Naturalnym kontekstem powstania tego numeru „Autoportretu” jest stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Tematy, którymi zazwyczaj się zajmujemy, mają charakter przekrojowy, a nie historyczny. Jednak bieżące wydanie, zatytułowane Narracje architektury dwudziestolecia, wiąże się organicznie z modernizmem, który – jak Czytelniczki i Czytelnicy często sięgający po „Autoportret” dobrze wiedzą – zajmuje nas na wielu płaszczyznach.

Staraliśmy się wyjść poza duszną dychotomię mitologizacji dwudziestolecia i jego szkalowania. Powiedzmy to wprost: nie chodziło nam o powielanie mitów o młodym, w zawrotnym tempie modernizującym się państwie ani też, przeciwnie, o – czasem nie mniej jednostronną – demaskację dorobku jednego z najbardziej kontrowersyjnych okresów w dziejach Polski. II RP – zbyt często się o tym zapomina – była zupełnie innym krajem (począwszy od jej położenia na mapie, a na jej mieszkańcach kończąc) niż dzisiejsza Polska, borykała się z zupełnie innymi problemami niż nasze, choć niewątpliwie niektóre z nich wciąż wydają się nam znajome i aktualne. Paradoksalnie w docenieniu dorobku polskiego dwudziestolecia pomaga nie tyle jego ciągła aktualizacja, ile poczucie dziwności i obcości, które nas nachodzi, kiedy bierzemy na warsztat jakiś odcinek tamtej powoli odchodzącej w coraz dalszą przeszłość rzeczywistości. Wspólnoty wyimaginowane, a każda wspólnota narodowa taka jest, potrzebują postulatu ciągłości trwania zbiorowego podmiotu. Zrozumienie zaś, do którego dąży wiedza, operuje dzieleniem i rozbiorem badanego przedmiotu, począwszy od tego, że stawiamy granicę pomiędzy badającym podmiotem (w tym wypadku redakcja oraz Autorki i Autorzy „Autoportretu”) a badanym przedmiotem. Innymi słowy: nie interesowało nas w podejściu do tego tematu „jak byliśmy wielcy”, tylko „jacy oni byli”. Oni, czyli mieszkańcy wieloetnicznej II Rzeczypospolitej. Ciekawiło nas, jak miała się narracja narodowa, zdecydowanie polonocentryczna, skierowana do wszystkich mieszkańców tamtego kraju, jak konstruowano, także na poziomie symboliki, międzywojenną wspólnotę narodową, skąd czerpano wzory dla architektury, jakim językiem przemawiała architektoniczna awangarda oraz jakie były jej przesłanki ideologiczne (i ich odbiór). Takie podejście, w żadnym wypadku nie podważające historycznego i kulturowego znaczenia polskiego międzywojnia, chroni nas – mamy nadzieję – przed stworzeniem zbyt prostego afirmującego obrazu Polski międzywojennej. Czyni go bardziej złożonym i skomplikowanym oraz przesuwa akcenty. Okazuje się zatem, że Lukstorpeda jako ikona nowoczesności była raczej jednorazowym, efemerycznym, elitarnym i tym samym mało znaczącym fajerwerkiem, nieodzwierciedlającym rzeczywistego stanu ówczesnych polskich linii kolejowych, za to międzywojenna spółdzielczość – wzmocniona ówczesnym prawodawstwem – wciąż stanowi inspirujące, pozytywne zjawisko. Podobnie wyjątkowość urbanistycznego planu zagospodarowania przestrzennego Warszawy (słynna Warszawa Funkcjonalna Chmielewskiego i Syrkusa), na co zwracają uwagę Jarosław Trybuś i Grzegorz Piątek w rozmowie z „Autoportretem”, wynikała z nowoczesnego systemu edukacji urbanistycznej powstałego na fali entuzjazmu tworzenia od podstaw instytucji odradzającego się państwa. W tak ujętym obrazie II RP mniej zatem widać spektakularnych osiągnięć, ale kto wie, czy nie więcej substancji. Mamy w każdym razie nadzieję, że lektura tego numeru okaże się dla Państwa równie pasjonującą wyprawą w dwudziestolecie, jaką była ona dla nas.

Emiliano Ranocchi