„Brońmy norm, normy nas obronią” – nawoływał kilka temu lat w „Autoportrecie” Krzysztof Nawratek. Zastrzegając, że normatywy w architekturze mogą „degenerować się w prostacką urawniłowkę”, uzasadniał, że uniwersalizująca siła regulacji chroni przestrzeń przed dyktatem silnych graczy – banków czy deweloperów1. Tragedia Grenfell Tower – o której prawnych przyczynach pisze w tym numerze Owen Hatherley – boleśnie dowiodła, że deregulacje w prawie budowlanym stanowią śmiertelną pułapkę. Jednocześnie: współczesne place zabaw – obwarowane panoptykonem przepisów i procedur kontrolnych – często przypominają więzienne spacerniaki. Paradoksalnie ich nudna, mająca zapewnić absolutne bezpieczeństwo przestrzeń jest przyczyną sporej części wypadków, których ofiarami padają chronione jak nigdy dotąd dzieci, nienawykłe do radzenia sobie z przeszkodami w postaci nierównego gruntu czy śliskiej powierzchni. Zwracają na to uwagę Karoline Mayer i Katharina Ritter – kuratorki prezentowanej w ubiegłym roku w Wiedeńskim Centrum Architektury wystawy Form folgt Paragraph (Forma podąża za paragrafem), które także gościmy w „Autoportrecie”.

W tym numerze chcieliśmy się przyjrzeć bliżej, w jaki sposób gąszcz przepisów, normy prawne i ich interpretacje manifestują się w przestrzeni. Interesowała nas funkcja określanych prawem uregulowań, które dyktują normy w budownictwie i w rezultacie formy architektury oraz ukształtowanie przestrzenne miast i regionów. A także to, do jakiego stopnia owe normy wynikają z uwarunkowań kulturowych, społecznych i ekonomicznych. Wszystkie te niewidoczne akty prawne i ich konteksty przekładają się przecież na przestrzenną realność, w której funkcjonujemy. Wielkoświatowy skyline Warszawy tworzą wieżowce zbudowane na podstawie niezbyt wyrafinowanego narzędzia prawnego, jakim jest decyzja o warunkach zabudowy, zwana powszechnie wuzetką. Dopiero z bliska widać, że dominacja szklanych wież w przestrzeni odbyła się kosztem tych, których pensja wystarczyłaby może na spinkę przy krawacie drogiego prawnika. Wuzetki są też najważniejszym elementem kształtującym deweloperskie międzymieścia rozlewające się na rolniczych łanach przekształconych w działki budowlane. Pod względem prawnym do budowanych na nich osiedli trudno się przyczepić – zapewniają ich mieszkańcom dostęp do światła i zieleni (jak jednak lege artis w tym przypadku przekłada się na życie demonstruje Kacper Kępiński). Zasiedlającej je klasie średniej, pracującej w pocie czoła na kolejne raty kredytu (uzyskanego w ramach takiego czy innego programu rządowego), być może otuchy dodają narracje ekonomistów o dokonaniu racjonalnego wyboru. O tym jednak, że specjalnego wyboru tak naprawdę nie było mówi Joanna Kusiak, obecna na tych łamach socjolożka i badaczka miast, autorka książki Chaos Warszawa. Porządki przestrzenne polskiego kapitalizmu.

Prawo to narzędzie, jak każde inne. Cele, które realizuje, wynikają z ogólnych zasad i wartości przyjętych przez wspólnotę. Trzy dekady temu – w tym roku mija okrągła rocznica wyborów 4 czerwca – zmęczone przymusową kolektywnością PRL-u polskie społeczeństwo postawiło na piedestale własność prywatną i utożsamiło ją z wolnością. „Problemem nie są przepisy, ale to, kim jesteśmy” – mówi urbanista i filozof Paweł Jaworski. Trzydzieści lat po „końcu historii” w skali globalnej widać zmęczenie tym, co przynosi codzienność późnego kapitalizmu. Żyjemy w przekleństwie ciekawych czasów, ale kryzysy są szansą na skonfrontowanie się z tym, co do nich doprowadziło i zmianę paradygmatu. Jeśli chcemy mieć wpływ na tę zmianę, obserwujmy uważnie rzeczywistość i pilnujmy tego, co się z niej wyłania. Nieznajomość prawa nie zwalnia z odpowiedzialności.

Marta Karpińska