Komputer i internet od samego początku wydawały się idealnym, emancypującym środowiskiem komunikacyjnym dla użytkowników, którzy ze względu na niepełnosprawność mają problemy ze swobodnym uczestniczeniem w fizycznej czy też medialnej przestrzeni publicznej. Nowe, elektroniczne media zapewniały dostęp do informacji, kontakt z innymi, a z czasem, gdy sieć ewoluowała w kierunku platform opierających się na partycypacji, także autoreprezentację tym, którzy poza siecią dysponują bardzo ograniczonymi środkami ekspresji, przy czym ograniczenie to często wynika nie tylko z fizycznej kondycji niepełnosprawnych, ale także ze związanego z nią mniejszościowego statusu. Media masowe kierują się wynikami badań oglądalności i skupiają swój przekaz nie na grupach niszowych, ale dominujących – do nich adresują ofertę i im gwarantują miejsce w ramówkach. Dotyczy to w dużej mierze także mediów publicznych, które nie dostrzegają w niepełnosprawnych osobnej grupy docelowej, zasługującej na reprezentację medialną, najlepiej – w miarę możliwości – samodzielnie kształtowaną. Co więcej, w przeciwieństwie do społeczności mniejszościowych o charakterze narodowym czy etnicznym, będących w polskich realiach najczęściej społecznościami lokalnymi, niepełnosprawni są rozproszeni po całym kraju, co znacząco utrudnia nawiązywanie relacji i wspólne działania. Wydawało się, że sieć będzie rewolucyjnym remedium na te bolączki.

Dość szybko okazało się jednak, że internet – podobnie jak sfera offline – pełen jest barier i ograniczeń utrudniających, a czasami nawet uniemożliwiających niepełnosprawnym korzystanie z sieciowych dobrodziejstw. Jak wskazują Katie Ellis i Mike Kent w książce Disability and New Media1, w architekturze platform sieciowych już na etapie projektowania należy uwzględniać niepełnosprawnych użytkowników, posługujących się przy korzystaniu z komputera i przeglądarki internetowej specjalistycznym oprogramowaniem. Media elektroniczne, podobnie jak architektura fizyczna, nie powinny upośledzać użytkowników, powinny realizować zasady projektowania uniwersalnego, czyli zapoczątkowanej na gruncie architektury koncepcji planowania budynków możliwie najprzyjaźniejszych dla jak najróżniejszych typów użytkowników (także tych z niepełnosprawnościami). Tak zaprojektowane miejsca nie wymagają późniejszego rozszerzania o dodatkowe „udogodnienia dla niepełnosprawnych”, które wyłączają nienormatywnych użytkowników z potoczystej i spójnej narracji przestrzennej, podkreślając ich odmienną kondycję i stygmatyzując. Zasady projektowania uniwersalnego mogą i powinny być stosowane również przy planowaniu interfejsów technologicznych, już na wczesnych etapach ich przygotowywania, co jest tańsze i bardziej efektywne niż późniejsze dostosowywanie platform do potrzeb na przykład niewidomych i używanych przez nich specjalistycznych programów.

 PRZESTRZEŃ IDEALNA? // PRZESTRZEŃ BEZ BARIER

Jakkolwiek sieć może być dla wielu niepełnosprawnych przestrzenią trudno dostępną, dla głuchych stała się prawdziwie wyzwalającym środowiskiem komunikacyjnym, ułatwiającym kontakty społeczne na skalę dla tej grupy wcześniej nieznaną. Nie potrzebują oni do korzystania z dobrodziejstw mediów elektronicznych specjalistycznego oprogramowania, jak osoby niewidome czy słabowidzące. Przestrzeń publiczna online wydaje się dla niesłyszących użytkowników niezwykle przychylna, umożliwia bowiem kamuflowanie głuchoty – jeśli tylko użytkownicy sobie takiego kamuflażu życzą.

W codziennym życiu głusi często są zanurzeni w żywiole ludzi słyszących, posługujących się językiem werbalnym, co niejednokrotnie przekłada się na poczucie izolacji i osamotnienia nie tylko w gronie znajomych i rówieśników, ale i w (najczęściej) słyszącej rodzinie. Psychologowie i sami niesłyszący (choćby David Lodge w powieści Skazani na ciszę) zwracają uwagę na poczucie osamotnienia nawet w gronie najbliższych, zniecierpliwionych koniecznością powtarzania czy głośnego i wyraźnego mówienia. Uczestnictwo w najbliższym kręgu towarzyskim i w medialnej przestrzeni publicznej może być dla niesłyszących bardzo utrudnione. Z dostępnych mediów wyłączone jest radio, a często także telewizja. Nawet jeśli nadawcy zapewniają emisje z napisami, zmieniają się one zbyt szybko, by można było z nich komfortowo korzystać. Dla wielu głuchych język polski jest bowiem drugim językiem, którego uczą się w szkole jako języka obcego. Naturalnym narzędziem komunikacji tej społeczności jest język migowy (w Polsce – Polski Język Migowy, PJM), co stanowi dodatkowy – obok głuchoty, mniejszościowego statusu grupy i jej rozproszenia – powód, dla którego pełne uczestnictwo w sferze publicznej, gdzie obowiązuje język werbalny, niejednokrotnie nastręcza niesłyszącym wielu problemów.

Nic zatem dziwnego, że społeczność niesłyszących szybko rozpoznała potencjał internetu – klasycznych stron internetowych oraz opartych na partycypacji list dyskusyjnych, forów i czatów. Popularność nowego medium była wśród niesłyszących tak duża, że przyczyniła się do załamania amerykańskiego systemu społeczności niesłyszących zbudowanego na bazie bezpośrednich kontaktów i klubów dla głuchych.

Również w Polsce – choć z pewnym opóźnieniem – media elektroniczne zwróciły uwagę społeczności niesłyszących. Sieciowe przyczółki powoływały najważniejsze organizacje niesłyszących ukonstytuowane offline, w tym najstarsza i największa: Polski Związek Głuchych (PZG). Zgodnie z ówczesnymi możliwościami technologicznymi tworzyły one witryny internetowe, które dziś określa się mianem Web 1.0 – internetu do czytania, stron wypełnianych treścią przez administratorów. W ten sposób w sieci zaczęła się odwzorowywać pozasieciowa struktura społeczności z dominującą pozycją dotychczasowych najsilniejszych graczy. Trzeba zaznaczyć, że najczęściej reprezentowali oni medyczne i patologizujące podejście do głuchoty, przejawiające się definiowaniem jej jako braku, dysfunkcji – co wyraża chociażby logo PZG, wykorzystujące obraz przekreślonego ucha. W ogólnodostępnej sieci dały o sobie znać podmioty reprezentujące „głuchy żywioł”. Z czasem zaczęły się jednak pojawiać inne społeczności o czysto sieciowej genezie, reprezentujące zgoła odmienną perspektywę patrzenia na to, czym jest głuchota i co to znaczy być głuchym. Stanowiły one przeciwwagę dla dotychczasowego dyskursu i traktowały głuchotę w kategoriach kulturowej różnorodności, jako podstawę specyficznej tożsamości niesłyszących.

PRZESTRZEŃ ALTERNATYWNA // ALTERNATYWNE FORUM… DLA NIELICZNYCH

Koncepcja głuchoty jako wartości kulturowej, a nie fizycznej dysfunkcji przywędrowała do Polski w latach 90. i zyskała na popularności na początku milenium, promowana między innymi przez takie platformy, jak prowadzona przez grupę wolontariuszy‑entuzjastów głusi.pl czy onsi.pl – potężny portal zorganizowany przez Organizację Głuchych i Słabosłyszących Internautów. Tego rodzaju inicjatywy nadały społeczności nową jakość, prezentując świeży ogląd świata, odmienny nie tylko od tego dostępnego dla dominującej słyszącej większości, ale i od oficjalnego dyskursu prowadzonego przez instytucje takie jak PZG. Platformy te promowały Głuchą Kulturę i Głuchą Identyfikację tożsamościową, udostępniały informacje i ciekawostki związane z głuchymi społecznościami (nie tylko w Polsce), często były to tłumaczenia z zagranicznych portali i serwisów informacyjnych. Z czasem onsi. pl poszła krok dalej i w 2004 roku uruchomiła forum deaf.pl, które w niedługim czasie wyrosło na prawdziwą agorę niesłyszących. Nie tylko wymieniano się tu praktycznymi informacjami i poradami, ale także toczono dyskusje dotyczące roli niesłyszących w życiu społecznym, różnorodnych wizji głuchoty, w tym postrzegania jej jako wartości, a nie medycznego i psychologicznego dramatu, i pełnej jej akceptacji.

Na forum deaf.pl głusi mogli się zetknąć z koncepcjami, których próżno było szukać zarówno w dominującej, słyszącej przestrzeni publicznej, jak i w bardzo tradycyjnie i medycznie zorientowanej dyskusji wokół głuchoty, którą proponowały instytucje. Była to bardzo dynamiczna, dyskursywna, chociaż jednocześnie konfliktogenna przestrzeń komunikacyjna, gdzie ścierały się różne perspektywy i postawy wobec głuchoty, a z czasem zarysował się ostry konflikt pomiędzy tymi, którzy podzielają jej tradycyjny, medyczny ogląd, umiarkowanymi głuchymi, postrzegającymi siebie w kategoriach kulturowych, a ekstremistyczną, bojową grupą dumnych głuchych, walczących o uznanie w dominującym dyskursie (m.in. w edukacji czy urzędach) Polskiego Języka Migowego za pełnoprawny język głuchej mniejszości oraz szeroko pojętą zmianę wizerunkową i społeczną. Tak różne podejścia do głuchoty uczyniły z deaf.pl miejsce dość trudne komunikacyjnie, spory wybuchały z dużą siłą, a emocje i konflikty szybko eskalowały. Zmuszało to administratorów do ścisłego nadzorowania forumowych dyskusji i uspokajania uczestników, najczęściej zakazami i blokadami, co z kolei spotykało się z oskarżeniami o cenzurę.

Pomimo tych problemów deaf.pl zdawało się prawdziwą przestrzenią publiczną dla niesłyszących internautów, poligonem doświadczalnym różnorodnych sytuacji komunikacyjnych, dyskusji, kłótni czy sztuki argumentowania. Była to przestrzeń, w której mogły się spotykać różnorodne opinie i postawy, w której negocjowano wartości i stanowiska. Każdy, jeśli tylko przestrzegał (rozbudowanego i skomplikowanego) regulaminu, mógł w tej przestrzeni aktywnie partycypować. W tym sensie deaf.pl realizowało postulat Habermasowskiej sfery publicznej jako idealistycznej przestrzeni spotkania różnorodnych postaw, do której wszyscy aktorzy mają dostęp i w której negocjują konsensus. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej aktywności użytkowników na forum, to, poza stopniowym odchodzeniem osób o umiarkowanych poglądach i tradycyjnym podejściu do głuchoty, można zauważyć, że grupa regularnie wypowiadających się forumowiczów jest stosunkowo nieliczna w porównaniu z liczbą zalogowanych. Z jednej strony jest to klasyczna zależność: większość preferuje bierny tryb uczestnictwa, woli raczej odbierać niż generować zawartość (wbrew entuzjastycznym zapowiedziom sieciowego prosumeryzmu, zaangażowania i partycypacji ówczesnych teoretyków2). Na deaf.pl można jednak zauważyć pewną paradoksalną korelację: ci, którzy przejawiali na forum największą aktywność, najżarliwiej argumentowali za Głuchą Kulturą, Głuchą tożsamością i walką o Polski Język Migowy, musieli to robić – jak to na forum – w obcym dla nich polskim języku werbalnym. Zatem ci, którzy byli najintensywniej zanurzeni w Kulturze Głuchych, musieli się posługiwać, i to z dużą biegłością, językiem polskim – była to jednak zdecydowana mniejszość. Pozostali (na skutek złożonych problemów w polskim systemie edukacji głuchych) często znali język polski wyłącznie biernie, w stopniu, który nie umożliwia swobodnego i poprawnego wypowiadania się w formie pisemnej. Dla tych użytkowników forum, jakkolwiek otwarte i zapraszające do współudziału, było ze względu na brak kompetencji językowych bardzo trudno dostępne. W wątkach towarzyskich, takich jak „kto jest kim” czy w sekcji randkowej, wyraźnie widać, że użytkownicy, których nicki nie pojawiają się regularnie w innych rejonach forum, z trudem radzą sobie z językiem polskim.

MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE – KOMUNIKACJA OBRAZEM // POZA (OBCYM) JĘZYKIEM

W połowie zeszłej dekady w sieci pojawiła się nowa jakość – media społecznościowe, które od wcześniejszych witryn odróżniono nazwą Web 2.0. To platformy opierające się na partycypacji, zaprojektowane w taki sposób, by to użytkownicy, a nie administratorzy wypełniali je treścią i mogli je udostępniać w kręgach znajomych, śledzących czy subskrybentów. Pod koniec dekady polskie media społecznościowe zdominowały w zasadzie dwie platformy: Facebook, którego popularność zaczęła gwałtownie rosnąć po udostępnieniu polskiej wersji językowej w 2008 roku, oraz YouTube.

Witryny dla niesłyszących, które dotychczas święciły triumfy, czyniły z mediów społecznościowych, szczególnie Facebooka, instrumentalny użytek, traktując go jako narzędzie graficznej prezentacji liczby osób sympatyzujących z daną witryną. Facebookowe profile stron onsi.pl czy głusi.pl służyły raczej do kolekcjonowania polubień niż prezentowania treści. Wobec braku innych narzędzi kreowania poczucia przynależności do grupy, na stronach instalowano wtyczki do Facebooka, zachęcano do polubień i publikowania zdjęć użytkowników, którzy dołączyli do grona fanów. Wszystko to w sposób bardziej namacalny budowało poczucie wspólnoty.

Głusi użytkownicy dostrzegli potencjał platform społecznościowych. Te najpopularniejsze stworzyły środowisko komunikacyjne doskonale przystosowane do potrzeb niesłyszących, z YouTube’em jako platformą publikacji treści i Facebookiem jako narzędziem ich dystrybucji. YouTube, umożliwiający dzielenie się własnymi materiałami wideo, dał osobom posługującym się językiem migowym możliwości komunikacyjne na niespotykaną dotąd skalę. Język migowy nie ma bowiem – ze względu na performatywną, zdarzeniową formę – wersji pisemnej. Zanim upowszechniła się kamera (za Christopherem B. Krentzem3 rozumiem tu kino w latach 10. i 20. oraz wideo w latach 70. i 80. XX wieku), komunikację w tym języku umożliwiał wyłącznie bezpośredni kontakt. Kamera pozwoliła utrwalić miganą narrację, tak by wykroczyła poza czas i miejsce „wypowiedzi”, a więc uczyniła dla języka migowego to, co pismo i druk uczyniły dla mowy – kamera internetowa i YouTube dały tę szansę każdemu, kto do owych technologii ma dostęp. Można zatem powiedzieć, że dla internautów posługujących się językiem migowym była to prawdziwa komunikacyjna rewolucja, zwłaszcza gdy mogli wzbogacić oferowaną przez YouTube możliwość ekspresji w języku migowym o wspólnotowość i łączliwość Facebooka. Ten ostatni bardzo dobrze reaguje na praktykę linkowania – film opublikowany na YouTube z łatwością można udostępnić poprzez facebookowe konto kręgowi znajomych, grupie, do której internauta należy, albo konkretnej osobie. Dzięki wykorzystaniu sieciowej struktury powiązań towarzyskich (social graph) odezwa, apel, wyznanie czy dowcip, nagrane kamerą internetową lub smartfonem, mogą dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Co ważniejsze, połączenie Facebooka i YouTube’a umożliwiło rozmowę, zwrotną ekspresję w natywnym języku głuchych, nie w obcym języku polskim, który dla wielu okazywał się zbyt trudny do swobodnego nawiązywania relacji.

Facebook, poza udostępnianiem miganych filmów, zdaje się skrojony na potrzeby osób, które nie czują się swobodnie używając języków werbalnych. Flagowe funkcje platformy, czyli polubienie oraz udostępnienie, są praktykami komunikacyjnymi wyrażającymi całą gamę różnorodnych znaczeń, choć nie wymagają kompetencji w zakresie języka werbalnego – wystarczy kliknąć w odpowiednie pole na ekranie. Facebook zachęca ponadto do edytowania krótkich statusów (dopytując „O czym teraz myślisz?”), które – w przeciwieństwie do forumowego postu, dłuższej i bardziej skomplikowanej formy wypowiedzi – wcale nie muszą zostać spisane. Użytkownikowi oferuje się cały wachlarz obrazkowych ko- munikatów do wyboru, co więcej – podzielonych na tematyczne i łatwe do zlokalizowania działy, takie jak samopoczucie („czuję się”) czy aktywności („jem”, „oglądam”, „świętuję”…). Dziesiątki ikon mogą wspomagać tych, którym w piśmie trudno byłoby wyrazić swoje samopoczucie lub podejmowaną właśnie aktywność. Gdy dodać to tego tagowanie osób, lokalizowanie, niezwykle łatwe aplikowanie memów, gifów, filmów i zdjęć, otrzymamy obraz środowiska komunikacyjnego, które dla głuchych nieznających biegle języka polskiego jest prawdziwie wyzwalające i umożliwia ekspresję w stopniu, jakiego nie może zaoferować żadne forum.

ROZPROSZENIE I ZAMYKANIE OBIEGU

Nic dziwnego, że najdynamiczniejsze forum wymiany myśli, dyskusji i żarliwego sporu, jakim było deaf.pl, zaczęło zamierać, podczas gdy w tym samym czasie na Facebooku zakładano kolejne grupy zrzeszające niesłyszących użytkowników. Grupy te zorganizowane były (i są) wokół wyznaczników lokalnych (np. Głusi Tomaszów lubelski [sic!]), zainteresowań (np. Głuchych wspomnienia z czasów „PRL”), ale także kwestii tożsamościowych, które wkrótce zyskały wymiar kwestii politycznych, dotyczyły bowiem samozarządzania czy równouprawnienia niesłyszących (np. Polityka Jedności Głuchych czy Ruch Społeczny Głuchych i ich Przyjaciół). Dodało to społeczności niesłyszących niezwykłej oddolnej dynamiki i – zdaje się – uruchomiło praktyki obywatelskie, jak protest czy potrzeba samorządności. Trudno jednak wyzwolić się od poczucia, że funkcjonowanie niesłyszących w mediach społecznościowych ma słodko‑gorzki posmak.

Dostęp do większości grup głuchych na Facebooku jest ograniczony, regulowany akceptacją administratorów. Ci sami użytkownicy, którzy niegdyś musieli się konfrontować z innymi perspektywami, poglądami i wartościami (nawet jeśli były to konfrontacje nieprzyjemne, konfliktogenne i pełne napięć), dziś funkcjonują w dużej mierze w zamkniętym obiegu grup o ograniczonym dostępie, w środowiskach, które ze względu na swoją hermetyczność konsekwentnie utwierdzają użytkowników w ich przekonaniach. Facebook, pomimo że jest platformą, która tak skutecznie umożliwia działania w skali mikro, dając pole mniejszościowym narracjom, jednocześnie wzmacnia efekt bańki informacyjnej (filter bubble effect)4. Powoduje go wariacyjność mediów elektronicznych, które mają na tyle elastyczną strukturę, że są w stanie dopasować materiał sieciowy do poszczególnych użytkowników – zarówno do sprzętu, z jakiego korzystają (witryny dostosowują się do przeglądarek internetowych czy ekranów mobilnych), jak i historii przeglądania oraz dotychczasowych wyborów (prezentując kolejne filmy do obejrzenia czy emitując odpowiednio dobrane reklamy). W obydwu przypadkach celem owej zmienności i personalizacji jest ułatwienie użytkownikowi korzystania z sieci oraz zagwarantowanie mu ochrony przed niepożądanymi treściami, a najczęściej zaoferowanie mu zawartości korzystnej dla administratora, choćby spersonalizowanej reklamy. Mechanizm ten zyskuje jednak szerszy wymiar, odcinając użytkowników także od odmiennych punktów widzenia, przez co sieciowy strumień wiadomości, informacji i kontaktów notorycznie odtwarza i powiela już przyswojone sądy i założenia.

27 lutego 2014 roku na deaf.pl pojawił się wątek poświęcony zamieraniu forum. Poszukując sposobu na ratunek, zaproponowano przeniesienie na forum – w uporządkowanej formie – wszelkiej zawartości Facebooka dotyczącej głuchych. Ten szalony pomysł skatalogowania platformy jest świadectwem nie tylko rozpaczliwej próby odświeżenia umierającej społeczności sieciowej, ale i wyrazem zagubienia przynajmniej części jej użytkowników. Za Facebookiem z jego chaotycznością, momentalnością, ciągłą fluktuacją treści, które pojawiają się i znikają, ustępując miejsca kolejnym zdjęciom, linkom, komentarzom i zmianom statusów, ciężko nadążyć. Pomysł przeniesienia całej głuchej treści Facebooka na deaf.pl można też odczytać jako wyraz tęsknoty za sytuacją, w której wszyscy zainteresowani działali w jednej sferze dyskusji, w jednym miejscu.