się z wewnętrznym lub zewnętrznym oporem. Na poziomie indywidualnym wymaga uznania, że wcześniej było się w błędzie, przeżycia na nowo własnych historii, decyzji, zrezygnowania z części siebie, co grozi zmianą relacji ze światem, on bowiem nie uczestniczy w tej restrukturyzacji. Nowe wiedza i świadomość mogą skutkować wyalienowaniem z otoczenia, ono zaś nawet jeśli jest przemocowe, często daje gwarancję przetrwania na uchodźctwie, w niezwykle prekaryjnej sytuacji. Rodziny – jeśli w ogóle są, gdyż uchodźctwo często wykorzenia osoby ze społeczności i rozrywa istniejące sieci wsparcia – nie zawsze i nie od razu otwierają się na zmiany. Społeczność uczących się troszczy się o uczestniczki, dzięki czemu czują się mniej bezsilne. Budują nowe relacje i poczucie przynależności20, odzyskują nadzieję, a w rezultacie zwiększają swoje szanse na podjęcie ryzyka związanego z zaangażowaniem się na rzecz społecznej zmiany21. Dlatego Women Now podkreśla wagę długiego wsparcia, towarzyszenia w opowiadania historii, analizowaniu kryjących się za nimi relacji władzy i struktur nierówności, stopniowego poszerzania przestrzeni własnej autonomii czy zaangażowania.
Troska rzuca światło na działania, „które obejmują wszystko, co robimy, aby utrzymać, kontynuować i naprawiać nasz «świat», żyć w nim jak najlepiej. Ten świat uwzględnia nasze ciała, nas i nasze środowisko, wszystkie te elementy staramy się splatać w złożoną, podtrzymującą życie sieć”22. W takim szerokim znaczeniu troska rozumiana jest zarówno jako koncentracja na sprawie, branie za nią odpowiedzialności, jak i konkretne praktyki opiekuńcze, postrzegane również jako strategie przetrwania w prekaryjnej rzeczywistości, bez obciążania jednostki całą odpowiedzialnością za to zadanie23. Jednocześnie troska uwidacznia dysproporcje między zakresem obowiązków związanych z opieką a ograniczoną władzą opiekujących się. Pojawiają się pytania o nierówności. Opieka, przez niektóre feministki uważana za obciążenie dla kobiet, zmuszające do odsuwania na bok swoich potrzeb, może być oceniana w wymiarze neutralnym lub pozytywnym, choć nierozpoznanym przez kapitalistyczny porządek patriarchalny. Wiele z moich rozmówczyń, choć oczywiście nie wszystkie, uważało praktyki opiekuńcze za ważne i satysfakcjonujące. Wolałyby nie kwestionować swojej tożsamości, w dużym stopniu zbudowanej na byciu matką, babcią, siostrą czy ciocią. Jednogłośnie stwierdzają, że społeczeństwo nie docenia ich pracy opiekuńczej, a kontynuując ją w niezwykle prekaryjnych warunkach na uchodźstwie, podejmują wyzwanie, a nawet biorą na siebie brzemię.
Społeczność zbudowana wokół Women Now i Women Leadership Program odgrywa kluczową rolę w uznaniu, wspieraniu i tworzeniu przestrzeni opieki. Wszystkie uczestniczki są na różne sposoby zaangażowane w praktyki opiekuńcze w wyjątkowo prekaryjnym kontekście. Mimo trwającego od lat poczucia tymczasowości i niestabilności starają się stworzyć dom i zapewnić godne życie dla siebie i rodziny. Dlatego już uznanie roli tych działań dla społeczności jest przejawem troski, która pozwala trwać. W Syrii kobiety te ze wszystkich sił starały się zdobyć żywność, schronienie i edukację dla swoich dzieci lub innych członków rodziny, często po nagłej śmierci albo aresztowaniu męskich członków rodziny i wielokrotnych przesiedleniach. W Libanie borykają się z podobnymi wyzwaniami, a dodatkowo mierzą się z konsekwencjami niepewnego statusu prawnego i ograniczonych możliwości zatrudnienia w pogarszającej się sytuacji ekonomicznej. Grupa kobiet dzieli się informacjami o dostępnych usługach, wsparciu finansowym, ofertach pracy i szkoleniach, udziela rad w sytuacji problemów z dziećmi lub przemocy w domu. Jest również źródłem wiedzy i umiejętności, które można wykorzystać do zorganizowania społeczności – to wśród nowych koleżanek opiekunki znajdują partnerki do działania. Doświadczenie pedagogiczne czy księgowe, znajomość prawa lub języka angielskiego, sprawne korzystanie z mediów społecznościowych i wartościowe kontakty w społeczności są podstawą wspólnie planowanych inicjatyw.
Poprzez wzajemnie wsparcie w opiece nad członkami rodziny i społecznością centrum dla kobiet zapewnia też przestrzeń dbania o samą siebie. Chociaż neoliberalne narracje przeniosły na jednostkę odpowiedzialność za radzenie sobie z nierównościami strukturalnymi, idea dbania o siebie funkcjonuje jako radykalne narzędzie przetrwania jednostek i grup w prekaryjnej rzeczywistości24. Centrum dla kobiet i warsztaty oferują miejsce i czas, by zastanowić się nad swoimi potrzebami, mimo przerwanych trajektorii, ponownie zamarzyć o przyszłości. Członkinie nowo powstającej społeczności pokazują sobie nawzajem, że plany mają znaczenie, co pomaga je uprawomocnić. Współdzielenie bólu i zmagań, wyładowanie złości, smutku i frustracji często przynosi ulgę. W przerwach między dyskusjami, podczas popijania kawy czy spacerów po plaży na wycieczkach organizowanych przez Women Now jest miejsce na radość i śmiech. Bardziej równościowe relacje, ukryte przed spolaryzowanym i zhierarchizowanym światem, zbudowane na wzajemności i uważności na relacje władzy, mogą być właśnie fundamentem do ich przeformułowania25.
Zamiast podsumowania – o politycznej sprawczości
Syryjki wspierane przez aktywistki i mentorki oraz nowo powstałe sieci próbują podzielić się świeżo nabytą wiedzą w swoich społecznościach. Zaczynają od rodziny, szybko stają się punktem odniesienia dla innych kobiet w okolicy – w swoim budynku, sąsiedztwie czy obozie. Wykorzystują osobiste doświadczenia, żeby rozpocząć rozmowę o potrzebach społeczności i możliwych rozwiązaniach. Zakładają nowe inicjatywy – kolejne centra dla kobiet, przedszkola – moderują dyskusje na temat przemocy wobec kobiet i praw dzieci, prowadzą kursy pisania i czytania, obsługi komputera i grafiki komputerowej, tworzą rękodzieło, szyją produkty menstruacyjne, edukują o zagrożeniach płynących z przymusowego zawierania małżeństw w zbyt młodym wieku (nawet trzynastu–czternastu lat).
Inicjatorki doskonale znają trudy życia w obozach czy zatłoczonych mieszkaniach, często bez miejsc wspólnych czy przeznaczonych do odpoczynku. W ramach nowych projektów próbują zaaranżować dla uczestniczek ich aktywności chociaż tymczasowe bezpieczne przestrzenie. Starają się prowadzić długotrwałe działania, lecz są też gotowe reagować w nagłych sytuacjach. Na przykład w trakcie powodzi w 2019 roku w dolinie Bekaa, kiedy tysiące uchodźców wysiedlono ze zniszczonych namiotów, to absolwentki programów Women Now komunikowały się z organizacjami pozarządowymi i koordynowały redystrybucję pomocy humanitarnej w swoich społecznościach, zwłaszcza w obozach. Wykorzystały zdobyte na kursach umiejętności i sieci kontaktów. W kwietniu 2023 roku, kiedy rząd libański rozpoczął masowe aresztowania i deportacje Syryjek i Syryjczyków, kobiety zorganizowały się online, żeby wspierać się nawzajem, zbierać informacje o zatrzymanych, informować uchodźców i uchodźczynie o możliwościach zalegalizowania pobytu. Próbowały przeciwdziałać rosnącym napięciom między syryjskimi i libańskimi sąsiadami.
Aktywistki są świadome ograniczeń oddolnego działania. Widzą, z jakim oporem ze strony części społeczności, tradycyjnych liderów czy nawet własnych rodzin spotykają się ich przedsięwzięcia. W dobie kryzysu ekonomicznego w Libanie i topniejących funduszy międzynarodowych dla osób z Syrii trudno zapewnić samowystarczalność nowo powstałym inicjatywom. Kobiety winią za to postępującą NGO-izację, wymusza ona bowiem na organizacjach zuniformizowany sposób działania, ewaluacji i raportowania, przez co wtłacza je w ramy ustalone przez darczyńców i często pozbawia politycznego charakteru.
Chociaż głównym celem Women Now jest oddolność, część kobiet angażuje się w inne formy politycznego działania, wykraczające poza lokalność. Uczestniczą w konferencjach na temat łamania praw człowieka w Syrii i sytuacji uchodźczyń, należą do kobiecych grup roboczych przygotowujących postulaty uwzględniające perspektywę genderową w syryjskim procesie pokojowym. Współtworzą kampanie rzecznicze, dają świadectwa opresji, której doświadczają syryjskie kobiety, współorganizują działania Families for Freedom – sieci na rzecz sprawiedliwości dla zatrzymanych i zaginionych w Syrii. Jak podkreśla Women Now, nawet działając lokalnie, uczestniczą w budowaniu bazy ruchu feministycznego i syryjskiego, tworzeniu wiedzy feministycznej i zniuansowanych narracji o uchodźczyniach jako zdolnych do kierowania własnym życiem i walką. Sięgając do założeń strategii Women Now i przejawów politycznej działalności, wspólnie z uczestniczkami moich badań zdefiniowałyśmy politykę szeroko, jako kontestowanie, przekształcanie, a czasem reprodukowanie norm i relacji władzy w ich życiu osobistym lub poprzez działania zbiorowe. Bohaterki moich badań udowodniły, że bycie narażoną (na przemoc, wykluczenie) nie musi oznaczać utraty podmiotowości i sprawczości. Narażenie albo jego brak wynikają z polityki i nierównej dystrybucji władzy, są pochodną relacji społecznych i historycznych26. Często działania humanitarne określają konkretną populację jako wymagającą szczególnej opieki, co skutkuje zanegowaniem jej zdolności do działania politycznego, poszerzeniem biopolitycznej formy regulacji i kontroli. Dlatego tak ważne jest uznanie politycznej podmiotowości uchodźczyń, oddanie przestrzeni uczestniczkom zmiany, wspieranie ich sposobów samoorganizacji. Dopiero w przestrzeni stworzonej przez te kobiety możemy się spotkać i zacząć snuć plany o ponadnarodowej solidarności i współpracy.